"Adopcja - trudna decyzja ..."

O adopcji na poważnie. Czy adopcja jest lekarstwem na nasze problemy? Dlaczego adoptujemy? Czego się boimy? Może ktoś ma już gotową odpowiedź?

Moderator: Moderatorzy adopcyjne dylematy

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Hasik
Posty: 677
Rejestracja: 23 mar 2002 01:00

"Adopcja - trudna decyzja ..."

Post autor: Hasik »

Bardzo się cieszę, że ukazały się wypowiedzi Dodo. Mam oczywiście mniejsze doświadczenie i zupelnie inną perspektywę - starającego się rodzica - ale może tacy jak my też mogliby cos na ten temat powiedzieć. Podyskutujemy?

Po miesiącach szkoleń, rozmów, czytania i pisania mam świadomość, że "adopcja to bardzo trudna decyzja, którą podejmuje się na lata". Powiem Wam, że w miarę poznawania tematu coraz bardziej zaczynam się adopcji obawiać. Czuję jak mój początkowy zapał typu "Ja chcę dziecka już dziś" stygnie. Nie wiem jakim będę rodzicem i boję się czy dam radę. Nie wiem jak się zmieni nasze małżeństwo i nie wiem czy damy radę. Nie wiem czy jak damy z siebie wszystko to wystarczy.

Dodo radzi aby: "Przekalkulować sobie to, co się o sobie wie. o własnych reakcjach na ludzkie niedoskonałości, na nieprzyjemne niespodzianki, na sytuacje, w których nie ma się żadnej kontroli itd." i moja kalkulacja wypada dla mnie niepomyślnie. Jestem wrażliwcem, ktory przezywa wszystko aż nazbyt głęboko i którego łatwo zranić. Wszystko to oczywiście wychodzi przy moim przeżywaniu własnej niepłodności i pragnienia aby nasza rodzina była pełna. Jedyne co mam na swoją obronę to szczere chęci i dobry, otwarty kontakt z mężem. Ogromne wsparcie w mężu :D . Czy to wystarczy?

I to do jakiej szerszej rodziny wprowadzę tego maluszka. Nas jestem pewna, teściów też, mojej mamy również. Ale reszty rodziny niekoniecznie. Są tam też osoby o niezbyt pięknych cechach charakteru. Takie toksyczne jednostki z problemami, ktore ukrywają wlasna zlośliwością i manipulacjami, niestety dzieje się to w centrum rodziny. Oczywiście nie jest to pozornie problem, bo jesteśmy całkowicie niezależni. Ale mieszkamy w jednym mieście. A z tradycji naszej rodziny wynika że mamy ze sobą stały kontakt i nie da sie go obecnie zerwać. Spotykamy się na różnych uroczystościach i to jest bardzo mi bliska rodzina, emocjonalnie dla mnie ważna, choć często mnie ranią i to coraz bardziej. Nie czuję się z nimi ani komfortowo ani bezpiecznie. Co będzie jak ostrze ich złośliwości przeniesie się na nasze adoptowane dziecko? Przecież to będzie także jego rodzina.

Czy Wy też macie takie problemy?

Dziś wyjeżdżam na 10 dni (bez internetu) ale jak tylko wrócę zajrzę na bociana. :) Pozdrawiam serdecznie

Hasik
Awatar użytkownika
Bożena
Posty: 21
Rejestracja: 29 kwie 2002 00:00

Post autor: Bożena »

Czy adopcja jest trudną decyzją?. Obecnie uważam, że jest to bardzo trudna decyzja. Kiedy zdecydowaliśmy się na adopcję nie zdawałam sobie sprawy z wielu rzeczy.
1. Reakcja rodziny /takiej dalszej - ale rodziny/ Właśnie o tą część, moja rodzina musiała się zmniejszyć. Przy okazji spotkań było: co z niego wyrośnie?... a jak to będzie złodziej albo pijak? i takie tam różne....A to boli i to bardzo.

2. Świadoma tego że nie wszystko potrafię dobrze zrobić (nawet nie potrafię urodzić dziecka) ciągle zastanawiam się czy dobrze wychowuję moje dziecko. Analizuję swoje postępowanie, aby nie popełnić drugi raz tego samego błędu, albo zrobić coś jeszcze lepiej niż dotychczas.

3. Świadomość tego, że kiedyś będzie chciał szukać swojej rodziny i może będę musiała się nim podzielić.

