Poszukiwania biol.ojca-dawcy

Miejsce do wymiany doświadczeń dorosłych osób, które w dzieciństwie adoptowano.

Moderator: Moderatorzy dorośli adoptowani

ODPOWIEDZ
rafaello89
Posty: 22
Rejestracja: 25 mar 2012 13:46

Poszukiwania biol.ojca-dawcy

Post autor: rafaello89 »

Witam,nie wiem za bardzo, gdzie pisać, to forum wydawało mi się odpowiednie, bo jestem w swoim widzeniu "pół-adoptowany" dzięki - jak mi to od dawna wpajano - "cudownej" procedurze o nazwie inseminacja nasieniem dawcy.. Dodam, że moja matka i społeczny ojciec widzą to inaczej, ich zdaniem to że mnie "tak strasznie chcieli i kochali", a potem wychowali usprawiedliwia wszystko i oznacza, ze genetyka jest bez znaczenia, bo to był tylko "jeden mały plemnik".. :evil: tak jakby ten plemnik był stworzony w laboratorum i oderwany od konkretnego człowieka. Co za cholerna hipokryzja.. Kazdy powstał z plemnika i komórki, nie ma innej opcji, wiec kazdy ma KONKRETNYCH biologicznych rodziców, nawet jeśli wychował go ktoś inny.
Dla mnie genetyka ma znaczenie i to zasadnicze. Nie wiem nic o połowie mojego pochodzenia, gdzieś tam są moi krewni czyli ludzie, z którymi wiąże mnie coś tak "nieważnego" jak geny czy częściowo wygląd (bo nie jestem podobny do matki). Czy ktoś wie jak można znaleźć informacje o dawcy?Nie chce nikomu mieszac w zyciu i nic od niego nie chcę, rozumiem, że oddał spermę i zainkasował kasę w poczuciu dobrze wykonanego obowiązku wobec społeczeństwa i z chęci "niesienia pomocy" - chodzi o MOJĄ swiadomosc wlasnego pochodzenia i korzeni, nic poza tym.
p.s. nie chciałbym, zeby ktos wysnul wniosek, ze lepiej nic nie mowic - przynajmniej za to ich szanuje. Szkoda tylko, że ściemniali przed resztą rodziny. Zawsze było jakoś krzywo..
rafaello89
Posty: 22
Rejestracja: 25 mar 2012 13:46

Re: Poszukiwania biol.ojca-dawcy

Post autor: rafaello89 »

omilka, dzieki za zrozumienie. Tak jak pisalem - nie bylem podobny do nikogo w rodzinie, co powodowało liczne dociekania z każdej strony i chyba konsternacje.. Moze to, moze jakies wyrzuty sumienia, a moze chęć poukladania wszystkiego tak jak faktycznie było sklonily ich do otwartosci. Uwazam, ze to lepiej niż cale życie w kłamstwie, mój ojciec np. ma raka - gdybym byl "jego", mialbym obciazenie genetyczne i musiał się badać czesciej. W swietle informacji, ze nie jest moim biologicznym ojcem, tej pewnosci nie ma.
Mysle, czy nie wystapic do sadu z roszczeniem do lekarza o ujawnienie danych.
rafaello89
Posty: 22
Rejestracja: 25 mar 2012 13:46

Re: Poszukiwania biol.ojca-dawcy

Post autor: rafaello89 »

Jeśli prawo do wiedzy o pochodzeniu człowieka jest jego prawem fundamentalnym, to dlaczego nie dotyczy Rafaello? Uwazasz, że wiedza i nieznanym dawcy nasienia jest prawdą, a nie półprawdą albo ćwierćprawdą?
To nadal jest MOJE prawo, tak jak i ludzi adoptowanych, natomiast ono jest w tym zacofanym kraju kompletnie nierespektowane, bo wazniejsi byli moi rodzice i ich bezplodnosc oraz interes jakiegos szemranego doktorka i jego zbijajacej kokosy kliniki, ktorzy wmowili im, ze jest to przeciez fantastyczne rozwiazanie ich problemu. A wiedza o nieznanym dawcy -ojcu biol. JEST prawdą zdecydowanie lepszą, niz wmawianie dzieciakowi (i całemu światu), ze jego biol. ojcem jest ktos genetycznie niespokrewniony!! Za ojcem idzie oczywiscie cala rodzina - kuzynki, babcia, dziadek etc.
Nie wiem, co mam "w genetycznym pakiecie" od dawcy i wątpię ze zostal dokladnie przebadany, to tylko wywiad przeciez (wiem, bo sie dowiadywalem). Mozliwe, ze początki jaskry. Nikt tego nie ma po stronie matki.
OK, widzę, że to i tak na nic, chyba, zeby sie ktos zastanowil.. Jesli ktos moze pomoc, ma pomysl, niech pisze, prosze. Moze byc na priv.
bloo
Członek Stowarzyszenia
Posty: 10041
Rejestracja: 13 kwie 2008 00:00

Re: Poszukiwania biol.ojca-dawcy

Post autor: bloo »

omilka pisze:
Prawo do wiedzy o własnym pochodzeniu jest jednym z fundamentalnych praw człowieka.
Co Rafaello ma zrobic ze swoją wiedzą, nie mogąc jej wykorzystać? Czytałam kiedyś artykuł francuskiego autora o tym, jak męczą się dzieci adoptowane z krajów afrykańskich ogarniętych wojną, bez mozliwości docieczenia skąd się naprawdę wzięły. Jedyna pociecha, że dawca (ojciec?) był przebadany na wszystkie strony i Rafaello nie odziedziczył po nim żadnych chorób.

