Autor:

admin

Data publikacji:

28.01.2016

zaloguj się, żeby móc oceniać artykuły

Czy warto szczepić dzieci?

 

O lękach, trudnej odpowiedzialności rodzica i ryzyku „fabrykowania danych” rozmawiamy z dr Ewą Krawczyk i dr Andrzejem Wojciechem Nowakiem

Wydawać by się mogło, że szczepienia i niepłodność to dość odległe od siebie tematy, jednak temat szczepień często jest podejmowany na naszym forum i mnożą się pytania zaniepokojonych pacjentek, także mam małych dzieci.

Związek pomiędzy płodnością i powikłaniami pochorobowymi świnki u chłopców został szeroko opisany w literaturze i czasem pojawia się w forumowych dyskusjach. Często dyskutujecie również o szczepionce przeciwko wirusowi brodawczaka ludzkiego – HPV, który może powodować nowotwór szyjki macicy. Jak to więc jest z tymi szczepionkami? Warto szczepić? Czy należy się bać szczepień, koncernów i nauki? O rozmowę na ten temat poprosiliśmy o rozmowę dr Ewę Krawczyk z Georgetown University w Waszyngtonie i dr Andrzeja Wojciecha Nowaka z Instytutu Filozofii UAM.

Nasz Bocian: Pacjenci często stawiają pytania: „skoro szczepionki są naprawdę bezpieczne i nie powodują autyzmu, to skąd wysyp autystycznych dzieci w ostatnich latach? Czemu coraz więcej młodych ludzi ma problemy z płodnością? Dlaczego ulotki szczepionkowe zawierają elaboraty dotyczące powikłań, skoro mają być rzekomo bezpieczne”?

Ewa Krawczyk: Rzekomy wysyp dzieci autystycznych wiąże się z dostępnością metod diagnostycznych, a nie z występowaniem autyzmu. Gdyby szczepionki powodowały autyzm, to po ich wycofywaniu (albo ich składników) zmniejszałaby się liczba dzieci autystycznych. Takiego zjawiska nigdy nie zaobserwowano. Ponadto nie pokazano zwiększonego ryzyka autyzmu u dzieci szczepionych w porównaniu do dzieci nieszczepionych; nie widać było związku w czasie między szczepieniem a wystąpieniem objawów autyzmu; wykazano, że w Wielkiej Brytanii opisywany wzrost liczby przypadków autyzmu nastąpił w okresie przed szczepieniami; po wycofaniu szczepionki MMR w Japonii liczba przypadków autyzmu nadal rosła; brak jest korelacji między częstością autyzmu a liczbą szczepień w Wielkiej Brytanii i USA; oraz nawet najbardziej wymyślnymi metodami nie udało się wykryć wirusów szczepionkowych u dzieci autystycznych.
Ulotki szczepionek zawierają informacje o efektach ubocznych, bo jest to wymagane prawem. Podobnie jest z każdym lekiem czy preparatem farmaceutycznym.

Andrzej Wojciech Nowak: Warto w tym miejscu zapytać czy powstrzymujemy się przed braniem (często w zbyt dużych ilościach) popularnych leków przeciwbólowych, dostępnych nawet w sklepach spożywczych. Gdyby przeczytać potencjalne efekty ich brania i być równie rygorystycznym jak w kwestii szczepień powinniśmy tego zaprzestać.
Wrócę jednak do początku – skąd w ogóle pomysł, że to szczepionki są odpowiedzialne za to czy tamto zjawisko? To jest związane z częstym błędem myślowym, gdy mylimy następstwo faktów z ze związkiem przyczyno-skutkowym. To, ze coś nastąpiło po czymś, nie oznacza, że jest tym czymś spowodowane. Może jedynie przypadkowo pojawić się w podobnym czasie. Umieszczanie ostrzeżeń przed skutkami ubocznymi wynika z faktu, że świat jest złożony, nasze organizmy i ich biologia są bardzo skomplikowane. Leki nawet najlepiej przetestowane i zbadane w laboratoriach, w czasie ich stosowania mogą mieć skutki uboczne, gdyż zawsze istnieje szansa, że czyjś metabolizm, uwarunkowania środowiskowe (dieta, inne lekarstwa, alkohol, ale także indywidualne uwarunkowania genetyczne) zaowocują skutkami ubocznymi. Tym, co powoduje strach w przypadku szczepionek jest właśnie problem tego, że

dziś świat nas otaczający stał się zbyt złożony z jednej strony, a z drugiej wymaga się od nas wiedzy i odpowiedzialności.

