"TAKIEGO" dziecka nie przyjmiemy...
Moderator: Moderatorzy adopcyjne dylematy
- kasiavirag
- Posty: 4121
- Rejestracja: 24 lip 2002 00:00
Abejot, rozumiem, ale pamietać musisz, że:
1 tylko część chorób psychicznych jest dziedziczna -to jest fakt a nie pobożne zyczenia -najlepiej udac się do psychiatry i rozwiać wątpliwosci
2. FAS jest widoczny na pierwszy rzut oka (dzieciaki w cieżkim stadium maja zmienione rysy twarzy-każdy pediatra ci to powie), qa jeśli nie widoczny to przeciez oao ma jakąś epikryzę dziecka w któej najczęściej coś o rodzicach jest napisane.
3. u malutkich dzieci nie da się wykryć opóźnień umysłowych - to jest ryzyko.
Czytając twoje wypowiedzi mam wrażenie, że bardzo was przeraża wizja adopcji jako takiej - bo obarczonej wieloma niewiadomymi -moze czas odłożyć ostateczną decyzję. Jeszcze raz dać sobie trochę czasu na przemyslenia, dać sobie prawo do niepodejmowania żadnej decyzji -to przeciez bardzo ludzkie,
na marginesie dodam,ze rodzicielstwo to w ogóle wielka niewiadoma. Mam porównanie: i rodzicielstwo biologiczne i adopcyjne. Może stąd we mnie mniej było obaw. Wiedziałam, że bycie rodzicie to nie jest sielanka. Ba, dla mnie od pocątku było trudniej niż radośniej. jak w życiu. Pierwsze czego byłam pozbawiona to idealna wizja macierzyństwa (za propagowanie czego nieźle oberwałam kilka razy na bocianie )
pozdrawiam ciepło
1 tylko część chorób psychicznych jest dziedziczna -to jest fakt a nie pobożne zyczenia -najlepiej udac się do psychiatry i rozwiać wątpliwosci
2. FAS jest widoczny na pierwszy rzut oka (dzieciaki w cieżkim stadium maja zmienione rysy twarzy-każdy pediatra ci to powie), qa jeśli nie widoczny to przeciez oao ma jakąś epikryzę dziecka w któej najczęściej coś o rodzicach jest napisane.
3. u malutkich dzieci nie da się wykryć opóźnień umysłowych - to jest ryzyko.
Czytając twoje wypowiedzi mam wrażenie, że bardzo was przeraża wizja adopcji jako takiej - bo obarczonej wieloma niewiadomymi -moze czas odłożyć ostateczną decyzję. Jeszcze raz dać sobie trochę czasu na przemyslenia, dać sobie prawo do niepodejmowania żadnej decyzji -to przeciez bardzo ludzkie,
na marginesie dodam,ze rodzicielstwo to w ogóle wielka niewiadoma. Mam porównanie: i rodzicielstwo biologiczne i adopcyjne. Może stąd we mnie mniej było obaw. Wiedziałam, że bycie rodzicie to nie jest sielanka. Ba, dla mnie od pocątku było trudniej niż radośniej. jak w życiu. Pierwsze czego byłam pozbawiona to idealna wizja macierzyństwa (za propagowanie czego nieźle oberwałam kilka razy na bocianie )
pozdrawiam ciepło
Kasia, mama (z)mieszana, ale się porobiło...
-
- Posty: 1134
- Rejestracja: 09 lis 2003 01:00
sorki, ze się wtrącę, ale dylematy abejot są zupełnie naturalne i chyba bliskie większości rodziców, którzy decyduja się na adopcję.
To panie z ośrodka niepotrzebnie wywołują u niej poczucie winy proponując dzieci chore. Skoro raz odmówili to znaczy, że nie powinno im sie proponować kolejnego dziecka z porażeniem mózgowym.
Dla mnie to zupełnie naturalne, że ktoś boi się że nie podoła wychowaniu cięzko chorego dziecka a moim zdaniem właśnie o tym pisze abejot.