Jeśli prawo do wiedzy o pochodzeniu człowieka jest jego prawem fundamentalnym, to dlaczego nie dotyczy Rafaello? Uwazasz, że wiedza i nieznanym dawcy nasienia jest prawdą, a nie półprawdą albo ćwierćprawdą?
Yasuko napisała wszystko, a ja dodam, że niezależnie od realnych mozliwości dotarcia do dawcy (w przypadku dawców polskich jest to prawdopodobnie niemożliwe, w przypadku korzystania z zagranicznych baz nasienia typu Cryos jest to kwestia otwarta, wszystko zalezy od tego, czy dawca zawarł klauzulę tajności. Dwadzieścia lat temu w Polsce działały, wedle moich danych, jedynie dwa polskie banki nasienia, reszta korzystała z zasobów zagranicznych. Zawsze jednak zostaje numer identyfikacyjny dawcy i ... determinacja osoby szukającej, w czym pomocny jest np. Donor Sibling Registry, warunkiem jest znajomość angielskiego) pozostaje kwestia okłamywania dziecka przez osoby najbliższe i wiążąca się z tym utrata zaufania.
gawroann
Posty: 1409
Rejestracja: 20 sie 2010 12:31

Re: Poszukiwania biol.ojca-dawcy

Post autor: gawroann »

rafaello89 Ja tylko zastanawiam się skąd tyle goryczy w twoich postach pod adresem rodziców
rafaello89 pisze:moja matka i społeczny ojciec widzą to inaczej, ich zdaniem to że mnie "tak strasznie chcieli i kochali", a potem wychowali usprawiedliwia wszystko i oznacza, ze genetyka jest bez znaczenia, bo to był tylko "jeden mały plemnik".. :evil: tak jakby ten plemnik był stworzony w laboratorum i oderwany od konkretnego człowieka. Co za cholerna hipokryzja.. Kazdy powstał z plemnika i komórki, nie ma innej opcji, wiec kazdy ma KONKRETNYCH biologicznych rodziców, nawet jeśli wychował go ktoś inny.

Nie wiesz i mam nadzieję, że nigdy się nie dowiesz jak to jest ,gdy lekarz mówi ci, że nigdy nie będziesz mieć biologicznych dzieci. Rozumię twoich rodziców, że bardzo chcieli mieć dziecko. Natomiast nie wiem czy ty sobie zdajesz sprawę, ale wszystkie decyzje odnośnie leczenia niepłodności nie podejmuje się od tak i fakt, że twoi rodzice się wybrali taką a nie inną metodę na spełnienie swojego najważniejszego marzenia świadczy o tym jak bardzo chcieli mieć dziecko.
rafaello89 pisze:To nadal jest MOJE prawo, tak jak i ludzi adoptowanych, natomiast ono jest w tym zacofanym kraju kompletnie nierespektowane, bo wazniejsi byli moi rodzice i ich bezplodnosc oraz interes jakiegos szemranego doktorka i jego zbijajacej kokosy kliniki, ktorzy wmowili im, ze jest to przeciez fantastyczne rozwiazanie ich problemu........ Za ojcem idzie oczywiscie cala rodzina - kuzynki, babcia, dziadek etc.
Wiesz z twoich postów wynika, że masz bardzo duże pretensje do swoich rodziców, że w ogóle walczyli o dziecko. Rozumiem, że wolałbyś się w ogóle nie urodzić? Wytłumacz dlaczego piszesz o respektowaniu TWOJEGO prawa i porównujesz je do bezpłodności twoich rodziców?

Piszesz, że nie chcesz nikomu mieszać w życiu, ale zastanawiałeś się, jak zareaguje "twój tata" gdy zapukasz do jego drzwi? A czy w ogóle przyszło ci do głowy, że on chciał być anonimowy, żeby potencjalne dzieci go nie odnalazły?
To naprawdę trudna sprawa i nie podejrzewam, aby udało ci się znaleźć "rodzinę" (jak to piszesz).

Na samym końcu ja też uważam, że powinien być rejestr dawców, ale udostępniany tylko i wyłącznie na potrzeby wywiadów medycznych lub przy wypadkach gdy potrzebna jest rodzina biologiczna.
Styczeń 2011 - pierwsze spotkanie w Ośrodku,
Sierpień - Wrzesień 2011 - warsztaty
Wrzesień 2011 Otrzymaliśmy kwalifikację
15 Czerwiec 2012 Zadzwonił :) Mamy synka :)
06 lipiec 2012 Malutki jest już z nami :)
11 wrzesień 2012 - Mały jest nasz na zawsze :)
bloo
Członek Stowarzyszenia
Posty: 10041
Rejestracja: 13 kwie 2008 00:00

Re: Poszukiwania biol.ojca-dawcy

Post autor: bloo »

gawroann pisze:

Nie wiesz i mam nadzieję, że nigdy się nie dowiesz jak to jest ,gdy lekarz mówi ci, że nigdy nie będziesz mieć biologicznych dzieci. Rozumię twoich rodziców, że bardzo chcieli mieć dziecko. Natomiast nie wiem czy ty sobie zdajesz sprawę, ale wszystkie decyzje odnośnie leczenia niepłodności nie podejmuje się od tak i fakt, że twoi rodzice się wybrali taką a nie inną metodę na spełnienie swojego najważniejszego marzenia świadczy o tym jak bardzo chcieli mieć dziecko.
ale co z tego? Pytam serio. Dlaczego dziecko urodzone dzięki dawstwu, adoptowane, urodzone po wieloletniej terapii niepłodności, powinno koncentrować swoje emocje na fakcie WDZIĘCZNOŚCI wobec rodziców, a zatajać tzw. trudne emocje wiążące się z tym, że jego prawo mogło zostać potraktowane przedmiotowo?
Znam dziesiątki, jeśli nie setki relacji dorosłych dzieci urodzonych dzięki dawstwu. Jeśli w rodzinie od początku była jawność to na ogół te relacje są ciepłe. Ale są też relacje pełne złości i żalu, to relacje dzieci, których okoliczności przyjścia na świat były ukrywane lub traktowane jako wstydliwy sekret.
To także relacje dzieci, które posiadają rodzeństwo przyrodnie, którego nie mogą poznać, bo odmawia im się do tego prawa.
To naprawdę wstrząsające, że dorosłym ludziom przydarza się niepłodność. Tylko, że nie ma to znaczenia dla nowego człowieka, którego powołają do życia. Tego nowego człowieka nie interesują marzenia i choroby rodziców, a to, czy podczas realizacji tych marzeń pamiętano także o odpowiedzialności za nową rodzinę.

