Szukam rodziny biologicznej - problemy i dylematy dziecka

Miejsce do wymiany doświadczeń dorosłych osób, które w dzieciństwie adoptowano.

Moderator: Moderatorzy dorośli adoptowani

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
agaslonko
Posty: 22
Rejestracja: 05 sie 2004 00:00

Szukam rodziny biologicznej - problemy i dylematy dziecka

Post autor: agaslonko »

Dorothea1, na wątku eksperckim pisze:"Wiem, ze poruszany był juz na forum ten wątek, ale na pewno kazda historia jest inna. Widziałam odp.eksperta, ze najlepiej o rodzine biol. zapytac rodziców(zast), ale jest to w moim przypadku niemozliwe, mama ucina temat mowi ze nie wie.
Pytałam 3 razy. Raz usłyszłam ze urodziła mnie mlodziutka dziewczyna i rodzice jej nie pozwolili na zatrzymanie mnie, a potem, ze kłamała i pochodze z patologicznej rodziny.Przyznam ze wczesnie nie myslałam o szukaniu biol. rodziców, chetniej rodzeństwa poniewaz jestem jedynaczka", ale nie zrobiłam nic w tym kierunku. Uznałam ze jesli ktos mnie kiedys porzucił, to ja na pewno nie będę takiej rodziny szukac.
Zmieniło sie to moje podejscie do tej sprawy po telefonie jaki był do mojej mamy( wujek jej poradził aby mi o tym powiedziała, sama na pewno by tego nie zrobiła)ktos pytał czy adoptowała dziecko i dzwonil z miejscowosci w ktorej sie urodziłam), a ona powiedziała ze nie - i odłozyła tel.
Mysle ze moze to ktos z rodzenstwa probował mnie znaleźć( mam taka nadzieje) I uznałam od tej pory, ze skoro ktos poczynił jednak jakies kroki by mnie probowac znaleźć, to jest to zacheta by ich odnaleźć. Choc przyznam ze sie tez bardzo tego boje.
Takie drugie zycie toczace sie obok tego ktore mam i znam, a to drugie to jedna niewiadoma. Mam juz 40 lat wiem juz ze musze dotrzec do aktu urodzenia zupełnego, jesli poznam nazwisko to juz I krok, przymierzam sie do tego juz 4 chyba rok jest to bardzo trudna decyzja dla mnie.Prosze o jakas rade,mamie boje sie nawet powiedziec ze chce szukac, choc jestem juz dawno dorosła i mam swoja rodzine, maz chce mnie wspierac w tych poszukiwaniach"

Witaj dorothea1
Dokladnie Ciebie rozumiem bo mam podobna sytuacje cos wiem na ten temat tez zostalam adoptowana dowiedzialam sie o tym w podstawowce zaakceptowalam i tyle.ale sytuacja sie zmienila gdy w wieku 25-26 lat dowiedzialam sie ze mam rodzenstwo ktorego tak bardzo pragnelam i tak jak Tobie jest bardzo ciezko zaczac dzialac niby cos robie ale ciagle za malo.Wiec chyba powinnam zyczyc odwagi i wytrwalosc o ktora tak ciezko ja tez mam wlasna rodzine i jakos poukladane zycie ale zawsze znajdzie sie miejsce na wlasne rodzenstwo :) Pozdrawiam. :)
Agnieszka
Awatar użytkownika
dorothea1
Posty: 17
Rejestracja: 20 gru 2006 01:00

Post autor: dorothea1 »

