Jawność adopcji

O adopcji na poważnie. Czy adopcja jest lekarstwem na nasze problemy? Dlaczego adoptujemy? Czego się boimy? Może ktoś ma już gotową odpowiedź?

Moderator: Moderatorzy adopcyjne dylematy

ODPOWIEDZ
Pockahontas
Posty: 2897
Rejestracja: 06 wrz 2012 15:13

Re: Jawność adopcji

Post autor: Pockahontas »

Wula pisze: pisałam w kontekście czy "nastawienie adopcyjne" ma aż takie znaczenie, przy środowisku, gdzie potrzeby dziecka są zasadniczo zaspokajane
Acha, ok, to być może za daleko się rozpędziłam. To, co gdzieś po drodze nazwałyśmy (a może to ja nazwałam) "nastawieniem adopcyjnym" cały czas rozumiem jako większą gotowość do reakcji, która zapewnia dziecku wyższy poziom zaspokojenia potrzeb.
Oczywiste jest, że zaspokoić potrzeby dziecka w wysokim stopniu może także osoba, która nie zamierza go adoptować, jak również rodzic adopcyjny może mieć kłopot w interpretacji sygnałów albo zwyczajnie, wzbudzeniu motywacji do takiego działania - zastosowałam generalizację, wychodząc od jednostkowej sytuacji, do której się wtedy odnosiłam. Podkreślam to po raz kolejny, ponieważ nie chciałabym, by określenie, którego użyłam z rozpędu (niestety zazwyczaj mam opcję pisania szybko, wstrzeliwując się w przerwy) zaczęło żyć własnym życiem, niezgodnym do końca z moją intencją.
Wula pisze:Takie tez środowiska badał Bowlby (tzw "good enough"/wystarczająco dobre).
Tak, "wystarczająco dobra matka" da radę, bo zapewni dziecku wystarczający poziom komfortu. I z tym nie dyskutuję.
Jednak, obserwując grupę niemowląt i ich opiekunów, udało się zauważyć, iż jedne dzieci zdecydowanie częściej wyciągają rączki czy też w inny sposób inicjują kontakt z mamą, aniżeli pozostałe, które zdawały się bardziej koncentrować na elementach otoczenia - zabawkach, przedmiotach - niż osobie opiekuna. Zauważono też, że mamy tych pierwszych były bardziej wrażliwe na płynące od nich sygnały - z praktyki (nie mam pojęcia czy udokumentowanej, ale podobne badanie było już wcześniej wykonane) jednej z moich instruktorek szkoleniowych w zakresie SI.
Gdyby przyjąć powyższe - myślę, że można by to odszukać w lit. anglojęzycznej (puszczam oczko do ciebie) - zaryzykowałabym na ten moment moją własną hipotezę, iż wystarczająco dobre środowisko spełni swoją rolę, ale w środowisku nastawionym na jak największe zaspokojenie, dziecko będzie bardziej aktywne i "szczęśliwe" w relacji z opiekunem, szybciej postąpi rozwój emocjonalny, społeczny i szybciej przyjdziemy z poziomu neurobiologii na poziom organizacji uczuć.
Wniosek stąd,, iż dziecko od urodzenia jest istotą społeczną, rozwija się w relacji do drugiego (zresztą tu akurat wnioski Dawidsona i Foxa o aktywacji poprzez jakość relacji odpowiednich półkul mózgu). Im bardziej kontakt jest intensywny, tym bardziej dziecko uczy się kim jest, niejako poznaje siebie, budując dzięki doświadczeniom, kolejne połączenia neuronalne. Dziecko pozostawione w łóżeczku, pozbawione komunikatu "jesteś dla mnie najważniejszy/najważniejsza" (od razu podkreślę, że piszę o niemowlaku, który jest całkowicie niesamodzielny) zwyczajnie wykształci ich mniej.
Ostatnio zmieniony 14 mar 2017 18:40 przez Pockahontas, łącznie zmieniany 3 razy.
izabelam
Posty: 155
Rejestracja: 08 gru 2010 23:27

