Poszukiwania biol.ojca-dawcy

Miejsce do wymiany doświadczeń dorosłych osób, które w dzieciństwie adoptowano.

Moderator: Moderatorzy dorośli adoptowani

Rysieczka
Posty: 970
Rejestracja: 03 kwie 2010 00:00

Re: Poszukiwania biol.ojca-dawcy

Post autor: Rysieczka »

I jeszcze jedno. Odnoszę wrażenie, że wiele osób korzystających z dawstwa nie zdaje sobie sprawy, że problem takich rodzin jak nasza nie konczy się z chwilą pojawienia się dwóch kresek na teście ciążowym, ani tez z chwilą urodzenia w terminie zdrowego noworodka, który otrzymał 10 pkt w skali Apgar. :roll:
I zatrzymują się w swoim rozumowaniu na tym etapie euforii.
Ale ta trudna droga, zwana rodzicielstwem dzięki dawstwu dopiero się zaczyna i mogą na niej czekać trudne niespodzianki.

To, że problemu nie ma, próby wyparcia ze świadomości 'tego faktu', próby negowania znaczenia genetyki, zwłaszcza na etapie ciąży i wczesnego rodzicielstwa (często nawet skuteczne, gdy na tapecie są inne sprawy typu oglądanie zdjęć z usg, kupowanie wózeczka, kompletowanie wyprawki, czekanie na pierwszy uśmiech). Tak, można wyprzeć problem, gdy dziecko jest niemowlęciem. Zamiast popadać w naiwny hurraoptymizm i patrzeć jeno na czubek swojego nosa, postanowiłam zastanowić się nad tym, jak będzie nasza rodzina wyglądać za pięć, dziesięć, dwadzieścia pięć lat.

Mam dużą nadzieję, że nasza rodzina przetrwa i się obroni. Bo nasza rodzina to nasz największy skarb (jakkolwiek oklepanie to brzmi)
My rodzice, zrobimy wszystko, aby tak się stało. Czy to się uda? Czas pokaże.
bloo
Członek Stowarzyszenia
Posty: 10041
Rejestracja: 13 kwie 2008 00:00

Re: Poszukiwania biol.ojca-dawcy

Post autor: bloo »

omilka pisze:
bloo pisze:a negatywne uczucia wobec metody swojego poczęcia (dawstwo) wykazuje mniej niż 10% respondentów
Sądzę mimo wszystko, że jest to grupa dosyć zamknieta i tylko niektóre osoby biorą udział w ankietach.

Sama niechętnie biorę udział w badaniach ankietowych.
no wiesz, ale w ten sposób można "skasować" każdą dowolną grupę począwszy od chorych onkologicznie, przez współuzależnionych od alkoholu, a na ofiarach przemocy domowej skończywszy. Nie sądzę, aby wołali jak osioł Shreka "ja, ja, wybierz mnie!".
To niewiele wnosi, chyba że zanegować sens badań jako takich, a jest to jedyna metoda weryfikacyjna dla długofalowych skutków przeróżnych terapii, koncepcji wychowawczych, działań produktów i tak dalej.
Jeśli chcemy mówić o twardych danych to rozmawiamy o badaniach kohortowych, a nie o odczuciach jednostki.
Awatar użytkownika
anolis
Posty: 260
Rejestracja: 13 kwie 2011 17:55

Re: Poszukiwania biol.ojca-dawcy

Post autor: anolis »