Pani Doroto, dziekuje za odpowiedź i madrą radę, rzeczywiscie ja sama nie wiem czy chcę poznać te swoje korzenie, tak jak pani napisała być moze mogłabym je znać od dawna, a nie znam do tej pory.
Tak jak pani napisała, musze sama do tegop "dojrzeć", boje sie że z ta nowa wiedzą bedzie mi ciężej, a dzieciom adoptowanym, czy raczej porzuconym nie jeste łatwo w zyciu, cały czas jest "TO" w ich podświadomości, doceniam to ze ktos mnie zaadoptpwał i dał mi w miare normalne zycie, ale gdzies tam w głowie mysli sie o tym skad pochodze i dlaczego tak sie stało. Ostatnio mysle o tym bardzo często i np. jesli miałabym odnaleźć rodzeństwo z którym odnalazłabym "wspólny język", to szkoda mi kazdego dnia, który upływa mi w niewiedzy, a z kolei gdybym sie dowiedziała czegos z czym byłoby mi ciężej, to każdy kolejny dzień jest jakby na moja korzyść.
Tych dylematów nie zrozumie nikt kto tego nie przezywa. NIe jest to łatwe, chciałabym napisac jeszcze, ze powstrzymuje sie tez z tymi poszukiwaniami ze wzgledu na mame adopcyjna, czy nie bedzie to okropne jesli zrobie to za jej plecami, ale ona jest dość apodyktyczna,nie pomoze mi na pewno, zasłania sie choroba i trudno jej powiedziec o błachym kłopocie swoim, bo wtedy mowi ze robie to by ja pogrązyc chorobie, a co dopiero taka rzecz,jest tez wybuchowa nerwowa itd taki juz ma chcarakter i nie wiem czy powainnam miec skrupuły wobec niej, czy jednak dążyc do tego o czym stale myslę i sie boje poznać.
Chciałabym jeszcze napisac ze nie urodziłam sie w tej miejscowosci w ktorej mieszkam, a na drugim koncu Polski w duzym miescie. Najłatwiej być moze bedzie sie dowiedziec o nazwisko, a później nie wiem.Narazie musze dojrzec do tego by wysłac do USC prosbe o przesłanie zupełnego aktu urodzenia.
POzdrawiam panią D.Dominik i jeszcze raz dziekuje za odp.
Awatar użytkownika
agaslonko
Posty: 22
Rejestracja: 05 sie 2004 00:00

Post autor: agaslonko »

Witaj!Jesli chodzi o moje poszukiwania to najwiecej dowiedzialam sie w domu dziecka w ktorym przebywalam nie wiem czy Ty tez przed adopcja bylas w jakims.Odpis zupelny aktu urodzenia tez nie daje zbyt wiele gdyz wzmanaka o rodzicach adopcyjnych moze byc,ale nie musi poniewaz po sprawie sadowej o adopcje wszystko zostaje zmienione nawet dane rodzicow biologicznych jesli sobie tego zycza.Jeszcze jest sprawa sadu w ktorym byla sprawa o adopcja moze wystapic z wnioskiem o udostepnienie akt wtedy wydaje mi sie ze najwiecej informacji mozna zdobyc o swojej przeszlosci.w OA najczesciej nie pomoga gdyz mnie tak jak i ciebie odeslali do rodzicow adopcyjnych.Ja umowilam sie za tydzien na wizyte w domu dziecka w ktorym przebywalam bardzo sie boje tego dania ale pani dyrektor obiecala udostepnic cale moje arhiwum moze nawet znajde jakas swoja otke i siostry :)
Agnieszka
Awatar użytkownika
kasiavirag
Posty: 4121
Rejestracja: 24 lip 2002 00:00

Post autor: kasiavirag »

Dorothea1,
czy myślisz, że gdyby mama adopcyjna była bardziej otwarta na Twoje poszukiwania, byłoby Ci łatwiej? Nie tylko z poszukiwaniami, ale tak w żuciu, ogólnie? Czy wyobrażasz sobie sytuację, gdy m.a. pomaga ci odnaleźć r.b.? Np. podwozi do tej miejscowości, albo wspiera w każdym kroku?
Jestem m.a. i jak na razie nie mam żadnych problemów z akceptacją poszukiwań mojego synka w przyszłości. Nie sądzę bym zmieniła o tym zdanie, raczej jest we mnie troska, czy moje dziecko nie będzie zranione bardziej gdy się dowie, niż wszcześniej...
Kasia, mama (z)mieszana, ale się porobiło...
Awatar użytkownika
dorothea1
Posty: 17
Rejestracja: 20 gru 2006 01:00

Post autor: dorothea1 »

