Nasza historia - smutne...

W oczekiwaniu na ten telefon... i pierwsze dni po nim.

Moderator: Moderatorzy moja adopcyjna droga

Awatar użytkownika
lizka
Posty: 183
Rejestracja: 19 lut 2003 01:00

Re: Nasza historia - smutne...

Post autor: lizka »

Dziękuje Wam za zrozumienie.
Wiem już na pewno że nie dam rady. Wiem że są na świecie lepsi rodzice dla naszej malutkiej. I mam nadzieję że bardzo szybko się odnajdą.
Mało jest na Boćku historii bez happy endu. Dlaczego? Czy po prostu nie pisze się o nich, czy jednak są one tak rzadkie? Jestem wyjątkiem, który nie potrafi pokochać?
agulek pisze:Lizka... a czy ktoś Wam mówił ze istnieje coś takiego jak 'depresja poadopcyjna"? Bo jak dla mnie (ale mogę się mylić...) masz dokładnie taką przypadłość...
Wiem co to jest depresja poporodowa, doświadczyłam tego przy synku, choć pewnie to za dużo powiedziane, to był taki przedłużony „baby blues”. Dwa miesiące i się pozbierałam, choć na początku tez wydawało mi się że nie kocham własnego dziecka. Dlatego z małą przez pierwsze tygodnie cierpliwie czekałam, czekałam że będzie tak samo, że miłość nadejdzie. Ale nie jest tak samo. I nie będzie, dlatego muszę myśleć o niej, mała musi mieć matkę która będzie ją kochać bezgranicznie i bezwarunkowo. I nie kiedyś, nie być może. To musi być jak najszybciej.
Nie mam zamiaru przedłużać tej sytuacji ale procedury są nieubłagane. Dwa tygodnie temu uprawomocnił się wyrok odbierający matce prawa, teraz dowiedziałam się że musimy wystąpić o opiekę prawną, dokumenty z PCPR muszą trafić do ośrodka adopcyjnego. To są miesiące. I nie jest to dobre, ale nie jestem w stanie tego chyba zmienić. Pytałam czy nie można już szukać rodziny, żeby zaczął się proces zaprzyjaźniania, i po zakończeniu procedury mała mogł jak najszybciej trafić do nowego domu. Nic z tego. Procedury są święte.
daga03 pisze:Ja bardzo dobrze rozumiem lizkę, byłam w takiej samej sytuacji, aczkolwiek byłam z dzieckiem tylko , lub aż 4 dni.nosząc go na rękach , płakałam z bezsilności.odmowa małego , była bardzo trudna.jednak uważam , że Litość To Za Mało. Nie ma nic gorszego jak adoptować dziecko , i go nie zaakceptować takim jakim będzie , znając jego historię.Wtedy jak ktoś napisał cierpią wszyscy=czyli rodzina, a to nie o to, moim skromnym zdaniem.
No właśnie zabrakło mi tego rozsądku Dagi...Popełniłam błąd i pewnie będę za niego płacić całe życie. Mam tylko nadzieję że mała nie będzie za niego płacić...
II ICSI kwiecień 2006 - Novum - udało się!
Nasz synek urodził się 29 grudnia 2006 r!
Córcia 25.09.2011r. - nasz kochany adoptuś...
Awatar użytkownika
wanielka
Posty: 3827
Rejestracja: 17 gru 2007 01:00

Re: Nasza historia - smutne...

Post autor: wanielka »

lizka pisze:teraz dowiedziałam się że musimy wystąpić o opiekę prawną, dokumenty z PCPR muszą trafić do ośrodka adopcyjnego. To są miesiące. I nie jest to dobre, ale nie jestem w stanie tego chyba zmienić
lizka nie jest nigdzie powiedziane, że to Wy musicie być OP małej. co więcej, wcale nie musi go być. sędzia na posiedzeniu niejawnym może ustanowić dla niej kuratora, który w jej imieniu zgodzi się na ado. a skoro sytuacja prawna małej jest czysta i odebranie praw się uprawomocniło to można już jej szukać RA. nie daj się wpędzić w poczucie winy i przypusu. to jest małe dziecko, decyzje powinny zapadać szybko.
w ciszy i cierpliwości jest wasza siła...
Awatar użytkownika
lizka
Posty: 183
Rejestracja: 19 lut 2003 01:00

Re: Nasza historia - smutne...

