terapia niestety nie jest dla przyjemności, a dla pracy. I często boli, co na ogół oznacza, że działa. Czasem też lepiej iść na indywidualną, aby zorientować się, co dla nas jest problemem i w jakim punkcie życia jesteśmy.Imaginification pisze:Na terapię chodziliśmy prze pół roku, ale więcej z tego było kłoptów niż pożytku.
Problem jest bardziej złożony, bo gdyby to była jedynie kwestia plemników, a cała reszta by grała, to by było ok. No ale to rozmowa na inny temat.
Nie znam Waszej sytuacji małżeńskiej, ale jeśli coś jest nie tak (i to 'nie tak' nie dotyczy bezdzietności, a innych spraw) to rozkminy dotyczące in vitro mogą być jedynie tylko problemem zastępczym, a ten właściwy i tak wywali wraz z czasem, jedynie ostrzegam.
Akurat niepłodność sprawdza się świetnie w roli odwracacza uwagi, bo jak długo nie ma dziecka, można skutecznie udawać przed sobą, że to ciąża i dziecko są problemem, a nie to, co się dzieje między dwojgiem ludzi. I jeśli tak jest to po urodzeniu dziecka ścieżki się dość szybko prostują i rozchodzą, niestety.