wydaje mi sie, ze myslimy z omilka podobnie, ale moze nie do konca zrozumialam jej post.
Miniula, to nie jest tak, ze ja przywiazuje wage w sposob przesadny do genetyki, wcale nie. Natomiast nie moge ani zgadnac, ani zdecydowac, jakie potrzeby i pragnienia bedzie mialo moje dziecko kiedy stanie sie juz dorosle.
Gdyby prawo pozwalalo skontaktowac sie z dawca po ukonczeniu przez dziecko 18go roku zycia, pozwoliloby to zostawic furtke. Nikt nie mowi, ze taki kontakt nastapi, ale wazne jest by istniala taka mozliwosc. Pozwoliloby to tez na pewno na zmiane profilu dawcow na bardziej odpowiedzialny. Rozmawialam ostatnio z biorczynia, ktorej pierwsza dawczyni wycofala sie w trakcie, bo nagle przeczyala artykul, ze dawstwo we francji moze stac sie jawne, i wyobrazila sobie ze bedzie mozna ja odnalezc. (bzdura, bo prawo nie dziala w stecz) Ale tak ja to zmusilo do zastanowienia sie ze w koncu doszla do wniosku, ze -anonimowe czy nie - dawstwo nie jest dla niej. Ze nie do konca zastanawiala sie nad tym co to oznacza.


Bloo, Twoj wpis podsumowuje wszystko, chyba bo sobie wydrukuje :) Szkoda tylko, ze w miedzy czasie kolezanka nam uciekla.
Rysieczka
Posty: 970
Rejestracja: 03 kwie 2010 00:00

Re: Poszukiwania biol.ojca-dawcy

Post autor: Rysieczka »

anolis pisze:Szkoda tylko, ze w miedzy czasie kolezanka nam uciekla.
Mam mglisty cień podejrzenia, że koleżanka jednak nie uciekła :wink: . Nawet mam pewne domysły, kto to zacz i czemu tak ostro mnie zaatakował. Retoryka charakterystyczna. Ups, maskarada nieudana!
Jakoś nie dziwi mnie to absolutnie. Ale szkoda, że brakuje odwagi cywilnej, aby wypowiadać się chociażby w swoim własnym forumowym imieniu. Cóż.

Być może zatem poczytuje wątek.
O złudna anonimowości w sieci :wink:
bloo
Członek Stowarzyszenia
Posty: 10041
Rejestracja: 13 kwie 2008 00:00

Re: Poszukiwania biol.ojca-dawcy

Post autor: bloo »

omilka pisze:Co do badań onkologicznych,to słuzba zdrowia prowadzi swoje statystyki, natomiast co do adopcji jest juz inaczej, badania zależą od chetnych, a ci nie są specjalnie jawną grupą. Nie znam się na dawstwie, ale przypuszczam, ze ta grupa może byc jeszcze bardziej skryta. O ile znam osobiście kilka rodzin adopcyjnych, nie znam rodziny (albo nie wiem o tym), w której dziecko urodziło się w wyniku dawstwa.
źle się wyraziłam, miałam na myśli oczywiscie badania psychologiczne nad chorymi onkologicznie, nie rejestry medyczne.
Natomiast jeśli idzie o "hermetyczność" rodzin korzystających z dawstwa- tak, masz rację, w Polsce jest własnie tak. Ale na tzw. Zachodzie bywa już inaczej, tam te rodziny zawiązują swoje stowarzyszenia, grupy wsparcia, uczestniczą w rozmaitych projektach, ich głos jest słyszalny.
A co do znania osobiście to myślę, że tu jest tak samo jak z ciążą, niepłodnością i wrzodami żołądka ;)- kiedy sama zaczynasz być częscią jakiejś grupy, to otoczenie się otwiera, podobni szukają podobnych.
Parę razy pisałam, ze dopóki sama milczałam byłam pewna, że jestem jedyną niepłodną w rodzinie; kiedy się "ujawniłam" okazało się, że w najbliższej rodzinie jest dwójka dzieci urodzonych dzięki IVF, rodzina po kwalifikacji adopcyjnej (ostatecznie urodzili biologiczne dziecko w trakcie procedury adopcyjnej) i dwie rodziny z niepłodnością mniej zaawansowaną (operacje i inseminacje). O jednej rodzinie adopcyjnej wiedziałam już wcześniej, więc jej nie liczę, ona zresztą była rodziną jawną, tzn. dziecko wiedziało o adopcji, otoczenie też.
Tak więc ja znam sporo rodzin dzięki dawstwu, ale znam je oczywiście dlatego, że zajmuję się tym tematem i dlatego się "namierzamy".
Awatar użytkownika
anolis
Posty: 260
Rejestracja: 13 kwie 2011 17:55