Post autor: lizka »

omilka pisze:
lizka pisze:No właśnie zabrakło mi tego rozsądku Dagi...Popełniłam błąd i pewnie będę za niego płacić całe życie. Mam tylko nadzieję że mała nie będzie za niego płacić...
Ja nie rozumiem: musisz adoptować, bo wszczęto procedury? To absurdalne.
Nie, nie oto mi chodziło, oczywiście że nie muszę adoptować. Chodziło mi o to że całe życie będę miała poczucie winy że nie dałam rady...I że być może mała na tym w jakiś sposób ucierpiała...
wanielka pisze:nie jest nigdzie powiedziane, że to Wy musicie być OP małej. co więcej, wcale nie musi go być. sędzia na posiedzeniu niejawnym może ustanowić dla niej kuratora, który w jej imieniu zgodzi się na ado. a skoro sytuacja prawna małej jest czysta i odebranie praw się uprawomocniło to można już jej szukać RA. nie daj się wpędzić w poczucie winy i przypusu. to jest małe dziecko, decyzje powinny zapadać szybko.
Tak mi właśnie powiedziano w ośrodku adpopc i w PCPR - że musimy najpierw stać się opiekunem prawnym. Czyli co, mam walczyć o przyśpieszenie procedur? Jest taka możliwość? Napiszcie proszę jeśli wiecie, co po kolei powinnam zrobić.
II ICSI kwiecień 2006 - Novum - udało się!
Nasz synek urodził się 29 grudnia 2006 r!
Córcia 25.09.2011r. - nasz kochany adoptuś...
Awatar użytkownika
wanielka
Posty: 3827
Rejestracja: 17 gru 2007 01:00

Re: Nasza historia - smutne...

Post autor: wanielka »

lizka pisze:Tak mi właśnie powiedziano w ośrodku adpopc i w PCPR - że musimy najpierw stać się opiekunem prawnym. Czyli co, mam walczyć o przyśpieszenie procedur? Jest taka możliwość? Napiszcie proszę jeśli wiecie, co po kolei powinnam zrobić.
lizka wprowadzono Cię w błąd bazując pewnie na Twojej niewiedzy. RZ dziecka wcale nie musi być jego OP. sąd może zlecić to dowolnej osobie. nie musisz się na to godzić, możesz odmówić.
przyspieszenie procedur bez wsparcia OAO i PCPRu jest trudne, ale nie niemożliwe. pytanie brzmi: czy OAO lub PCPR nie chce całej sprawy przeciągnąć licząc na to, że jednak zdecydujecie się na ado :?

na Twoim miejscu pojechałabym do sądu i spróbowała porozmawiać z sędzią. wtedy możesz przedstawić swoje racje, powiedzieć, że OAO Was naciska, że zdecydowaliście, że nie wiążecie sie z dzieckiem adopcją więc bezsensem jest ustanawianie Was OP. zobaczysz co Ci powie i będziesz wiedziała jak działać.

z drugiej strony jeżeli zgodzicie się na OP (jeżeli chcesz przyspieszyć ten proces to złóż wniosek w sądzie o ustanowienie Was OP i poproś o szybki termin z uwagi na konieczność umieszczenia tak małego dziecka w RA bez zbędnej zwłoki. napisz, że Wy tą RA nie będziecie, a ze względu na stan zdrowia dziecka potrzeba czasu, żeby ją znaleźć) to sami możecie szukać RA dla dziecka, a to też przyśpiesza całą procedurę i nie musicie ciągle oglądać się na to, czy OAO lub PCPR zaczną działać.
w ciszy i cierpliwości jest wasza siła...
chineczka
Posty: 1714
Rejestracja: 02 cze 2004 00:00

Re: Nasza historia - smutne...

