Jawność adopcji

O adopcji na poważnie. Czy adopcja jest lekarstwem na nasze problemy? Dlaczego adoptujemy? Czego się boimy? Może ktoś ma już gotową odpowiedź?

Moderator: Moderatorzy adopcyjne dylematy

Awatar użytkownika
yennefer23
Moderator Członek Stowarzyszenia
Posty: 5638
Rejestracja: 23 lut 2010 01:00

Re: Jawność adopcji

Post autor: yennefer23 »

Nie wiem jak powinien brzmieć przekaz społeczny. Mój przekaz w mojej rodzinie brzmi tak: nie ma trójkata adopcyjnego. Zasadniczo. Jeżeli jakikolwiek miałby sens istnienia to trójkat z rz w której przebywały moje córki. Bo to mama zastępcza odegrała niebagatelna role w życiu moich dzieci.


Wysłane z iPhone za pomocą Tapatalk
Kiedy Bóg drzwi zamyka, to otwiera okno
Pikuś Incognito
Moderator
Posty: 452
Rejestracja: 29 gru 2015 22:11

Re: Jawność adopcji

Post autor: Pikuś Incognito »

yennefer23 pisze:Jeżeli jakikolwiek miałby sens istnienia to trójkat z rz w której przebywały moje córki. Bo to mama zastępcza odegrała niebagatelna role w życiu moich dzieci.
yennefer23, poruszyłaś bardzo ciekawy wątek w temacie otwartości adopcji.
My (jako pogotowie rodzinne) spotykamy się z prawie wszystkimi dziećmi, którymi kiedyś się opiekowaliśmy. Czasami jesteśmy zapraszani przez ich rodziców, czasami wpadają do nas. Poznajemy ich rodziny i znajomych. W jakimś sensie stajemy się dla tych dzieci kimś bliskim (na powrót).
Uważacie, że ma to sens? Czy warto to pielęgnować? A może jest tak, że rodzice adopcyjni chcieliby również zapomnieć o rodzicach zastępczych?
Nie pytaj "dlaczego?". I tak nie uzyskasz odpowiedzi.



Adres bloga o naszym pogotowiu:

http://pikusincognito.blogspot.com
Go30
Moderator Członek Stowarzyszenia
Posty: 4144
Rejestracja: 21 sie 2009 00:00

Re: Jawność adopcji

Post autor: Go30 »

Pikuś Incognito pisze: Uważacie, że ma to sens? Czy warto to pielęgnować? A może jest tak, że rodzice adopcyjni chcieliby również zapomnieć o rodzicach zastępczych?
Generalnie bardzo podoba mi sie Wasze podejscie do tematu zapoznawania dziecka i rodziców, przenoszenia więzi. Uważam, że robicie kawał dobrej roboty. Żałuję, że moja córka nie była w Waszym pogotowiu, choć na nasze nie mogę narzekać. Dlaczego o tym piszę? Otóż wydaje mi się, że w Waszym przypadku dalszy kontakt z rodziną adopcyjną już po przysposobieniu jest czymś naturalnym. Oni właściwie wchodzą do Waszej rodziny. Jeżeli obie strony są gotowe na utrzymywanie kontaktu to nic nie stoi na przeszkodzie by to pielęgnować. Jesli natomiast RA się odsuwa, trzeba uszanować ich decyzję.
My nie utrzymujemy kontaktow z RZ, choć z ich strony była taka wola. Poczatkowo wysłałam zdjecia Małej, co jakiś czas dzwoniłam. Na głębsze relacje nigdy nie bylam gotowa z kilku względów. Przede wszystkim jakos nie moglam zaufac tym ludziom. Nie chciałam by moje dziecko spotykalo sie z osobami, ktore znaja jego historię. Balam sie ze moga nawet nieswiadomie wyjawnic fakty o ktorych nie chcemy aktualnie mowic itd. Po niemal roku od adopcji RZ nadal mowiac o naszej córce uzywali jej starego imienia. Dla mnie to byly rzeczy nie do przeskoczenia. Choc tak jak mówię Ci ludzie zrobili dla mojej corki bardzo duzo i jestem im za to wdzięczna.

09.2013 serduszkowa córeczka

01.2017 zaczynamy po raz drugi


izabelam
Posty: 155
Rejestracja: 08 gru 2010 23:27

Re: Jawność adopcji

Post autor: izabelam »

Trójkąt adopcyjny: RA-Dziecko-RB istnieje, tak samo jak wyparcie tego faktu.