Dla rodziców adpocyjnych dość wyczerpujaca psychicznie jest droga podjecia decyzji o adpocji i dylematu czy uda mi sie pokochać dziecko innej kobiety. I skoro jest możliwość "wybrania" dziecka wzglednie zdrowego (bo dla mnie alergia, wada wzroku, słuchy itp to nie są choroby) to należy ten wybór uszanować.
To panie z ośrodka niepotrzebnie wywołują u niej poczucie winy proponując dzieci chore. Skoro raz odmówili to znaczy, że nie powinno im sie proponować kolejnego dziecka z porażeniem mózgowym.
Dla mnie to zupełnie naturalne, że ktoś boi się że nie podoła wychowaniu cięzko chorego dziecka a moim zdaniem właśnie o tym pisze abejot.
Dla rodziców adpocyjnych dość wyczerpujaca psychicznie jest droga podjecia decyzji o adpocji i dylematu czy uda mi sie pokochać dziecko innej kobiety. I skoro jest możliwość "wybrania" dziecka wzglednie zdrowego (bo dla mnie alergia, wada wzroku, słuchy itp to nie są choroby) to należy ten wybór uszanować.
Olka i Oliwia
- abejot
- Posty: 3017
- Rejestracja: 03 lis 2004 01:00
Kasiavirag, piszę o wątpliwościach, mam do nich prawo.Decyzję podjęliśmy rok temu, w OAO jesteśmy 8 m-cy, zostalismy juz zakwalifikowani, co ja mam odkładać na póżniej???kasiavirag pisze:Abejot,
Czytając twoje wypowiedzi mam wrażenie, że bardzo was przeraża wizja adopcji jako takiej - bo obarczonej wieloma niewiadomymi -moze czas odłożyć ostateczną decyzję. Jeszcze raz dać sobie trochę czasu na przemyslenia, dać sobie prawo do niepodejmowania żadnej decyzji -to przeciez bardzo ludzkie
Propozycję dziecka dostaniemy za rok, teraz jest czas na przemyslenia.
Wybacz, ale przemawiasz do mnie z perspektywy "Matki, która wie lepiej", ja matką jeszcze nie jestem, ani biologiczną ani naturalną, to dla mnie wielka niewiadoma, ale sądząc po kwalifikacji z OAO, mamy szansę nadawac się na rodziców...
Czy nie lepiej przedstawić swoej obawy w OAO niż podejmować decyzje o adopcji chorego dziecka na "hurra" a potem sobie nie radzić z sytuacją :
Dodane po: 3 minutach:
Gwoli wyjaśnienia, ani ja ani Aga44 nie odmówiłyśmy przyjęcia chorego dziecka, bo po prostu jeszcze nam dziecka oficjalnie nie proponowano...olka23a pisze: To panie z ośrodka niepotrzebnie wywołują u niej poczucie winy proponując dzieci chore. Skoro raz odmówili to znaczy, że nie powinno im sie proponować kolejnego dziecka z porażeniem mózgowym.
Dla mnie to zupełnie naturalne, że ktoś boi się że nie podoła wychowaniu cięzko chorego dziecka a moim zdaniem właśnie o tym pisze abejot.
To są czysto teoretyczne rozważania...
- kasiavirag
- Posty: 4121
- Rejestracja: 24 lip 2002 00:00
Abejot, ja wyraźnie napisałam jakie ja mam wrażenie czytając twoje posty. Jesli odebrałaś to jako jakikolwiek atak na twoje kompetencje rodzicielskie to są to wyłacznie twoje odczucia. Nigdzie nie podważyłam ich.
KWalifikacja oao w żadnym wypadku nie powinna być przez ciebie rozumiana jako zdanie jakiegoś egzaminu. Bo egzamin z rodzicielstwa to zdaje się potem," w praniu", że się tak wyrażę, i żadne, nawet najlepsze, przygotowanie teoretyczne nie daWam tego, co praktyka. Tutaj, faktycznie piszę z pozycji matki, która wie, że tak jest. Nie jesteś jeszcze matką więc nie wiesz, ale ja z drugiej strony nie będę matką twojego dziecka, więc tu nie wiem co miałabym wiedzieć lepiej.
