Od dwóch lat staramy się z mężem o dziecko. Zrobilismy podstawowe badania - niestety u męza stwierdzeno azospermię, u mnie natomiast po badaniach w szpitalu (hormony, ocena jajeczkowania) podejrzenie PCO (podwyższony testosteron pęcherzykowate jajniki) i "coś" w lewym jajniku (zrobili mi marker - wynik pozytywny). Pani ginekolog-endokrynolog u której leczyłam się początkowo, stwierdziła iż nie widzi przeszkód abym mogła zajśc w ciąże, gdyż pomimo podejrzenia pco mam regularne miesiączki (27-29 dni cykl), a na ostatnim usg jakie mi robiła jajeczko w prawym jajniku miało 19 mm (bez leków). Zaczeliśmy rozważać inseminację nasieniem dawcy, Pani doktor skierowała nas do Prof., który miał/ma nam pomóc. Po pierwszej wizycie i po obejrzeniu wyników ze szpitala Pan Prof. stwierdził, że jeśli ma nam pomóc to musi mieć czystą sprawę i byłby za usunięciem zmiany z lewego jajnika, ogolnie wizyta zakończyła się na tym, że zadecydował o wpisaniu mnie na zabieg resekcji klinowej jajników żeby usprawnić ich działanie.
Po tej wizycie usiadłam do komputera i zaczełam czytać opinię na temat tego zabiegu.... przeraziło mnie ryzyko powstania zrostów, zastanawiam sie także dlaczego trzeba działać szybko w okresie 6 m-cy od zabiegu, czy po tym okresie może być gorzej z moimi jajnikami niż przed zabiegiem.
Zastanawiam się czy się zdecydować.
Rozumiem, że przed ewentualna ciąża wskazane jest usunięcie tej zmiany z lewego jajnika, gdyż jak twierdzi Prof może ona zacząc się powiększać w tracie ciąży (przez rok z 1,9 cm urosła do 2,3 cm) i na to jestem w stanie się zgodzić.... nie rozumiem tylko czy warto rusząc ten prawy jajnik ... skoro 'działa' bez leków.
Bardzo proszę o odpowiedz i ewentualnie o informację o możliwych innych metodach leczenia.
Dodam, że lecze się w Poznaniu.
Z góry bardzo dziękuję.
|