Acha, ok, to być może za daleko się rozpędziłam. To, co gdzieś po drodze nazwałyśmy (a może to ja nazwałam) "nastawieniem adopcyjnym" cały czas rozumiem jako większą gotowość do reakcji, która zapewnia dziecku wyższy poziom zaspokojenia potrzeb.Wula pisze: pisałam w kontekście czy "nastawienie adopcyjne" ma aż takie znaczenie, przy środowisku, gdzie potrzeby dziecka są zasadniczo zaspokajane
Oczywiste jest, że zaspokoić potrzeby dziecka w wysokim stopniu może także osoba, która nie zamierza go adoptować, jak również rodzic adopcyjny może mieć kłopot w interpretacji sygnałów albo zwyczajnie, wzbudzeniu motywacji do takiego działania - zastosowałam generalizację, wychodząc od jednostkowej sytuacji, do której się wtedy odnosiłam. Podkreślam to po raz kolejny, ponieważ nie chciałabym, by określenie, którego użyłam z rozpędu (niestety zazwyczaj mam opcję pisania szybko, wstrzeliwując się w przerwy) zaczęło żyć własnym życiem, niezgodnym do końca z moją intencją.
Tak, "wystarczająco dobra matka" da radę, bo zapewni dziecku wystarczający poziom komfortu. I z tym nie dyskutuję.Wula pisze:Takie tez środowiska badał Bowlby (tzw "good enough"/wystarczająco dobre).
Jednak, obserwując grupę niemowląt i ich opiekunów, udało się zauważyć, iż jedne dzieci zdecydowanie częściej wyciągają rączki czy też w inny sposób inicjują kontakt z mamą, aniżeli pozostałe, które zdawały się bardziej koncentrować na elementach otoczenia - zabawkach, przedmiotach - niż osobie opiekuna. Zauważono też, że mamy tych pierwszych były bardziej wrażliwe na płynące od nich sygnały - z praktyki (nie mam pojęcia czy udokumentowanej, ale podobne badanie było już wcześniej wykonane) jednej z moich instruktorek szkoleniowych w zakresie SI.
Gdyby przyjąć powyższe - myślę, że można by to odszukać w lit. anglojęzycznej (puszczam oczko do ciebie) - zaryzykowałabym na ten moment moją własną hipotezę, iż wystarczająco dobre środowisko spełni swoją rolę, ale w środowisku nastawionym na jak największe zaspokojenie, dziecko będzie bardziej aktywne i "szczęśliwe" w relacji z opiekunem, szybciej postąpi rozwój emocjonalny, społeczny i szybciej przyjdziemy z poziomu neurobiologii na poziom organizacji uczuć.
Wniosek stąd,, iż dziecko od urodzenia jest istotą społeczną, rozwija się w relacji do drugiego (zresztą tu akurat wnioski Dawidsona i Foxa o aktywacji poprzez jakość relacji odpowiednich półkul mózgu). Im bardziej kontakt jest intensywny, tym bardziej dziecko uczy się kim jest, niejako poznaje siebie, budując dzięki doświadczeniom, kolejne połączenia neuronalne. Dziecko pozostawione w łóżeczku, pozbawione komunikatu "jesteś dla mnie najważniejszy/najważniejsza" (od razu podkreślę, że piszę o niemowlaku, który jest całkowicie niesamodzielny) zwyczajnie wykształci ich mniej.