Witaj Kasiavirag!
Załuje, ale chyba wogóle mnie nie zrozumiałas :( ,do tego zeby szukac swoich korzeni, nie potrzebuje trzymania za ręke i pomocy na kazdym kroku, od dosc dawna radze sobie bowiem dosc dobrze ze swoimi sprawami, mam poukładane zycie, rodzinę,potrzebuje w tak waznej sprawie-akceptacji. Poniewaz ta sprawa nie daje mi spokoju.Mysle czesto o tym kim była moja rodzina, jaka była przyczyna tego ze mnie zostawili. Ty piszesz, ze teraz myslisz ze pomozesz swojemu synkowi, ale juz w tej chwili obawiasz sie jak on to zniesie tę prawdę, byc moze i moja mama sie tego obawia,ale ja w koncu na pewno sie na to zdecyduję, nie chce do konca zycia myslec o tym kim jestem itd. Jaka by ta prawda nie była jestem przygotowana na najgorsze. Rozmawiajac z mama widze ze ona np sie obraza i jest zła wrecz na mnie ze zaczynam ten temat, uwazam ze na jakims etapie zycia np. gdy sama zostałam mamą mogła sama mi powiedziec co wie, dwa razy w zyciu odwazylam sie zapytac i dostałam dwie rózne wersje . I konczac czy Ty sama bedac w takiej sytuacji nie chciałabys znac swojego np chocby nazwiska swojej historii ??Niewiem np czy sie zdecyduje poznac m.b. Chce na razie poznac swoja historię.I jeszcze cos to ze sie szuka tych rodziców nie znaczy, ze sie zapomni o tych co wychowali i byli przy mnie całe zycie.Wszyscy tu na forum którzy zaadoptowali małe dzieci pisza ze dziecku pomoga w poszukiwaniach, a zobaczcie jest kilka wypowiedzi tych którzy sa juz dorosli i szukaja, nie moga uzyskac informacji od r.a.
Pozdrawiam.Dorota
Awatar użytkownika
agaslonko
Posty: 22
Rejestracja: 05 sie 2004 00:00

Post autor: agaslonko »

Witaj!Jesli chodzi o moja mame adopcyjna to nie musze zbyt wiele pisac bo jej zachowania sa identyczne jak Twojej mamy z tym ze ja nie mialam w pewnym momencie skrupulow i wykrzyczalam jej wszystko to czego sie dowiedzialam o rodzenstwie i musze przyznac ze balam sie tego co bedzie co sie stanie czy przezemnie wyladuje np. w szpitalu ale nie jakos to przezyla, przemilczala a teraz wkurza mnie fakt ze mi wypomina ze nic nie robie w tym kierunku ze zwlekam z poszukiwaniami jednoczenie wcale mi ich nie ulatwia bo tez musialabym bardzo daleko jechac a ze posiadam dzieci musialby zostac z nia a to juz problem.Wiec nie ma lekko z takimi mamami no coz, nam jedynie pozostaje chyba przywyknac i robic swoje tak by nie wiedzialy.I odnosze wrazenie ze tylko My dzieci adoptowane bez wzgledu na to jakie by te mamy nie byly potrafimy byc im wdzieczne i obdarzac szacunkiem nawet kosztem naszego cierpienia.
Agnieszka
Awatar użytkownika
kasiavirag
Posty: 4121
Rejestracja: 24 lip 2002 00:00

Post autor: kasiavirag »

Dorothea, myślę, że to ty nadinterpretujesz moje pytania, Ja pytam po to, by mojemu synowi było łatwiej. A czytając twoją odpowiedź wydaje mi się, że oskarżasz mnie o brak zrozumienia. Być może to jest twoja nadwrażliwość. Nie napisałam, że musisz zrozumieć mamę. Ja jestem zaskoczona tym, że Twoja mama nie rozumie tej potrzeby, że się obraża - dla mnie to dowód niedojrzałości emocjponalnej. Po prostu to dla mnie nowa i trochę przyznam dziwna sytuacja.
Odpowiadajac na pytanie: a pewnie, że bym chciała wiedzieć. Bo ja tę potrzebę rozumiem.

Agaslonko, protestuję stanowczo przeciwko klasyfikowaniu m.a. jako TAKIE mamy. Każdy jest inny, każdy ma inny bagaż za sobą. Ty-odrzucenie, ona byc może piętno niepłodnosci, z którym do końca życia nie umie się pogodzić.