Post autor: chineczka »

lizka
mam znajoma ktora byla adoptowana w wieku 3.5lat po prawie 2 latach jej rodzina oddala ja poniewaz jej nie kochali i ona nie zgadzala sie z ich biol corka.
Dziewczynke spakowano w samolot i wyslano do nowej rodziny z Kaliforni do Chicago. Nowa rodzina miala 2 dzieci biolo i 3 ado.
Bylo to 25 lat temu znajoma twierdzi ze to najlepsze co moglo sie stac i jest bardzo wdzieczna swojej 1-szej rodzinie ado.
Mama sloneczka
nanek
Posty: 699
Rejestracja: 28 sty 2006 01:00

Re: Nasza historia - smutne...

Post autor: nanek »

wanielka pisze:z drugiej strony jeżeli zgodzicie się na OP (jeżeli chcesz przyspieszyć ten proces to złóż wniosek w sądzie o ustanowienie Was OP i poproś o szybki termin z uwagi na konieczność umieszczenia tak małego dziecka w RA bez zbędnej zwłoki. napisz, że Wy tą RA nie będziecie, a ze względu na stan zdrowia dziecka potrzeba czasu, żeby ją znaleźć) to sami możecie szukać RA dla dziecka, a to też przyśpiesza całą procedurę i nie musicie ciągle oglądać się na to, czy OAO lub PCPR zaczną działać.

Lizka jeśli chcesz pomóc malej aby SZYBKO znalazla rodzinę ado - to zostań jej OP - to tylko formalność ale inaczje rodzina ADO ni może adoptować - musi być OP!!!!!! zazwyczaj jest to RZ - to naturalne - jeśli się nie zgodzisz i małej trzeba będzie szukać OP - być może z innej RZ - to tylko wydłużysz jej pobyt w RZ.......
a czas oczekiwania na adopcje coraz dłuższy - powinno nam zależeć aby jak najszybciej proces postępował ale sami musimy być w tej materii zdyscyplinowani....

chineczka to niesamowite! jak widać Ten Na Górze dobrze wie co robi :o
Awatar użytkownika
lizka
Posty: 183
Rejestracja: 19 lut 2003 01:00

Re: Nasza historia - smutne...

Post autor: lizka »

chineczka pisze:lizka
mam znajoma ktora byla adoptowana w wieku 3.5lat po prawie 2 latach jej rodzina oddala ja poniewaz jej nie kochali i ona nie zgadzala sie z ich biol corka.
Dziewczynke spakowano w samolot i wyslano do nowej rodziny z Kaliforni do Chicago. Nowa rodzina miala 2 dzieci biolo i 3 ado.
Bylo to 25 lat temu znajoma twierdzi ze to najlepsze co moglo sie stac i jest bardzo wdzieczna swojej 1-szej rodzinie ado.
Tak, jej sie udało ale zgadzam się całkowicie z Omilką - nie każde dziecko by to wytrzymało. Dlatego najważniejsze dla mnie będzie teraz znalezienie rodziny dla malutkiej jak najszybciej.
Wiem juz że najlepiej jak staniemy się OP, i że ma to być w miarę szybko. Obieg dokumentów też ma być szybki. Ale zarówno Pani z PCPR jak i z OA twierdza że niełatwo będzie znaleźć dla małej rodzinę. Czy naprawdę wszyscy chcą adoptować tylko zdrowe, śliczne bobaski?
II ICSI kwiecień 2006 - Novum - udało się!
Nasz synek urodził się 29 grudnia 2006 r!
Córcia 25.09.2011r. - nasz kochany adoptuś...
Awatar użytkownika
wanielka
Posty: 3827
Rejestracja: 17 gru 2007 01:00

Re: Nasza historia - smutne...