Nie tłumacz się, bo ja tego nie oczekuję.
Piszę, że może w waszej sytuacji warto raz jeszcze się zastanowić nad wszystkimi watpliwościami, bo moim zdaniem czas oczekiwania to jest dobry czas na ich rozwianie . Nie oceniam twoich wątpliwości, bo każdy z nas ma/miał je inne.
Zastanawia tylko twoja niewspółmierna reakcja na moje słowa. Dystans, to to na co warto się zdobyć ułatwia życie. i nie obniża samooceny (to cyt z ojego kumpla).
KWalifikacja oao w żadnym wypadku nie powinna być przez ciebie rozumiana jako zdanie jakiegoś egzaminu. Bo egzamin z rodzicielstwa to zdaje się potem," w praniu", że się tak wyrażę, i żadne, nawet najlepsze, przygotowanie teoretyczne nie daWam tego, co praktyka. Tutaj, faktycznie piszę z pozycji matki, która wie, że tak jest. Nie jesteś jeszcze matką więc nie wiesz, ale ja z drugiej strony nie będę matką twojego dziecka, więc tu nie wiem co miałabym wiedzieć lepiej.
Nie tłumacz się, bo ja tego nie oczekuję.
Piszę, że może w waszej sytuacji warto raz jeszcze się zastanowić nad wszystkimi watpliwościami, bo moim zdaniem czas oczekiwania to jest dobry czas na ich rozwianie . Nie oceniam twoich wątpliwości, bo każdy z nas ma/miał je inne.
Zastanawia tylko twoja niewspółmierna reakcja na moje słowa. Dystans, to to na co warto się zdobyć ułatwia życie. i nie obniża samooceny (to cyt z ojego kumpla).
Kasia, mama (z)mieszana, ale się porobiło...
- waw
- Posty: 1220
- Rejestracja: 28 kwie 2004 00:00
Mój mąż też mówił, że chce tylko zdrowe dziecko. Ja tez, chociaz byłam mniej twarda w tym przekonaniu. A jak sie okazało, że jest chlopczyk, u którego były podejrzenia problemów rozwojowych wynikajacych z przeszlości, to nie wahalismy sie ani chwili!!!
Problemów o jakie był podejrzewany nie ma!
Zniknęły także nieustajace kłopoty z drogami oddechowymi- Mały w pogotowiu był wiecznie chory i wiecznie na antybiotyku, a w domu w ciagu roku (dokladnie dzisiaj ) był chory 1 raz!!!
Ja tez dzwoniac do oao w trakcie czekania słyszałam o kilku dzieciakach z różnymi problemami... Ale ponieważ nie bylo wprost powiedziane- "to jest dla państwa propozycja" nie komentowałam. Po prostu.
Wierzę, że czekalismy wlaśnie na naszego synka...
Problemów o jakie był podejrzewany nie ma!
Zniknęły także nieustajace kłopoty z drogami oddechowymi- Mały w pogotowiu był wiecznie chory i wiecznie na antybiotyku, a w domu w ciagu roku (dokladnie dzisiaj ) był chory 1 raz!!!
Ja tez dzwoniac do oao w trakcie czekania słyszałam o kilku dzieciakach z różnymi problemami... Ale ponieważ nie bylo wprost powiedziane- "to jest dla państwa propozycja" nie komentowałam. Po prostu.
Wierzę, że czekalismy wlaśnie na naszego synka...
[url=http://zpo.ath.cx/zp/i.php?ik=22][img]http://zpo.ath.cx/b/22.png[/img][/url]
[url=http://www.nasz-bocian.pl/modules.php?name=Forums&file=viewtopic&t=35975]Wielki Mały Człowiek[/url]
[url=http://www.nasz-bocian.pl/modules.php?name=Forums&file=viewtopic&t=35975]Wielki Mały Człowiek[/url]
- abejot
- Posty: 3017
- Rejestracja: 03 lis 2004 01:00
Kasiavirag, sprowadziłaś mnie do parteru nie podejmę dalszej polemiki, bo nie jestem w tym taka dobra...kasiavirag pisze: Zastanawia tylko twoja niewspółmierna reakcja na moje słowa. Dystans, to to na co warto się zdobyć ułatwia życie. i nie obniża samooceny (to cyt z ojego kumpla).