Szacunek.
Ja dołożyłabym obustronny szacunek. RA wymagają od RZ odsunięcia, dystansu.Całkowicie się z tym zgadzam, ale... Napiszę jak to jest ze strony RZ. My bardzo zżywamy się z dziećmi, które u nas mieszkają.Traktujemy je jak własne. Nasze dzieci mówią o nich przybrani bracia siostry. Po przekazaniu dzieci przeżywamy żałobę.

Słowo wdzięczność, to tylko słowo. Może przykrywać trudne uczucia, z którymi sobie nie radzimy.

Cały proces oddawania dzieci do adopcji, o którym fajnie pisze Pikuś Incognito, ma spowodować, że dzieci nie odczuwają kolejnego porzucenia, muszą wiedzieć, że były ważne dla RZ. Po to jest ten proces. Jest konieczny. Wymaga szacunku z każdej ze stron.

Zaznaczam, że sama przeżyłam cały proces adopcji. Jedno moje dziecko pamięta pobyt u cioci z RZ, drugie nie. To, które pamięta, do dzisiaj z uśmiechem na ustach opowiada wspomnienia o cioci i jej rodzinie. Wspomina również RB. Obie te rodziny należą do naszej, bo są częścią naszych dzieci.

Co nie oznacza, że się spotykamy cyklicznie na plotki... ;-)
iza
bloo
Członek Stowarzyszenia
Posty: 10041
Rejestracja: 13 kwie 2008 00:00

Re: Jawność adopcji

Post autor: bloo »

mnie się niestety wydaje, że czego byśmy nie zadeklarowali jako osoby dorosłe pełniące różne role, między RA i RZ jest dużo napięcia. To jest smutne, ale rozumiem, czemu tak się dzieje. Jednak żal mi tego bardzo :(

Pikuś, jeśli Twoje doświadczenia są dobre to sądzę, że może to wynikać też z tego, ze prowadzicie pogotowie i jak idiotycznie by to nie zabrzmiało, dla RA Waszych dzieci wydajecie się bezpieczni, bo macie tych dzieci dużo i rotacyjnie. W związku z tym ryzyko utworzenia szczególnej więzi z "ich" dzieckiem postrzegane jest jako niskie. Im mniej dzieci i im silniejsza relacja z nimi, tym zapewne lepiej dla dziecka, ale groźniej dla jego rodziców. Dla jasności - nie mówię o tym, co TY i Twoja żona czujecie naprawdę wobec dzieci, tylko jak to może być czytane przez ich przyszłych rodziców.

Nawet nie wiem przy tym, czy mam prawo formułować oczekiwanie, aby było inaczej? To znaczy z punktu widzenia ciągłości życia dziecka - tak, to się wydaje słuszne. Ale żyję już trochę, sama jestem matką i wiem, że emocjonalne podzielenie się dzieckiem nie wychodzi często nawet z jego własną babcią, a teściową matki, a co dopiero z RZ...
Awatar użytkownika
Wula
Posty: 90
Rejestracja: 23 gru 2015 10:09

Re: Jawność adopcji

Post autor: Wula »

bloo pisze:Nawet nie wiem przy tym, czy mam prawo formułować oczekiwanie, aby było inaczej? To znaczy z punktu widzenia ciągłości życia dziecka - tak, to się wydaje słuszne. Ale żyję już trochę, sama jestem matką i wiem, że emocjonalne podzielenie się dzieckiem nie wychodzi często nawet z jego własną babcią, a teściową matki, a co dopiero z RZ...
Nawet przy napiętych relacjach z własną teściową (a babcią dzieci) rzadko kto jednak decyduje się na zupełne zerwanie kontaktów, wlasnie z punktu widzenia wyższego dobra - w tym dobra dziecka.
W przypadku dzieci adoptowanych to dobro zaczyna być jakby bardzo względne i mocno zależne od tego, jak RA radzi sobie emocjonalnie z własnymi uczuciami na temat RB czy RZ dziecka.
Myślę, ze mozna oczekiwać, ze RA i RZ poradzą sobie z tematem - jako ludzie dorośli i w jakiś sposób jednak przygotowani do swoich ról.
I wcale nie oznacza to konieczności bycia "best friends" czy spotykania się na kawę i ploteczki, jak pisze Izabelam ;-) bardziej chodzi o to, by dzieciom ich bliscy nie znikali nagle - nie wiem, nie znam sie na teoriach naukowych, ale mam wrażenie, ze ta mityczna teoria więzi nie polega tylko na jakimś mechanicznym wytworzeniu przywiązania, przekladalnego na kolejną rodzinę (?). Przecież w tzw. normalnym życiu to tak nie działa, że trzeba "wyrzucać" starych członków rodziny w zwiazku z pojawieniem się nowych.
Tym bardziej, jesli faktycznie dajemy wiarę temu, co pisała Pocahontas o emocjonalnej inteligencji dziecka, które niejako rozróżnia kto matka a kto ojciec, a kto opiekun zastępczy - oraz Bloo o złożoności naszego (ludzkiego) myślenia, które zdaje sie godzić rozmaite pozorne sprzeczności i odcienie szarości, myślę, że tak, jest to do wypracowania.
Mama wspaniałego Przedszkolaka :)