Post autor: wanielka »

lizka pisze:Pani z PCPR jak i z OA twierdza że niełatwo będzie znaleźć dla małej rodzinę. Czy naprawdę wszyscy chcą adoptować tylko zdrowe, śliczne bobaski?
to jest bardzo płynne pojęcie - pisałam na innym wątku, że mój młodszy synek ma problemy: neurologiczne, gastryczne, alergologiczne, WNM, logopedyczne, a jednak dla mnie jest zdrowy :) więc trudno nam stwierdzić czy dla małej znajdzie się RA szybko czy nie. czy ma jakieś poważne choroby/obciążenia?
w ciszy i cierpliwości jest wasza siła...
chineczka
Posty: 1714
Rejestracja: 02 cze 2004 00:00

Re: Nasza historia - smutne...

Post autor: chineczka »

Chyba zostalam zle zrozumiana ze uwazam to za dobre rozwiazanie !!!!!
Znam dosc sporo ludzi z grup adopcyjnych ktore przerywaja adopcje z roznych wzgledow. Peka mi serce i sama bylam zainteresowana adopcja dziecka z przerwanej adopcji.

Nie oceniam jednak peka mi serce myslac o tych dzieciah - znajac historie niektorych dzieci w nowych, drugich rodzinach adopcyjnych wiem ze ta pierwsza rodzina byla tylko pomostem dla tych dzieci do ich prawdziwych rodzin i domow. Bo kazdemu dziecku nalezy sie 100% milosci.
Mama sloneczka
nanek
Posty: 699
Rejestracja: 28 sty 2006 01:00

Re: Nasza historia - smutne...

Post autor: nanek »

lizka ja czekam już trzy lata na drugie dziecko..... zapewniam cię że deficyty malej mieszczą się w moim rozumieniu "zdrowe dziecko"...
no cóż - widocznie panie z OA chcą jeszcze abyś przemyślała decyzję i może w ich rozumieniu - powiedzenie nie ma chetnych - spowoduje że zmienisz zdanie....
Działaj aby jak najszybciej otrzymać OP a gwarantuje ci że do małej jest już kolejka;-)
chineczka pisze:ze ta pierwsza rodzina byla tylko pomostem dla tych dzieci do ich prawdziwych rodzin i domow
pieknie to napisalaś.....
izabelam
Posty: 155
Rejestracja: 08 gru 2010 23:27

Re: Nasza historia - smutne...

Post autor: izabelam »

wiesz, lizka, myślę,że byłaś dla małej profesjonalnym pogotowiem rodzinnym :D , dzięki temu,że miała cię w tym pierwszym okresie życia, teraz będzie mogła nawiązac fantastyczną więż z przyszłymi rodzicami, trzymam za małą kciuki,żeby szybko odnależli ją rodzice
iza
gapka6
Posty: 52
Rejestracja: 25 lut 2012 23:36

Re: Nasza historia - smutne...

Post autor: gapka6 »

izabelam pisze:wiesz, lizka, myślę,że byłaś dla małej profesjonalnym pogotowiem rodzinnym :D , dzięki temu,że miała cię w tym pierwszym okresie życia, teraz będzie mogła nawiązac fantastyczną więż z przyszłymi rodzicami, trzymam za małą kciuki,żeby szybko odnależli ją rodzice
Bardzo dobrze powiedziane, na pewno uratowaliście Malucha przed wpadnięciem w pierwszego życiowego doła. Na pewno znajdzie się rodzina, a "panie z ośrodka" nie powinny w tej sytuacji szczuć Was swoim pesymizmem. Uszy do góry, pomyśl, że byliście najlepszym pierwszym etapem w życiu Malucha, jaki mógł mu się zdarzyć. I nie obwiniajcie siebie, bo Maluch złapie od Was klimat porażki.
Bardzo trzymam kciuki.
Alina_Katowice
Posty: 157
Rejestracja: 20 wrz 2010 20:15

Re: Nasza historia - smutne...