 

To trudny i wyczerpujący proces. Nie dziwię się, że wiele osób może czuć się zagubione. Paradoks polega na tym, że dziś żyjemy o wiele lepiej, bezpieczniej, a boimy się bardziej. W przeszłości rodzice nie baliby się odczynu poszczepiennego, gdy co drugie dziecko umierało we wczesnym dzieciństwie.
Zapominamy o realnych zagrożeniach – chorobach, dzięki szczepieniom, a boimy się środka zaradczego.

Nasz Bocian: Odnosząc się do nauki i badań często powołujemy się na argument, że badania nad szczepieniami były prowadzone na wielotysięcznych grupach, powtarzane i weryfikowane. Tymczasem nasi pacjenci podnoszą: „[badania prowadzi się] W najlepszym razie na kilku setkach i to osobnikach dorosłych (i to jeszcze pod warunkiem że trafią się ochotnicy na testowanie szczepionek. Nie wiem czy wiecie, ale ochotnikom często się płaci) a to nie jest to samo co dziecko, nie ta bajka, nie ten model”. Jak byście się do tego odnieśli?

Ewa Krawczyk: Szczepionki badane są na milionach ludzi, są to najszerzej zakrojone badania w dziedzinie medycyny. Zadający takie pytania nie zdają sobie sprawy z kilkustopniowego prowadzenia badań przedklinicznych i klinicznych. Szczepionki bada się bowiem nie tylko przed wprowadzeniem na rynek, ale i po. Na przykład – szczepionka X ma działanie niepożądane, które zdarza się u jednej na dziesięć milionów osób. Badania na małej grupie ochotników nie pozwolą na wykrycie tej wady, za to badania na całych wielkich populacjach – już tak. Zatem, już po wprowadzeniu szczepionki na rynek cały czas trwa jej monitorowanie. I to monitorowanie dotyczy wszystkich grup wiekowych. Przypominam także, że szczepionki jak najbardziej przygotowuje się osobno dla dzieci i osobno dla dorosłych – absolutnie nie jest tak, że szczepi się tym samym wszystkich jak leci.

Andrzej W. Nowak: Nie ma innego sposobu badania, niż taki w którym po fazie modelowej, laboratoryjnej, dokonujemy bardzo żmudnego, skomplikowanego procesu „przybliżania” modelu. Sukces, który osiągniemy w laboratorium jest następnie przenoszony, rozciągany na rzeczywistość pozalaboratoryjną.

Nasz Bocian: Wiele pytań forumowiczów Naszego Bociana odnosi się do ewentualnego negatywnego wpływu szczepionek na płodność, szczególnie w odniesieniu do szczepionki przeciwko HPV. Czy ta szczepionka może uszkadzać płodność zaszczepionej dziewczynki?

Ewa Krawczyk: Nie, nie ma dowodów, że jakakolwiek szczepionka uszkadza płodność. Pytanie takie ostatnio pojawiało się w stosunku do dwóch szczepionek: przeciw HPV i przeciwtężcowej. W przypadku przeciwtężcowej przynajmniej był jakiś punkt zaczepienia w sensie ewentualnego mechanizmu, w przypadku szczepionki przeciw HPV nawet tego nie było. Z całą pewnością powiedzieć można, że żadne badania nie wykazały, że szczepionka szkodzi na płodność. Trudno jednak jest, ogólnie rzecz biorąc, dyskutować z mgliście formułowanymi zarzutami.
W dyskusji naukowej obowiązuje zasada onus probandi (zwana też brzytwą Hitchensa) – naukowiec nie musi odpowiadać na zarzuty, jeśli nie są one w sposób naukowy sformułowane. W przeciwnym wypadku całe życie można spędzić na odpowiadaniu na pytania w stylu: czy szczepionka uszkadza windy w 10-piętrowych budynkach, albo czy spożycie lodów na wpływ na ilość kamyków w piaskownicy?