"There is an instinct in a woman to love most her own child - and an instinct to make any child who needs her love, her own." ~ Robert Brault
Pockahontas
Posty: 2897
Rejestracja: 06 wrz 2012 15:13

Re: Jawność adopcji

Post autor: Pockahontas »

Pikuś Incognito pisze: My (jako pogotowie rodzinne) spotykamy się z prawie wszystkimi dziećmi, którymi kiedyś się opiekowaliśmy. Czasami jesteśmy zapraszani przez ich rodziców, czasami wpadają do nas. Poznajemy ich rodziny i znajomych. W jakimś sensie stajemy się dla tych dzieci kimś bliskim (na powrót).
Uważacie, że ma to sens? Czy warto to pielęgnować? A może jest tak, że rodzice adopcyjni chcieliby również zapomnieć o rodzicach zastępczych?
Uważam, że postępujecie w sposób najlepszy z możliwych i wielki szacunek dla was, że mimo coraz większej liczby pożegnanych dzieci, jesteście w stanie i chcecie takie kontakty utrzymywać.
Z jednym tylko zastrzeżeniem - szacunku do ewentualnych granic danej ra, o czym napisała choćby Go30. Zakładam jednak, że kto jak kto, ale wy akurat nie macie z tym problemu ;-)
Wula pisze: pisała Pocahontas o emocjonalnej inteligencji dziecka, które niejako rozróżnia kto matka a kto ojciec, a kto opiekun zastępczy
Wyjaśnię tylko, że pisałam o tym w bardzo konkretnym kontekście: odczytywania przez dziecko sygnałów wysyłanych przez rz z nastawieniem adopcyjnym, a opiekuna, który wie, że rodzicem nie zostanie. Wnioski (poza książką Golemana) wyprowadziłam też na podstawie badania, które wykazało, że rodzic w sposób intuicyjny dostraja się do kontaktu z dzieckiem, tak by dziecko czuło bliskość i bezpieczeństwo. Wyrazem tego jest intuicyjna uważność wobec dziecka, niejako wewnętrzny barometr nastawiony na przewidywanie i zaspokajanie najmniejszych jego potrzeb. Przejawia się to choćby w tym, że matka, mówiąc do dziecka, przybliża swoją twarz do jego twarzy na odległość około 20 cm (co odpowiada zdolności widzenia malucha) a nie na 40 cm (odległość potrzebną dorosłemu do zachowania ostrości widzenia). Są to sygnały "intuicyjne". Nie chciałam sugerować, że noworodek ma w swoim repertuarze pojęcia "mama" czy "ciocia", ale że czuje się zaspokojony w bardzo szczególny, niepowtarzalny sposób, w jaki może zrobić to ktoś, kto właśnie wykształcił w sobie intuicję nastawioną bardzo konkretnie na to, by odpowiadać mu, zanim jeszcze brak wzbudzi w dziecku niepokój.
I żeby było jasne - nie prowadziłam żadnych własnych badań w tym kierunku ;-) Jednakże, to o czym piszę - intuicyjny program rodzicielski - wymaga od podstawowych opiekunów wielkiego nakładu energii osobistej, włącznie z zapominaniem o sobie. Wiemy jak to wygląda w praktyce (wystarczy poczytać wątki maluszkowe na Bocianie ;-)); przy maluszku mama może nie jeść, nie spać bardzo długo, opuścić kąpiel, nie mówiąc o makijażu, zapomina jaki jest dzień tygodnia, całą sobą jest nastawiona na ukojenie dziecka.
Problem polega na tym, że nie jesteśmy w stanie aż tak wydatkować energii, mając pod opieką kilkoro niemowlaków jednocześnie (lub będąc zasadniczo jedynym opiekunem niemowlęcia i kilkorga starszych dzieci) i do tego opiekując się nimi ciągle od kilku lat. Nie musimy także wcale odczuwać wewnętrznej motywacji do tak ekstremalnie wymagającej od nas uwagi wobec dziecka, którym się opiekujemy, ale które nie jest nasze. Co bynajmniej nie znaczy, że maluchy w rodzinach zastępczych będą źle zaopiekowane - po prostu ich potrzeby zostaną zaspokojone, ale w inny sposób niż dzieje się to w relacji rodzicielskiej.
Z tego wyprowadziłam wniosek, iż dziecko niejako "czuje". Oczywiście nie wyklucza to sytuacji, w której jednostkowo rodzic zastępczy uruchomi wobec dziecka intuicyjny program rodzicielski, jednak nie jestem w stanie założyć, że jest to normą, zwłaszcza wśród osób, które dojrzały do tego, że oprócz zapewniania dzieciom bezpieczeństwa, muszą zadbać także o soje potrzeby i własną równowagę sił.
A wracając do sytuacji wyjściowej dla moich rozważań; wnioskiem nie było stwierdzenie jakoby pożegnanie dziecka z rodzicami zastępczymi było w związku z powyższym, bez znaczenia. Wniosek był taki, że inne będą dla dziecka konsekwencje "zamknięcia" więzi z osobą, która zaspokajała je na poziomie nawet tych, pierwotnych potrzeb, a inne z troskliwym opiekunem, który pilnował, by niczego nie brakowało. Z zastrzeżeniem, że zakładamy z góry, iż osoba czująca siebie jako matka, rzeczywiście reaguje w opisany wyżej sposób. Jest to reguła, od której, jak zawsze, istnieją pewne wyjątki.
Awatar użytkownika
Wula
Posty: 90
Rejestracja: 23 gru 2015 10:09