Wiesz z twoich postów wynika, że masz bardzo duże pretensje do swoich rodziców, że w ogóle walczyli o dziecko. Rozumiem, że wolałbyś się w ogóle nie urodzić? Wytłumacz dlaczego piszesz o respektowaniu TWOJEGO prawa i porównujesz je do bezpłodności twoich rodziców?

dlaczego popadasz w demagogię? Czy każdemu człowiekowi, którego prawa do wiedzy o pochodzeniu są łamane, powiesz "wolałbyś się nie urodzić?".
Ja osobiście wolałabym się urodzić, ale wiedzy o swoim pochodzeniu nie traktuję jako przywileju, to jest moje prawo. I nie widzę powodu, dla którego miałoby być ono łamane.

Piszesz, że nie chcesz nikomu mieszać w życiu, ale zastanawiałeś się, jak zareaguje "twój tata" gdy zapukasz do jego drzwi? A czy w ogóle przyszło ci do głowy, że on chciał być anonimowy, żeby potencjalne dzieci go nie odnalazły?
To naprawdę trudna sprawa i nie podejrzewam, aby udało ci się znaleźć "rodzinę" (jak to piszesz).
dawca nie jest tatą. Tata nie jest dawcą. Dawczyni nie jest matką. Matka nie jest dawczynią.
Odwróćmy Twoje pytanie: czy dorośli dawca/dawczyni nie powinni myśleć dalej niż poza sam akt oddania gamet? Czy przyszło im do głowy, że z faktu przekazania swoich komórek może wyniknąć konsekwencja w postaci narodzin odrębnej istoty spokrewnionej z nimi, z ich dziećmi biologicznymi i wszystkimi dziećmi narodzonymi dzięki ich gametom?
Kiedy rodzi się dziecko jest pyzatym niemowlęciem, ale to niemowlę dorasta. Zaczyna mieć swoj własny świat, przemyślenia, osobowość i pragnienia. Nie zyskuje praw, większość z nich posiada od momentu urodzenia.
To perspektywa, o której wielu dawców, dawczyń, ale też biorców nie lubi myśleć. Bo dobrze jest udawać, że adopcja prenatalna jest aktem technicznym, który nie pociągnie za sobą skutków.
Niestety wiemy, że to fikcja.
Dawstwo nasienia ma ponad 120 lat, dawstwo komórek- 30 lat, od 30 lat prowadzi się na świecie badania psychologiczne, medyczne i socjologiczne nad rodzinami dzięki dawstwu.
Nie poruszamy się po omacku, to nie jest terra incognita. Wiemy, że rodziny utworzone dzięki adopcji prenatalnej mają bardzo wiele cech wspólnych z rodzinami utworzonymi dzięki adopcji społecznej. Dzieci mają te same prawa. Rodzice powinni przejść ten sam proces żałoby, godzenia się z brakiem potomstwa spokrewnionego biologicznie. Bliscy takiej rodziny powinni wiedzieć o fakcie adopcji, ponieważ nie jest ona niczym wstydliwym, a dziecku pozwala budować swoją tożsamość na prawdziwym i stabilnym fundamencie.
Dzieci mają prawo do wiedzy o tym, czy posiadają rodzeństwo przyrodnie. Jaki wywiad medyczny mieli dawcy.

Konfrontowanie tego z postawą "a może dawca nie chce być znaleziony?" jest czymś podobnym do powiedzenia dziecku adoptowanemu społecznie "a może twoja matka biologiczna nie chce, abyś ją odnalazł?". Może nie chce, może chce, jednak faktem jest, że zarówno matka biologiczna, jak i dawca/dawczyni, podjęli kiedyś pewną decyzję. Podjęli ją jako ludzie dorośli w przeciwieństwie do dziecka, które w trakcie jej podejmowania było albo noworodkiem, albo płodem, albo dopiero było koncepcją dziecka.
Dziecko nie miało na tę decyzję wpływu, a jednak to jemu każesz ponosić skutki decyzji podjętych przez innych ludzi stojących za jego poczęciem. Dlaczego?
Co sprawia, że pochylasz się nad motywacją dorosłego dawcy, a nie chcesz się pochylić nad prawem dziecka?
Na samym końcu ja też uważam, że powinien być rejestr dawców, ale udostępniany tylko i wyłącznie na potrzeby wywiadów medycznych lub przy wypadkach gdy potrzebna jest rodzina biologiczna.
nie zgadzam się z Tobą.
Dzieci adoptowane mają prawo do wglądu w rejestr. Dzieci adoptowane prenatalnie mają dokładnie to samo prawo.
Ich życie nalezy do nich, a nie do lekarzy lub urzędników, ktorzy zdecydują, czy przysługuje im prawo do poznania własnej historii.