Hmmm, cięzko się dystansować do własnego życia, do własnych problemów...
A odświęzając tem wątek chodziło mi o podjęcie dyskusji na temat gotowości lub nie na przyjęcie ciężko chorego dziecka, lub z poważnymi obciązeniami rodzinnymi wynikającymi np z choroby psychicznej MB...
- ika_28
- Posty: 258
- Rejestracja: 15 mar 2003 01:00
czytam, czytam...i
przyszło mi do głowy kilka refleksji
Po głębszym zastanowieniu nie znalazłam dziecka w bliższej rodzinie i wsród znajomych, które byłoby całkiem zdrowe. Tzn. ja swoja córke uwazam za super, hiper zdrowe dziecko, ale czytajac posty Agi44, to moja córcia miała kilka co najmniej "poważnych" chorób:m.in. refluks, przyrosniety język, przepukline...
To chyba jest tak, ze faktycznie albo ma sie chociaz mgliste pojęcie o dzieciach, problemach z nimi, albo ...robi sie duze oczy
Sorki, ze tak, ale ...a niech tam, powiem to: mam prawo tak mówić.
przyszło mi do głowy kilka refleksji
Po głębszym zastanowieniu nie znalazłam dziecka w bliższej rodzinie i wsród znajomych, które byłoby całkiem zdrowe. Tzn. ja swoja córke uwazam za super, hiper zdrowe dziecko, ale czytajac posty Agi44, to moja córcia miała kilka co najmniej "poważnych" chorób:m.in. refluks, przyrosniety język, przepukline...
To chyba jest tak, ze faktycznie albo ma sie chociaz mgliste pojęcie o dzieciach, problemach z nimi, albo ...robi sie duze oczy
Sorki, ze tak, ale ...a niech tam, powiem to: mam prawo tak mówić.
- abejot
- Posty: 3017
- Rejestracja: 03 lis 2004 01:00
Ika28, oczywiscie masz rację, cięzko mieć pojecie o dzieciach jesli się ich jeszcze nie posiada...
Od kobiet, które są juz matkami oczekuję wsparcia a nie dołowania...
Nie przerażają mnie choroby,ze tak powiem "fizjologiczne"...
Nasza siostrzenica, dziecko które baaardzo lubię i które za mną przepada, bywa u nas na weekendy, ferie.Dziewczynka ma silną alergię skórną i wziewną, wymaga inhalacji, sterydów, maści.Radziliśmy sobie dobrze z objawami choroby, nie robiąc z tego problemu, traktując dolegliwosci jak coś normalnego.
Ja sama mam wrodzoną wade nerek( i macicy, stąd poronienia) i też sobie musze jakoś radzić z nawracającymi infekcjami.
Proponuję przeczytać jeszcze raz artykuł z onetu, który mnie zainspirował do odswieżenia tego wątku.
http://wiadomosci.onet.pl/1404049,2677,3,kioskart.html
A propos macierzyństwa, tak jest dla mnie niewiadomą,dopiero życie pokaże czy zdamy ten "egzamin" jak słusznie zauwazyła Kasiavirag, ale w życiu zwykle boimy się tego co nieznane, a mimo to podejmujemy się np. małżeństwo, to wielka sztuka, a moje się udało i trwa w najlepsze mimo problemów już 9 lat
pozdrawiam...i litości
Od kobiet, które są juz matkami oczekuję wsparcia a nie dołowania...
Nie przerażają mnie choroby,ze tak powiem "fizjologiczne"...
Nasza siostrzenica, dziecko które baaardzo lubię i które za mną przepada, bywa u nas na weekendy, ferie.Dziewczynka ma silną alergię skórną i wziewną, wymaga inhalacji, sterydów, maści.Radziliśmy sobie dobrze z objawami choroby, nie robiąc z tego problemu, traktując dolegliwosci jak coś normalnego.