Re: Jawność adopcji

Post autor: Wula »

Pockahontas ja też pisałam z zastrzeżeniem "jesli faktycznie dać temu wiarę" ;-) ja akurat mam wątpliwości, czy dziecko wchodzi w az takie niuanse i czy dysponuje takim emocjonalnym barometrem, bo wiemy doskonale do jak niedoskonalych opiekunów (zarówno biologicznych, jak i nie) dzieci potrafią się przywiązać. Dziecko (upraszczczając) MUSI się przywiązać, fizjologicznie, po prostu.
I moim zdaniem jest bardzo nie fair "żerować" niejako na tym mechanizmie, bo dziecko jakos sobie poradzi (bo nie ma wyjścia tak naprawde). Od tego są dorośli, by sobie poradzić, mają w porównaniu z dzieckiem dużo szerszy arsenał środków.
Co do konsekwencji zrywania (eufemistycznie: "zamykania") więzi - ano wlasnie, ciagle chyba za mało o tym wiemy. Moim zdaniem - lepiej nie zrywać...
Co do Twojej koncepcji intuicyjnego programu rodzicielskiego - mam tu dużo wątpliwości, nawet (a moze zwłaszcza) co do osób "z nastawieniem adopcyjnym". W mamach ado jest na poczatku przede wszystkim sporo lęku i niepewności co do własnej roli, czy to, co robią jest wlasciwie, czy reagują prawidłowo na komunikaty dziecka (ba, "intuicyjnie" - to słowo samo w sobie generujące lęk, no bo - skoro nie urodziłam, nie było hormonów - to skad niby ta intuicja??). Piszę nie tylko z własnego doświadczenia. To jest oczywiście temat do przepracowania i w gruncie rzeczy jest czymś bardzo naturalnym w tej sytuacji, a z czasem jest coraz lepiej - piszę to tylko dlatego, zeby nikt nie wpędził się z tego powodu w poczucie winy.
Banał, ale rodzicielstwo ado NAPRAWDĘ się różni (może jak powtórzymy to tutaj milion razy to ta grupa kandydatów "wkręcanych" społecznym przekazem w adopcję zastanowi się nad tym głębiej ;-) sorry, ale ten punkt dyskusji szczerze mnie zafrapował...)
Mama wspaniałego Przedszkolaka :)

"There is an instinct in a woman to love most her own child - and an instinct to make any child who needs her love, her own." ~ Robert Brault
Pockahontas
Posty: 2897
Rejestracja: 06 wrz 2012 15:13

Re: Jawność adopcji

Post autor: Pockahontas »