Jedyna różnica między adopcją prenatalną i społeczną to dziewięć miesięcy, które dziecko urodzone dzięki dawstwu spędza w macicy swojej matki. I to nie powinno nas zwieść, bo historia genetyczna pozostaje w obu przypadkach odmienna od historii rodziców.

-- 26.03.2012, 14:07 --
omilka pisze: 2) Dawcy nasienia, ktory zastrzegł sobie i któremu obiecano anonimowość. W warunkach polskich dawcę mozna wykorzystać 5 razy .
w Polsce nie istnieje prawo regulujące kwestię dawstwa i nieprawdą jest, iż istnieją jakiekolwiek obwarowania dotyczące wykorzystania materiału genetycznego jednego dawcy.
Poruszamy się po terenie znajdującym się w szarej strefie.
Bea_7
Posty: 4196
Rejestracja: 18 sty 2005 01:00

Re: Poszukiwania biol.ojca-dawcy

Post autor: Bea_7 »

gawroann pisze: Nie wiesz i mam nadzieję, że nigdy się nie dowiesz jak to jest ,gdy lekarz mówi ci, że nigdy nie będziesz mieć biologicznych dzieci. Rozumię twoich rodziców, że bardzo chcieli mieć dziecko. Natomiast nie wiem czy ty sobie zdajesz sprawę, ale wszystkie decyzje odnośnie leczenia niepłodności nie podejmuje się od tak i fakt, że twoi rodzice się wybrali taką a nie inną metodę na spełnienie swojego najważniejszego marzenia świadczy o tym jak bardzo chcieli mieć dziecko.
gawroann, ale ja wiem, jak to jest. I to nic nie zmienia, gdybym taką drogę wybrała do macierzyństwa, powiedziałabym o tym dziecku i bardzo chciałabym, żeby miało możliwość prawną poszukania w dorosłym życiu danych o ojcu biologicznym.
Dlaczego? Nie po to, by wnosić niepokój do rodziny itp. tylko dlatego, że uważam, że każdy człowiek ma prawo do poznania swojego pochodzenia. To, moim zdaniem, jedno z podstawowych praw człowieka.
I rozumiem rozgoryczenie rafaello89, choć mocno to zabrzmiało z jego strony.
I powiem Ci w drugą stronę, Ty nie wiesz, jak to jest, gdy nikt nie może Ci pomóc w dotarciu do prawdy o ojcu biologicznym, bo prawo milczy w tej sprawie. I choć ja też nie wiem, to wyobrażam sobie, że to może być bardzo bolesne doświadczenie.
gawroann pisze: Piszesz, że nie chcesz nikomu mieszać w życiu, ale zastanawiałeś się, jak zareaguje "twój tata" gdy zapukasz do jego drzwi? A czy w ogóle przyszło ci do głowy, że on chciał być anonimowy, żeby potencjalne dzieci go nie odnalazły?
Jak się ktoś decyduje na zostanie dawcą, to powinien się liczyć z taką możliwością, to powinno być jakoś uregulowane prawnie.
Podobnie jak to, że jeśli ktoś decyduje się na skorzystanie z nasienia dawcy, to powinien zdawać sobie sprawę, że dziecku należy się prawda.
gawroann
Posty: 1409
Rejestracja: 20 sie 2010 12:31

Re: Poszukiwania biol.ojca-dawcy

Post autor: gawroann »

Nie chciałam, żebyście mnie źle zrozumieli.
Sama własnie czekam na telefon, że gdzieś urodziło się moje dziecko. Od początku będzie wiedziało o tym, że jest adoptowane i nie będę utrudniała mu kontaktu z biologiczną rodziną (chociaż wiem, że będzie to dla mnie trudne).
My po diagnozie też myśleliśmy o in vitro lub inseminacji ale nigdy nie nasieniem dawcy (na to nigdy bym się nie zdecydowała)

Mnie chodzi tylko o to że rafaello89 bardzo negatywnie odbiera to co zrobili jego rodzice. Przede wszystki to, że nie mówili mu od razu.
Jednak nie zawsze rodzice są na to gotowi. Tak jak w przypadku adopcji. Jeszcze kilka lat temu nikt nie potrafił rozmawiać na temat adopcji.
Sama znam jedną rodzinę, w której dopiero po 40 latach kobieta dowiedziała się,że jest adoptowana. Ja tego nie popieram.
I tak samo myślę, że było kilkanaście lub kilkadziesiąt lat temu. Dawcy dawano anonimowość. Teraz ludzie są bardziej świadomi.
Może gdyby rodzice rafaello89 teraz się decydowali na dziecko postąpili by inaczej.

A i ostatnie NIGDY i NIGDZIE nie napisałam, że dzieci mają być wdzięczne !!!!
To ja będę wdzięczna i zaszczycona gdy znajdzie się moje dziecko.
Styczeń 2011 - pierwsze spotkanie w Ośrodku,
Sierpień - Wrzesień 2011 - warsztaty
Wrzesień 2011 Otrzymaliśmy kwalifikację
15 Czerwiec 2012 Zadzwonił :) Mamy synka :)
06 lipiec 2012 Malutki jest już z nami :)
11 wrzesień 2012 - Mały jest nasz na zawsze :)
bloo
Członek Stowarzyszenia
Posty: 10041
Rejestracja: 13 kwie 2008 00:00

Re: Poszukiwania biol.ojca-dawcy

Post autor: bloo »

W cytowanym artykule jest szereg błędów, np. niemieccy biorcy nie wyjeżdżają po gamety do Wielkiej Brytanii; mekką biorców są Słowacja, Polska, Cypr, Rosja oraz Hiszpania czyli kraje będące gametowymi Eldorado z powodu braku prawa lub bardzi liberalnego prawa (Hiszpania).
Nie jest też prawdą, że dawca może być pozwany o alimenty i tu Koziołowa ma rację- jeśli dawstwo odbywa się za pośrednictwem kliniki to zawierane są umowy cywilno prawne.
Przypadki, w których dawca został pociągnięty do odpowiedzialności alimentacyjnej to najczęsciej przypadki tzw. inseminacji naturalnej. Nie wiem, jak było w przypadku szwedzkich lesbijek, bo nie ma źródła, ale artykuły z portali internetowych to nie jest wiarygodne źródło wywiadu.