Ja sama mam wrodzoną wade nerek( i macicy, stąd poronienia) i też sobie musze jakoś radzić z nawracającymi infekcjami.
Proponuję przeczytać jeszcze raz artykuł z onetu, który mnie zainspirował do odswieżenia tego wątku.
http://wiadomosci.onet.pl/1404049,2677,3,kioskart.html
A propos macierzyństwa, tak jest dla mnie niewiadomą,dopiero życie pokaże czy zdamy ten "egzamin" jak słusznie zauwazyła Kasiavirag, ale w życiu zwykle boimy się tego co nieznane, a mimo to podejmujemy się np. małżeństwo, to wielka sztuka, a moje się udało i trwa w najlepsze mimo problemów już 9 lat
pozdrawiam...i litości
- ika_28
- Posty: 258
- Rejestracja: 15 mar 2003 01:00
Abejot, tak naprawde to myślę, ze zdasz egzamin z rodzicielstwa. Bo jest tak: nie wiadomo z kąd, ale my rodzice mamy bardzo duzo siły, woli walki i niezłomności.
Nawet nie przypuszczasz ile bedziesz w stanie zrobic dla swojego dziecka.
ale lęki, obawy, troski...no cóż to też rodzicielstwo, tylko ta mniej fajna jego strona.
Powodzenia i głowa do góry
Nawet nie przypuszczasz ile bedziesz w stanie zrobic dla swojego dziecka.
ale lęki, obawy, troski...no cóż to też rodzicielstwo, tylko ta mniej fajna jego strona.
Powodzenia i głowa do góry
- abejot
- Posty: 3017
- Rejestracja: 03 lis 2004 01:00
Ika_28...dziekuję za słowa wsparcia...
Ja naprawdę nie oczekuję "głaskania po główce", dlatego chce teraz zmierzyć się z tematem, przemyślec wątpliwosci.
Po warsztatach szkoleniowych w jesieni ponownie zapytaja nas w OAO jakie dziecko możemy przyjąć, a co jest dla nas nie do przyjęcia...
Do tego czasu "biorę diabła za rogi"
pozdrawiam!!!
Ja naprawdę nie oczekuję "głaskania po główce", dlatego chce teraz zmierzyć się z tematem, przemyślec wątpliwosci.
Po warsztatach szkoleniowych w jesieni ponownie zapytaja nas w OAO jakie dziecko możemy przyjąć, a co jest dla nas nie do przyjęcia...
Do tego czasu "biorę diabła za rogi"
pozdrawiam!!!
- Aga44
- Posty: 38
- Rejestracja: 12 lis 2006 01:00
Czesc,
jakbym wiedziala, co tu sie dzieje, to nie spedzilabym milej niedzieli na rowerze!! Emocje na bocianie szaleja, jak widze
Faktycznie, jak abejot pisze, nikt nam oficjalnie dziecka chorego nie zaproponowal. Pani z OA stwierdzila, 'o, mamy takie dziecko teraz, szukamy rodzicow, dziecko jest z porazeniem mozgowym'. Ja na to, ze my z mezem myslelismy o dziecku wzglednie zdrowym (ha! co to ma byc 'wzglednie'?) - i koniec dyskusji. Ale ja po prostu o tym ciagle mysle.
Mamy dzieci wokol - uczulenie na prawie wszystko u jednego, klopoty z przewodem moczowym u drugiego. U trzeciego tez alergie powazne. Dwojka cala zime przeziebiona non-stop - to wszystko mnie nie rusza. Staram sie myslec zdroworozsadkowo i po prostu przyjmuje, ze dzieci albo sa chore, albo beda w jakims momencie - i to jest normalne. Jak sa chore, to trzeba wyleczyc.
Obawiam sie jedynie tego samego, co abejot - czyli powaznych nieuleczalnych chorob. I tego, ze czasem nie sposob ich zidentyfikowac. I zgadzam sie, ze teraz - gdy czekamy na dziecko - to idealny czas na martwienie sie i rozmyslanie, bo z tego, co wiem, jak dziecko sie pojawia, czasu na martwienie robi sie mniej czy tak, drogie mamy?