Na koniec wyjasnienie: nie wiem czy byłabym tak swobodna w uczuciach, jesli nie miałabym dziecka biologicznego. Nie mam też problemu z "zazdrością" o przeszłośc mojego synka. Bo on ją ma. Adoptując go wiedziałam to i całą jej zawartoścą prawdziwie zaakceptowałam. Ja teraz mam jego teraźniejszość, ale przyszłośc będzie musiał budować sobie sam, co prawda z naszym wsparciem (jeśli o nie wystąpi), ale jednak SAMODZIELNIE -tak jak pozostałe moje dzieci. Moją rolą jest dać mu tyle miłości i poczucia własnej wartości, by nawet przez myśl mu nie przeszło, że jest na gorszej pozycji w zyciu z powodu adopcji. Wspierać go będę, ale życ będzie musiał ma własną odpowiedzialność :)
Zachęcam też do podjęcia decyzji, które Wam pomogą łatwiej żyć :)
p.s.
chyba przesunę naszą dyskusję na Adopcyjne dylematy- coraz mniej w niej wypowiedzi p. Doroty.
Kasia, mama (z)mieszana, ale się porobiło...
Awatar użytkownika
agaslonko
Posty: 22
Rejestracja: 05 sie 2004 00:00

Post autor: agaslonko »

Witam ponownie nie zrozumialysmy sie chyba co do mojej wypowiedzi ja wcale nie klasyfikuje mam na m.a i m.b i swietnie sobie zdaje z tego sprawe ze m.b moze sprawic jeszcze wieksze cierpienia niz m.a swoim brakiem zrozumienia dla nas.Chodzilo mi glownie tylko o to ze czytajac opis mamy dorotheii to tak jakbym sama pisala o swojej mamie.Trzeba tez szczegolnie zrwocic uwage na to ze adopcje przeprowadzane 20lat temu i wiecej byly zupelnie inne od tych teraz(mam na mysli lepsze przygotowanie rodzicow przez OA na przyjecie dziecka )i najwazniejsze to to ze sprawa adopcji w dzisiejszych czasach jest mniej krepujaca duzo wiecej sie o niej mowi srodowisko jest na nia otwarte,czego ja nie wyczowalam bedac jeszcze dzieckiem w swoim otoczeniu.
Agnieszka
Awatar użytkownika
aluta
Posty: 351
Rejestracja: 27 cze 2005 00:00

Post autor: aluta »

dorothea1 pisze:Wszyscy tu na forum którzy zaadoptowali małe dzieci pisza ze dziecku pomoga w poszukiwaniach, a zobaczcie jest kilka wypowiedzi tych którzy sa juz dorosli i szukaja, nie moga uzyskac informacji od r.a.
Pozdrawiam.Dorota
Doroto...faktem jest, że byłaś adoptowana w innych czasach...niestety nie były to czasy łatwe dla adopcji :-(
...w ostatnich latach podejście i nastawienie do adopcji uległo gruntownym zmianom i musisz brac to pod uwagę!
Zauważ, że na formum przeważa liczba ludzi młodych i szczerze wątpie aby był tu ktos w wieku Twojej mamy.....mamy więc inne czasy, innych ludzi, inne poglądy i inne podejście do adopcji!
Dlatego tez porównywianie opinii i poglądów młodych rodziców adopcyjnych i porownywanie się z dziecmi adoptowanymi w ostatnich latach nie jest miarodajne.
Czas w którym adoptowała Cię Twoja matka były zdecydowanie trudniejsze.
adopcja była tematem tabu i ludzie musieli dusić w sobie pewne informacje, bo zwyczajnie presja otoczenia była zbyt duża aby zdobyć sie na szczerość. Z reguły robili to włąsnie po to aby chronić swoje dzieci.......a wierz mi, że napewno nie było to łatwe ;-(
Teraz są zupełnie inne czasy i inne tendencje. Teraz jadną z wielu rzeczy korzystnie wpływających na powodzenia adopcji jest własnie tendencja do dążenia, aby jak najwcześniej informaowac dzieci, że są adoptowane!
Ma to na celu uniknięcie własnie takich rozczarowan i traumy i aby minimalizować szok, jakim niewątpliwie jest taka informacja podana zbyt pózno.
Myślę, że biorąc pod uwagę te własnie sprawy, mogła byś jeszcze raz spokojnie przeanalizować postepowanie swojej mamy i strach który jej teraz towarzyszy. Zapewne nie jest to juz osoba bardzo młoda i raczej jest wychowana w innym systemie więc na to też spróbuj wziąc poprawkę!
Myslę że jako osoba dorosła, i matka powinnaś zdobyć sie na szczerą , spokojną i ciepła mimo wszystko rozmowę z mamą.
Nie wiem jaka to jest osoba ale mam nadziejej że mozna z nią spokojnie i delikatnie chociaz spróbowac nawiązać nić porozumienia w tej kwesti.
Myślę, że gdybym była na miejscu Twojej matki mi samej miło by było (mimo wszystko) w tej sytuacji usłyszeć, że moja córka liczy się z moim zdaniem, z moimi uczuciami i nie chce niczego robić przeciwko mnie, ani w tajemnicy przede mną, bo było by jej (córce) źle z tym, że robi to za moimi plecami.
Czasami własnie kilka tych słow wystarcza, szczególnie starszym osobą...
Myślę że o wiele łatwiej będzie róznież Tobie, bo z "czystym sumieniem" będziesz mogła rozpocząc poszukiwania rodziny, a byc może rodzeństwa ;-)
Myslę, że twoje dylematy wtedy znikną, bo tak naprawde potrzebujesz takiego wewnętrznego przyzwolenia i spokoju aby to zrobić.
Myslę, że bez wzglądu jak zakonczą sie podjęte próby rozmów powinnaś sie na nie zdecydować.
jesli mama tego nie zrozumie, to trudno, zrobisz to co podpowie Ci serce i rozum, bo każdy człowiek ma wolna wolę i masz prawo do poznania swoich korzeni.
Faktem jest, że po tylu wspólnych latach mama nie powinna czuć się zagrożona, ale biorę cały czas pod uwagę jej wiek i inne czasy i to, że ze starszymi osobami róznie bywa.

