Witajcie, na forum trafilam zupelnym przypadkiem, choc moze nie do konca. Jestem w wieku, kiedy powoli zaczyna myslec sie o dziecku i miotaja mna rozne przemyslenia. Ale o tym za chwile.
Weszlam na ten watek, gdyz chcialam poczytac pozytywne i wesole przezycia dzieci adoptowanych a spotkalam, opis niemal moich przezyc... Jaka szkoda, bo naprawde myslalam, ze tylko ja mialam takie "szczescie" trafiajac pod dach obcych mi ludzi.
Nie zostalam adopotowana a oddana do RZ, jak mi potem zastepcza matka tlumaczyla, wynikalo to z potrzeby chwili, gdyz lada moment musialam zaczac pierwsza klase podstawowki, a rozprawa adopcyjna toczylaby sie bardzo dlugo. Znacznie szybciej poszlo z rodzina zastepcza. Teraz juz domyslam sie prawdziwych powodow takiego stanu rzeczy. Przygarnieto mnie jak mialam 7 lat, w polowie lat 90-tych, gdyz podobno mialam trafic do domu dziecka. Prawda byla taka, ze moja matka biologiczna byla nieporadna zyciowo, nie potrafila gospodarowac pieniedzmi, ale w domu rodzinnym krzywda mi sie nie dziala. MB bardzo mnie kochala i pamietam, jak dzis, jak dowiedziala sie, ze musi mnie oddac komus obcemu, jak bardzo plakala i tulila mnie do siebie. Poza matka mialam jeszcze trzy (choc jak moja MB twierdzi cztery siostry), z jedna z nich bylam szczegolnie zzyta.
Rodzina zastepcza, do ktorej trafilam miala juz trojke swoich doroslych dzieci: dwie corki po 22,24 lat i syna 20lat. To wlasnie dzieki ich synowi trafilam wlasnie do nich. Uczyl sie w mojej miejscowosci w seminarium na ksiedza, poznal mnie w przedszkolu i tak sie przejal moim losem, ze postanowil tym przejeciem zarazic rowniez swoich rodzicow, ktorzy mieszkali 400km ode mnie. Pojechalam na wakacje, bylam tam jakies 3tyg i po miesiacu wrocilam juz na stale. Oczywiscie jako dziecku bardzo mi sie spodobalo, obiecywano mi swoj pokoj, kolezanki na wsi, ksiazki, czytanie bajek. Poczatkowo nie bylo jakos zle, bylam tylko zazdrosna o ich wnuka, ktorego tulili, calowali, a mi nigdy takich uczuc nie okazywali. Potem pojawil sie kolejny wnuk, ktorego nawet sama pokochalam, bo byl slodkim dzieckiem, ale tez zmuszano mnie do pilnowania go, musialam zabierac go ze soba do kolezanek i pilnowac, bo akurat matka zastepcza ze swoja corka pila kawe w tym czasie. Wiem, normalne zachowanie, ale gdy tych dzieci dobywalo, sytuacja zaczela mnie irytowac. Od 12 roku zycia robilam im za nianke: kazde wakacje, kazde ferie musialam spedzac z dziecmi, karmic, przewijac, pilnowac, sprzatac w domu. Co wiecej musialam? Musialam byc ladna grzeczna dziweczynka, zawsze tylko dobrze sie uczaca, madrze wypowiadajaca, rozsadna - wtedy bylam "ich corka". Jak tylko pojawily sie problemy wieku nastoletniego niemal na codzien slyszalam, ze skoncze jak moja MB, z piatka dzieci na rekach, bez srodkow do zycia, ze sie kur***ie na prawo i lewo, bo mialam "chlopaka", ze jestem psychiczna, umyslowo chora jak moja matka. Musze przyznac, ze chorobe umyslowa wmowili mi bardzo skutecznie. Dopiero kilka miesiecy temu dotarlo do mnie ze moja MB nie byla chora psychicznie, a lekko ograniczona