Wiec rozmyslam. I to chyba dobrze? Przeciez po to w gruncie rzeczy jest ten czas czekania? Chyba byloby troche dziwne, gdybysmy w takim czasie nie rozmyslaly - bo to dopiero bylby hurra optymizm...
Po prostu nurtuje mnie, co w tym rozmyslaniu jest racjonalne, a co nie. Gdzie martwie sie bez sensu, a gdzie warto faktycznie sie podszkolic. Czy to jest rozsadne douczyc sie o roznych patologiach rozwoju dziecka? Po to, zeby wiedziec, co jest grane, gdy sie uslyszy cos o konkretnym dziecku, ktore moze jest naszym dzieckiem? Bo wyobrazam sobie, znajac sama siebie, ze jak zadzwonia i powiedza, ze maja dla nas dziecko - to ja jestem sklonna zaakceptowac wszystko - jakby to dziecko mialo cztery nogi i dwie glowy, to tez. Bardzo pragne dziecka, czekam na nie i spodziewam sie, ze poniosa mnie emocje. Ale moj maz tak nie ma - on jest bardzo racjonalny.
Dlatego tez staram sie taka byc racjonalna teraz, "na sucho" - bo przeciez to dziecko przyjmujemy razem. I razem musimy jakos ustalic, co akceptujemy, a co nie. Ustalilismy, ze nie akceptujemy porazenia mozgowego ani obciazen psychicznych matki. Ale teraz, im wiecej o tym mysle, tym wiecej po prostu wiem - i jestem sklonna zaakceptowac wiecej, niz moj maz, kierowana hura-optymizmem i witamina M. I lekkie porazenie - wszystko to, co mozna rehabilitowac - mnie nie przeraza. Tylko - skad wiedziec, czy lekkie porazenie jest lekkim a ciezkie ciezkim? Bo rozumiem to wcale od razu nie jest takie oczywiste?
Kasiavirag pisze, ze nie wszystkie choroby psychiczne sa dziedziczne. Zgoda. Tylko co z tego? Mnie interesuje jedna konkretna choroba - ta, na ktora moze cierpiec moje dziecko. I rozmyslam po prostu, ze nie sposob wiedziec, do jakiej kategorii choroba mojego dziecka moze nalezec... Ja sie nie obrazam, ze Kasia pisze, ze mnie adopcja przeraza. Przeraza mnie, az strach! Boje sie, czy bede dobra mama, czy z mezem bedziemy dobra rodzina. Czy potrafie wychowac dziecko na dobrego czlowieka. Mocno mnie niepokoi nawet to, skad bede wiedziala, dlaczego dziecko placze (tak, tak, slyszalam sto razy, ze to sie wie, jak sie jest mama, i wiem, co trzeba sprawdzic, itp.) i tak martwie sie, czy sobie poradze. Na szczescie sprawdzilam - i prawie kazda kobieta w ciazy tez sie tego boi, wiec nie uwazam, ze to dowod na to, ze nie jestem gotowa do adopcji
I ciesze sie, gdy czytam wypowiedzi roznych mam, ze dziecko zabrane do domu, dzieki witaminie M, doznaje cudownego uleczenia. Ale przeciez nie jest tak zawsze. I wydaje mi sie, ze to by bylo troche nieodpowiedzialne z mojej strony przyjmowac dziecko z taka nadzieja, z taka mysla - ze mu wszystko przejdzie w cudowny sposob. Bo jak nie przejdzie, to co? Bedziemy miec do niego podswiadomie pretensje? To przeciez kompletnie bez sensu. Jak dziecko zdrowieje, to super! Gratuluje wszystkim, ktorym to sie przytrafilo. Ale chyba nie mozna oczekiwac, ze tak na pewno bedzie? Raczej trzeba chyba zaakceptowac dziecko razem z choroba - albo nie akceptowac go z choroba - jesli nasz wybor ma byc, ja wiem, dorosly? Rozsadny?