Dorotko życzę Ci abyś zdecydowała się na szczerę rozmowę z mamą i aby przyniosła zamierzony efekt.

natomiast jeszcze co do poniższego cytatu:
agaslonko pisze:Wiec nie ma lekko z takimi mamami no coz, nam jedynie pozostaje chyba przywyknac i robic swoje tak by nie wiedzialy.I odnosze wrazenie ze tylko My dzieci adoptowane bez wzgledu na to jakie by te mamy nie byly potrafimy byc im wdzieczne i obdarzac szacunkiem nawet kosztem naszego cierpienia.
Agaslonko zapewniem Cię, że zarówno dzieci biologiczna jak i dzieci adoptowane "trafiają" czasem na mamy mniej wyrozumiałe, czy tez takie które niezbyt chętnie zajmują sie wnukami.
Tak tez jak nie tylkjo dzieci adopcyjne doprowadzają rodziców do takich nerwów że czasem człowiek ma wrażenie że dostanie zawału.
Sama jako nastolatka w wieku dorastanie toczyłam *wojny* hihihih ze swoim tatą (jestem dzieckiem biologicznym) i potrafiłam mu niezle zależ za skórę i napyskować.
Ale niegdy nie można generalizować.
Nie wybielam tu bron Boże rodziców adopcyjnych tylko dlatego, że sa adopcyjni, ani tez nie oczerniem biologicznych, bo nimi nie są i odwrotnie. Poprostu wiele zależy od tego jakim jesteśmy człowiekiem, i tez nie mozna generalizować, że wiadomo, że wszyscy adopcyjni są niewyrozumiali w kwestji poszukiwań biologiczncyh!
Mam bliską ciocię, która była adoptowana w wieku niemowlęcym, doskonale wiedziała, że jest adoptowana rodzice adopcyjni powiedzili jej że ma liczne rodzeństwo, rodzine etc, ale ona np nigdy nie chciała szukac swojej rodziny. Teraz ma 47 lat, trzy dorosłe córki, rodzice adopcyjni już niestety nie zyją, ale ona jest poprostu w nich totalnie zakochana. Więc jak widzcie rodzice są naprawde różni. Ja pamiętam czasy w których nawet nie myslałam że bede mogła byc matka adopcyjną (bo przeciez wszyscy mogą mieć dzieci, to takie naturalna , że sie je rodzi, jak to że 2+2 jest 4)...i jak mi mama powiedziała że moja ciocia jest adoptowana to zapytałam czemu ona nie szuka rodziny??
byłam zdziwiona......
mama powiedziała mi wtedy, że ciocia widocznie nie czuje takiej potrzeby i nie szukała ich nigdy.
Byłam zdziwiona bo stwierdziłam że ja zapewne bym ich odszukała.
Dlatego dzis jest mi z tym łatwiej. To jest naturalne, no bo ja tez bym chciała....poznac swoje korzenie..nawiązac kontakt z rodzeństwem...
ale dzis to jest dziś.....wszystko jest inne.....
pozdrawiam WAS ciepło dziewczyny i życzę szczęscia i spokoju w dalszych poszukiwaniach i życiu!
alutka
Awatar użytkownika
dorothea1
Posty: 17
Rejestracja: 20 gru 2006 01:00