Zanik dawstwa związany z jawnością jest natomiast półprawdą. To prawda, że po wprowadzeniu klauzuli wglądu w dane przez dorosłe dzieci, liczba dawców i dawczyń spada. Ale dlaczego spada? Dlatego, bo okazuje się, że decyzja o oddaniu gamet (analogicznie do adopcji społecznej) zaczyna mieć uświadomione skutki.
To, że obecnie nie są one uświadomione nie oznacza, że te skutki nie istnieją. Po prostu łatwiej się je wypiera, a koszta i tak ponoszą zarówno dawcy, biorcy jak i dzieci. Są to koszta rozłożone w czasie.
Dawcy jawni (a więc dawcy pozostawiający dane dla przyszłych dzieci- i znów analogia do adopcji: dane dawcy są tajne, nie znają ich rodzice, nie zna ich otoczenie, wgląd może mieć jedynie dziecko) cechują się na ogół wyższym wykształceniem i bardziej świadomą motywacją w stosunku do dawców anonimowych, co także jest plusem dla dzieci.

No i najbardziej drażliwa kwestia- dlaczego zakłada się, że dawstwo jest prawem każdego z nas? Czy adopcja społeczna jest prawem każdego z nas? Nie jest. Aby zostać rodzicem adopcyjnym nalezy przejść kwalifikację, a potem oczekuje się na dziecko wiele miesięcy, czasem lat.
Czemu więc dawstwo gamet miałoby funkcjonować na zasadzie wolnorynkowej "płacę- mam"?
Czy to także nie jest rodzicielstwo adopcyjne? Ależ jest.
Czy nie wiąże się z potrzebą przepracowania swojej żałoby i choroby, aby móc docenić możliwości adopcyjne? Ależ tak.
Dlaczego więc zasady, które odnosimy do adopcji społecznej, w przypadku adopcji prenatalnej mają się wydawać wygórowane czy wręcz nieakceptowalne?

Wyobraźmy sobie kandydatów na rodziców adopcyjnych, którzy mówią "a, to my mamy powiedzieć dziecku, że jest adoptowane? Mowy nie ma! Albo dacie nam dziecko i zagwarantujecie anonimowość, albo idziemy sobie stąd!"- chyba nie ma OAO, który by takiej pary nie zawrócił bądź nie wyśmiał. I uważamy to za zupełnie naturalne: to dziecko i jego prawa chronimy, a nie neurozy i żądania przyszłych rodziców.
Co więc się zmienia w przypadku adopcji prenatalnej?
Nie powinno się zmienić nic.

A więc tak, w systemach jawnych na dawców się czeka. Czasem do roku. No i cóż? Co w tym złego czy nienaturalnego? Czy na dzieci do adopcji się nie czeka?
Oczekiwanie na dziecko lub za gametę czy zarodek nie jest wymierzone w rodziców, jest obliczone na przepracowanie tej decyzji przez parę, wzmocnienie jej w wyborze, czemu zresztą powinno towarzyszyć doradztwo psychologiczne i ugruntowanie myśli o dawstwie.
Dlatego to nie jawność powinna budzić lęk- lęk powinna budzić anonimowość i wolna amerykanka, która obecnie się dzieje.
To one grają przeciwko dziecku i jego rodzinie.
rafaello89
Posty: 22
Rejestracja: 25 mar 2012 13:46

Re: Poszukiwania biol.ojca-dawcy

Post autor: rafaello89 »

Ciekawa dyskusja. Pozwolicie, ze zabiore w niej glos. Argument "wolalbys sie nie urodzic" pominę milczeniem, bo jest skrajnie beznadziejny. Nie wiem co to znaczy sie nie urodzic i nie sadze, zeby "nieurodzeni" cierpieli katusze z tego powodu. Powiem natomiast, co bym wolał - wolałbym, zeby moja matka skoro już ABSOLUTNIE musiała mieć dziecko z innym facetem skoro z wlasnym nie szło (tak, to niewygodna dla niektórych prawda, ale z punktu widzenia biologii/natury/genetyki - jedyna. Moja matka ma mnie z innym gościem, nie z abstrakcją czy "malutkim plemnikiem od pana doktorka") to wolalbym, zeby to byl ktos, kogo moglbym chociaz nazwac z imienia i nazwiska. Jestem laboratoryjnym produktem na zamowienie, ktoremu juz na początku swiadomie odebrano prawo do tozsamosci. Jasne, zaraz padnie argument, ze to nie bylbym ja - dlatego tego typu dyskusje sa skazane na porazke.
Nie wiem co to jest cierpienie bezplodnosci, wiem za to, co to jest cierpienie luki w tozsamosci i swiadomosci, ze moj biol. ojciec - pewnie jakis pryszczaty studencina (jak ja) przepil potem te pare stowek od kliniki gdzies z kumplami w barze i nie mysli o tym kompletnie. A ja musze, cholera, myslec - u lekarza, na randce (moze to jakas pół-siostra albo kuzynka??). I o tym, co powiem ewentualnym dzieciom - wasz dziadzius byl dawcą, dlatego macie takie spier...ne drzewo genealogiczne.
Zeby Was uspokoic - stosunki z rodzina sa raczej poprawne. Nie wyzywam sie na nich za swoje frustracje. Matka- to w koncu moja matka, to ona glownie chciala (jak sądzę), glownie ja winię. Ojciec jest bardzo ok, ale ze jest raczej pod pantoflem to myslę, ze zgodzil sie dla niej. Nie zmienia to faktu, ze jest moim ojcem przybranym i tak go definiuję. Nie mieszkamy razem.
Piszę to, bo ta metoda SUCKS na dluzsza metę. Samo mowienie tez nie zalatwia sprawy, łykałem to, co mowili jak młody koczkodan w wieku 12 lat i mialem to wtedy trochę w d.. szczerze mowiac, bo wolalem kopac piłkę. To chyba dawało rodzicom poczucie, ze wszystko jest w porządku, bo sie tym nie przejalem. Przejąłem się, po swojemu, na miarę wieku. A potem jest juz tylko gorzej, jak czlowiek dorasta, rozumie, wyciaga wnioski.
Znikam stad. Nie bawia mnie teorie i rozwazania. Na rewolucjoniste sie nie nadaje, systemu tez nie zmienie. Myslalem, ze ktos cos wie konkretnego, ale widze ze to studnia bez dna.
bloo
Członek Stowarzyszenia
Posty: 10041
Rejestracja: 13 kwie 2008 00:00