Ale z piatej strony, moze wybor nie ma byc wcale rozsadny? Moze wybiera sie sercem? I moze tak najlepiej wlasnie?
No, zaden moderator mi nie zarzuci, ze ta wiadomosc nie jest o dylematach
Pozdrawiam Was serdecznie,
Aga
jakbym wiedziala, co tu sie dzieje, to nie spedzilabym milej niedzieli na rowerze!! Emocje na bocianie szaleja, jak widze
Faktycznie, jak abejot pisze, nikt nam oficjalnie dziecka chorego nie zaproponowal. Pani z OA stwierdzila, 'o, mamy takie dziecko teraz, szukamy rodzicow, dziecko jest z porazeniem mozgowym'. Ja na to, ze my z mezem myslelismy o dziecku wzglednie zdrowym (ha! co to ma byc 'wzglednie'?) - i koniec dyskusji. Ale ja po prostu o tym ciagle mysle.
Mamy dzieci wokol - uczulenie na prawie wszystko u jednego, klopoty z przewodem moczowym u drugiego. U trzeciego tez alergie powazne. Dwojka cala zime przeziebiona non-stop - to wszystko mnie nie rusza. Staram sie myslec zdroworozsadkowo i po prostu przyjmuje, ze dzieci albo sa chore, albo beda w jakims momencie - i to jest normalne. Jak sa chore, to trzeba wyleczyc.
Obawiam sie jedynie tego samego, co abejot - czyli powaznych nieuleczalnych chorob. I tego, ze czasem nie sposob ich zidentyfikowac. I zgadzam sie, ze teraz - gdy czekamy na dziecko - to idealny czas na martwienie sie i rozmyslanie, bo z tego, co wiem, jak dziecko sie pojawia, czasu na martwienie robi sie mniej czy tak, drogie mamy?
Wiec rozmyslam. I to chyba dobrze? Przeciez po to w gruncie rzeczy jest ten czas czekania? Chyba byloby troche dziwne, gdybysmy w takim czasie nie rozmyslaly - bo to dopiero bylby hurra optymizm...
Po prostu nurtuje mnie, co w tym rozmyslaniu jest racjonalne, a co nie. Gdzie martwie sie bez sensu, a gdzie warto faktycznie sie podszkolic. Czy to jest rozsadne douczyc sie o roznych patologiach rozwoju dziecka? Po to, zeby wiedziec, co jest grane, gdy sie uslyszy cos o konkretnym dziecku, ktore moze jest naszym dzieckiem? Bo wyobrazam sobie, znajac sama siebie, ze jak zadzwonia i powiedza, ze maja dla nas dziecko - to ja jestem sklonna zaakceptowac wszystko - jakby to dziecko mialo cztery nogi i dwie glowy, to tez. Bardzo pragne dziecka, czekam na nie i spodziewam sie, ze poniosa mnie emocje. Ale moj maz tak nie ma - on jest bardzo racjonalny.
Dlatego tez staram sie taka byc racjonalna teraz, "na sucho" - bo przeciez to dziecko przyjmujemy razem. I razem musimy jakos ustalic, co akceptujemy, a co nie. Ustalilismy, ze nie akceptujemy porazenia mozgowego ani obciazen psychicznych matki. Ale teraz, im wiecej o tym mysle, tym wiecej po prostu wiem - i jestem sklonna zaakceptowac wiecej, niz moj maz, kierowana hura-optymizmem i witamina M. I lekkie porazenie - wszystko to, co mozna rehabilitowac - mnie nie przeraza. Tylko - skad wiedziec, czy lekkie porazenie jest lekkim a ciezkie ciezkim? Bo rozumiem to wcale od razu nie jest takie oczywiste?