Nasz Bocian: Czy to znaczy, że wiemy na sto procent, że szczepionka przeciwko HPV nie uszkodzi niczyjej płodności?

Ewa Krawczyk: Nie, to oznacza, że teoretycznie takowe badania mogą się kiedyś pojawić. Nauka bowiem nigdy nie powie, że coś na pewno nie ma miejsca. Może tylko powiedzieć – tak działa jej aparat pojęciowy – że nie pokazano dotychczas, że coś ma miejsce.
Tak było właśnie w przypadku szczepionki przeciw HPV. Acz dodać należy, że istnieją przesłanki, aby przypuszczać, że wręcz na tę płodność pomaga. Pomaga przez eliminację negatywnych skutków potencjalnych zakażeń, przed którymi ochroni dziewczynkę. Innymi słowy – zakażenie wirusami HPV może uszkodzić szyjkę macicy i doprowadzić do wycięcia macicy wraz z przydatkami, co niewąpliwie wpłynie – negatywnie - na możność urodzenia dzieci. Szczepionka ochroni przed wrednymi wirusami, możliwe więc, że wpłynie pozytywnie.

Nasz Bocian: Wróćmy jeszcze raz do autyzmu i załóżmy, że jesteśmy kobietą, której dziecku zaleca się zgodne z kalendarzem szczepienie przeciwko różyczce. To sławetne MMR, szczepionka, o której wciąż jest głośno – mnożą się oskarżenia o powodowanie autyzmu, o powikłania. Czy są dowody, że ta szczepionka może powodować autyzm u dzieci?

Ewa Krawczyk: Nie, nie ma takich. I to nie dlatego, że ich nie robiono. Przeciwnie – robiono wielokrotnie i na wielu populacjach i nigdy – NIGDY – nie pokazano, że powoduje. Żadna w ogóle szczepionka nie powoduje autyzmu.
Andrzej Wojciech Nowak: Autyzm stał się dla ruchów antyszczepionkowych wygodnym celem, jest to choroba, która jest dla rodziców mało zrozumiała, budzi lęk, niepewność. Przed autyzmem ruchy antyszczepionkowe w bardzo podobny sposób oskarżały szczepionki za powodowanie śmierci łóżeczkowej niemowląt. Powód był ten sam – niejasna przyczyna, duży poziom generowanego lęku domagał się szybkiej jego redukcji. I takiego kozła ofiarnego zawsze uda się znaleźć. Gdybyśmy zaproponowali dokładne badania przesiewowe dzieci pod katem autyzmu – robione przed szczepieniami, gwarantuje, że ruchy te wynalazły by coś nowego, na przykład schizofrenię, albo ADHD.

Nasz Bocian: W porządku, nauka opiera się na dowodach i potwierdzeniach. Jednak jedna z forumowiczek napisała: „Wiem też jak się fabrykuje dowody w nauce i jak się przedstawia wyniki nieudanych analiz aby nagle stał się cud i wszystko grało”.
Inna dodaje: „Co do fałszowania wyników prac badawczych niestety zgodzę się. Nie jestem naukowcem, ale niejednokrotnie byłam blisko badań prowadzonych przez innych. (...) Leki, suplementy to ogromny rynek, ogromne pieniądze! A co za tym idzie zlecane badania. Na rzetelne badania brakuje kasy, a skoro firmy farmaceutyczne zlecają i za nie płacą to oczekują konkretnego wyniku...”.
To jak to jest naprawdę z tym fabrykowaniem dowodów? Czy tam, gdzie w grę wchodzą olbrzymie zyski, jest miejsce na realną społeczną lub naukową kontrolę?