Re: Poszukiwania biol.ojca-dawcy

Post autor: bloo »

no ale moment.
Rozumiem, że brak dostępu do wiedzy o swoich korzeniach budzi Twój gniew. Jednak, jak napisałam, to nie jest sytuacja beznadziejna, masz co najmniej dwa wyjścia:
1. rozmowa z rodzicami na temat informacji, jakie uzyskali o dawcy;
2. zwrócenie się bezpośrednio do kliniki z prośbą o informacje o dawcy;

Jeśli znasz język angielski, a rodzice korzystali z banku zagranicznego, to istnieje szansa na prześledzenie tego dawcy i uzyskanie informacji przynajmniej o ilości rodzeństwa przyrodniego. Pomocna w takich poszukiwaniach jest organizacja donor sibling registry.
Napisałeś, że o dawstwie wiedziałeś i powiedzieli Ci o tym rodzice- punkt dla nich. Czego dokładnie teraz oczekiwałbyś? Pytam o oczekiwania realne.
Ile jest możliwości, z których świadomie rezygnujesz koncentrując się na gniewie i oskarżeniach? Nie oceniam Twoich emocji, po prostu pytam.
Zadałeś konkretne pytania i nie jest prawdą, ze nie otrzymałeś na nie odpowiedzi. Otrzymałeś odpowiedzi, które nie były zgodne z Twoimi oczekiwaniami.
Przykro mi, jednak tak wygląda rzeczywistość, ogranicza ona Twoje możliwości, ale nie eliminuje tych możliwości.
To, co z tym zrobisz zalezy od Ciebie.

Nie zgadzam się ponadto, że jakakolwiek metoda zostania rodzicem- czy to adopcja prenatalna czy społeczna- jest do bani. Ponieważ nie jest to prawdą.
Do bani może być to, co zrobią z nią jej adresaci. Nie wiem, czy to jest Twój przypadek i nie wiem także, dlaczego pierwszymi osobami, do ktorych powinieneś sie zwrócić o pomoc, nie są Twoi rodzice.
Skoro w Twojej rodzinie była uczciwość to logika nakazywałaby zacząć szukać u źrodła.
Dodatkowo nie jest prawdą, że odebrano Ci wiedzę o swojej tożsamości. Jesteś biologicznym dzieckiem swojej matki i dzieckiem swojego ojca. Owszem, nie Jesteś z nim spokrewniony genetycznie, ale rodzina to coś więcej niż geny.
To zmiana brudnej pieluchy wtedy, kiedy chciałoby się pospać; to czytanie piętnasty raz tej samej bajeczki, bo dziecko tego chce; to trwanie w okresie dojrzewania i bycie obok.
Sprowadzając swoje doświadczenie do "produktu laboratoryjnego" okradasz siebie i rodziców z całej pozostałej treści, którą- jestem tego pewna- wypełniliście 22 lata Twojego życia.
Zastanawia mnie też to, że nazywasz swojego ojca "ojcem przybranym". W temacie dawstwa siedzę od dłuższego czasu i, jak wspomniałam, czytałam wiele relacji dzieci urodzonych dzięki dawstwu. Nie spotkałam się nigdy z nazewnictwem "ojciec przybrany/matka przybrana" jako określeń rodziców. Ponieważ to są Twoi rodzice.
Tak samo jak rodzice adopcyjni nie są rodzicami przybranymi, a są rodzicami.
Dzieci urodzone dzięki dawstwu, tak samo jak dzieci adoptowane, świetnie to rozróżniają, zmienia się tylko nazewnictwo w miarę ich dorastania, ale terminy "ojciec, matka" nigdy nie są rezerwowane dla dawców.