Re: Jawność adopcji

Post autor: izabelam »

To samo dotyczy Łodzi, nie wiem, na ile Tuli Luli teraz rozładowało im szpitale, ale na pewno przed powstaniem Tuli noworodki były umieszczane w pieczy instytucjonalnej.
Tuli Luli to DD tyle, że słodko nazwany i dofinansowany.
BTW- mam wrażenie, ze rozmawiamy o zmianach głębokich w systemie, zakładających zupełnie inne widzenie więzi itd - nie o tym, jak mozna zaoszczędzić (?)
A ja mam wrażenie, że do każdego pomysłu można dopasować jakąś istniejącą teorię.
iza
Awatar użytkownika
Wula
Posty: 90
Rejestracja: 23 gru 2015 10:09

Re: Jawność adopcji

Post autor: Wula »

Pockahontas ok, zgadzam się, ze mogą być matki lepsze lub gorsze :-) ale rozmawiamy o zrywaniu kolejnych więzi u dzieci juz po traumie separacji od MB w imię argumentu o zachowaniu integralnosci rodziny ado. Albo przynajmniej ja o tym rozmawiam ;)
Zmieniłam trochę moj poprzedni post.

Iabelam fajnie, jakbyś rozwinęła tę ostatnią myśl, bo przyznaję, że nie rozumiem a chciałabym... :cool:
Mama wspaniałego Przedszkolaka :)

"There is an instinct in a woman to love most her own child - and an instinct to make any child who needs her love, her own." ~ Robert Brault
izabelam
Posty: 155
Rejestracja: 08 gru 2010 23:27

Re: Jawność adopcji

Post autor: izabelam »

Wula pisze:
Iabelam fajnie, jakbyś rozwinęła tę ostatnią myśl, bo przyznaję, że nie rozumiem.. :cool:
Tak bywa :mrgreen: .

A tak serio to nie ma drugiego dna...
Takie podsumowanie. Nie ma co wyjaśniać.
iza
Pockahontas
Posty: 2897
Rejestracja: 06 wrz 2012 15:13

Re: Jawność adopcji

Post autor: Pockahontas »