Wula pisze: Co do konsekwencji zrywania (eufemistycznie: "zamykania") więzi - ano wlasnie, ciagle chyba za mało o tym wiemy. Moim zdaniem - lepiej nie zrywać...
Moim także.
Wula pisze:..
Co do Twojej koncepcji intuicyjnego programu rodzicielskiego
Nie mojej ;-) Użyłam tego określenia za Evelin Kirkilionis - dr bilogii, badaczka wczesnego rozwoju dziecka.
Wula pisze: W mamach ado jest na poczatku przede wszystkim sporo lęku i niepewności co do własnej roli, czy to, co robią jest wlasciwie, czy reagują prawidłowo na komunikaty dziecka (ba, "intuicyjnie" - to słowo samo w sobie generujące lęk, no bo - skoro nie urodziłam, nie było hormonów - to skad niby ta intuicja??).
Banał, ale rodzicielstwo ado NAPRAWDĘ się różni
Bardzo dobrze, że o napisałaś o tym rozróżnieniu, zgadzam się w 100%. Niestety nie mogę w tej chwili odnieść się do żadnych konkretnych danych (myślę jednak, że można by takie odszukać) w jaki sposób intuicja rodzicielska rodzi się u rodziców ado - bo, że dzieje się tak w większości przypadków, nie mam najmniejszych wątpliwości. Z moich własnych obserwacji; czasem z automatu (najpierw długie oczekiwanie, potem pierwsze spotkanie i "łał, to jest moje dziecko"), czasem w wyniku świadomej pracy nad więzią i powolnego, systematycznego wdrażania się w nową rolę, a czasem nigdy (nieudane adopcje, niekoniecznie rozwiązane, ale takie, w których nie ma bliskości).
Ach, no i powiedzmy sobie wyraźnie, że owa intuicja to nie jakaś magia odgadywania, że maluch dokładnie za 2 sekundy rozpocznie proces moczenia pieluszki ;-) sterowana hormonami a po prostu świadoma i daleko posunięta uważność na komunikaty wysyłane przez dziecko powiązana z gotowością do każdorazowego ich zaspokojenia potrzeb, także kosztem własnego długotrwałego dyskomfortu. Co nie oznacza, że faktycznie zawsze dziecko zaspokoimy (są przecież choroby, kolki, wychodzenie zębów - trudne doświadczenia, którym rodzic nie w każdej sytuacji jest w stanie do końca zaradzić). Jednak zawsze próbujemy i zawsze jesteśmy blisko.
Zmiany hormonalne powiązane z ciążą, porodem i połogiem bardzo ten proces ułatwiają, ale nie są niezbędnym warunkiem jego wystąpienia (znowu Kirkilionis).

Jednak cały czas podkreślam, że mój wniosek zacytowany z innego wątku (akurat o rozdzielaniu rodzeństw) dotyczył konkretnej sytuacji mamy zastępczej, która opiekowała się chłopcem od jego wczesnego dzieciństwa i sama stwierdziła, iż w pewnym momencie tej opieki, jej nastawienie zmieniło się na adopcyjne, czyli idąc za Kirkilionis - uruchomiła intuicyjny program rodzicielski i świadomie z niego nie zrezygnowała, wierząc, że adopcja jest realna. Skoro sama stwierdza, iż traktuje chłopca jak syna, nie ma powodów, by jej nie wierzyć.

Co zaś do kwestii czy niemowlęta są w stanie odbierać niuanse emocjonalne, najlepiej moim zdaniem wątpliwość tę rozwieje polecana już przeze mnie rewelacyjna książka Lise Elliot "Co się tam dzieje?".
Awatar użytkownika
Wula
Posty: 90
Rejestracja: 23 gru 2015 10:09

Re: Jawność adopcji

Post autor: Wula »

Kirkilionis znam wlasciwie głównie z tzw. chustologii, a nasze dziecko akurat nie mogło byc tak noszone, nasza rehabilitantka wybiła nam to z głowy - ale ok, doczytam ;-)
Ostatnio zmieniony 12 mar 2017 08:52 przez Wula, łącznie zmieniany 1 raz.
Mama wspaniałego Przedszkolaka :)

"There is an instinct in a woman to love most her own child - and an instinct to make any child who needs her love, her own." ~ Robert Brault
Pockahontas
Posty: 2897
Rejestracja: 06 wrz 2012 15:13

Re: Jawność adopcji

Post autor: Pockahontas »

Wula, czyli znasz teorię "noszeniaków" :-D Ja z kolei nosiłam, ale nie mogłam tak długo bez przerwy jakbym chciała, bo mam problemy z kręgosłupem. No ale chustowanie bardzo popieram i mam zamiar jeszcze go doświadczyć :-)
Awatar użytkownika
Wula
Posty: 90
Rejestracja: 23 gru 2015 10:09