a.
rafaello89
Posty: 22
Rejestracja: 25 mar 2012 13:46

Re: Poszukiwania biol.ojca-dawcy

Post autor: rafaello89 »

bloo, rozumiem ze jesteś jedną z oświeconych, co to wie lepiej i zęby na takich jak ja zjadła. Zreszta, mogłem się tego spodziewać, bo przecież ta strona jest generalnie dla biednych, pokiereszowanych ludzi, co to musieli sobie treść życia wypełnić moją (i nie tylko moja) kupą, pieluchami i książeczkami, żeby zatrzeć fakty biologiczne. Szkoda gadać.
Mam 3 rodziców - dwoje biologicznych i jednego przybranego, do którego nie mówię "moj ty przybrany ojcze", jesli tak moją wypowiedź zrozumialas. Mowie normalnie, "tato", to oczywiste. Ale dla siebie definiuję to jak chcę i jak to widzę, bez względu na to co mysli sobie towarzystwo Bocian i spółka zorientowane na promocję najbardziej pomylonych biologicznie metod jakie sobie tylko jakis żądny kasy lekarz wymysli. Nic to, że dzieciaki potem wariują albo przeżywają całe życie w mega ściemie.
Dla mnie rodzina = pokrewieństwo = geny. Są też rodziny adopcyjne, gdzie rodzina=brak pokrewieństwa=brak wspólnych genów. Celowo nie wciskam w to więzi, bo te mogą być i nie być, i w jednym i w drugim modelu. Wychowałem się w pól-adopcyjnej, którą stworzono sztucznie, na użytek własny. Rozumiem, ze Twoja rodzina tez jest podobna i stąd Twoje silne przekonania i zrozumienie tematu.
Ale masz racje. Emocje to juz mój problem w tej chwili. Grunt, ze adresaci metody zajeb..scie szczesliwi i mieli czym sobie życie wypełnić. Nie zwroce sie z tym do nich, bo nie chcę im burzyc spokoju. Jak mowilem, ojciec ma raka.Tak, jasne, kocham ich i DLATEGO to jest trudniejsze niz Ci sie wydaje.
Za bycie świnka doświadczalną na razie dzięki. Za wskazowki tez. Do lekarza (juz chyba emeryta) napisze, ale juz widze jak zaslania sie GIODO i ochrona danych. No to by bylo na tyle jesli chodzi o moje korzenie. Bawcie sie wszyscy dalej tak dobrze, jak sie bawicie.
Awatar użytkownika
Gość

Re: Poszukiwania biol.ojca-dawcy

Post autor: Gość »

Hmm..Mysle nad tym, bo sami zastanawialismy sie nad komorka dawczyni. Nie wiem, czy sam fakt "strasznego chcenia" moze byc usprawiedliwieniem dla swiadomego pozbawiania dziecka informacji o sobie. Nie umiem tez porownac traum:
1) dziecko adoptowane (juz urodzone), odrzucone, ale potem kochane, wspierane w mozliwosci dotarcia do informacji o sobie, nawet z szansa na wiezi "podwojne" - ado/biol (np. z rodzenstwem)
2) dziecko z dawstwa (troche jak pisze Rafaello - "stworzone na uzytek"), chciane, kochane, ale potem "zawieszone w prozni" i tworzace rozne scenariusze w glowie. Czytalam, ze brak informacji o sobie w sensie pochodzenia biologicznego jest strasznie trudny, nawet w sensie "dla mózgu do przetworzenia".
Jest jeszcze oczywiscie opcja "nie mowienia" czyli wprost: oklamywania - ale to wydaje mi sie to jakies chore, jeszcze bardziej pokrecone i trudne, takie zycie w zaprzeczeniu.
Mysle, ze Bloo pisze slusznie - czasem nasze nakrecenie w temacie sprawia, ze gubimy dalsza perspektywe, nie wychodzimy poza dwie krechy i bobasa. Trzeba czasem zrobic stop i pomyslec co dalej, co jak dziecko dorosnie, co z dalsza rodzina.. Dobrze jeszcze, jesli lekarze zachowuja troche rozsadku w temacie i nie namawiaja, bo to nie jest opcja dla wszystkich.
Rafaello, kimkolwiek jestes, probuj byc szczesliwy.
bloo
Członek Stowarzyszenia
Posty: 10041
Rejestracja: 13 kwie 2008 00:00

Re: Poszukiwania biol.ojca-dawcy

Post autor: bloo »

kontra25 pisze: ty jesteś pewien Rafaello, że opisujesz swoją historię, a nie jesteś działaczem na rzecz wysadzenia w powietrze klinik sztucznego zapładniania?
tak, mnie też to przeszło przez myśl.
rafaello89 pisze:bloo, rozumiem ze jesteś jedną z oświeconych, co to wie lepiej i zęby na takich jak ja zjadła. Zreszta, mogłem się tego spodziewać, bo przecież ta strona jest generalnie dla biednych, pokiereszowanych ludzi, co to musieli sobie treść życia wypełnić moją (i nie tylko moja) kupą, pieluchami i książeczkami, żeby zatrzeć fakty biologiczne. Szkoda gadać.

Zaden mój post skierowany do Ciebie nie był napastliwy, więc nie życzę sobie podobnie agresywnych uwag pod moim adresem.
Ten portal skupia osoby walczące z niezamierzoną bezdzietnością i bez względu na to, jak bardzo pragniesz strywializować ich doświadczenia, nie masz prawa wszystkich mierzyć jedną miarą, ponieważ jest to po pierwsze nierzetelne, po drugie nieprawdziwe, a po trzecie krzywdzące.
Doprawdy nie wiem, jakie fakty biologiczne zacierają ludzie niepłodni leczący się np. z powodu żylaków powrózka nasiennego.
bez względu na to co mysli sobie towarzystwo Bocian i spółka zorientowane na promocję najbardziej pomylonych biologicznie metod jakie sobie tylko jakis żądny kasy lekarz wymysli. Nic to, że dzieciaki potem wariują albo przeżywają całe życie w mega ściemie.
Towarzystwo Bocian i spółka nie istnieje poza Twoją gniewną wyobraźnią, zakładając jednak, ze to metafora: na tym portalu żadna metoda leczenia niepłodności nie jest promowana. Promowana jest natomiast postawa szacunku wobec wyborów dorosłych ludzi. Tym wyborom powinna towarzyszyć edukacja i wsparcie psychologiczne, czy to w zakresie adopcji społecznej, czy prenatalnej, czy leczenia niepłodności metodami farmakologicznymi bądź chirurgicznymi. Do tego dążymy, jako Stowarzyszenie, i jako tysiące jednostek skupionych wokół portalu Nasz Bocian.
Co więcej dzieci urodzone dzięki dawstwu prezentują cały wachlarz postaw, które nie sprowadzają się do alternatywy "przeżyć życie w mega ściemie" lub "potem wariują". Nie wiem, jaki jest Twój cel i co dokładnie chcesz nam przekazać? Swoje własne rozgoryczenie?
Bo zauważyłam również, ze nie odniosłeś się do żadnej z konkretnych propozycji ani do pytań, natomiast każdy Twój kolejny post formułuje nowe oskarżenia wobec dawstwa gamet i posuwa się w natężeniu tych oskarżeń coraz dalej


