gawroann pisze:
Nie wiesz i mam nadzieję, że nigdy się nie dowiesz jak to jest ,gdy lekarz mówi ci, że nigdy nie będziesz mieć biologicznych dzieci. Rozumię twoich rodziców, że bardzo chcieli mieć dziecko. Natomiast nie wiem czy ty sobie zdajesz sprawę, ale wszystkie decyzje odnośnie leczenia niepłodności nie podejmuje się od tak i fakt, że twoi rodzice się wybrali taką a nie inną metodę na spełnienie swojego najważniejszego marzenia świadczy o tym jak bardzo chcieli mieć dziecko.
ale co z tego? Pytam serio. Dlaczego dziecko urodzone dzięki dawstwu, adoptowane, urodzone po wieloletniej terapii niepłodności, powinno koncentrować swoje emocje na fakcie WDZIĘCZNOŚCI wobec rodziców, a zatajać tzw. trudne emocje wiążące się z tym, że jego prawo mogło zostać potraktowane przedmiotowo?
Znam dziesiątki, jeśli nie setki relacji dorosłych dzieci urodzonych dzięki dawstwu. Jeśli w rodzinie od początku była jawność to na ogół te relacje są ciepłe. Ale są też relacje pełne złości i żalu, to relacje dzieci, których okoliczności przyjścia na świat były ukrywane lub traktowane jako wstydliwy sekret.
To także relacje dzieci, które posiadają rodzeństwo przyrodnie, którego nie mogą poznać, bo odmawia im się do tego prawa.
To naprawdę wstrząsające, że dorosłym ludziom przydarza się niepłodność. Tylko, że nie ma to znaczenia dla nowego człowieka, którego powołają do życia. Tego nowego człowieka nie interesują marzenia i choroby rodziców, a to, czy podczas realizacji tych marzeń pamiętano także o odpowiedzialności za nową rodzinę.
Wiesz z twoich postów wynika, że masz bardzo duże pretensje do swoich rodziców, że w ogóle walczyli o dziecko. Rozumiem, że wolałbyś się w ogóle nie urodzić? Wytłumacz dlaczego piszesz o respektowaniu TWOJEGO prawa i porównujesz je do bezpłodności twoich rodziców?
dlaczego popadasz w demagogię? Czy każdemu człowiekowi, którego prawa do wiedzy o pochodzeniu są łamane, powiesz "wolałbyś się nie urodzić?".
Ja osobiście wolałabym się urodzić, ale wiedzy o swoim pochodzeniu nie traktuję jako przywileju, to jest moje prawo. I nie widzę powodu, dla którego miałoby być ono łamane.
Piszesz, że nie chcesz nikomu mieszać w życiu, ale zastanawiałeś się, jak zareaguje "twój tata" gdy zapukasz do jego drzwi? A czy w ogóle przyszło ci do głowy, że on chciał być anonimowy, żeby potencjalne dzieci go nie odnalazły?
To naprawdę trudna sprawa i nie podejrzewam, aby udało ci się znaleźć "rodzinę" (jak to piszesz).
dawca nie jest tatą. Tata nie jest dawcą. Dawczyni nie jest matką. Matka nie jest dawczynią.
Odwróćmy Twoje pytanie: czy dorośli dawca/dawczyni nie powinni myśleć dalej niż poza sam akt oddania gamet? Czy przyszło im do głowy, że z faktu przekazania swoich komórek może wyniknąć konsekwencja w postaci narodzin odrębnej istoty spokrewnionej z nimi, z ich dziećmi biologicznymi i wszystkimi dziećmi narodzonymi dzięki ich gametom?
Kiedy rodzi się dziecko jest pyzatym niemowlęciem, ale to niemowlę dorasta. Zaczyna mieć swoj własny świat, przemyślenia, osobowość i pragnienia. Nie zyskuje praw, większość z nich posiada od momentu urodzenia.
To perspektywa, o której wielu dawców, dawczyń, ale też biorców nie lubi myśleć. Bo dobrze jest udawać, że adopcja prenatalna jest aktem technicznym, który nie pociągnie za sobą skutków.
Niestety wiemy, że to fikcja.
Dawstwo nasienia ma ponad 120 lat, dawstwo komórek- 30 lat, od 30 lat prowadzi się na świecie badania psychologiczne, medyczne i socjologiczne nad rodzinami dzięki dawstwu.
Nie poruszamy się po omacku, to nie jest terra incognita. Wiemy, że rodziny utworzone dzięki adopcji prenatalnej mają bardzo wiele cech wspólnych z rodzinami utworzonymi dzięki adopcji społecznej. Dzieci mają te same prawa. Rodzice powinni przejść ten sam proces żałoby, godzenia się z brakiem potomstwa spokrewnionego biologicznie. Bliscy takiej rodziny powinni wiedzieć o fakcie adopcji, ponieważ nie jest ona niczym wstydliwym, a dziecku pozwala budować swoją tożsamość na prawdziwym i stabilnym fundamencie.
Dzieci mają prawo do wiedzy o tym, czy posiadają rodzeństwo przyrodnie. Jaki wywiad medyczny mieli dawcy.
Konfrontowanie tego z postawą "a może dawca nie chce być znaleziony?" jest czymś podobnym do powiedzenia dziecku adoptowanemu społecznie "a może twoja matka biologiczna nie chce, abyś ją odnalazł?". Może nie chce, może chce, jednak faktem jest, że zarówno matka biologiczna, jak i dawca/dawczyni, podjęli kiedyś pewną decyzję. Podjęli ją jako ludzie dorośli w przeciwieństwie do dziecka, które w trakcie jej podejmowania było albo noworodkiem, albo płodem, albo dopiero było koncepcją dziecka.
Dziecko nie miało na tę decyzję wpływu, a jednak to jemu każesz ponosić skutki decyzji podjętych przez innych ludzi stojących za jego poczęciem. Dlaczego?
Co sprawia, że pochylasz się nad motywacją dorosłego dawcy, a nie chcesz się pochylić nad prawem dziecka?
Na samym końcu ja też uważam, że powinien być rejestr dawców, ale udostępniany tylko i wyłącznie na potrzeby wywiadów medycznych lub przy wypadkach gdy potrzebna jest rodzina biologiczna.
nie zgadzam się z Tobą.
Dzieci adoptowane mają prawo do wglądu w rejestr. Dzieci adoptowane prenatalnie mają dokładnie to samo prawo.
Ich życie nalezy do nich, a nie do lekarzy lub urzędników, ktorzy zdecydują, czy przysługuje im prawo do poznania własnej historii.
Jedyna różnica między adopcją prenatalną i społeczną to dziewięć miesięcy, które dziecko urodzone dzięki dawstwu spędza w macicy swojej matki. I to nie powinno nas zwieść, bo historia genetyczna pozostaje w obu przypadkach odmienna od historii rodziców.
-- 26.03.2012, 14:07 --
omilka pisze:
2) Dawcy nasienia, ktory zastrzegł sobie i któremu obiecano anonimowość. W warunkach polskich dawcę mozna wykorzystać 5 razy .
w Polsce nie istnieje prawo regulujące kwestię dawstwa i nieprawdą jest, iż istnieją jakiekolwiek obwarowania dotyczące wykorzystania materiału genetycznego jednego dawcy.
Poruszamy się po terenie znajdującym się w szarej strefie.