Ewa Krawczyk: Szkoda zatem, że tego nie zgłosiła do władz uczelni, kierownictwa danej firmy, redakcji czasopisma naukowego i tym podobnych miejsc. Fałszowanie bowiem danych jest przestępstwem. Wiesz o czymś takim – poinformuj odpowiednie czynniki. A fałszowanie danych w nauce jest nie tylko przestępstwem, ale i skandalem, bo nauka opiera się na zaufaniu.
Odpowiem zatem tak – oczywiście, że zdarzają się ludzie nieuczciwi. Oczywiście, że mogą nawet zajść daleko. Ale w nauce jest tak, że w końcu się potkną. Ponieważ mają konkurentów i ci konkurenci będą chcieli powtórzyć ich opublikowane badania. Kiedy to się nie uda – zrobią aferę.
To wzajemne pilnowanie się jest całkiem niezłym sposobem na trzymanie naukowców za twarz.
Nawzajem, przez nich samych. Od tego nie ma ucieczki. Chcesz coś opublikować (a musisz, bo bez tego nie zrobisz dalszych badań), musisz liczyć się z tym, że kolega z sąsiedniego laboratorium tylko czyha na twój błąd i nie omieszka go ogłosić.

Andrzej Wojciech Nowak: W nauce rozwijane są od jej początku różne systemy sprawdzania, autokorekty, kontrolowania wyników. Właśnie ta autokrytyczność nauki bywa często wykorzystywana przez ruchy antyszczepionkowe, które twierdzą, że nauka nie może przedstawić czegoś jako w stu procentach bezpiecznego. Fałszowanie wyników może być powodowane, oprócz zwykłej nieuczciwości, także chęcią „odpowiedzi” na zewnętrzne zapotrzebowanie: wymogi sponsora, presję mediów czy nacisk opinii publicznej. Paradoksalnie rozniecając panikę wokół odkryć naukowych możemy tworzyć zapotrzebowanie na takich pseudonaukowców. No i warto też pamiętać, że to nie zawsze firmy farmaceutyczne pracują nad szczepionkami. Początkowe, wstępne, bardzo żmudne i długotrwałe badania prowadzone są często w państwowych, publicznych instytucjach naukowych czy akademickich. Dopiero później – kiedy już wiadomo, że szczepionka działa – testy, z różnych względów, przejmowane są przez firmę farmaceutyczną. Tak właśnie było ze szczepionką przeciw HPV.

Nasz Bocian: Czy zyski ze sprzedaży szczepionek nie są jednak tak wielkie, że fałszowanie badań korzystnych dla szczepionek zwyczajnie może się opłacić?

Ewa Krawczyk: Po pierwsze fabrykowanie danych nie jest łatwe i, jak mówiłam, w końcu wyjdzie na jaw. Jest prawdopodobnie łatwiejsze w firmach farmaceutycznych, które są w oczywisty sposób nastawione na zysk. Ale i te firmy muszą liczyć się z pieniędzmi. Po drugie zysk ze szczepionek jest ogólnie niewielki – na wiele chorób szczepi się tylko raz (albo kilka razy, ale jest to jeden cykl), wiele szczepionek jest tanich; znacznie lepsze z finansowego punktu widzenia byłoby zatem dla tych firm, żeby ludzie się nie szczepili, a chorowali. Leczenie pacjenta, włączając w to koszta pobytu w szpitalach, rekonwalescencji – o, to jest dopiero zysk. Nie wspominając już o tym, że jeśli firma taka z chciwości wprowadzi kiepski produkt na rynek, szybko się przekona, że koszta wycofania są przeogromne.

Andrzej Wojciech Nowak: Co ciekawe skojarzenie szczepień z interesem wielkich koncernów farmaceutycznych, pojawiło się w Polsce dopiero w ostatnich latach. Przed rokiem 1989 w Polsce mieliśmy do czynienia z państwowymi firmami farmaceutycznymi. Nie było rozwiniętego przemysłu reklamowego. Skojarzenie szczepień z pozytywnie pojmowanym bezpieczeństwem i zdrowiem publicznym było bardziej oczywiste. W historii mieliśmy przykłady kiedy aktywność społeczna, interesy pacjentów, badania publiczne i finansowanie badań były zbieżne mogliśmy zaobserwować choćby podczas kampanii March of Dimes w USA przed II wojną światową, czy w Burkina Faso w latach 80-tych. Wtedy zaufanie do państwa i nauki było silniejsze niż dziś. Za strach rodziców w chwili obecnie odpowiedzialna jest nie tyle nauka, co zmiany społeczne i polityczne: słabnięcie roli państwa, postępująca indywidualizacja i atomizacja. Zagrożenie związane ze szczepieniami jest mniejsze niż kiedyś, co powoduje, że panika antyszczepionkowa wynika z pozanaukowych przyczyn.

