Co nas może czekać?

O adopcji na poważnie. Czy adopcja jest lekarstwem na nasze problemy? Dlaczego adoptujemy? Czego się boimy? Może ktoś ma już gotową odpowiedź?

Moderator: Moderatorzy adopcyjne dylematy

Evitek
Posty: 791
Rejestracja: 20 kwie 2011 13:45

Re: Co nas może czekać?

Post autor: Evitek »

ja mam podobne zdanie jeśli chodzi o te infantylne podejście... jesteśmy w trakcie kursów, w sumie już końcówka, i jest jak piszecie...większość ludzi podchodzi w stylu: oj na pewno wszystko będzie dobrze...potrzeba tylko miłości...kochac kochać kochać i się wszystko naprawi... a zresztą na pewno będzie zdrowe.. Siedze tam i się zastanawiam czy oni na prawde tak myślą..czy w to wierzą?czy nie czytają o problemach zdrowotnych które się tak często spotyka w przypadku dzieci ado... własnie o FAS,autyzmie,rad,adhd itd itp... Mają uanielone oczy wzniesione do nieba i błogostan na twarzy jak to po tym tel spłynie na nich ogólna szczęśliwość... Trudno mi z moim twardo stąpającym po ziemi podejściem się w ogóle odzywać..bo mają mnie za czarnowidzkę, za fatalistke. Prowadzący mówią o tych chorobach na kursach..ale na zasadzie żeby wiedzieć że coś takiego jest... i w sumie bagatelizują np FAS-narzekają że dzieci dostają taką diagnozę przed ado, bo przecież lepiej jak sie tego nie ma przed oczami... i da się radę.. Oczekiwałabym raczej porad jak reagować...na co zwracać uwagę, gdzie iść po pomoc...

no to mi się ulało ;/
Miniula
Posty: 755
Rejestracja: 16 kwie 2012 19:38

Re: Co nas może czekać?

Post autor: Miniula »

ollie26 pisze:Miniula, z tymi nastolatkami, to ja sie tez zastanawiam na ile to zwykle wybryki, a na ile faktyczne problemy:) Czasem jak czytam rozne wypowiedzi to mam wrazenie, ze jak cos idzie nie po mysli rodzicow ADO, to automatycznie zaczynaja szukac przyczyn a to w RAD, a to w FAS, a to w ADHD. A prawda jest taka, ze okres nastolectwa rzadzi sie swoimi prawami:) jak ja sobie przypomne, co ja wyczynialam ciach/emot
Ostatnio oglądałam w internecie filmik o tym, jak działa mózg nastolatka. I powiem, że otowrzyło mi to oczy ;)
Ponieważ albowiem, to procesy biologiczne, chemiczne wpływają na zachowanie, które musi być moderowane przez środowisko. To nie ma nic wspólnego z genami, to po prostu etap rozwojowy.
Problem pojawia się, kiedy wcześniej lub w trakcie tego procesu są zaniedbania, a to właśnie (to "przed") ma miejsce w przypadku adopcji.
ollie26 pisze: Tak sobie mysle, czy adopcja w tym wypadku nie jest latwym wytlumaczeniem zaistnialych problemow? Oczywiscie nie zawsze, ale przynajmniej w czesci przypadkow?
Ja tak właśnie myślę. W rodzinie biologicznej też są teksty "ma to po tobie! jest tak samo bezmyślny/a jak Ty", itd. Tylko wtedy rodzice (dalsza rodzina) szukają "winy" w genach przodków, drugiej strony, itd. A w przypadku adopcji "wyjaśnienie" nasuwa się samo :roll:
ollie26 pisze: Wydaje mi sie, ze w wieku kilkunastu lat, do dzieci adopcyjnych, z cala moca dociera informacja o odrzuceniu przez RB i wyobrazam sobie, ze to musi byc dla takiego mlodego czlowieka potworna trauma. Nie dosc, ze jego osobowosc dopiero sie ksztaltuje i sam ze soba nie moze dojsc do ladu, to jeszcze dodatkowo w tym okresie dochodzi takie obciazenie...
Na pewno. To jest moja największa obawa - jak moje dziecko sobie poradzi z wiedzą. Bo może być bardzo różnie :(
ollie26 pisze: Zreszta RB tez sie mierza ze swoimi demonami;) Ile razy slyszy sie, ze dziecko z "porzadnej RB" , a takie cyrki odstawia (uzywki, bojki i niewiadomo co jeszcze)...
No właśnie, ten filmik, o którym wspomniałam, wyjaśnia to bardzo fajnie :)
https://www.ted.com/talks/sarah_jayne_b ... cent_brain
Evitek pisze:j Oczekiwałabym raczej porad jak reagować...na co zwracać uwagę, gdzie iść po pomoc...
No, przyznam, że dla mnie to najpoważniejszy defekt systemu. Brak konkretnego poradnictwa w zakresie problemów, czyli - gdzie są miejsca, w których można uzyskać diagnozę, leczenie, terapię, brak pomocy po adopcji, brak szczerości, premiowanie postawy "witamina M wszystko załatwi".
Może warto popracować nad tym? W ramach jakiegoś ruchu oddolnego rodzin adopcyjnych?