4. Adopcja - to również wiele emocji u różnych osób. Począwszy od przychodni lekarskiej skończywszy na szkole. Pani w rejstracji w przychodni zawsze na mnie popatrzy jak wyciąga kartę zdrowia. Jest ona bardzo obfita i są pieczątki z DMD. W szkole też zostałam zapytana czy to prawda? bo któryś z rodziców poinformował panią. Jeżeli szukam pomocy dla mojego dziecka u psychologa szkolnego nie mogę o tym nie powiedzieć.

To są takie najczęściej pojawiające się sygnały, które nie pozwalają mi się zdecydować na adopcję drugi raz. Po prostu boję się. Z jednej strony mam już jakieś doświadczenie, wiem, że było by mi łatwiej, ale jednocześnie wiem co mnie może spotkać.

Pozdrawiam wszystkich. Bożena
Awatar użytkownika
aniuta
Posty: 139
Rejestracja: 19 kwie 2002 00:00

Post autor: aniuta »

Szczerze mówiąc,trochę jestem zaskoczona pesymizmem wiejącym z powyższych listów.Jesteśmy adopcyjnymi rodzicami od 8 miesięcy.Raz jest cudownie,innym razem gorzej.Sama mam mnóstwo problemów(np.ciężka choroba Mamy),więc nie zawsze jestem we wspaniałym nastroju,to odbija się na dzieciach...Na razie przyrzekłam sobie jedno-nie będę się zastanawiać,co wyrośnie z moich dzieci(SKĄD PEWNOŚĆ,ŻE DZIECI URODZONE PRZEZE MNIE BYŁYBY WSPANIAŁE I MĄDRE???).Za to postaramy się z mężem zapewnić im jak najlepszy start w przyszłość,jak to wykorzystają -nie wiem.Jestem również zdziwiona tym,co pisze Bożena.W mojej rodzinie (a wiedzą już chyba wszyscy od Krakowa po Bałtyk)mam pełne poparcie.W przychodni ,do której chodzę z dziećmi,panie są super miłe i też się nie dziwią(najwyżej temu,jakie fajne są nasze maluchy),w przedszkolu ,do którego wysłałam dzieci(na próbę)na 2 tygodnie,panie prowadzące wykazały trochę zainteresowania,a potem słyszałam już tylko same superlatywy(samodzielne,Dawid bardzo ładnie mówi,itd.).Hasik,czy gdybyś mogła urodzić dziecko,tez miałabyś takie dylematy?Może przesadzam,ale przy takim podejściu do sprawy,w ogóle nie należy mieć dzieci,bo przecież dopóki ich nie mamy ,nie wiemy,jakimi będziemy rodzicami,więc po co ryzykować?
Mam nadzieję,że za kilka lat dalej będę myśleć tak jak teraz.Może mój stosunek do adopcji wynika z faktu,ze osobiście znam przynajmniej 7-8 rodzin ,które adoptowały dzieci -te dzieci są w różnym wieku,niektóre małe ,niektóre już dorosłe,ale wszystkie te przypadki to adopcje udane.I zrobię wszystko,żeby w moim przypadku było tak samo.
Ania.
Awatar użytkownika
malgosik
Posty: 5259
Rejestracja: 13 sty 2002 01:00

Post autor: malgosik »

aniuta, zgadzam sie z toba, strasznie powialo zgroza na tym watku, na ktorym bylo juz tak milo. problem chyba polega na tym, ze za duzo tu rozdrapujemy, rozwazamy, straszymy, uprzedzamy i kraczemy. adopcja jest "ryzykiem" tak jak biologoczne macierzynstwo. trzeba to jak najlepiej "rozegrac" - robic swoje, a owoce kiedys beda. nie chodzi mi tu o to, zeby robuc wszystko na hurrrrrra, blagam niech nikt mnie tak nie zrozumie, po prostu wydaje mi sie, ze osoby borykajace sie z problemem nieplodnosci strasznie wszystko analizuja, a zycie mija obok. pozdrawiam wszystkich.
Awatar użytkownika
aniuta
Posty: 139
Rejestracja: 19 kwie 2002 00:00

Post autor: aniuta »