Re: Poszukiwania biol.ojca-dawcy

Post autor: anolis »

jestem nieobudzona, przeczytalam tylko pierwsza strone, moj ostatni komentarz dotyczyl tego postu :):

omilka pisze:Piszecie o rozterkach rodziców, przyjmując że dziecko z dawstwa musi byc szczęśliwe skoro ma kochających rodziców. Nie ma znaczenia w tym przypadku co o genach mysli rodzic, tylko dziecko. Trzeba pamietać, że ono jest stroną tego stosunku.

O tym jest własnie w pierwszym poście.
-- 04 Maj 2012 09:58 --
Rysieczka pisze:
anolis pisze:Szkoda tylko, ze w miedzy czasie kolezanka nam uciekla.
Mam mglisty cień podejrzenia, że koleżanka jednak nie uciekła :wink: . Nawet mam pewne domysły, kto to zacz i czemu tak ostro mnie zaatakował. Retoryka charakterystyczna. Ups, maskarada nieudana!
Jakoś nie dziwi mnie to absolutnie. Ale szkoda, że brakuje odwagi cywilnej, aby wypowiadać się chociażby w swoim własnym forumowym imieniu. Cóż.

Być może zatem poczytuje wątek.
O złudna anonimowości w sieci :wink:
a to ci psikus :)
ja w pierwszym momencie pomyslalam, ze to jakis troll ktory dopiero zalozyl konto wiec az rzucilam okiem na date - 2008!
wiec moja reakcja bylo raczej, ze jesli ktos od tak dawna jest na forum i wypowiada sie z taka zajadloscia, to musi przechodzic jakis powazny kryzys zwiazany z tematem, i ze musi byc mu w zyciu naprawde zle.
rafaello89
Posty: 22
Rejestracja: 25 mar 2012 13:46

Re: Poszukiwania biol.ojca-dawcy

Post autor: rafaello89 »