Szerzenie strachu, rozpowszechnianie niewiedzy również może się opłacić, od uzyskiwania korzyści symbolicznych, po polityczne,(działaczka znanego w Polsce stowarzyszenia antyszczepionkowego startowała w wyborach do Sejmu) po materialne. W literaturze znane jest określenie „rozsiewania strachem” („fearmongering”), gdzie rozniecanie plotek, szerzenie paniki jest mechanizmem osiągania jakiś celów.

Nasz Bocian: Nasi forumowicze pytają też o zasadność niektórych szczepień: „skoro mam syna, dlaczego ma być zaszczepiony przeciwko różyczce? To szczepionka istotna dla kobiet planujących dziecko, a nie dla kilkulatków!”.

Ewa Krawczyk: Dlatego, żeby chronić całą populację. Przypomnijmy w tym miejscu, że szczepienia mają dwa cele: ochronę osoby szczepionej przed daną chorobą, ale także ochronę całej populacji. Ma to szczególne znaczenie dla osób, które czasowo albo stale nie mogą poddać się szczepieniom. Innymi słowy, przy okazji szczepień dbamy nie tylko o czubek własnego nosa, ale także o chorych z obniżoną odpornością, malutkie dzieci, kobiety w ciąży – te grupy, które czasowo bądź stale nie podlegają szczepieniom.

Nasz Bocian: Jedną z chorób zakaźnych, która pojawia się szczególnie często w kontekście niepłodności, jest świnka. Dlaczego? Jakie jest prawdopodobieństwo powikłań poświnkowych?

Ewa Krawczyk: W tym kontekście emocje budzi czasem kwestia zapalenia jąder oraz przypuszczenie, że prowadzić ono może do późniejszej bezpłodności (a także do nowotworu jąder). Zapalenie jąder w przebiegu świnki rzadko występuje u chłopców przed okresem dojrzewania, ale dość często (20-30% przypadków) u starszych chłopców oraz mężczyzn. Na ogół przebiega z zapaleniem najądrzy, a objawia się nagłym bólem i opuchnięciem jąder, wysoką gorączką i wymiotami. Wiąże się często (nawet w połowie przypadków) z atrofią (zmniejszeniem objętości) jądra oraz ze zmianami w spermatogenezie – notuje się mniejszą liczbę wytwarzanych plemników i słabszą ich ruchliwość. Zmiany w spermatogenezie obserwowano nawet do trzech lat po przebyciu świnki. Jednakże bezpłodność poświnkowa jest rzadka. Częściej (13% przypadków) występuje stan przejściowej obniżonej płodności.

Nasz Bocian: Zaufanie rodziców do szczepień często podważają sami lekarze i brak szczegółowych informacji. Jedna z mam napisała na naszym forum „nikt mi nie powiedział, że szczepienia zaostrzają Atopowe Zapalenie Skóry”. Czy tak jest w istocie?

Ewa Krawczyk: Jeśli faktycznie szczepionki mogą powodować cokolwiek niepożądanego, lekarz powinien o tym poinformować. Brak jego profesjonalizmu nie mówi jednak niczego o samej szczepionce.
Andrzej Wojciech Nowak: Ponownie pojawia się problem mylenia różnych poziomów: nauki, służby zdrowia, działania instytucji. Nieuprzejmi, niedouczeni albo nieuczciwi lekarze to tylko element całego systemu. Badania nad szczepionkami, to, co się dzieje w laboratoriach jest poddane innym reżimom kontroli niż działania pojedynczych lekarzy. W przypadku pytania o atopowe zapalenie skóry, to raczej brak wiedzy biomedycznej, a nie sama biomedycyna jest problemem. Tu dotykamy kwestii systemowych.