umyslowo - co samo w sobie nie musi swiadczyc o dziedzicznosci. Kiedy nie chcialam zajmowac sie dziecmi, nazywali mnie 'ohydna macocha' i zyczyli, by i mnie wszyscy tak traktowali. Jak tylko pojawialy sie jakiekolwiek problemy w szkole, mowili mi, ze jak sie nie poprawie to mnie oddadza do domu dziecka i ciekawe jak tam sobie poradze. Pokoju wlasnego prawie nie mialam, mialam przez chwile, potem do mojego pokoju dali babcie, a mnie przeniesli ze spaniem do kuchni, mimo ze byl jeszcze jeden pokoj wolny (ale to byl pokoj goscinny, za duzy dla mnie, wiec nie moglam go dostac). Teoretycznie rodzina byla na biezaco kontrolowana przez kuratora i MOPR, a jak to wygladalo praktycznie? Kurator wysylal pismo, matka miala wypelnic i wszystko. Podobnie w MOPR. Kazdy uwazal moja rodzine za swieta niemal, bo 'maja swoje dzieci, a przygarneli znajde'. I tylko jeden czlowiek na wsi zauwazal, ze cos jest nie do konca tak... Moja rodzina byla slepa. A co bylo zle? Bylam molestowana przez mojego 'braciszka', dzieki ktoremu znalazlam sie w tej rodzinie. Moze napisze to dobitnie - to byly pelne akty seksualne, odkad mialam jakies 8lat do mniej wiecej 12 roku zycia. Straszyl, tlumaczyl, ze go kusze, ze robie cos zlego bo raz zastal mnie na onanizowaniu sie i od tego momentu sie zaczelo - on przeciez chcial mi tylko ulzyc w mekach!!! Boze mialam 8lat, nawet nie wiedzialam, co robie - zaciskalam nogi i robilo sie blogo, naprawde na mysl mi nie przyszlo, ze to cos zlego. Zabieral mnie do siebie do zakonu na wakacje, tam to sie dzialo najczesciej. Jak nie chcialam to mnie bil, rzucal o sciane. ZAWSZE po powrocie z wakacji byly dzikie awantury, bo nie chcialam, by mnie wiecej do niego puszczali. Zawsze na miescie lapal mnie za reke jak swoja dziewczyne,spal ze mna w domu rodzicow w jednym lozku!!!! i nikogo to nie szokowalo - facet 24lata i dziecko 8-10letnie w jedym lozku!!! opowiadalam matce, ze mnie bije, bo o molestowaniu wstyd bylo w tak wierzacej rodzinie mowic. A poza tym dla mnie bylo oczywiste, ze on ich zagada tak ladnie, ze mi nie uwierza - potrafil sie swietnie bronic, kazda wine zrzucajac na mnie. Jeden znajomy ze wsi wlasnie powiedzial moim rodzicom, ze widzi, ze ich synek sobie wzial zone na wychowanie, to bylo swiete oburzenie w domu!
Od 12 roku zycia przestalam jezdzic do niego na wakacje, bo zaczelam robic za nianke wnukow moich RZ na pelen etat, nie moglam sie nawet z kolezanka spotkac. Raz umowilam sie z kolezanka, ze pojedziemy rowerami nad jezioro, to kazali mi powiedziec jej ze dostalam okres i nigdzie nie pojade, bo przeciez, kto zostanie z dziecmi?? niewazne ze w tym czasie w domu byla moja matka zastepcza i jej corka, matka dwojki z dzieci. One pily kawe, ja musialam sprzatac dom; one wymyslaly ciekawe obiadki, ja musialam ganiac po sklepach i piwnicach i znosic wszystkie skladniki, bo jak to mawiano 'u cyganow chodzi zawsze najmlodsze'. Zawsze bylam 'przynies, wynies, pozamiataj'. Do tej pory, gdy starsza osoba o czyms wspomni, np: ze zapomniala cukru z kuchni wziac, to ja sie zrywam - nawet w obcym domu.