To fakt-ja też twierdzę,że demonizuje się często adopcję,zupełnie niepotrzebnie.U mnie w rodzinie był taki przypadek-kobieta urodziła dziecko,rodzice tego dziecka bardzo wcześnie zmarli,małą adoptowała ciotka.Dziś ta adoptowana kiedyś kobieta jest wykształconą,pełną radości osobą,z własną rodziną.Czy ta adopcja różni się czymś od "naszych " adopcji?I z innej beczki-zupełnie normalne małżeństwo(matka nauczycielka,zawodu ojca nie znam)z dwójką dzieci,córka skończyła studia,syn handluje bronią,narkotykami i parę razy siedział w więzieniu.Każdy scenariusz jest możliwy!
Dzieci adoptowane niewątpliwie potrzebują często więcej poświęcenia i pracy z naszej strony,zwłaszcza te starsze,ale chyba nie ma sensu straszenie się tym,co może się zdarzyć-bądźmy rodzicami i róbmy to najlepiej,jak potrafimy.
Z życzeniami sił i wiary w nasze możliwości.
Ania.
Awatar użytkownika
Bożena
Posty: 21
Rejestracja: 29 kwie 2002 00:00

Post autor: Bożena »

Może mój pesymizm wynika z mojej osobowości. Ale jednocześnie wiem, że patrzę na świat bardzo realistycznie jak i potrafię również obiektywnie ocenić siebie i to co robię.
Niewątpliwie adopcja jest trudną decyzją. Również świadome macierzyństwo jest decyzją, którą trzeba podjąć. Łatwo jest dać życie, ale co dalej. Mam wątliwości co moich umiejętności wychowywania dziecka, ale te wątpliwości pewnie by były gdybym to ja urodziła dziecko. Chciałabym, aby mój syn był kiedyś mądrym, dobrym, uczynnym i szlachetnym człowiekiem i zrobię wszystko aby tak się stało.

A Tobie Małgosik i Aniuta życzę, aby wasza droga była zawsze prosta i nalepiej z górki bez zakrętów i wybojów. Pozdrawiam serdecznie. Bożena.
Awatar użytkownika
aniuta
Posty: 139
Rejestracja: 19 kwie 2002 00:00

Post autor: aniuta »

Dzięki ,Bożena,za życzenia,ale aż taką optymistką nie jestem.Zdaję sobie sprawę,że czekają nas trudne chwile(chyba najbardziej boję się momentu,kiedy nasze dzieci zdecydują,że chcą poznać swoją biologiczną matkę,no i okresu dojrzewania).Ale przecież w naturalnym rodzicielstwie też nie wszystko idzie jak po maśle.Maluchy są z nami od 8 miesięcy-gdzieś od 2 miesięcy jestem koszmarnie zmęczona,zaczynam marzyć o powrocie do pracy(na szczęście już niedługo),w końcu wychowywanie dzieci to ciężka harówa.Wystarczy,że zbliża się zmiana pogody ,a nasze dzieci wariują,piorą się i wrzeszczą jak opętane-po takim dniu nie mam na nic siły(ostatnio Mała -rok i 8 miesięcy -przylała swojemu prawie 4-letniemu bratu wiklinowym koszykiem...).Ale znam siebie na tyle dobrze,żeby wiedzieć,że wcale nie byłabym inna ani lepsza,gdybym urodziła sama dzieci.Myślę,że cele,Bożena,mamy dokładnie takie same-chcemy ,żeby nasze dzieci były wspaniałymi ludźmi.Chodziło mi tylko o to w poprzednich listach,żeby nie traktować adopcji jak czegoś wstydliwego,czegoś,co wywołuje negatywne reakcje u innych(w końcu to nasza sprawa, w jaki sposób zostajemy rodzicami).Zresztą zauważyłam ciekawą rzecz-reakcje ludzi na wiadomość o adopcji najczęściej są takie,jak nasz stosunek do niej.Ja od początku mówiłam o tym z uśmiechem(podobno tryskało ode mnie szczęście) i radością.Moja koleżanka po adopcji zaszyła się w domu na uboczu miasta,rzadko wychodzi z Małym "do ludzi" ,a jej rodzina mówi o adopcji tajemniczym szeptem.
Ciesz się,Bożenko,bo masz synka,masz cel w życiu ,masz dla kogo żyć.A trudne chwile będziemy przeżywać -bo takie jest życie.
Z pozdrowieniami.
Ania.
Awatar użytkownika
malgosik
Posty: 5259
Rejestracja: 13 sty 2002 01:00