Post autor: Alina_Katowice »

Chyba muszę być ostrożniejsza w buszowaniu po Bocianie przed czekającą mnie II adopcją, bo po przeczytaniu tego wątku narasta we mnie stres - ale taki niedobry: dystres, a nie eustres. Nigdy bym nie przypuszczała, że można nie potrafić pokochać dziecka, które już trafi do naszej rodziny. Jeżeli miałam po pierwszej adopcji "doła poadopcyjnego", to dotyczył on obawy, że nie będę umiała wychować, ukształtować dziecka, które KOCHAM. Nie: czy BĘDĘ UMIAŁA GO POKOCHAĆ. Teraz okazuje się, że i takie problemy się zdarzają.
I nie sposób się przed nimi ustrzec, bo przecież Lizka wiedziała, jakie problemy ma przysposabiane przez nią dziecko, a jednak w teorii te problemy były do zaakceptowania, a w praktyce nie.
Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że pracownicy Ośrodka Adopcyjnego dobrze "prześwietlili" moje ewentualne słabości i nie narażą jakiegoś dziecka na pobyt u mnie, jeżeli będą przypuszczać, że mi się tylko "wydaje", że mogłabym być jego mamą.
gapka6
Posty: 52
Rejestracja: 25 lut 2012 23:36

Re: Nasza historia - smutne...

Post autor: gapka6 »

Alina_Katowice pisze:Chyba muszę być ostrożniejsza w buszowaniu po Bocianie przed czekającą mnie II adopcją, bo po przeczytaniu tego wątku narasta we mnie stres - ale taki niedobry: dystres, a nie eustres. Nigdy bym nie przypuszczała, że można nie potrafić pokochać dziecka, które już trafi do naszej rodziny. Jeżeli miałam po pierwszej adopcji "doła poadopcyjnego", to dotyczył on obawy, że nie będę umiała wychować, ukształtować dziecka, które KOCHAM. Nie: czy BĘDĘ UMIAŁA GO POKOCHAĆ. Teraz okazuje się, że i takie problemy się zdarzają.
I nie sposób się przed nimi ustrzec, bo przecież Lizka wiedziała, jakie problemy ma przysposabiane przez nią dziecko, a jednak w teorii te problemy były do zaakceptowania, a w praktyce nie.
Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że pracownicy Ośrodka Adopcyjnego dobrze "prześwietlili" moje ewentualne słabości i nie narażą jakiegoś dziecka na pobyt u mnie, jeżeli będą przypuszczać, że mi się tylko "wydaje", że mogłabym być jego mamą.
Widzisz, ja się cały czas zastanawiam: czy będę umiała pokochać? bo na razie bardzo lubię nasze dzieci, tęsknię za nimi, przeżywam każdy telefon...ale mam wrażenie, że miłość, taka rodzicielska dopiero przyjdzie. Pocieszam się, że zakochiwanie w moim ukochanym M też mi nie szło ekspresowo... :( Może tak mam, może jestem taka mało uczuciowa?
abecadło
Posty: 2
Rejestracja: 06 wrz 2010 13:19

Re: Nasza historia - smutne...

Post autor: abecadło »