Re: Jawność adopcji

Post autor: Wula »

Pockahontas będę wdzięczna za podanie źródeł info o adopcyjnej intuicji rodzicielskiej - zainteresowało mnie to a ciezko cokolwiek wyguglać.
Co do mechanizmu opisanego przez Kirkilionis, muszę przeczytać jej całą książkę o więzi, ale z czytanych przeze mnie fragmentów wynika, ze ona traktuje to jako ewolucyjny mechanizm biologiczny, zaufanie "brzuchowi" raczej niż głowie, i sama pisze, ze łatwo ulega on zakloceniom nawet u mamy biologicznej (wystarczy depresja poporodowa, lęk itd).
Mam wątpliwości, czy RA mogą w dużej mierze odnieść się do tego, bo wychowanie dziecka zranionego (a każde dziecko ado jest po mniejszej lub większej traumie - psychologia mówi nawet o "trauma in utero") to jednak inna sprawa i skuteczne sposoby są często opisywane przez ekspertów jako "anty-intuicyjne"(czyli bardziej "z głowy" jednak). Mózg po traumie (nawet jesli jest to "tylko" trauma zerwania więzi z matką po porodzie) nie jest taki sam, oczywiście - wszystko zależy od konkretnego dziecka, jego uwarunkowań, itp.i wcale nie znaczy to, że nie jest nadal plastyczny i do odbudowania. Natomiast niekoniecznie metodami intuicyjnymi.
Na pewno warto przeczytać "Wychowanie zranionego dziecka" (Keck, Kupecky) oraz "The primal wound - understanding the adopted child" (Verrier). Ta ostatnia nie doczekała się jeszcze tłumaczenia, niestety. Wiele osob ado nazywa ją wręcz swoją "biblią" i poleca RA/bliskim do przeczytania, by mogli lepiej zrozumieć, co się w nich dzieje.

Natomiast ok, rozumiem, ze kontekst Twojej wypowiedzi o "uruchomieniu rodzicielskiej intuicji" był inny. Chodziło mi bardziej o teorię istnienia jakiejs szczególnej inteligencji emocjonalnej u małego dziecka, które rzekomo wyczuwa intencje ("nastawienie ado") głównego opiekuna (w odróżnieniu od tego, jak opiekun to definiuje sam dla siebie) i w zależności od tego różnie reaguje czy przeżywa "zamykanie" więzi.
Znowu - mam wątpliwości, czy tak jest, ale przeczytam książkę, o ktorej wspominasz, moze mi to coś wyjaśni.
Mama wspaniałego Przedszkolaka :)

"There is an instinct in a woman to love most her own child - and an instinct to make any child who needs her love, her own." ~ Robert Brault
Pockahontas
Posty: 2897
Rejestracja: 06 wrz 2012 15:13

Re: Jawność adopcji

Post autor: Pockahontas »

