Dziś Walentynki. To święto, które przywędrowało do nas z Ameryki, w ostatnich latach robi ogromną karierę. Oglądałam rano wywiad z Januszem L. Wiśniewskim w „Pytaniu na śniadanie” i zgadzam się z jego zdaniem- pomijając całą komercyjną stronę Walentynek, jest to bardzo sympatyczne święto. Owszem, można się zżymać, że to kalka z zachodu, ale akurat w Walentynkach naprawdę nie widzę nic złego. Bardziej już drażni mnie zaśmiecanie naszego języka coraz to nowszymi zapożyczeniami z języka angielskiego.
Z. ma dziś niestety drugą zmianę, ale zdążyliśmy pójść do Sfinksa na wczesny obiadek, po drodze mąż kupił mi śliczną różę, a dalsza część Walentynek będzie wieczorem, po Jego powrocie :) Kupiliśmy sobie w prezencie piękny obraz do sypialni. Składa się z dwóch części, na jednej jest kobieta, na drugiej mężczyzna, oboje niekompletnie ubrani ;)
Przypomniało mi się, że jak byliśmy nastolatkami, nosiliśmy taki wisiorek, który składał się z dwóch części- ja pół serca i Z. pół serca :) W wieku dojrzalszym pora na obraz ;)