Wula pisze: rozmawiamy o zrywaniu kolejnych więzi u dzieci juz po traumie separacji od MB w imię argumentu o zachowaniu integralnosci rodziny ado. Albo przynajmniej ja o tym rozmawiam ;)
A widzisz ;-) Bo ja ciągle argumentuję dlaczego nie powinno się przenosić dziecka z rz, która wychowuje je niemal od urodzenia i chce adoptować, nawet jeśli przenosi się dzieci z pr do ra (co też, z mojego punktu widzenia, nie jest rozwiązaniem idealnym, ale znacząco redukującym stres dziecka w porównaniu z koniecznością jego pobytu w szpitalu czy dd). A wychodzi na to, że wcale nie muszę cię przekonywać :cool:
Wula pisze:Więź bezpieczna jest (jesli dobrze pamietam) wcale nie tak częsta w tzw normalnych rodzinach (biologicznie spokrewnionych) - tam tez jak najbardziej zdarza się przywiązanie lękowe czy zdezorganizowane, ale nikomu nie przyjdzie do głowy jej zrywanie, aby nawiązać jakieś lepsze..
Wula, to co napisałaś, mogłabyś mi z ust wyjąć. Naprawdę. Widzę to dokładnie tak jak ty. Jeśli dobrze zrozumiałam, różnimy się jednak we wnioskach wyciągniętych z tego założenia.
Ty (takie odnoszę wrażenie - wolę się asekurować) widziałabyś rozwiązanie w kontaktach ra po adopcji z rb.
Ja natomiast najchętniej rozwaliłabym i zbudowała od podstaw system wsparcia rodzin, tak by zatrzymać dzieci w ich rodzinach jeśli tylko jest taka możliwość, a tam gdzie jej nie ma wzmocnić pieczę zastępczą z zachowaniem kontaktów umieszczonego w niej dziecka z rb. Wszędzie tam, gdzie wydarzyła się znacząca krzywda i jest ryzyko jej powtórzenia, kierowałabym dzieci do adopcji bez narzucania konieczności kontaktu z rb. Już kiedyś wyjaśniałam jak to uzasadniam - jeśli grono złożone z psychologów sądowych, pedagogów, kurator, pracownik socjalny uznali, że rb zagraża dziecku, to nie widzę podstaw dla kontynuowania tej krzywdy nawet w zmienionych warunkach.
Obok tego widziałabym opcję azw z możliwością obecności ra już na oddziale noworodkowym zaraz po narodzinach, być może na wzór amerykański, włącznie z podpisaniem umowy na jaki zakres kontaktów (od symbolicznego przekazywania zdjęć do ustalenia częstotliwości spotkań) wyrażają zgodę rodziny biologiczna i adopcyjna.
Tak więc, reasumując, dla mnie uzasadnieniem drastycznego zerwania więzi pozostają w sumie sytuacje odebrania władzy rodzicielskiej, co w polskich warunkach zdarza się prawie wyłącznie w sytuacji powtarzających się aktów przemocy wobec dziecka. I to nie tej w postaci klapsa, ale przypalania papierosami, łamania kończyn, gwałcenia córki przez ojca, spowodowania innych trwałych uszkodzeń ciała, ewentualnie skrajne zaniedbanie w postaci głodzenia czy też nieudzielenia pomocy medycznej w sytuacji zagrażającej życiu.
Mam głębokie przekonanie, że wtedy rolą i punktem honoru społeczeństwa i dorosłych jest ochrona ofiary przed sprawcą i zapewnienie jej bezpieczeństwa.
Może głupie porównanie i nie jest to atak na ciebie - ale czy wyobrażamy sobie zmuszanie ofiary gwałtu w rodzinie do kontaktu z gwałcicielem (ustalając odpowiednie przepisy, które to od rzeczonej ofiary wyegzekwują bez dania jej prawa do sprzeciwu), argumentując "to przecież twój brat, mąż, szwagier"?

Wyszłam od tego, że mamy różne stanowiska. I dla mnie to jest jak najbardziej ok. Przedstawiłyśmy je dość szeroko, nie czuję, że ktoś musi tu kogoś przekonać.

A żeby złagodzić trochę ton dyskusji, dzielę się anegdotą z dzisiejszych zajęć z adoptowanym chłopcem z cechami fas.
Ja: Jakie znasz zwierzątka, które mogą mieszkać w stajni lub oborze?
*Jaś: Koń.
Ja: Zgadza się. I kto jeszcze?
Jaś: Drugi koń :mrgreen:
Awatar użytkownika
Wula
Posty: 90
Rejestracja: 23 gru 2015 10:09

Re: Jawność adopcji

Post autor: Wula »