Wula, jeśli masz na myśli jej książkę wydaną jakis czas temu przez Mamanię, to tak, zawiera ona pewną syntezę myśli autorki. Odwoływałam się głównie do jej anglojęzycznych wykładów (chyba był to cykl wykładów o powiązaniu rozwoju malucha z więzią - ale to ponad 10 lat temu, więc wybacz brak szczegółów), na które powoływała się jedna z naszych wykładowczyń w okresie studiów. Obawiam się, że samodzielnie ich nie odszukam; uczestniczyłam w zajęciach, ale w ręce tekstu nie miałam, zresztą anglojęzycznego sama bym nie ogarnęła. Nie przyszło mi jednak do głowy, by poddawać to w wątpliwość.
Pisałam już, że przez intuicję rozumiemy nastawienie na dziecko i zaspokajanie jego potrzeb a nie "magię". Pisałam też, że czasem dzieje się to od początku, czasem wymaga świadomej pracy matki nad sobą i nad relacją - to z moich obserwacji, ale nie są one zbyt odkrywcze, przypuszczam, iż każdego laika stać na takie.
Czy naprawdę trzeba w jakiś szczególny sposób udowadniać, że mamy adopcyjne potrafią obrać kurs na zaspokojenie potrzeby swoich dzieci?
Wula pisze:[to jednak inna sprawa i skuteczne sposoby są często opisywane przez ekspertów jako "anty-intuicyjne"(czyli bardziej "z głowy" jednak). Mózg po traumie (nawet jesli jest to "tylko" trauma zerwania więzi z matką po porodzie) nie jest taki sam, oczywiście - wszystko zależy od konkretnego dziecka, jego uwarunkowań, itp.i wcale nie znaczy to, że nie jest nadal plastyczny i do odbudowania. Natomiast niekoniecznie metodami intuicyjnymi.
Ależ ja nie uogólniam tej teorii na cały proces wychowania dziecka adoptowanego! A już tym bardziej nie zamierzam wyrokować o skuteczności jakiejkolwiek metody. Piszę tylko o zaspokojeniu podstawowych potrzeb niemowlaka - każdego - i budowanej w ten sposób więzi. I o tym, że jej przerwanie, najprawdopodobniej nie jest bez znaczenia.
Wula pisze: Natomiast ok, rozumiem, ze kontekst Twojej wypowiedzi o "uruchomieniu rodzicielskiej intuicji" był inny. Chodziło mi bardziej o teorię istnienia jakiejs szczególnej inteligencji emocjonalnej u małego dziecka, które rzekomo wyczuwa intencje ("nastawienie ado") głównego opiekuna (w odróżnieniu od tego, jak opiekun to definiuje sam dla siebie) i w zależności od tego różnie reaguje czy przeżywa "zamykanie" więzi.
Już wcześniej wyjaśniłam to tak:
Pockahontas pisze: Nie chciałam sugerować, że noworodek ma w swoim repertuarze pojęcia "mama" czy "ciocia", ale że czuje się zaspokojony w bardzo szczególny, niepowtarzalny sposób, w jaki może zrobić to ktoś, kto właśnie wykształcił w sobie intuicję nastawioną bardzo konkretnie na to, by odpowiadać mu, zanim jeszcze brak wzbudzi w dziecku niepokój.
Poziom gotowości dorosłego do zaspokojenia potrzeb dziecka ma wpływ na jakość więzi.
Przy nastawieniu "czuwam dzień i noc, odgaduję potrzeby, interpretuję mimikę, by móc szybciej zareagować, ruszam na pomoc przy pierwszym kwileniu o każdej porze doby" - poziom zaspokojenia dziecka będzie wyższy niż przy nastawieniu opiekuna zastępczego, który od kilku lat opiekuje się kilkoma niemowlętami rocznie. A więc i przerwanie tej relacji będzie bardziej bolesne. O tym pisałam. Być może posłużyłam się uproszczeniem, więc podkreśle jeszcze raz - nie chodziło mi o dziecięcą znajomość pojęć: mama, opiekun zastępczy, sąd, adopcja, nie chodziło mi tez o magiczne wyczuwanie mamy.
Chodziło o poziom zaspokojenia dziecka wynikający z nastawienia (intencji wobec niego) osób dorosłych.
W tej konkretnej sytuacji z drugiego wątku:
rozstanie z rz będzie trudniejsze dla dziecka w sytuacji, gdy było traktowane jako syn, ponieważ opiekunowie odpowiadali na jego potrzeby w najlepszy możliwy sposób - przy założeniu, że mama napisała prawdę - niż gdyby było dzieckiem w rz przygotowywanym przez opiekunów do adopcji przez rodzinę biologicznej siostry. Po porostu bardziej związało się z opiekunami niż w sytuacji, gdyby zachowali oni do niego "dystans".
Awatar użytkownika
Wula
Posty: 90
Rejestracja: 23 gru 2015 10:09

Re: Jawność adopcji

Post autor: Wula »

Pockahontas ale ja Cię wcale nie atakuję i nie insynuuję, ze pisałas, ze niemowlak zna jakiekolwiek pojęcia a już mieszania w to jakiejkolwiek magii w ogóle sobie nie przypominam (byłoby to jednak urągające dla poziomu tej dyskusji) ;-)

I nie poddaję w wątpliwość, ze jakość więzi bedzie różna (tzn. jeśli dobrze pamietam z zajęć o teorii więzi, to niemowlak więź wykształci zawsze, niezależnie od intencji podstawowego opiekuna, bo tak jest fizjologicznie zaprogramowany- natomiast ta więź moze być albo bezpieczna, albo zaburzona, w zależności od sposobu zaspokojenia jego potrzeb).
Chodzi mi bardziej o "różne konsekwencje zamykania więzi" - to mnie zaciekawiło.