Post autor: malgosik »

bozena,
nie wiem dlaczego, ale jakos zawialo minironia z twojego maila. moze sie myle, wtedy przepraszam. :lol:
chyba nie ma na swiecie czlowieka, ktory wierzy ze zycie jest uslane rozami. wiele przeszlam w trakcie leczenie i wydaje mi sie, ze na wiele niepowodzen sie uodpornilam. nie mam tez zludzen, ze adopcja bedzie ciezka harowa i wiele razy bedzie nam zle. ale czy tak nie jest z bilogocznycmi dziecmi
Awatar użytkownika
Hexe
Posty: 265
Rejestracja: 09 cze 2002 00:00

Post autor: Hexe »

Malgosiku,
podoba mi się Twój pogodny stosunek ( :oops: , za przeproszeniem) do życia. Jeśli tak działa na kobietę proces adopcyjny i czas oczekiwania na Malucha, w przyszłym roku z uśmiechem na ustach idę do domu dziecka.
Czy Twoje psie Szczęście nadal się dąsa i ma chandrę po Sabacie?
Pozdrawiam
Awatar użytkownika
malgosik
Posty: 5259
Rejestracja: 13 sty 2002 01:00

Post autor: malgosik »

czesc hexe bratnia duszo :cmok:
sama widzisz, jak wyglada radosc tych, ktorzy zdecydowali o adopcji. najpierw klebek nerwow, leczenie, zalamania, raptem olsnienie i "wyzwolenie". czulam sie, jakby mi ktos spuscil zalopne z oczu. wiem, ze jeszcze bede miala kubel wody na glowe, ale tak bardzo sie ciesze :bawling: , ze czasami mam ochote plakac ze szczecia. uwzaam, ze adopcje nalezy traktowac jako cos normalnego, inna forma macierzynstwa, ale ze wszysykimi jego urokami i ciemnymi stronami. mam misia i wiem, ze w miare swoich mozliwosci wychowamy tego malego czlowieka, jak mowi misio. zycze ci , zebys jak najszybciej odzyskala spokoj i rownowage.
Awatar użytkownika
Aska
Posty: 1853
Rejestracja: 24 mar 2002 01:00

Post autor: Aska »

A ja się cieszę, że Bożenka "pękła" :wink: i opisała trudności z jakimi się boryka. Dzięki temu wiem, co mnie może spotkać i mam możliwość wcześniej się do tego przygotować.
Jestem w ciąży (adopcyjnej) i tak jak każda matka oczekująca dziecka pragnę poznać wszelkie a więc nie tylko pozytywne ale i negatywne aspekty rodzicielstwa.
Jestem pewna, że kobiety w autentycznej ciąży nie myślą wyłącznie o "niebieskich migdałach" ale martwią się o zdrowie dziecka, które powiją oraz zagrożeniami jakie na niego czyhają (opryszczki, alergie czy nawet śmierć łóżeczkowa).
Awatar użytkownika
Ewa
Posty: 198
Rejestracja: 10 kwie 2002 00:00

Post autor: Ewa »

Na początek zacytuje Dodo: "To nie jest tak, że jeśli sie o czymś nie mówi, to nie istnieje, wręcz przeciwnie... "
Zgadzam się z tym całkowicie i dlatego uważam, że powinniśmy rozmawiać również o wszystkich możliwych sytuacjach i zagrożeniach. dotyczy to zarówno genów z wątku o kopciuszku jak i obszarów wskazanych przez Dodo.
Nasza decyzja będzie wówczas dojrzała a my będziemy silniejsi w przyszłości.
To od nas zależy jak będzie postrzegane nasze adoptowane dziecko (dzieci) i jaki będzie odbiór adopcji przez osoby trzecie. Niestety są beznadziejni ludzie, którzy lubią doszukiwać się słabości i uderzać w nie. Nie ułatwiajmy im tego. Bardzo podoba mi sie otwarta postawa Aniuty i myślę, że to powoduje że temat obaw, co do odbioru adopcji przez otoczenie u Niej nie istnieje.
Myślę, że aby osiągnąć taki stan potrzebna jest pełna akceptacja sytuacji, która doprowadziła do adopcji. Będziemy silni jeśli nie będziemy traktowali adopcji (ale tak w 100%) jako pewnej porażki życiowej ale jako przeznaczenie - w pełni je akceptując. Jest to o tyle ważne, moim zdaniem, że adopcja to też ujawnienie dotychczasowych problemów. I ważne jest by sobie z tymi emocjami poradzić.
Myślę, że (szczególnie na początku) będziemy bardziej obserwowani niż inni rodzice i z tym też musimy umieć sobie poradzić.
Dlatego cenne są spostrzeżenia Dodo, chociaż część z nich większości z nas nie będzie dotyczyć (np. stosunki z naturalnymi dziećmi).
Myślę, że każdy przypadek jest indywidualny, niczego tak do końca nie można uogólniać ale znać takie sytuacje napewno nie zaszkodzi (przypadku Dodo również nie znamy w szczegółach a sformułowania o nieocenionej pomocy instytucji na które my nie możemy liczyć brzmią trochę zatrważająco). Wszystko musimy rozważyć sami ze sobą.
Awatar użytkownika
Czarna
Posty: 133
Rejestracja: 13 sie 2002 00:00