Gdy czytałem raporty dotyczące rodziców i ich oceny medycyny rodzinnej i pediatrii, największym problem okazywały się nie kwestie ściśle medyczne ale raczej braki związane z otoczką społeczną, kulturową, przygotowaniem psychologicznym personelu medycznego.

Często brak czasu, empatii, wystarczającej ilości personelu pomocniczego był największym problemem (np. doradców laktacyjnych, wizyty domowe).
To powoduje poczucie wyobcowania zwiększa lęk. Szczepienia stają się kozłem ofiarnym, taką „sumą wszystkich strachów”, które przekierowują te wszystkie drobne niedogodności w jeden „wielki strach”.
W przypadku szczepień brakuje moim zdaniem, ogólnokrajowego programu informacyjnego, który by pomógł rodzicom, jeszcze przed urodzinami dziecka zmniejszyć poczucie „niepewności informacyjnej”.

Nasz Bocian: Innym oskarżeniem przeciwko biomedycynie jest brak rejestrowania Niepożądanych Odczynów Poszczepiennych, w skrócie NOPów. Czy skala NOPów faktycznie jest tuszowana i gdzie rodzic może je zgłosić?

Ewa Krawczyk: NOPy są oczywiście zgłaszane, a nie ukrywane. Zgłasza je jednak lekarz, nie rodzic. Mówi o tym rozporządzenie Ministra Zdrowia z dnia 21 grudnia 2010 r. w sprawie niepożądanych odczynów poszczepiennych oraz kryteriów ich rozpoznawania. Lekarz (lub felczer), który rozpoznaje niepożądany odczyn poszczepienny lub podejrzewa jego wystąpienie, wypełnia formularz zgłoszenia i przekazuje zgłoszenie państwowemu powiatowemu inspektorowi sanitarnemu właściwemu dla miejsca powzięcia podejrzenia wystąpienia odczynu poszczepiennego.
Naturalnie, niezwykle ważna jest tu rola rodziców/opiekunów dziecka, którzy informują lekarza o swoich podejrzeniach/wątpliwościach.

Andrzej Wojciech Nowak: Tu znów pojawia się kwestia upodmiotowienia pacjentów. Pacjenci powinny być uświadamiani, że mają prawo domagać się swych praw. Z drugiej strony reformy wymaga system kształcenia lekarzy, tak aby nie czuli oni, że domaganie się swych praw przez pacjentów jest atakiem na ich pozycje zawodową, autorytet. Niestety to związane jest także z szerszym otoczeniem kulturowym i społecznym, poziomem zaufania społecznego, kulturą prawną społeczeństwa, systemem edukacji medycznej.

Nasz Bocian: Jak skomentowalibyście taki pogląd: „matka ma być czujna, to jest jej obowiązek, ma być sceptyczna bo wtedy jest w stanie zadać pytanie lekarzowi, zebrać się na odwagę i podważyć jego zdanie kiedy jej serce krzyczy NIE. (...) gdyby każda z nas tak ślepo wierzyła lekarzowi to nie doczekała by dziecka. Więc na coś trzeba się zdecydować czy mamy ślepo ufać czy brać los w swoje ręce”. Czy w XXI wieku pacjent lub rodzic ma realne szanse, aby weryfikować wiedzę specjalistyczną?

Ewa Krawczyk: Nie ma takich szans. Musi zatem zaufać specjaliście.
Podobnie jak ufa specjaliście od budowy wind i wsiada z wózeczkiem z dzieckiem do takiej windy, i jedzie na 10 piętro, kiedy tylko taka winda da się ściągnąć. A nie liczy najpierw naciągi, pracę silnika, oblicza, czy liny się nie urwą.
Podobnie jest z wjazdem na most, używaniem gazu i prądu w domu oraz wszystkim innym – w dzisiejszym świecie musimy ufać specjalistom, bez tego nie damy sobie rady.
Oczywiście nikt tu nie przeczy, że zdarzają się niekompetentni specjaliści, w tym lekarze. Warto zachować zdrowy rozsądek, w razie wątpliwości poradzić się innego lekarza, względnie poszukać informacji – rzetelnych, na rzetelnych stronach prowadzonych przez instytucje naukowe na przykład - w internecie.

