Pockahontas pisze:
rz z zamiarem adopcji ogromnie ryzykuje przywiązanie do dziecka, tworzenie więzi, która może zostać zerwana, bo nigdy do końca nie wiadomo jak sprawa się potoczy
Wchodzisz tutaj w kolejny kontrowersyjny temat - czy RZ powinna wiązać się emocjonalnie z dzieckiem czy nie. Nie ma znaczenia czy dziecko trafia z zamiarem adopcji przez RZ. Szkoły są dwie - wiązać i nie wiązać. Wśród psychologów szkolących w Mopsach RZ oraz pracowników OA oczywiście NIE WIĄZAĆ, bo to dla dziecka trauma, że za jakiś czas trzeba będzie więź zrywać i ono na tym ucierpi. Lepiej zachować dystans, dbać o dziecko, ale nie kochać. Tak może myśleć tylko teoretyk, który nie miał u siebie dzieci zastępczych, dla którego w teorii tak to powinno wyglądać.
Tyle, że teoria sobie, a życie sobie. Z moich obserwacji i praktyki wynika coś dokładnie odwrotnego - dziecko trafiające w pieczę zastępczą potrzebuje przede wszystkim otoczenia ciepłej, kochającej/lubiącej cioci, która zastąpi mamę na ten czas, który dziecku przyjdzie u niej spędzić. Dzieci kochane w rodzinach zastępczych rozwijają się o wiele lepiej niż w tych, gdzie zapewniony mają wprawdzie "wikt i opierunek", ale traktuje się je jak przechodnią paczkę, która dzisiaj jest, a jutro już nie. Dziecko rozwija się w miłości, nie w dobrobycie. Owszem, za jakiś czas więź może musieć zostać zerwana, ale o wiele lepiej rokują dzieci, które nauczyły się nawiązywać właściwą więź i została ona zerwana niż te, którym nie udało się przywiązać do opiekuna. Tego samego zdania jest pani Szumiło, z którą na ten temat rozmawiałam i która omawiała kwestie przywiązania w kilku publikacjach.
Pockahontas pisze:
Bo nawet jeśli maluch po powiedzmy dwóch latach będzie musiał postanowieniem sądu wrócić do rodziny biologicznej, rz przeżyje dramat, ale to dorośli ludzie - wiedzieli na co się decydują, pozbierają się jakoś, choć serdecznie współczuję sytuacji.
Po 2-letnim pobycie w RZ, zwłaszcza bardzo małych dzieci, przejście do RA czy biologicznej jest dramatem i nie ma tu związku z chęcią adopcji lub nie przez RZ.
Pockahontas pisze:
Z perspektywy rozwoju dziecka pozwalanie na tworzenie więzi w sytuacji ryzyka, że zostaną zerwane jest bardzo dyskusyjną kwestią
Nie pozwalanie na stworzenie więzi jest rzeźnią na uczuciach dziecka i brak więzi w tym okresie jest najgorszym, co może się przytrafić. Kochane i właściwie przywiązane dziecko nawet jeżeli traci opiekuna i przechodzi do innego domu (niezależnie jakiego) jest w o wiele lepszej sytuacji. Jeżeli dzieje się to stopniowo, poznaje nowych rodziców, ma czas na oswojenie i polubienie, straty są zminimalizowane do maksimum.
Pockahontas pisze:
Podkreślam, że nie potępiam, raczej stawiam pytania
Pytania, które postawiłaś negują rolę RZ - skoro, jak piszesz, budowanie więzi z dzieckiem w RZ jest błędem, bo straci ono opiekuna, to bezcelowe jest tworzenie rodzin zastępczych. Można zostać przy opcji umieszczania w domach dziecka, gdzie maluch nie ma szans nawiązania więzi i gdzie niestety pozostaje okaleczony emocjonalnie na całe życie. Uprzedzając, tak, część osób wyrosłych w DD jest całkiem "normalna", to pewnie skutek wielu czynników po drodze, zdecydowana większość nie radzi sobie z dorosłością i to jest dramat. Dlatego tak ważne jest odchodzenie od palcówek na rzecz wzrastania w rodzinie zastępczej. Jest to proteza tyle, że najbardziej zbliżona do środowiska naturalnego.
Pockahontas pisze:
Wiecie co, jest jeszcze jeden aspekt "omijania kolejki" - dobro dziecka
O tym sławetnym "dobru dziecka", które jak wiemy na każdym etapie jest tylko frazesem, mówi się wiele. Przy adopcji przez RZ zapomina się jakby o podstawowym plusie tej opcji - jeżeli dziecko trafia decyzją sądu do RZ i ona je adoptuje, to na swojej drodze ma o 1 zerwaną więź mniej i to jest najcenniejsze.