'Braciszek' rzecz jasna wystapil z zakonu, znalazl sobie zone mlodsza od siebie o 12lat, czyli w moim wieku niemal, dziewczyna miala 17lat jak wzieli slub, jak miala 18lat urodzila mu dziecko. To tez nikogo nie dziwilo. Jak juz dal mi spokoj, odwazylam sie powiedziec matce o molestowaniu, oczywiscie nie opowiadalam ze szczegolami, gdzie co i jak mi wkladal, bo jako 13latka nadal sie wstydzilam... Potem slyszalam, jak rozmawia z jedna ze swoich corek, ze ona mi nie moze wierzyc!!!! odpuscilam, myslalam, ze mi sama ta zlosc przejdzi. Bylam uzalezniona od tej toksycznej rodziny, nie umialam sie od nich odciac, mimo ze od dawna jestem pelnoletnia i nie mieszkam z nimi.
Zapomnialam jeszcze wspomniec o ojcu, ktory znecal sie psychicznie nad rodzina, o dzikich awanturach z matka, kiedy zdarzalo mu sie lapac za noz grozac nam, jak rzucil we mnie we wscieklosci kieliszkiem szklanym podczas jednej z awantur. On nikogo nie lubil z rodziny, ani mnie ani swoich wlasnych dzieci. Kazda rzecz potrafil wypomniec, kazda byle 'pomoc', np przy zbijaniu karmnika dla ptakow do szkoly. Ach szkoda slow...
Teraz odkrylam, ze cierpie na bulimie, poszlam do psychiatry i dzieki tej jednej wizycie przejrzalam na oczy. Napisalam 'braciszkowi' wiadomosc, ze ma sie rodzinie przyznac, jak mnie niszczyl, gdy tego nie zrobil napisalam do jednej z jego siostr, przyznam, ze takiej odpowiedzi od niesamowicie wierzacej w Boga osoby i niezywkle czulej na krzywde innych sie nie spodziewalam - otoz dostalam tylko krotka wiadomosc, zebym matce nic nie mowila, bo matka ma slabe serce! Odpisalam wiec, ze matka wie, moze nie ze szczegolami, ale wie. Wiec kazala mi sie odczepic, skoro nie umialam matce wtedy powiedziec calej prawdy, to tym bardziej teraz mam jej nie zawracac glowy.
Prawda jest taka, ze nie chcialam zawracac glowy matce, ma co prawda ledwie 65lat, a zachowuje sie jakby miala 90, ciagle slabnie, choruje na wszystkie mozliwe choroby, w ktore pewnie ja swoim zachowaniem w przeszlosci ja wpedzilam (tak, tak mi wypominala). Co wiecej pieniadze z jednego domu, ktory sprzedala rozdala swoim dzieciom, mi tlumaczac, ze na ten dom nie pracowalam (a jej dzieci pracowaly majac 7,9 i 11lat
), ale ze z drugiego domu pieniadze podzieli juz na cztery rowne czesci - podzielila - miedzy swoich wnukow, ja dostalam doslownie pare drobnych (10tys z 350tys). Wiem, ze poeniadze to nie wszystko i byloby wszystko ok, gdyby nie to, ze wtedy nadal bylam osoba uczaca sie, studiujaca, ktora nie miala niemal swoich dochodow poza pieniedzmi z PCPR.
Wybaczcie, ze moje wspomnienia tez nie sa pozytywne, ale moze im wiecej osob sie w tym tonie wypowie, tym panstwo zacznie zwracac baczniej uwage komu dzieci oddaje? Takie sobie moje male marzenie... albo chociaz doroslym wychowankom takich 'rodzin' zapewni bezplatne terapie psychologiczne i leki psychiatryczne do konca zycia
sorry ale humor mimo wszystko mi dopisuje, bo poznalam osoby, ktore mnie pokochaly taka, jaka jestem. Wyjechalam na drugi koniec swiata (sorry stad nie mam polskich znakow), zyje lepiej niz moja dawna rodzinka. Dalej sie zmagam z nienawiscia do bliskosci, seksu i z bulimia, ale radze sobie. Najwazniejsze, ze juz nie jestem od nich uzalezniona w zaden sposob