Andrzej Wojciech Nowak: Pacjenci mogą próbować włączać się w proces wiedzotwórczy. Tak się zdarzało w przeszłości, na przykład w przypadku epidemii AIDS. Powstają ruchy pacjentów oparte o wiedzę (evidence based patient movement), trzeba pamiętać jednak, że jest to proces trudny i dwuznaczny. Steven Epstein badał w jaki sposób aktywiści ze środowisk LGBT włączyli się w badania nad AIDS i starali się sami stać godnymi zaufania partnerami środowisk lekarskich. Wymagało to jednak poważnego zaangażowania sił, środków oraz silnej samokontroli. Ruchy pacjenckie mogą swymi pytaniami skierować uwagę badaczy na obszary dotychczas nie badane wystarczająco, zwrócić uwagę na aspekty pomijane (dobrym przykładem jest uwzględnianie głosów rodzących, które zmieniają podejście środowisk lekarskich np. do kwestii bólu). Trzeba pamiętać jednak, że takie próby upodmiotowienia pacjentów same podlegać powinny krytycznej ocenie. Może się zdarzyć, że pod pozorem oddolnego ruchu pacjentów mamy do czynienia z lobbingiem. W Polsce mieliśmy taki przypadek, opisany przez Paulinę Polak, jedno ze stowarzyszeń pacjentów pozornie walczyło o dostęp do zagranicznej, rzekomo lepszej insuliny. W rezultacie okazało się, że było ono wydmuszką reprezentującą interesy firmy farmaceutycznej. Czy oznacza to, że mamy gdy zaprzestać organizować się w stowarzyszeniach pacjenckich? Nic podobnego. Należy jednak pamiętać, że jeżeli jesteśmy krytyczni wobec biomedycyny, to zachowajmy przynajmniej ten sam stopień czujności w stosunku do naszych własnych ustaleń i twierdzeń.
Nasz Bocian: Dziękujemy za rozmowę.

Ewa Krawczyk - biolożka, dr nauk medycznych w zakresie biologii medycznej i specjalistka w dziedzinie mikrobiologii lekarskiej. Absolwentka Uniwersytetu Warszawskiego i Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.Członkini International Society for Infectious Diseases. Obecnie pracuje na Georgetown University w Waszyngtonie. Przedmiotem jej badań są procesy zachodzące w komórkach nowotworowych ssaków. Autorka popularnonaukowego bloga Sporothrix (http://sporothrix.wordpress.com).

Andrzej W. Nowak – doktor filozofii, adiunkt w Instytucie Filozofii UAM. Interesuje się
problematyką z zakresu ontologii społecznej, społecznych studiów nad nauką oraz
nieklasycznej socjologii wiedzy (szczególnie teorią aktora-sieci Bruna Latoura).
Popularyzator na gruncie polskim teorii nowoczesnego systemu-świata Immanuela
Wallersteina. Obecnie kieruje projektem badawczym dotyczącym relacji struktur wiedzy wobec kontrowersji naukowo-społecznych. Autor kilkudziesięciu artykułów naukowych,aktywny uczestnik życia naukowego, społecznego także w blogosferze.

 

Komentarze

  • avatar
    Alchemiczka

    31/01/2016 - 11:01

    Widzę że wywiad powstał jako pokłosie mojej dyskusji z Bloo 28.10.2015 na wątku "Tytuł: Re: Wszystkie dzieci nasze są-zapraszamy wszystkie mamy cz.35". Autor powyższego wywiadu użył bardzo zgrabnej formy stylistycznej : „Tymczasem nasi pacjenci podnoszą: .....". Jacy pacjenci? Czyżbym w cudowny sposób uległa rozmnożeniu ;) Przykro czytać taki wywiad, wiedząc jaka była jego geneza. Zainteresowanych nią zapraszam na stronę: http://www.nasz-bocian.pl/forum/viewtopic.php?f=49&t=91657&start=1860 oraz kilka stron wcześniej. Dla tych którzy lubią zagadki jest zabawa: znajdź 10 różnic pomiędzy moimi wpisami a pytaniami „pacjentek” zadanymi w wywiadzie. Ocenę pozostawiam Wam.