jestem entuzjastką 500+, uważam ze ten program powinien funkcjonować od dawna i że - niezależnie od rodzaju kolejnych rzadów - należy go utrzymać w takiej formie jak obecna: dla wszystkich rodzin. Finansowe wsparcie rodzin uważam właśnie za jeden z elementów wychodzenia z zaścianka.
Nie rozumiem jednak wyprowadzania zadowolenia z konkretnych decyzji rządu, a dotyczących wsparcia rodzin, z krytyką innych decyzji rządu/ów dotyczących polityki rodzinnej. Ludzie są dość złożonymi jednostkami i spokojnie potrafią łączyć w swojej głowie poparcie dla dostępności przerwania ciąży z jednoczesnym przyznaniem kobiecie prawa do pochówku kilkutygodniowego płodu, jeśli rozpoznała w nim swoje dziecko i przeżywa żałobę.
Ja w każdym razie nie mam żadnego problemu z szerokim widzeniem spraw.
To się też wiąże z:
Adoptowałam równiez dziecko jako niepełnosprawne, które okazało sie zupełnie zdrowe.Czasami zastanawialiśmy się z mężem jak to się stało, że nasze dziecko miało tak niekorzystna diagnozę. Nawiasem, było juz skierowane do adopcji zagranicznej. Dlatego jestem sceptyczna co do adopcji zagranicznej.
Wyprowadzanie sprzeciwu wobec zjawiska na podstawie jednostkowego doświadczenia jest dla mnie mało zrozumiałe. To tak jakby ekstrapolować przemoc w rodzinie na całość rodzin i dojść do logicznego twierdzenia, ze heteroseksualny związek powinien być objęty zakazem płodzenia, bo to właśnie w nim statystycznie najczęściej dochodzi do patologii wobec dzieci.
To zupełnie nie tak działa. Rozmawiamy o naukach społecznych (pedagogika i socjologia) oraz przyrodniczej (psychologia), a żadna z nich nie jest dyscypliną ścisłą i nie udziela matematycznych odpowiedzi- tak albo nie.
Dlatego zdarzają się błędne diagnozy psychologiczne, co nie stanowi o nieprzydatności samej psychologii. Zdarzają się nadużycia adopcyjne, co nie jest argumentem przeciwko adopcji. I z faktu, ze RZ w Pucku popełniła zbrodnię niewiele wynika dla kilkudziesięciu tysięcy RZ w Polsce.
izabelam pisze:
"Blokowanie " adopcji zagranicznych nie ma na celu zatrzymywanie dzieci na siłę w Polsce, jak tutaj to wyżej i pewniej niżej będzie przedstawiane. Zamysłem kontrolowania adopcji zagranicznych jest ( i tu większość zaskoczę) dobro dzieci właśnie.
to niestety nie jest prawdą z bardzo prostego powodu - nie ma do tego narzędzi i nadal tego nie zmieniono. Żadna adopcja - włączając w to krajową - nie jest monitorowana państwowo po jej orzeczeniu, a zakres jej monitorowania przed orzeczeniem też jest dyskusyjny. Ja bym na przykład chciała poznać podstawę prawną do preferowania par wyznania katolickiego przy procesie adopcji zagranicznej. Nie ma takiej podstawy. Nie ma też badań, które by stwierdziły, że katolickie małżeństwo sprawdza się lepiej jako RA niż małżeństwo protestantów, buddystów czy żydów.
Stawia to w bardzo ciekawym świetle "kontrolę dobra dzieci", która jest pojęciem pustym niestety. Przypominam, że decyzja MPRiPS nie zająkuje się ani słowem o zmianie warunków adopcji krajowych w celu ich zwiększenia i zmiany grupy adresatów (na poprzedniej stronie sporo o tym pisaliśmy), a jedynie chce ograniczać adopcje zagraniczne.
izabelam pisze:
Osobiście daleka jestem od przedstawiania adopcji zagranicznej jako najlepszej, bo stwarzającej optymalne warunki dla dzieci, czytaj najlepsze warunki finansowe. O zagrożeniach, które stwarza adopcja zagraniczna piszą w nie jednym opracowaniu dotyczącym adopcji. Moim zdaniem powinna być traktowana jako ostateczna forma znalezienia rodziny dla dziecka.
o zagrożeniach, jakie stwarza rodzicielstwo jako takie, też napisano wiele prac i niewiele z tego wynika. Jeśli para rolników podejmuje się adopcji w celu zapewnienia męskiego spadkobiercy (przypadki opisywane w monografiach socjologicznych polskiej adopcji) to trudno uznać to za sytuację optymalną z punktu widzenia potrzeb adoptowanego dziecka. Ale losów rodzin adopcyjnych nie kontrolujemy i nie chcę wchodzić w dyskusję, czy słusznie czy nie. Zauważam tylko fakt.
Na koniec napiszę rzecz dość zaskakującą: otóż ja zasadniczo jestem przeciwna adopcjom zagranicznym. Jest to żenująca forma outsourcingu tzw. "dzieci trudnych" i każde państwo osiągające wysokie liczby AZ powinno się tego wstydzić, bo to pokazuje, jak bardzo jest nieudolne we własnej polityce społecznej i rodzinnej. Co więcej AZ są formą współczesnego postkolonializmu, co stanowi kolejny powód do wstydu.
Zupełnie nie wyklucza się to ze wszystkim co pisałam wcześniej - nie zgadzam się na eliminację AZ, jeśli moje państwo nie przedstawia programu naprawczego wobec polskiej adopcji. Nie kiwnęło nawet palcem, aby załatwić problemy wylistowane przez nas choćby w tej dyskusji. A w takim przypadku na ograniczeniu AZ stracą w pierwszej kolejności "nieadoptowalne" dzieci, w drugiej kolejności kandydaci na RA, którym te dzieci będą wpierane w brzuch, choć połączenie "trudnego dziecka" i straumatyzowanej pary marzącej o zdrowym maleństwie jest scenariuszem na dramat rodzinny.
Jest to zabieranie się do problemu od d..y strony, co jest skądinąd cechą flagową polskiej polityki społecznej.