Trwam w oczekiwaniu na cud. Staram się nie myśleć, co będzie, jak ja nigdy... Nie rozmawiam o tym, który to dzień cyklu, itp.
Czekamy.
Wmawiam sobie, ze na pewno się nie udało, żeby potem mniej bolało, ale gdzieś na dnie mojego serca tli się nadzieja... Ona chyba nigdy nie umiera...
Nie mówię głośno kiedy są dni płodne, jakby to miało spowodować, że tak po prostu się uda.
Powoli zwracam swoje serce w stronę Boga. Zapomniałam o Nim, mam żal, którego nie potrafię się pozbyć. Czy On to zrozumie???
Dziękuję za to, że mogę tu być. Dziękuję Wam, za wszystkie dobre i ciepłe słowa.