Dzień dobry, w mojej opinii, niezależnie od wieku, w jakim dziecko zostało adoptowane, mamę biologiczną powinno nazywać się mamą. Tak nazywa się kobiety, które rodzą dzieci, taki jest stan faktyczny i niezależnie od późniejszych decyzji dziecka w tej materii, dała mu życie, jest ona jego matką, nie obcą "panią". Można ją nazywać mamą biologiczną, pierwszą mamą (ze względu na chronologię wydarzeń), mamą, która urodziła, mamą Krysią / Zosią / Anią, ale nie zmienia to faktu, że jest ona mamą. To określenie jest o wiele cieplejsze emocjonalnie i niesie szacunek, co dla wychowania dziecka w jawności adopcji ma kolosalne znaczenie. Nijak nie mogę się tu zgodzić ze zwolennikami określenia "pani", dzieci biorą świat takim, jakim rysują mu go rodzice i w początkowej fazie na ogół myślą, że inne dzieci mają taką samą sytuację rodzinną. Moim zdaniem płeć dziecka nie ma tutaj żadnego znaczenia ale wiek, w którym wprowadzamy dzieci w ich adopcyjną historię, ogromne. Zaleca się, a doświadczenie ośrodków to potwierdza, że zaczynamy mówić wtedy, kiedy dziecko zaczyna pytać o to, skąd się biorą dzieci, czyli ok 2-3 roku życia. W przypadku mam przemocowych także są one mamami, mimo, że obiektywnie trudno je tak czasami nazwać. W miarę jak dziecko będzie zadawało więcej pytań, należy na nie odpowiadać zgodnie z prawdą, ale nie nadając temu dodatkowego zabarwienia emocjonalnego, a jak najbardziej neutralnie. Czasami jest to bardzo trudne, ale dziecko z wiekiem samo wypracuje sobie ocenę swojej sytuacji. Tata biologiczny powinien pojawiać się na równi z mamą, choć na ogół w świadomości dziecka jest głównie mama, dokładnie tak, jak Pani pisze. Ten tata jest tak samo odpowiedzialny za jego sytuację, jak mama, zarówno jego obecność, jak i nieobecność wpłynęły na dziecko. Na ogół wiemy o nim znacznie mniej, stąd jest go mniej w opowieściach i w efekcie w pytaniach dzieci, zwłaszcza tych początkowych. O rodzeństwo dziecko też prędzej, czy później zapyta i wtedy należy mu udzielić odpowiedzi zgodnie ze stanem własnej wiedzy. Prawdą jest, że to jego rodzeństwo, nie jakieś tam dzieci. Jeżeli będzie szukał korzeni, to najprawdopodobniej właśnie z nimi nawiąże kontakt, bo to prostsze pod względem emocjonalnym. Proszę się nie obawiać, rodzeństwo adopcyjne nie straci na tej wiedzy w prawidłowo funkcjonującej rodzinie (z perspektywy dzieci są one bogatsze w relacje). Czasami te z dzieci, które nie mają rodzeństwa biologicznego miewają poczucie, że mają mniej, niż ich adoptowane rodzeństwo, ale wszystko zależy od umiejętnego (czyli empatycznego) poprowadzenia tematu przez rodziców adopcyjnych. Mam nadzieję, że chociaż częściowo rozwiałam Pani wątpliwości. Proszę pisać w razie potrzeby. Pozdrawiam serdecznie, Magda Kruk-Rogucka
|