Kasiavirag pisze, ze nie wszystkie choroby psychiczne sa dziedziczne. Zgoda. Tylko co z tego? Mnie interesuje jedna konkretna choroba - ta, na ktora moze cierpiec moje dziecko. I rozmyslam po prostu, ze nie sposob wiedziec, do jakiej kategorii choroba mojego dziecka moze nalezec... Ja sie nie obrazam, ze Kasia pisze, ze mnie adopcja przeraza. Przeraza mnie, az strach! Boje sie, czy bede dobra mama, czy z mezem bedziemy dobra rodzina. Czy potrafie wychowac dziecko na dobrego czlowieka. Mocno mnie niepokoi nawet to, skad bede wiedziala, dlaczego dziecko placze (tak, tak, slyszalam sto razy, ze to sie wie, jak sie jest mama, i wiem, co trzeba sprawdzic, itp.) i tak martwie sie, czy sobie poradze. Na szczescie sprawdzilam - i prawie kazda kobieta w ciazy tez sie tego boi, wiec nie uwazam, ze to dowod na to, ze nie jestem gotowa do adopcji
I ciesze sie, gdy czytam wypowiedzi roznych mam, ze dziecko zabrane do domu, dzieki witaminie M, doznaje cudownego uleczenia. Ale przeciez nie jest tak zawsze. I wydaje mi sie, ze to by bylo troche nieodpowiedzialne z mojej strony przyjmowac dziecko z taka nadzieja, z taka mysla - ze mu wszystko przejdzie w cudowny sposob. Bo jak nie przejdzie, to co? Bedziemy miec do niego podswiadomie pretensje? To przeciez kompletnie bez sensu. Jak dziecko zdrowieje, to super! Gratuluje wszystkim, ktorym to sie przytrafilo. Ale chyba nie mozna oczekiwac, ze tak na pewno bedzie? Raczej trzeba chyba zaakceptowac dziecko razem z choroba - albo nie akceptowac go z choroba - jesli nasz wybor ma byc, ja wiem, dorosly? Rozsadny?
Ale z piatej strony, moze wybor nie ma byc wcale rozsadny? Moze wybiera sie sercem? I moze tak najlepiej wlasnie?
No, zaden moderator mi nie zarzuci, ze ta wiadomosc nie jest o dylematach
Pozdrawiam Was serdecznie,
Aga
- abejot
- Posty: 3017
- Rejestracja: 03 lis 2004 01:00
Wioleta, wytoczyłas ciężka "artylerię"...
Tak myślałam o tym, kiedy byłam młodsza, kiedy bez problemu zachodziłam w ciążę, że gdybym miała urodzić bardzo chore dziecko, to wolałabym go nie urodzić...
Los poniekąd przewrotnie zakpił sobie ze mnie, bo z żadnej z moich 5 ciąż nie urodziło się żadne dziecko.A kobiety, które ronią prawie zawsze słyszą od lekarza" lepiej ,ze pani poroniła,bo dziecko mogłoby by być ciężko chore"...
Bo bardzo prawdziwe wydaje mi się powiedzenie, że "każdy ma w zyciu tyle, ile może udżwignąć"...
A ja mam poczucie, że adopcja jest dla mnie,bo mam gotowość pokochania mojego adoptowanego dziecka, i tyle...
Dodane po: 1 minucie:
PS.Wydaje mi się,że ciężko jest mieć bardzo chore dziecko biologiczne, bo chyba ma się poczucie odpowiedzialnosci za to schorzenie...
Tak myślałam o tym, kiedy byłam młodsza, kiedy bez problemu zachodziłam w ciążę, że gdybym miała urodzić bardzo chore dziecko, to wolałabym go nie urodzić...
Los poniekąd przewrotnie zakpił sobie ze mnie, bo z żadnej z moich 5 ciąż nie urodziło się żadne dziecko.A kobiety, które ronią prawie zawsze słyszą od lekarza" lepiej ,ze pani poroniła,bo dziecko mogłoby by być ciężko chore"...
Bo bardzo prawdziwe wydaje mi się powiedzenie, że "każdy ma w zyciu tyle, ile może udżwignąć"...
A ja mam poczucie, że adopcja jest dla mnie,bo mam gotowość pokochania mojego adoptowanego dziecka, i tyle...
Dodane po: 1 minucie:
PS.Wydaje mi się,że ciężko jest mieć bardzo chore dziecko biologiczne, bo chyba ma się poczucie odpowiedzialnosci za to schorzenie...