Post autor: Czarna »

Jestem tu zupełnie nowa i troszkę sie gubię w stronach bocianowych,ale mam nadzieję ze powoli dopracuję wszystkie szczegóły.Chciałam Wam napisać że od pewnego czasu zastanawiamy sie z mężem nad adopcją chociaż mamy już dwóch synów biologicznych(ale to nieładnie brzmi-biologiczni!).Patryk ma 6lat a Filip zaledwie9 miesięcy.Kiedy Patryś był mały wierzyłam a może sobie poprostu wymyśliłam że mój synuś będzie grzeczny-taki tylko mój.Moje marzenia niestety nie spełniły się bo Patryś woli kumpli niż spacer ze mną,albo gry na komputerze.Ale kocham go tak bardzo że nie sposób tego opisać i co?No to że to ja go urodziłam i wcale nie jest taki jakiego sobie go kiedyś'wymyśliłam".Kiedyś zapytana przez koleżankę dlaczego chciałabym adoptować(bo co z takiego dziecka może wyrosnąć) odpowiedziałam jej,że skąd może wiedzieć co wyrośnie z jej dziecka.Moim zdaniem nie jesteśmy w stanie przewidzieć jaką drogę wybiorą nasze dzieci.Dziewczyny czy to Wy urodziłyście dziecko czy zrobił to ktoś (dla Was - za Was) to nie ma znaczenia maleństwa będą i tak szły swoją drogą a my możemy im tylko pomóc i ukierunkować. Pozdrawiam Was wszystkieCzarna
Awatar użytkownika
malgosik
Posty: 5259
Rejestracja: 13 sty 2002 01:00

Post autor: malgosik »

czesc czarna,
gratuluje chopakow :lov2: ja tez caly czas tak powtarzam. wsros adoptowanych i biologicznych dzieci zdarzaja sie mile i niemile nieposdizanki. jestem tak rozna i wygladem i charakterem od swojej calej rodziny, ze nierzadko sie zastanawiam skad ja sie wzielam. wiekszosc u mnie to bruneci (nawet moja rodzona siostra), ja jednyna jestem jasowlosa. wszyscy sa "techniczni", znaja sie na matmnie, ja cale zycie "tumanista- humanista". wszyscy doamatorz, co to najwyzej jezdza na wczasy, ja latam po swiecie, jakby mi ktos zapalil rakiete pod d.......... a jaki ma wstretny charakter. moze nasze dziecko adoptowane bedzie swietnym czlowiekiem z wieloma fajnymi pomyslami........
malgosik- mama
NIKI ( 11. 2002) i
TUSI (11. 2007)
Awatar użytkownika
Dora
Posty: 431
Rejestracja: 25 kwie 2002 00:00

Post autor: Dora »

Oj, tak, decyzja o adopcji jest trudna. Ale cale szczescie, ze sie nad tym zastanawiamy i rozwazamy rózne za i przeciw. Ta sytuacja jest calkiem inna od staran o dziecko. Wtedy tylko przemy do przodu i dajemy z soba robic rózne dziwne rzeczy, przykre, kosztowne i bolesne, upokarzajace, frustrujace.... juz zapomnialyscie o tym? Ja nie. Czy wtedy myslalysmy o tym na kogo wyrosnie nasze ¨wydarte naturze¨dziecko? Wazne bylo, zeby wreszcie zajsc w ciaze, a potem jakos to bedzie. A teraz prosze - dziecko juz jest i nagle pojawia sie milion watpliwosci.... Ale nadal sadze, ze to dobrze, bo trzeba myslec. Posiadanie dzieci to wazna i odpowiedzialna praca, a my, rodzice adopcyjni, dzieki naszym problemom i historii wielu wzlotów i upadków mamy szanse dorosnac do tej roli i przemyslec sprawy, które innym nawet nie przyszly by do glowy.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Adopcyjne dylematy”