Cuda czasami przybierają formę, jakiej się nie spodziewaliśmy, o jaką nie prosiliśmy, jaka może nas niekiedy przerażać. Ale nadal są cudami, odpowiedzią na nasze modlitwy... A może po prostu wynikiem naszej pracy...

Miniek już Miniulowy :love:

Nela8


aggita
Posty: 28
Rejestracja: 15 lut 2016 14:10

Re: Co nas może czekać?

Post autor: aggita »

Dziewczyny, u mnie było tak, ze oczywiście - praca z dzieckiem z FAS, potem praca z dzieckiem z porażeniem mózgowym (rehabilitacja, terapia SI, hipoterapia, wczesne wspomaganie (logopeda, pedagog, teflopedagog, psycholodzy), ale...mi najtrudniej było oboje dzieci pokochać, tak naprawdę, bezwarunkowo i bezgranicznie. Pomoc stricte fizyczną, czy psychologiczną dostałam, spotkałam się z ogromną życzliwością wielu ludzi i specjalistów na swojej drodze, a gdy mówiłam, że dzieci są adoptowane to otwierało się przed nami wiele drzwi.
Niestety tej "witaminy M" dość długo brakowało z mojej strony. Dlatego też uczulam przyszłe rodziny adopcyjne na to, że miłość wcale niekoniecznie musi się od razu pojawić, na miłość potrzeba czasu - często lat! Ale jeśli tej miłości nie ma wcale na początku to wcale nie oznacza, że taka adopcja jest z góry przekreślona, bo po prostu jedna lub obie strony potrzebują trochę więcej czasu. Tego mi na kursie adopcyjnym nikt nie powiedział. Polecam bardzo książkę "Wychowanie Zranionego Dziecka" (Gregory C. Keck oraz Regina M. Kupecky), którą właśnie czytam, a która otworzyła mi oczy na wiele rzeczy. Uważam, że książka powinna być lekturą obowiązkową każdego przyszłego rodzica ado jeszcze na poziomie kursu (u nas nie była!). Tam jest napisane wprost, co robić, aby budować więz z dzieckiem, czego wymaga się od rodziców adopcyjnych, że adopcja to także POŚWIĘCENIE (słowo obecnie bardzo niemodne)! U mnie właśnie ta świadomość, że adopcja to poświęcenie bardzo szwankowała. Teraz, gdy ta sprawa dotarła za pomocą książki do mojej świadomości jest mi jakoś łatwiej, z większym optymizmem przyjmuję pewne rzeczy, a moje dzieci zaczynają się lepiej rozwijać. Rehabilitacja córki też już tak bardzo nie boli. :)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Adopcyjne dylematy”