heja, sporo tu sie działo, jak widze, przejrzalem, skupię się bardziej kiedy indziej. Tylko taka info - dla ewenutalnych podobnych "przeszczepieńców" jak ja - nie ma szans na znalezenie danych dawcy, bo jak mi powiedziala milusia pani w recepcji - zostaly zniszczone!!! Noż się w kieszeni otwiera!!
Dzieki wam tu wszystkim za wsparcie i mega pocieszajace slowka typu "ja tez nie mam tatusia, a sasiad to alkoholik, a inna mamunia to [na forum nie używamy wulgaryzmów] ktora tez nie wie, z kim dziecko zrobila i żyją szcześliwie...a w najgoszym wypadku żyją, a z egzystencją się nie dyskutuje, więc morda w kubeł, dorośnij chlopie i ciesz się, że cie w ogole zrobili i zycie trwa. Hehe. No to o co loto? Ze az taki ukochany bylem zanim powstalem, zeby mi fundowac zycie z dziura w glowie? Hipokryzja - bo miało byc tak pieknie, TAK strasznie cie chcieli, kochali ten ręcznie "wypluty" przez studencinę (kurde, a moze lekarza?) plemnik jeszcze przed moim poczeciem, bo to ZYCIE przeciez, ich spelnienie marzen, ich wszystko.. Tjaaa...Bajeczka, że cacy.
A prawda jest taka - nie pasowalem. Bylem puzlem wstawionym nie do tej ukladanki. I robilem za puzzla "tak mamuniu, tak tatuniu - do cioci na imieniny" (no, powiedzmy ;) Aktualnie - stany depresyjne, dziura we łbie i paranoja szukania podobieństwa w ludziach.Tak, bylem z tym u psychologa i psychiatry. Tak, przyznali - ciezka sprawa, no bo ja wrażliwy, a to taki czas - budowania tozsamosci, ble ble, a czlowiekowi ciezko byc w polowie z kosmosu (tyle dobrze, ze matke znam..) i proponowali skupic sie na sobie, wlasnych osiagnieciach, a do pomocy dali lekkie psychotropy i kazali sie odprezyc, cieszyc zyciem tu i teraz. Pitu pitu - tu i teraz to ja zaraz moge wejsc w bzykanko z jakas nieznana pol siostrą i co wtedy?? Testy genetyczne przed stosunkiem?Mam schize - wybieram skrajne przeciwienstwa pod wzgledem wygladu chociaz wiem, ze to zadna gwarancja. No, ale schiza jest schizą.
Tak, prawda. Jestem zaje..scie sfrustrowany. Chcialbym - jak wiekszosc ludzi normalnie adoptowanych moc przynajmniej wiedziec, gdzie szukac. Kocham moja matke, ale i nienawidze ja za brak wyobrazni. Niechby juz zrobila mnie z sąsiadem po cichu, ojciec mógłby dac w gębę dla pozoru i wszystko zostałoby moze jak w kiepskim filmie, ale bez "dawcy-aliena", który jak duch i tak z nami mieszkał od początku, a wszyscy udawali, ze go nie ma..
Mądrych wyborów, ludzie. Nie wariujcie i nie tworzcie nowych bytów na granicy SF. Dzieci do adopcji są, moze te co juz nie robią kupek w pieluchy tez da sie polubic. A one skads są. Nie z kosmosu. Tego im akurat zazdroszczę. I szanuję adopcyjnych rodziców, którzy to rozumieją, wpierają i nie uzuprują sobie pierwszego miejsca, dla dobra dzieciaka. Dobre drugie miejsce jest lepsze niż pierwsze "na krzywy ryj" i w kłamstwie.
Mam nadzieje, że nie urazilem nikogo.
Miniula
Posty: 755
Rejestracja: 16 kwie 2012 19:38

Re: Poszukiwania biol.ojca-dawcy

Post autor: Miniula »

Rafaello89 wybacz, nie jestem psychologiem, fakt, ale sporo w życiu przeszłam i niejedno widziałam. I mam 99% pewności, że Twoim faktycznym problemem nie jest bycie dzieckiem poczętym z nasienia dawcy, ale coś zupełnie innego. Jednak na fakt pochodzenia najłatwiej zwalić wszystkie niepowodzenia, nietrafione wybory, popełnione błędy.
Mam nadzieję, że będziesz w stanie zdiagnozować ten problem, bo nienawiść, żal i złość zjadają Cię, a przecież masz całe życie przed sobą i daję Ci słowo, że przytrafią Ci się znacznie większe tragedie niż świadomość, że rodzice tak bardzo Cię pragnęli, że podjęli tak dramatyczną decyzję.
Nie jesteś człowiekiem z kosmosu. Jesteś człowiekiem, który ma dwoje kochających rodziców.
I takie durne pytanie - a gdybyś był dzieckiem poczętym w wyniku gwałtu zbiorowego????
Mam taką koleżankę. Matka jako nastolatka została zgwałcona przez 6 mężczyzn/chłopaków, ponieważ zarzucili jej na głowę jakąś szmatę, nie widziała ich, więc sprawców nigdy nie wykryto. Ta to ma dopiero jazdy!! Nie dość, że ojciec nieznany, to jeszcze gwałciciel...Milusio, prawda?
Tak, masz problem. Ale schizy w większości fundujesz sobie sam.
Życie nie jest proste. Przykro mi.
Znajdź terapeutę, itp.
Pozdrawiam.

Cuda czasami przybierają formę, jakiej się nie spodziewaliśmy, o jaką nie prosiliśmy, jaka może nas niekiedy przerażać. Ale nadal są cudami, odpowiedzią na nasze modlitwy... A może po prostu wynikiem naszej pracy...