Lizka, bardzo Ci dziękuję za Twój wpis.
Ja bardzo mało udzielam się na Bocianie - kiedyś więcej.... :oops: Miałam podobną sytuację - też mam już jedno dziecko - czekałam na nasze drugie dziecko. Oczekiwanie trwało już ponad 3 lata....
Żeby być uczciwym - dwa lata wczesniej zadzwonił telefon - zaproponowano nam 2 małych dzieci. Nasze dziecko było wtedy również jeszcze bardzo małe....nie wiem, może to był strach, że nie podołamy...może pani z OAO nie poświęciła nam wystarczająco dużo czasu...
Nie zapytała - czy mamy obawy, jeśli tak - jakie? nie próbowała ich rozwiać...w każdym razie - odmówiliśmy =ooo7
Do dzisiaj myślę o tych dzieciach...jestem pewna, że znalazły wspaniałych rodziców, cudowny dom....ale nadal liczę - ile mają dzisiaj lat, wyobrażam sobie, jak wyglądałaby moja rodzina.... :roll:
Miałam wrażenie, że po tej odmowie coś się zmieniło - w kwestii podejścia do nas - ze strony OAO...dużo póxniej przeczytałam na jakimś forum, że w niektórych OAO się nie odmawia...bo więcej nie zadzwonią....
Nie dopuszczałam myśli, że w naszym ośrodku może być podobnie, jednak na zapytania z naszej strony nt ewentualnych możliwości - ciągle słyszeliśmy "dla Was dziecka jeszcze nie ma..." :|
W końcu, po kolejnych 2 latach, dowiedzieliśmy się - przy okazji naszego kolejnego zapytania - że ośrodek może miałby jednak dla nas propozycję ...pojechaliśmy jak "na skrzydłach". W ośrodku dowiedzieliśmy się o bardzo małym chłopcu - nie wiekiem jednak, ale dość zdrowym, choć z rodziny patologicznej - matka alkoholiczka, poród w trakcie libacji...
Więcej informacji - jak twierdzono w ośrodku - nie posiadano na ten moment. Dokumentacja medyczna dostepna miała być u RZ.
Zdecydowaliśmy się pojechać tam i zobaczyć dziecko. Spędziliśmy z nim kilka godzin. I choć moja wiedza nt chorób dzieci alkoholików - na tamten moment - była żadna, oto od razu czułam, że coś jest nie tak. Na miejsu - "matka" z RZ napomknęła o FAS...prawie nieprzytomna z szoku i bólu, wróciłam do domu i od razu skontaktowałam się ze znajomym lekarzem, żeby dowiedzieć się więcej nt tej choroby.
Przepłakałam kilka dni...ostatecznie - nie zdecydowaliśmy się na tę adopcję również - ale tym razem byliśmy do tego w pełni przekonani.
Po tym zdarzeniu pożegnałam się z Bocianem...nie umiałam poradzić sobie z moimi emocjami...z tą całą nadzieją oczekiwania, olbrzymią tęsknotą - a potem - rozpaczą , poczuciem oszukania, niedopinformowania, opuszczenia, pozostawienia samym sobie.... :mur:
W osrodku chcieliśmy rozmawiać o tym co się wydarzyło, o naszych odczuciach, bólu i rozpaczy...nikt nie chciał jednak rozmawiać z nami...przyjęto naszą rezygnację z dalszego oczekiwania, tak jakbyśmy powiedzieli - "zdzwonimy się jutro"...

-- 05 paź 2012 15:04 --

Ja wiem, że adopcja ukierunkowana jest na dzieci i to im ma w największym stopniu służyć i pomagać. Ale rodzice adopcyjni też mają uczucia...też cierpią, tęsknią, przeżywają lęki niepewności i traumę odrzucenia....
Jedyne czego żałuję najbardziej teraz, to fakt, że tak łatwo się poddaliśmy -tj, że zrezygnowaliśmy z daleszego oczekiwania...ale miałam w sobie tyle żalu, złamanych nadziei i czułam się tak osamotniona, że nie mogłam i nie chciałam być w tym stanie dłużej.... :cry:
Nigdy więcej już nie wróciliśmy ani do tego, ani do jakiegokolwiek innego ośrodka...ale myśl o powtórnej adopcji wraca co jakiś czas.... widać - nadal nie możemy (albo nie chcemy) zamknąć tej karty naszego życia.
Lizka, nie wiem jaką podjęłaś ostatecznie decyzję, ale napisałam Ci to ponieważ miałaś wątpliwości czy są na Boćku historie, które nie kończą się happy -end'em... otóż - są i podejrzewam, że jest ich całkiem sporo, ale być może, większość osób, jakich one dotyczą, usówa się z Boćka - bo większość chciałby móc chwalić się swoimi sukcesami/radościami, a nie mówić o porażkach...Pozdarwiam Cię i życzę Ci tylko właściwych decyzji :)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Moja adopcyjna droga”