Dla mnie rodzina = pokrewieństwo = geny. Są też rodziny adopcyjne, gdzie rodzina=brak pokrewieństwa=brak wspólnych genów. Celowo nie wciskam w to więzi, bo te mogą być i nie być, i w jednym i w drugim modelu. Wychowałem się w pól-adopcyjnej, którą stworzono sztucznie, na użytek własny. Rozumiem, ze Twoja rodzina tez jest podobna i stąd Twoje silne przekonania i zrozumienie tematu.
nie, moja rodzina nie została utworzona dzięki dawstwu. Co więcej dane, które tutaj przytoczyłam nie odnoszą się do moich przekonań, a do konkretnych badań. Zrozumienie tematu mam takie, jakie mam, bo siedzę w nim od dawna i od dłuższego czasu słucham relacji wszystkich stron zaangażowanych w proces dawstwa- rodziców, dzieci i dawców.
Są pewne obserwowalne schematy i stałe wychodzące w badaniach (np. im wcześniej dziecko dowie się prawdy o okolicznościach poczęcia, tym lepiej dla jego samooceny i tożsamości oraz trwałości rodziny; większość dzieci nie jest zainteresowana osobą dawcy, a poznaniem rodzeństwa; wiele dorosłych dzieci urodzonych dzięki dawstwu decyduje się zostać dawcami; rodziny dzięki dawstwu, które zachowują otwartość wobec dzieci, mają z nimi lepsze i głębsze relacje niż w grupie kontrolnej; i tak dalej), co nie oznacza, że nie trafiają się dzieci wyrażające bunt wobec sposobu, w jaki zostały powołane na świat.
Z faktu, że zaliczasz się do tej ostatniej grupy nie wynika, że jest to grupa większościowa (tak się składa, że nie jest), podobnie jak nie wynika doświadczenie "wariowania" ani "przezywania życia w ściemie".
Rozumiem, że to jest Twoje doświadczenie i historia, ale są one Twoje i osobiste.


Bawcie sie wszyscy dalej tak dobrze, jak sie bawicie.
jeśli to jest główna konkluzja, którą wyniosłeś w tej dyskusji, to pozostaje mi jedynie podziękować za życzenia dobrej zabawy, bo dalsze tłumaczenia wydają się jałowe.
--------

do pozostałych: od początku podkreślane są w tym wątku waga i prawo do wiedzy o pochodzeniu genetycznym. To jest oczywista oczywistość, cytując klasyka ;)
Podobnie jak nikt nie kwestionuje szeregu emocji towarzyszących dziecku szukającemu swoich korzeni, ani też nie podważa prawa dziecka do odczuwania tych emocji.
Omilka pisze:Ale dziecko ma prawo uważać inaczej i wyrażać swój gniew. Zresztą pisał w pierwszym poście (podobne uczucia mają również adoptowani w okresie kształtowania tożsamości). Dziecko chciałoby wiedziec, po kim odziedziczyło kształt nosa, zdolności do matematyki czy cechy charakteru. Tego pragnienia nie zmieni nawet najlepszy rodzic niebiologiczny
Jednak sadzanie na ławie oskarżonych przypadkowych forumowiczów, którzy wzięli udział w tej dyskusji i zarzucanie im "promowania pomylonych biologicznie metod", jest działaniem niedorzecznym, nie mówiąc, że niesprawiedliwym. Nie ma żadnego powodu, aby atakować przypadkowych ludzi z powodu osobistych traum, to jest forum publiczne, a nie grupa treningowa warsztatów przeciwdziałania agresji, więc kaman. Nie ma też żadnego powodu, aby przypadkowi i dorośli ludzie pozwalali po sobie jeździć w imię skanalizowania trudnych emocji jakiego forumowicza.
Ja w każdym razie nie zgłaszam akcesu do grupy bocianowych masochistów, przykro mi.
Awatar użytkownika
Gość

Re: Poszukiwania biol.ojca-dawcy

Post autor: Gość »

Bloo, zgoda w zupelnosci.
A moze to i oszolom.. Ale dyskusja warta przeczytania. Dla mnie opcja z jakimkoliwek dawstwem wymaga glebokiego przemyslenia i uznania, ze wchodza w to jakies osoby trzecie, o ktorych w momencie leczenia nawet nie chce sie myslec. ale dziecko powstale w ten sposob bedzie.
Wiem, ze to naiwne, ale do jakiegos czasu myslalam np. o KD jako o czyms bezosobowym, zastepczym, kompletnie neutralnym co "jakos tak" upodobni sie do mojej wlasnej komorki i efekt bedzie ten sam.. Tak nie jest i nie bedzie. To jest material genetyczny konkretnej osoby (czasem kogos z Bociana 8) ktory zawiera istotne informacje, nie tylko o ksztalcie nosa przeciez.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Dorośli adoptowani”