Miniek już Miniulowy :love:

Nela8


rafaello89
Posty: 22
Rejestracja: 25 mar 2012 13:46

Re: Poszukiwania biol.ojca-dawcy

Post autor: rafaello89 »

Miniula, dzieki :D to mamy juz komplet, alkoholicy, mamunie lekkich obyczajow, znikajacy tatusiowie i ..gwalt zbiorowy. Nie no, jasne - bycie biol. dzieckiem mojej matki i slicznego anonimowego plemnika moze przy tym wszystkim wygladac jak sielanka. Czy tak sie to sprzedaje obecnie w klinikach? Ze dzieciakowi i tak lepiej bedzie z dziura w glowie niz po poczęciu w gwalcie zbiorowym? Aaa.. to przepraszam. Chylę glowę z pokorą, bo zaraz zarzucicie mnie jeszcze innymi horrorystycznymi przykładami poczęcia i wyjdzie na to, ze ci, co to tak normalnie, po cichu, pod kołdrą (itp) to ufoludki!
Znowu jakas hipokryzja sie tu wdała - przeciez moje poczęcie nie miało stanowic tla dla wszyskich nieszczesc tego swiata, wrocmy do bajki poczatkowej: przeciez pan doktor mowil, ze bedzie milusio, ze bede podobny i ze wszyscy beda gugac i sie usmiechac, a kto tam pyta o geny! :wink:
Ludzie, tak, dorastam, tak, mam inne problemy (zaliczenia, kumpli, laski etc.), jak i nawet sukcesy (Milunia, uwierz, powaznie!! Nie jestem kompletnym frustratem, jesli Cie to pocieszy). Natomiast chce wiedziec, kim jestem. Ba, mam do tego PRAWO.
bloo
Członek Stowarzyszenia
Posty: 10041
Rejestracja: 13 kwie 2008 00:00

Re: Poszukiwania biol.ojca-dawcy

Post autor: bloo »

nikt w tym wątku nie odbierał Ci tego prawa, ani nawet go nie podważał.
Myślę, że idealizujesz "normalność" w tym samym stopniu, w jakim pogardzasz tym, co uważasz za "nienormalność".
Poczęcie w sypialnianym łożu znaczy jedynie tyle, że poczęło się w sypialnianym łożu. Można mieć mimo to schrzanione życie, a można mieć je piękne, ponieważ nie okoliczności i miejsce poczęcia o tym decydują.
A co do prawa- tak, sytuacja jest bardzo zła. Jednak to od Ciebie zalezy, co zrobisz z tym dalej, a nie od rodziców, kliniki i rządu. Resztę napisała Miniula.

a.
rafaello89
Posty: 22
Rejestracja: 25 mar 2012 13:46

Re: Poszukiwania biol.ojca-dawcy

Post autor: rafaello89 »

Bloo, tak tylko ode mnie to zalezy, rodzice i klinika moga tylko pokiwac glowami.. A ja moge uznac, ze wiedza o polowie mojej tozsamosci wpadla w szredarke, bo nie byla istotna. Bo przeciez mam kochajacych rodzicow (do dzis nie rozumiem co to ma do rzeczy) i "ciesz sie, sieroto, ze az tyle, bo mogles (w sensie - ten plemnik) duuuzo gorzej trafic"..
Terapeute mam, bo mam ataki paniki (cos a la OBCY atakuja ;) moze to poczatek choroby psychicznej, ale nikt od matki tego nie ma, wszyscy z psychika jak dąb) no i budujemy ta moja tozsamosc na podstawie polowki, ktora mam i ... braku drugiej polowki, ktorej bajki o milym plemniczku za cholere nie chca wypelnic. To jest kulawa tozsamosc, ale jest.
Mogloby byc gorzej, kochani, nie? Moglem np.powstac z obcej komórki i obcego plemnika i byc wrzuconym w surogatkę, która potem przekazałaby mnie milusiej parze gejów i wszyscy by sie bardzo ale to bardzo kochali.. Jak widac - macie rację, normalnośc/nienormalnośc - kwestia absurdalnie wrecz wzgledna i o co tyle krzyku koles?
dobranoc
Rysieczka
Posty: 970
Rejestracja: 03 kwie 2010 00:00