Pockahontas zgadzam się ze wszystkim, co napisałaś - w żadnym punkcie tej rozmowy nie napisałam, ze z racji pokrewieństwa należy utrzymywać kontakty z RB(/RZ), jesli była tam ewidentna krzywda dziecka (gwałt itp). To znowu jest przedstawienie sytuacji bardzo czarno-biało.
Teraz parę truizmów:
RB sa różne - sama podałaś przykład. Czasem MB oddają dzieci, bo NIE CHCĄ/nie mogą ich wychowywać. Z rożnych powodów. Nie znaczy to (uwaga, paradoks), ze nie leży im na sercu ich dobro. Nie chcę rzucać przykładów, ale znam ich niemało.
RA sa różne. Nie wszystkie czują się zagrożone w swej integralnosci. Nie wszyscy potencjalni RA są "wkręcani w adopcję i straumatyzowani niepłodnością" (tu taka dygresja - biedne te dzieciaki ado, bo pierwsi rodzice nieudolni życiowo/wychowawczo, a drudzy - pokiereszowani psychicznie i mocno defensywni. Cud, ze większość tych dzieciaków wychodzi na prostą. A moze nie cud. Moze to tacy "survivors" wbrew wszystkiemu? Sorry, głośno myślę ;-) )
Są RA, ktore chciałyby utrzymywać kontakty z rodzeństwem przebywającym w innej RA i nie mogą (tzn niby mogą, ale jesli druga RA powie "nie widzimy takiej potrzeby", "zagraża to naszej integralność", "dziecku się pomiesza" - to juz wystarczy, by kontaktu nie bylo i pal licho dobro dziecka, ktore moim zdaniem powinno byc widziane długofalowo, nie tylko "tu i teraz").

I tyle chyba z mojej strony ;-)
Mama wspaniałego Przedszkolaka :)

"There is an instinct in a woman to love most her own child - and an instinct to make any child who needs her love, her own." ~ Robert Brault
Awatar użytkownika
yennefer23
Moderator Członek Stowarzyszenia
Posty: 5638
Rejestracja: 23 lut 2010 01:00

Re: Jawność adopcji

Post autor: yennefer23 »

bloo pisze:Ciekawa jestem, co o tym sądzicie?
moje zdanie sie nie zmienia. uwazalam, i nadal uwazam, ze jest to dzialanie na granicy prawa, wykorzystywanie luki, po prostu "Polak potrafi". w idealnym zyciu, wyobrazalabym sobie calosc procesu ado zdywersyfikowana wobec potrzeb roznych rodzin. i taki tez proces przygotowywania przyszlych RA - chcesz, masz mozliwosc adopcji ze wskazaniem, chcesz to mozesz przejsc okres pre-adopcji ale znaj konsekwencje i licz sie z nimi. chcesz, zostan RZ z intencja adopcyjna, nie chcesz - czekasz w kolejce na propozycje OA. gdy cos nie zagra w takiej prozycji - masz pelne prawo sie nie decydowac.
no ale to w swiecie idealnym. rozumiem argumentacje, rozumiem dobro dziecka, rozumiem dobro RA ze moze towarzyszyc dziecku od pierwszych dni po urodzeniu, rozumiem ze RA twierdzi ze uprzedzono ich o mozliwosci zmiany decyzji przez ktores z RB. wszystko rozumiem. natomiast nie jest dla mnie usprawiedliwieniem naciagania do granic mozliwosci istniejacych przepisow, bo dany OA ma taki pomysl i jest to dla dobra dzieci. dobrem roznych grup spolecznych juz wiele osob, partii, instytucji wycieralo sobie gebe, i nadal wyciera.

dodam, jeszcze tak moze poza glownym nurtem dyskusji, ze nie rozumiem kompletnie praktycznej rezygnacji z adopcji ze wskazaniem. wszystko dalo sie zalatwic w ramach prawnych, wystarczylo zmienic przepisy w taki sposob by kazda AZW odbywala sie nie tylko pod auspicjami sadu ale i OA, z warunkiem sine qua non, ze rodziny niespokrewnione z dzieckiem / dziecmi musza byc przeszkolone przez OA, i miec kwalifiakcje.

trudno mi natomiast stwierdzic czy faktycznie dziala efekt 1000 + (kosiniakowe) i 500 +, i czy adopcji jest mniej. trend taki widoczny jest na forum. w realu - jestem juz w tym wieku ze jednak wiekszosc znajomych dzieci juz ma. w tym ado. tylko jedna para jest w trakcie kursow. nastawiaja ich na 2-3 lata, jeszcze 2 lata temu byl to okres nie wiecej niz 1 rok w tym konkretnym OA. no ale to tylko jednostkowy przyklad.