Post autor: dorothea1 »

Przeczytałam wszystkie Wasze wypowiedzi, kazda wnosi cos waznego,
Kasiavirag..nie wiedziałam , ze masz tez dziecko b, wydaje mi sie , ze to zmienia cała sytuację, na pewno nie bedziesz zaborcza w stosunku do swojego synka adoptowanego, zreszta piszesz , ze chcesz mu dac miłosc i wiare w siebie i jest to najwazniejsze, mnie tego brakowało od mojej mamy, tato niestety niezyje juz od kilkunastu lat, a on natomiast dał mi własnie duzo ciepła i akceptował mnie,zawsze miał dla mnie czas, tak duzo dobrego mnie nauczył, sądze , ze niewielu biologicznych ojców mogłabym porównac do Niego. Dzis mysle zreszta powiedziałam to mamie, ze to chyba On bardzo mnie chciał, zreszta uwielbiał wszystkie dzieci, mama hmm nieprzepada za dziecmi.., a ona chyba poprostu zgodziła się dla NIego. NIe wiem może się mylę.
Agaslonko...widze ze rzeczywiscie charaktery naszych mam( MAM, niewazne jak to napisała Aluta czy biol, czy adop.)sa chyba podobne, moja tez nie przepadała za wnukami, jak były małe i chorowały, potrzebowałm pomocy, np zeby została godz. lub dwie to mi odmawiała, potem juz jej o to nie prosiłam, choc nie miała nadmiaru zajęć.A dzis chciałaby aby ja odwiedzały i pomagały, chodzą owszem ale nie ma miedzy nimi jakiejs szczególnej więzi, nad czym troche ubolewam. Znów zeszłam na inny temat.
Aluta, masz racje , ze kiedys było inaczej i dzis jest inna swiadomośc ludzi , ja jednak myslę ze duzo zalezy od charakteru człowieka , niewazne ile ma lat. Chciałam jeszcze napisać,ze ja wiedziałam ze jestem adoptowana poniewaz to pamietałam, miałam chyba ok 5 lat i pamietam jak bardzo sie cieszyłam, jak przyjechałam do domu rodziców, uwazam ze bezwzględnie łatwiej jest jesli sie o tym wie od początku, wie sie o tym rozumie sie że tak jest lepiej, bezboleśniej, Dlatego nie wyobrazam sobie takiej sytuacji ,ze człwoiek dowiaduje sie jako np dorosła osoba o tym , ze jest adoptowany, wyobrazam sobie jak bardzo czuje się oszukany.
Nie wiem czy zdecyduje sie powiedziec mamie o moich zamiarach, na pewno chciałabym, Aluta TY byś sie ucieszyła, widac od razu z tego co piszesz ze jestes innym człowiekiem, a moja mama sie "zezłości", powie mi moze znów coś, jak ostatnio, powie takie rzeczy po których jest cięzko dojść do siebie. Ale ja tak jak Aga i może inne córki swoich matek, zawsze wychodze jej naprzeciw, choc mi coraz trudniej.
Awatar użytkownika
aluta
Posty: 351
Rejestracja: 27 cze 2005 00:00

Post autor: aluta »

Dorotko...zrobisz tak żeby było lepiej w Twojej ocenie dla Waszej rodzinnej sytuacji!
Tylko Ty ją znasz i tylko Ty wiesz jak nalezy postąpić. Faktycznie nie mozna nikogo mierzyć swoją miarą, każdy z nas jest inny i niestety jestesmy tylko ludźmi ze swoimi ułomnościami i niedociągnięciami!
I chociaż jesteś już dorosłą kobietą, to jakos tak mi smutno się zrobiło po Twoim ostatnim poście iz mimo, że jestem przed trzydziestką i nie jestem jeszcze mamą (jakąkolwiek, dopiero czekam) to chiała bym Cie przytulić tak jak się przytula małe dziecko! więc ściaskam Cie mocno i zyczę wytrwaości i cierpliwości.