Re: Poszukiwania biol.ojca-dawcy

Post autor: Rysieczka »

bloo pisze: Poczęcie w sypialnianym łożu znaczy jedynie tyle, że poczęło się w sypialnianym łożu. Można mieć mimo to schrzanione życie, a można mieć je piękne, ponieważ nie okoliczności i miejsce poczęcia o tym decydują.
Tak. Geny nie są tożsame z więzią, która powstaje w rodzinie i nie są jej gwarantem.
Są rodziny stuprocentowo spokrewnione ze sobą genetycznie, w których więzi mocno kuleją: dzieci nie chcą mieć nic wspólnego ze starymi, rodzenstwo ma ze sobą kiepski kontakt.
I to nie muszą być rodziny patologiczne, ależ skąd!

Problemy z tożsamością mają nie tylko osoby poczęte dzięki dawstwu.

No, z ręką na sercu, przyznajmy się, czy gdybyśmy mogli wybrać rodziców, to na pewno wybralibyśmy swoich aktualnych starych? :twisted:

Ja miałam w życiu taki etap, gdy moi starzy cofnęli fundusze na dość kosztowne lekcje tenisa, ich zdaniem był to zbytek, strata czasu i pieniędzy. Stwierdzili, że mistrzynią Polski raczej nie zostanę a powinnam skupić się na szkole, nie na sporcie - o, jak bardzo chciałam, aby ktoś bogaty i rozrzutny mnie adoptował - miałam wtedy 13 lat).
Do tej pory mam o to zadawniony żal do rodziców, został uraz, poczucie niskiej wartości, odebrany przekaz 'nie warto we mnie inwestowac'. :roll: Coś, z czym muszę się borykac w dorosłym życiu, chociaż prawdopodobnie starzy nie chcieli mi wyrządzić az takiej krzywdy.

Myślę, że figura dawcy byłaby dla mnie na tym etapie takim 'krolewiczem na białym koniu'. Najlepiej jeszcze byłoby, gdyby przyszła ona w pakiecie z legendą typu: Twoim biologicznym tatą był znany artysta, aktor, sportowiec (a najlepiej tenisista - tłumaczyłoby to, skąd moje 'skrzywienie').

Myślę, że świadomość bycia dzieckiem poczętym dzięki dawstwu pozwala wyobraźni rysować tego typu scenariusze, doszukiwać się w sobie różnych dziwnych cech - z jednej strony ukrytych talentów, z drugiej - może jakichś groźnych chorób...

... no i uciekać od rzeczywistości w trudnych momentach.

I brnąć w różne wizje, mniej lub bardziej przyjemne, w zależności od nastroju, sytuacji rodzinnej.

To trudny problem, przyznaję, próbując już teraz wejść w buty mojego syna.

Dlatego też sądzę, że możliwość dotarcia do dawcy, poznania jego tożsamości byłaby dla dziecka możliwością uspokojenia własnych schiz, brakującym puzzlem.
Nie zastąpi on przecież figury ojca, ale jest tym brakującym ogniwem układanki.
rafaello89
Posty: 22
Rejestracja: 25 mar 2012 13:46

Re: Poszukiwania biol.ojca-dawcy

Post autor: rafaello89 »