jezeli faktycznie jednak taki trend istnieje, to o czym moze on swiadczyc, czy rzeczywiscie jest tak ze ludzie z przyslowiowej "biedy" oddawali dzieci do adopcji i zrzeczen bylo wiecej? popularny jest tez poglad, ze te dzieci i tak trafia do adopcji, tyle ze pozniej, juz jak prawa zostana odebrane RB a dziecko bedzie starsze. nie wiem, nie jestem prorokiem, ale wydaje mi sie, ze to daleko idace uproszczenie.
no ale o tym wszystkim przekonamy sie pewnie za jakis czas, gdy zostana opublikowane dane statystyczne.
Kiedy Bóg drzwi zamyka, to otwiera okno
bloo
Członek Stowarzyszenia
Posty: 10041
Rejestracja: 13 kwie 2008 00:00

Re: Jawność adopcji

Post autor: bloo »

Wula pisze: Nie wszystkie czują się zagrożone w swej integralnosci. Nie wszyscy potencjalni RA są "wkręcani w adopcję i straumatyzowani niepłodnością" (tu taka dygresja - biedne te dzieciaki ado, bo pierwsi rodzice nieudolni życiowo/wychowawczo, a drudzy - pokiereszowani psychicznie i mocno defensywni. Cud, ze większość tych dzieciaków wychodzi na prostą. A moze nie cud. Moze to tacy "survivors" wbrew wszystkiemu? Sorry, głośno myślę ;-) )
doszło chyba do nieporozumienia. Pisząc o tym zjawisku miałam na myśli paradygmat adopcyjny, a nie nastawienie jednostki. Żyjemy w pewnym paradygmacie, jest on nam prezentowany/narzucany, co zupełnie nie wyklucza możliwości przyjęcia przez jednostki różnych strategii. Ale tak, ten paradygmat tworzy ramy tego, w jaki sposób o adopcji się mówi i jak się ją postrzega w dyskursie publicznym.
Chciałabym jedynie, aby słowa o "adopcji jako ekwiwalencie rodzicielstwa biologicznego" nie były odbierane osobiście przez konkretnych rodziców adopcyjnych, bo świetnie rozumiem, czemu mogą im się wydawać w jakimś sensie obraźliwe.

Dam jednak pewien przykład - naprawdę mam bardzo dużo wyrozumiałości wobec różnych stanowisk życiowych, a jeszcze więcej misji edukacyjnej. Nie tylko lubię mówić o ART i adopcji, ale też czuję taką powinność, bo wielu ludzi potrzebuje tej wiedzy i w ten sposób też czuję, że jakoś zmieniam świat. Samo wdanie się w dyskusję z laikami, powiedzenie "nie, to nie jest takie proste, bo..." otwiera stanowiska i umysły.
Niemniej nawet ja z moimi zasobami dyskusyjnej cierpliwości i wspomnianej misji, zostałam doprowadzona do kresu kolejnym już bezmyślnym tekstem o "adopcji co najmniej sześciolatka, bo nie mam ochoty zajmować się wymagającym niemowlęciem". A odbyłam takich rozmów setki, oczywiście nie z kandydatami na RA będącymi już w procesie, ale właśnie z laikami - często już rozważającymi myśl o adopcji - , którzy swobodnie rzucają tekstami o przeludnieniu planety (i właśnie dlatego chcą adoptować, a nie rodzić), o lęku przed porodem (wiadomo, adopcja to rozwiąże), o posłannictwie wychowywania dzieci starszych i porzuconych, bo z takimi to człowiek już pogada, pójdzie do teatru i dostosują się one na pewno do barwnego życia społecznego swoich przyszłych rodziców (oczywiście, celem adopcji jest gładkie wpasowanie dziecka w życie rodziców, a nie odwrotnie). W końcu czemu miałoby być inaczej?
Adopcja to przecież to samo co rodzicielstwo biologiczne, tyle ze dziecka dostarczy ktoś inny.
No więc te absurdy i androny skądś się biorą. Biorą się z tego, jak ukazywana jest adopcja w mediach i przestrzeni publicznej, jak zrównuje się ją z leczeniem niepłodności (to z kolei środowiska kościelne - adopcja tam jest naturalną alternatywą dla bezdzietności), jak neutralizuje się fakt adopcji w życiu społecznym i jak przezroczyste stają się różnice między adopcją dziecka chorego i zdrowego, małego i starszego, jedynaka i rodzeństwa.