Powiem wam wszystkim, że w zeszłym roku (2005 znaczy) poznałam dziewczynę, swoją rówiesniczkę...po jakimś czasie trwania znajomości powiedział mi że jest adoptowana.
była jedynaczką, bardzo kochała swoich rodziców adopcyjnych, mówiła o nich zawsze z wielka miłoscią i szacunkiem. Widocznie dali jej wszystko czego potrzebowała (nie mówie tu oczywiscie o dobrach doczesnych ale o uczuciach, bezpieczenstwie etc, choć na brak dóbr doczesnych tez narzekać nie mogła)....dziewczyna była super, miała własna córkę, nie pamiętam dokładnie jej historii i tego w którym momencie sie dowiedziała że jest adoptowana. Pamiętam jednak jak mi opowiadała o tym, że rodzice zaproponowali jej że pomoga jej odszukać jej rodzenstwo biologiczne. dzewczyna poznała swoje korzenie, zdobyła informacje na temat swoich rodziców biologicznych , no i nie chiała ich poznać. Chiała za to poznać swoje rodzeństwo. Z tego co pamiętam miała jeszcze dwie siostry i brata. Wszyscy zostali adoptowani i rozdzieleni.
Zorganizowała spotkanie po latach. siostry były nieco starsze od niej (po 30-stce) brat młodszy.
Siostry jak to opisała były ok, fizyczne podobienstwo, w sumie miłe dziewczyny...ale jednak obce...., natomiast brat duzo młodszy (ok 20 lat)pny, bardzo zle zachowywał sie w stosunku do swojej adopcyjnej matki,
ogólenie ona(moja znajoma) była zdegustowana jego zachowaniem do tego stopnia,że(sama będąc matką)zdecydowała sie na to żeby zwrócić mu uwagę, że sie zle zachowuje w stosunku do swojej matki i że jej sie to nie podoba.więc było też troszke niemiło ;-/
spotkanie się zakonczyło, każdy wrócił do swojego życia, no i cóż...i więcej spotkań nie było.
Ale poznała ich , zaspokoiła swoją ciekawośc i podjęła decyzje która była jej suwerenną decyzja i nikt jej niczego nie zabraniał i to jest chyba najważniejsze!
Byc może w Twoim przypadku Dorotko może byc inacze, może okazac sie że masz rodzeństwo z którym bedziesz chciała utrzymywac kontakt...
jesli jesteś jedynaczką to ze szczerego serca zyczę Ci jak najlepszych kontaktów z rodzeństwem jesli takowye masz i zdecydujesz sie je odnależć ;-)
pozdrawiam :wink:
alutka
dominika
Posty: 353
Rejestracja: 27 cze 2002 00:00

Post autor: dominika »

dorothea1 pisze:to chyba On bardzo mnie chciał, zreszta uwielbiał wszystkie dzieci, mama hmm nieprzepada za dziecmi.., a ona chyba poprostu zgodziła się dla NIego.
Nie chcę bronić Twojej mamy, bo uważam, że sama najlepiej wiesz, jak ją oceniać. Ale...
Nie mamy (ja+mąż) dzieci i nie planujemy ich. Równocześnie bardzo dzieci lubimy, mamy z nimi dobry kontakt. To wydaje się sprzeczne.
Spora część moich dzieciatych znajomych i przyjaciół nie przepada za "cudzymi" dziećmi, ale o swoje potomstwo walczyli, niekiedy długo i zawzięcie, bo bardzo chcieli być rodzicami i swoje dzieci bardzo kochają. To też wydaje się sprzeczne.
No i niestety - niezależnie od tego, jak bardzo chciało się być rodzicem, czasem człowiek nie umie okazywać uczuć, akceptacji... :?

A jeśli chodzi o poszukiwania - masz do nich prawo. Masz prawo zdecydować, czy powiadomisz o nich mamę, czy też niekoniecznie. Masz prawo oczekiwać jej akceptacji, ona jednak ma prawo nie poradzić sobie z uczuciami i nie zaakceptować sytuacji.
Jeśli "poszukiwania za plecami" wg Ciebie odpadają, a porozmawiać z mamą się nie da z powodu jej reakcji, pomyśl - może warto napisać do niej list, ciepły i wyważony, a równocześnie taki, który pomoże jej mniej się bać?