BTW - warto przeczytać (po ang.) https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC3774302/ o tym, ze więź sama w sobie jest w sumie biologicznie uwarunkowana i niezależna od jakości "opiekuna pierwotnego". Tłumaczy mechanizm wytworzenia u dziecka przywiązania nawet do opiekuna krzywdzącego (co oczywiście nie oznacza, ze JAKOŚĆ więzi, jak i późniejsze konsekwencje dla rozwoju dziecka są takie same).
Autorka to profesor psychiatrii i neurobiologii, zajmująca się więzią, wpływem traumy na rozwijający się mózg itp. Przytacza tez ojca teorii więzi - Bowlby'ego. Jest też trochę o szczurach i innych ssakach i jak to się kształtowało ewolucyjnie ;-)
Mama wspaniałego Przedszkolaka :)

"There is an instinct in a woman to love most her own child - and an instinct to make any child who needs her love, her own." ~ Robert Brault
Pockahontas
Posty: 2897
Rejestracja: 06 wrz 2012 15:13

Re: Jawność adopcji

Post autor: Pockahontas »

Wula, bardzo żałuję, że nie radzę sobie z angielskim na poziomie tekstów naukowych :(, bo chętnie bym się zagłebiła w ten artykuł. A mogłabyś w skrócie przybliżyć tę teorię? Przypuszczam, że punktem wyjścia może być założenie wyjściowej bezradności i całkowitej zależności dziecka od otoczenia, która niejako skłania je do poszukiwania relacji. No i wtedy wniosek o więzi jako takiej będzie logiczny, pytanie tylko jaka będzie jej jakość oraz konsekwencje dla rozwoju dziecka.
Jednak otwarcie wątku wpływu przywiązania innego niż bezpieczne uważam za rozszerzenie tej dyskusji (jak najbardziej mile przeze mnie widziane) nie zaś prostą kontynuację, ponieważ wszystko co do tej pory - przynajmniej ja w tej kwestii napisałam - odnosiło się do pozytywnej i zaangażowanej opieki nad maluchem, tyle iż w zaangażowaniu tym wskazałam na różne poziomy.

*****
Taka historia mi się przypomniała, autentyczna sprzed kilku lat, nie wiem już czy pięciu czy więcej. A propos naszych rozważań i tego jak widziałyby je niektóre ośrodki.
Młode małżeństwo (koło 30-tki) z adoptowaną córeczką w porozumieniu z pcpr wnioskuje o rodzinę zastępczą dla 3-letniej dziewczynki. Mama dziecka jest młoda, zdaniem pcpr rokuje poprawę. Małżeństwo miało okazję ją poznać, widzą problemy, ale deklarują pomoc. Generalnie i pracownik socjalny i potencjalna rz widzą szansę na ogarnięcie się mamy, są w stanie pomóc w tym procesie, uważają, że matce i dziecku należy zapewnić kontakt. Dokumenty w sądzie, wydana zgoda na urlopowanie weekendowe, dziecko stopniowo jest przyzwyczajane do nowego domu. I co? Sprzeciwia się oa.
Na pytanie dlaczego nie chcą dziecka po prostu adoptować (przecież mogliby), a zamiast tego dążą do kontaktu dziewczynki z mb, mama zastępcza odpowiada, że w ich opinii mb nie stanowi zagrożenia dla dziecka a relacja z nią, zapewni dziewczynce ciągłość jej tożsamości. Zbulwersowana pani psycholog unosi się, stwierdzając iż na tym zakończą rozmowę, bo jeśli przyszła rz uważa, iż można budować tożsamość dziecka w takim rozdarciu (dwie rodziny), to ośrodek nie podpisze się pod poparciem dla nich. Co innego, gdyby zadeklarowali docelowo chęć adopcji. I faktycznie, wniosek o rz zostaje odrzucony.
W wolcie przeciwko oa, pcpr wnioskuje o powrót małej bezpośrednio pod opiekę mb, sąd wyraża zgodę.
Nie wiem jak potoczyły się losy dziewczynki, wydaje mi się, że na powrót do mamy na tamten czas było jednak za wcześnie, rodzina była naprawdę fajna, otwarta, nastawiona na współpracę, sprawdzona w relacji z adoptowaną córeczką. No ale "błędnie" rozumieli kwestię tożsamości dziecka.
Ośrodek krakowski, z renomą, pracownicy w środowisku uważani za nieprzypadkowych.

Oczywiście, że w tego typu instytucjach także następuje wymiana pokoleń, a ludzie się rozwijają. Niemniej jednak, pomyślałam sobie, że podczas gdy my, tu na forum, głęboko analizujemy ważne, ale daleko posunięte szczegóły tematu, może się okazać, iż na chwilę obecną to tylko teoretyzowanie, ponieważ wydajemy się o wiele bardziej postępowi niż niektórzy praktycy uważani za autorytety.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Adopcyjne dylematy”