Przebrnąłem przez wątek. Luzik, nie bede atakowal, bo jestem mega spokojny :wink: - lecę na Zolofcie. Schizy ostatnie były cięzkie do przebrnięcia - natręctwa o podobieństwie do przechodniów, gapienie sie na facetow po 40 itp. Psychiatra mówi, że jak nie przestanę, to psychoza murowana albo.. w ciach/ moderator mi ktos da w koncu. A ja tak zwyczajnie chce wiedziec gdzie moj biol-tatko się podziewa i czy potomkow (moich jakby nie było współbraci) liczy sobie na tuziny czy setki.
Nie będę mial szansy spytać dlaczego mnie hmm...oddal? (nadal przewaga po stronie adoptowanych. Moga tak po prostu o to spytac i przycisnac do muru rodzinke, zawsze to trochę zadośćuczynienia), a w moim przypadku co? Odpowiedz jasna jak slonce - "sam wiesz, zbywało mi na tym materiale, chloptasiu, a jeszcze ktos mial sie ucieszyc i kaske dostalem - to czemu nie?"
Piszę to wszystko, bo może ktoś się zastanowi, jakie życie funduje swojemu "szczęściu wyczekanemu". I może skupi się nie tyle na brzuchu, kupie i zupie i paradach do bliższych i dalszych ciotek i pociotków (co to i tak tylko częściowo spokrewnieni i w bujdzie żyją), a pomyśli o konsekwencjach dla mlodych. Niech ten dawca da się znaleźć chociaż - realny, a nie zadna legenda (Rysieczka, Ty probujesz zbagatelizowac sytuacje i nadac jej jakis mega lajtowy i dziecinny ton typu ksiaze William czy inny kaczor donald, co niejako rozumiem, bo Twoj maly jeszcze dziecko) - mnie interesuje czlowiek z krwi i kosci, z jego przeszloscia, krewnymi, chorobami dziedzicznymi. Po tej stronie jest polowa mojego dziedzictwa, glupia decyzja jakiegos studenciaka a potem zaślepienie matki pozbawily mnie tej wiedzy na zawsze i wszczepily w inne drzewo genealogiczne.
Omilka - jesteś najbliżej tego, co czuję i widać, że najmniej teorii, a więcej "zjedzonych zębów" w tym, co piszesz. Szacun.
No i znacie powiedzonko - krew nie woda.. Same chcialyscie chociaz 50% swoich genow, a w tekstach do mnie slysze, ze nie geny tworza rodzine, a wiezi.. Wiezi to ja mam ze wszystkimi ciach/ moderator i ciut, a chcialbym miec jakies więzi krwi z drugiej strony, nie tylko od matki.
I wiecie co mysle ostatnio - ze chyba lepiej nie wiedziec. ciach/ moderator mi ta wiedza? I co to za wiedza?? Mój ojczulek jest w porzo, brak podobienstwa daloby się jakoś wytlumaczyc, a z takim ochłapem prawdy, ktory mi dali - to juz moja matka niech by się męczyła sama.
Miniula
Posty: 755
Rejestracja: 16 kwie 2012 19:38

Re: Poszukiwania biol.ojca-dawcy

Post autor: Miniula »

Rafaello89, strasznie mi Cię żal. I to nie dlatego, że nie masz wiedzy o 50% swoich genów.

Tobie NAPRAWDĘ się wydaje, że w 100% biologicznych rodzinach ludzie siedzą w genetyce i znają wszystkich swoich przodków 10 pokoleń wstecz, znają wszystkie przypadłości, cechy charakterystyczne?????
Naprawdę sądzisz, że jak ktoś jest w 100% dzieckiem biologicznym swoich rodziców dostaje od nich kompleksowy pakiet wiedzy plus głębokie więzi i regularne kontakty z członkami rodziny????
Lol...
To znaczy, że ja oraz większość moich znajomych żyje w dziwnych rodzinach.

I coś Ty się tego "studenciaka" doczepił???

Powtórzę - SAM sobie fundujesz schizy, masz niezłą pożywkę, ale sam siebie krzywdzisz. Nie Twoja matka, nie Twój ojciec, nie dawca spermy, ale TY.