No i jeszcze jedno, "poszukiwania korzeni" nie są obowiązkowe, więc jeśli się wahasz, jeśli gdzieś pod skorupką czujesz, że nie wiesz, czy chcesz, to może poczekaj, aż będziesz pewna. Wydaje mi się, że (może dzięki mediom) "poszukiwania korzeni" stały się oczekiwane, a przecież nie każdy czuje taką potrzebę.

Trzymam kciuki. :)
Awatar użytkownika
dorothea1
Posty: 17
Rejestracja: 20 gru 2006 01:00

Post autor: dorothea1 »

Alutka dziekuje za Twoje ciepłe słowa :) , od których mi sie zakreciły łezki w oku, dziekuję. Historia która opowiedziałas przeczytałam z ciekawoscia
i sądze ze tak własnie sie konczy 90 % takich spotkan jesli do nich wogóle dojdzie, bo ja mysle identycznie jesli sie dowiem kim była moja matka a raczej z jakich powodów mnie porzuciła, to tez nie wiem czy bedę dązyc za wszelka cene do spotkania, jesli sie wogole czegos dowiem. Chciałabym narazie poznac "swoje" nazwisko i dowiedziec sie czy mam rodzenstwo,ale jak pisałam wczesniej ktos kiedys dzwonił do mojej mamy z miejscowosci gdzie sie urodziłam i pytał o mnie, wtedy pomyslałam ze to moze byc własnie ktos z rodzenstwa, a przynajmniej mam taka nadzieje.I jesli doszłoby do spotkania to tez nie moge wiedziec czy jakas więź sie wytworzy czy nie,tak jak w opisanym przez Ciebie wypadku.
Nie da sie wymazac swojego dzieciństwa tego normalnego w rodz adop. miłych wspomnien, to tak jak przyjaźnie te z dzieciństwa sa najsilniesze, a te poźniejsze znajomosci muszą mieć w sobie "cos" zeby przetrwały. Mam nadzieje Alutka , ze niedługo Twoje marzenia sie spełnią ...Pozdrawiam Cie serdecznie
Dominiko masz racje, kazdy ma jakies swoje zachowania i kazdy ma do nich prawo, ale jesli sie myśli o kims nie tylko o sobie to mozna by było pójść na jakies ustepstwa, prawda? Zgadzam się z Tobą, moze trudno jest sie "wcielić" w czyjąs sytuacje, bo wtedy łatwiej jest zrozumiec kogos, co czuje itd.
Ja patrze ze swojego punktu widzenia, mysląc o swoich dzieciach mysle o ich zyciu, nie o swoim, pójda swoja droga i niczego postaram sie im nie utrudniac, nawet jesli z jakiegos powodu pocierpię one zyja nie dla mnie, ale dla siebie. Gdybym nie miała swoich dzieci na pewno starałabym sie zaadoptowac , rozmawialismy o tym z mezem przed slubem.
Po Waszych wypowiedziach, na pewno jeszcze jakos postaram sie z mama porozmawiac, to co przeczytałam dało mi duzo do myslenia, ciesze sie ze napisałam tu na forum bociana.
Awatar użytkownika
kasiavirag
Posty: 4121
Rejestracja: 24 lip 2002 00:00

Post autor: kasiavirag »

A my bardzo cieszymy się, że Ty napisałaś.
Myślę, że śmiało mogę napisać w swoim imieniu i innych: każdy post dziecka adoptowanego bardzo pomaga nam rodzicom adopcyjnym mądrze kochać nasze dzieci. I tak kochać, by one był szczęsliwsze.
Kasia, mama (z)mieszana, ale się porobiło...
Awatar użytkownika
aluta
Posty: 351
Rejestracja: 27 cze 2005 00:00

Post autor: aluta »

podpisuję sie pod tym dwoma ręcami :wink:
myslę że wymniana poglądów i odczuc jest pouczająca do obu stron ;-)
całuje i ściskam :mrgreen:
alutka
ODPOWIEDZ

Wróć do „Dorośli adoptowani”