Pani Ekspert, proszę o szczerą odpowiedź, jak ośrodki patrzą na takie kandydatki jak ja. Od lat zmagam się z pochwicą. Na szczęście terapia i przede wszystkim wsparcie i cierpliwość męża pozwoliły na to, ze mamy w miare normalne pożycie intymne. Niestety mimo ze nigdy sie nie zabezpieczaliśmy, to dziecko sie nie pojawiło (a jesteśmy juz prawie 6 lat po ślubie). Podejrzewamy wiec ze jest jakas przyczyna biologiczna i tutaj pojawia się problem ponieważ ze względu na moja przypadłość po prostu nie widzę możliwości podjęcia regularnego leczenia, częstych wizyt u ginekologa, monitoringów, nie mówiąc o bardziej zaawansowanych zabiegach typu inseminacja czy in vitro. Boje sie ze w ośrodku uznają mnie za wariatkę, w najlepszym razie za wygodnicką, lub za mało zdeterminowaną, skoro nie zrobiłam wszystkiego żeby zostać matką biologiczna. Czy w ogóle jest sens iść do ośrodka, skoro de facto nie podjęłam leczenia? Czy jest sens mówić o moim problemie? Czy moze lepiej zasłonić się motywami religijnymi, ze odrzucam in vitro z uwagi na wiarę? Boje sie zostać wyśmiana i chyba łatwiej mi usłyszeć negatywna odpowiedz od Pani niż twarzą w twarz. Nadmieniam ze inne wymagania dla kandydatów spełniamy (wiek, staż, sytuacja mieszkaniowa i finansowa).
|