Być może sami jesteśmy na zupełnie innym etapie, widzimy złożoność problemu i podobne teksty wydają nam się nonsensem. Słusznie. Ale nie żyjemy w próżni i nie jesteśmy samotnymi wyspami. To jest własnie społeczeństwo, w jakim żyjemy i w tym społeczeństwie żyją nasze dzieci, z niego też rekrutują się przyszli kandydaci na RA i RZ.
Jasne, część z nich odpadnie po pierwszej konfrontacji wyobrażeń z rzeczywistością. Ale przyjdą kolejni.
Dlatego uważam, że ten paradygmat trzeba rozsadzać i mówić o adopcji, mówić o RZ, mówić głośno, w sytuacjach towarzyskich i publicznie. Każda taka wypowiedź odrobinę zmienia świat, przynajmniej naszego rozmówcy.
Awatar użytkownika
Wula
Posty: 90
Rejestracja: 23 gru 2015 10:09

Re: Jawność adopcji

Post autor: Wula »

Wydawało mi się, ze ta dyskusja dotyczy jawności w już skonstruowanych RA, czyli mówimy o osobach, które pomyślnie przeszły procesy w ośrodkach. Bardzo wątpliwe zatem, by te osoby nadal prezentowały poglądy laika łykającego przekaz medialny jak młody pelikan ;-)
I oczywiście - teoria a praktyka to często zupełnie inne terytoria. Zgadzam się z tym, co pisała chyba Jennifer wcześniej - ze nie do końca można się chyba świadomie przygotować. Ale na pewno można się rozwijać dalej w temacie.
Rola wsparcia poadopcyjnego jest niewątpliwie znacząca i pozytywne jest to, ze zaczyna być tego coraz więcej.
Mama wspaniałego Przedszkolaka :)

"There is an instinct in a woman to love most her own child - and an instinct to make any child who needs her love, her own." ~ Robert Brault
bloo
Członek Stowarzyszenia
Posty: 10041
Rejestracja: 13 kwie 2008 00:00

Re: Jawność adopcji

Post autor: bloo »

Wula pisze:Wydawało mi się, ze ta dyskusja dotyczy jawności w już skonstruowanych RA, czyli mówimy o osobach, które pomyślnie przeszły procesy w ośrodkach. Bardzo wątpliwe zatem, by te osoby nadal prezentowały poglądy laika łykającego przekaz medialny jak młody pelikan ;-)
.
ta dyskusja ma wiele odnóg przecież i jedną z jej mocy jest to, że tak wieloaspektowo traktuje o adopcji, RZ, dzieciach, dorosłych, więziach etc. Obraz adopcji w społeczeństwie jest częścią życia każdego z nas, niezależnie od tego, czy jest RA, czy w inny sposób uczestniczy w adopcyjnym świecie.
Go30
Moderator Członek Stowarzyszenia
Posty: 4144
Rejestracja: 21 sie 2009 00:00

Re: Jawność adopcji

Post autor: Go30 »

Zostały już ostatnie dni na rozliczenie PIT-ów. Pamiętajcie o Naszym Bocianie przy przekazywaniu 1% =ooo*
Dla ułatwienia mamy dla Was program do rozliczania :arrow: 1% DLA BOCIANA

09.2013 serduszkowa córeczka

01.2017 zaczynamy po raz drugi


ODPOWIEDZ

Wróć do „Adopcyjne dylematy”