I wiesz, nie rozumiem zupełnie jak można aż tak wielką wagę przywiązywać do jakiegoś przypadkowego plemnika mając w nosie 22 lata wychowania, troski i miłości...
Dla mnie to oznacza, że nie warto w ogóle zajmować się czymś takim jak wychowanie dziecka w innym układzie niż 100% biologicznego pochodzenia, bo w pewnym momencie powie "stara, jesteś w porządku nawet, ale w porównaniu z moją biologiczną matką nie liczysz się wcale".
Smutne... strasznie smutne :cry:

Cuda czasami przybierają formę, jakiej się nie spodziewaliśmy, o jaką nie prosiliśmy, jaka może nas niekiedy przerażać. Ale nadal są cudami, odpowiedzią na nasze modlitwy... A może po prostu wynikiem naszej pracy...

Miniek już Miniulowy :love:

Nela8


rafaello89
Posty: 22
Rejestracja: 25 mar 2012 13:46

Re: Poszukiwania biol.ojca-dawcy

Post autor: rafaello89 »

kurde, gadamy dwoma językami. Nie podważam 22 lat wychowania, miłości, czegokolwiek tam. Doceniam desperację, by dalszej rodzinie i znajomym uparcie wmawiać, ze chociaż czoło mam po dalekim stryju..
Nie, nie zakładam, ze genetyka jest tematem do obiadu i kolacji w rodzinach biologicznych - jesli juz to pewnie tak jak wszedzie w uproszczonym wydaniu: "alez on z wiekiem coraz bardziej przypomina matke/ojca/sasiada/tu wstaw: dawce spermy". Ona staje sie wazna tam, gdzie jej brak.
Problem jest Ci obcy, bo .. to nie twoja bajka. I tyle. Zakladam, ze nie znasz przodkow do 10 pokolenia wstecz, bo cie to lotto, ale wiesz kto jest twoim ojcem, nawet jesli z nim nie mieszkasz, matka, nawet jesli nie zyje, siostra, kuzynka itp. I zakladam (naiwniak), ze nie byloby ci to obojetne, gdyby nagle ta konfiguracje ktos zmienil. Np. powiedzial ci, ze powstalas z nieznanego plemnika ciach/moderator ale twoj ojciec to nadal twoj ojciec. A tam, co za roznica, nie? Plemnik ojca czy kogos innego, co za roznica. Komorka matki czy obca. Przyjelabys to na klate bez zadnego wrazenia - w koncu liczy sie milosc i wychowanie. Tak bardzo cie chcieli, ze skasowali ci korzenie i tozsamosc. Dzidzia znikad. Tabula rasa.
Nawet fajnie to ktos wymyslil, bo w adopcji trzeba jednak o tych biologicznych pamietac, a tu? W kosmos i udajemy, ze robimy takiego aliena, ktorego ulepimy na swoje podobienstwo i tylko czasem ciach/moderator , jak sie okaze, ze fasada odpada a wychodzi obcy, ktory w dodatku chce cos wiedziec o swojej przeszlosci.
Ciekawe po co te wszystie kursy na adopcje, szukanie korzeni - po ciach/moderator to tym dzieciakom. Sa teraz w nowej rodzinie (cudownej, kochajacej i jedynej) to maja cicho siedziec i sie cieszyc, a nie szukac dziury w calym, niewdziecznicy.
Dla mnie, co byscie tu nie biadolili i nie zaklinali w temacie - z tym plemnikiem powstala polowa mnie, mojej wersji biologicznej. Jak u kazdego normalnego czlowieka. I chcialbym przynajmniej znac imie i nazwisko, zeby sie gdzies w to wszystko wpasowac.
Koncze juz, bo mi sie nie chce tak tu pitolic. Wywalilem, co mialem do wywalenia, moze wejdzie tu kiedys taki ciach/moderator jak ja to przynajmniej nie bedzie sie czul taki wyalienowany.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Dorośli adoptowani”