Zastanawiam się kiedy zdobyłam tytuł najgorszej matki roku? Być może dziś kiedy około godziny szóstej rano zamajaczył się przede mną kształt i rzekł mam 37,9.
Aha, mruknęłam nieprzytomnie.
Mam 37,9 czy mam iść do szkoły?
Idź, idź wysapałam, termometr kłamie.
Faktem jest, że Blondynka jest całkiem niezła w tego typu rozgrywkach- a to podkręci temperaturę, a to zachrypi teatralnie, a to się zwija z bólu jak piłkarz na murawie i pokazuje na jej zdaniem siniejący palec.
Jako rodzice długoletni stażem lekko się zdystansowaliśmy od jej cierpień.
Nie wiem czy to dobrze czy źle.
Blondynka na pewno się czuje mało zaopiekowana i fakt, że o moim uczuciu świadczy samodzielność, której jej nie ograniczam, nie pociesza jej zbytnio.
Takie miałam ostatnio przemyślenia na temat usamodzielniania dzieci:
że wyszło mi przypadkiem i z lenistwa.
Wiele matek, mniej leniwych ode mnie nie dążyłoby do tego, żeby dziesięciolatka piekła ciasteczka, a dwunastolatka robiła kanapki i podstawowe dania barowe.
Inne matki nie miały Legimi, które czyha na zgubę spokojnych rodzin.
Brunetka natomiast ma odwrotnie- jest obowiązkowa do bólu ( co Blondynka uważa, za pewien rodzaj choroby). Do szkoły pójdzie słaniając się z wycieńczenia, jest zszokowana, kiedy ma zostać w domu.
A odwołanie treningu jazdy konnej graniczy z kataklizmem.
Wakacje Brunetka przelicza na weekendy, podczas których nie będzie jeździć konno.
Ma dwa nieusłuchane króliki z których jeden zdaniem Blondynki cierpi na depresję, a drugi jest ofiarą życiową.
Ogląda namiętnie Sheldona i posługuje się grypserą w swój jedyny i nie do podrobienia sposób.
No i na Mikołaja chce dostać Ex Libris.
Co celnie skomentowała Blondynka- ludzie są dziwni i bardzo się od siebie różnią

I.