Życie biegnie tak szybko.... nic nowego nie napisałam, ale nie znajduję lepszego początku na usprawiedliwienie braku wcześniejszych wpisów i wylania wszystkich faktów w pigułce. A fakty są takie:
1. Mamy ostateczne wyniki Lenki - wszystkie są prawidłowe - mamy zdrowe, drobne dziecko, które powinniśmy trochę podtuczyć i będzie ok. Ostatnio nawet nie źle je więc temat uważamy za zamknięty.
2. W poniedziałek idę z Leosiem do szpitala - ma podejrzenie padaczki. Od ok. 2 miesiecy ma drgawki przy zasypianiu. Na początku nie odbierałąm tego, jako patologię - raczej jako urodę... niedojrzały układ nerwowy...... ale powiedziałam o tym pediatrze, ta skierowała do neurologa, a neurolog wysłał do szpitala w kierunku padaczki. Prawda jest taka, że istanieje wiele form napadów drgawkowych niepadaczkowych i na taką diagnozę liczymy - bardzo liczymy!!!!!
Nie czytam, nie szukam, nie pytam..... co ma być - to będzie. Kochamy Leosia nad życie - jak będzie miał padaczkę też go będziemy kochać i leczyć.
3. Przy okazji tej wizyty wyszło, ze Leoś ma niedorozwój lewej strony - wrrrrr...... wściekłam się bo kilka dni wcześniej zaciagnęłam zdrowe dzieci do pediatry, żeby poogladała bo dawno nie byliśmy, a wybierałą się na urlop. Potem okazało się, ze u nas w Polsce jest nadrozpoznawalność i wiele dzieci jest rehabilitowanych bez sensu - bo same te nierówności niwelują z czasem. Tyle, ze gdy w grę wchodzi wiecej objawów neurologicznych to nie ma he-he.... trzeba rehabilitować.
wnioski z punktu 2 i 3: idziemy do szpitala na tydzień - potem zobaczymy. Jedyny pozytyw jaki widze w pobycie w szpitalu to nadzieja, ze się wyśpię.... bez prania, prasowania, gotowania.
4. Zaczęliśmy wreszcie spotykać się z ludźmi, wychodzić na imprezy, zapraszać znajomych..... jestem zmeczona bo odbywa się to kosztem snu, ale wracam do życia i to mnie cieszy.
5. Ostatnio więcej czasu spędzam z Lenką. Ciesze się bo odbudowuję nasze relacje i nadrabiam stracony czas.
6. Mam wielką dupę, która wymknęła mi się spod kontroli. Zamiast tracić przybieram na wadze - masakra!!!! Nie potrafię się opanować przed żarciem i słodyczami. W sumie nie jem jakoś masakrycznie dużo, ale mało się ruszam. Jak wrócę ze szpitala to biorę się za siebie. Kupiłam sobie ostatnio kilka ciuszków ciut za ciasnych \\"bo schudnę przecież\\"..... a ja już sie w nie nie mieszczę - fuuuuuuuujjjjjjjjj......
7. Byliśmy z mężem u psychologa na terapii rodzinnej - stwierdziliśmy, ze mamy poważne kłopoty z komunikacją. Siedzieliśmy u psychologa 3h, ale dużo dowiedzieliśmy się o sobie. Zeszły tydzień był pierwszym od wielu tygodni, który był miły i bez jednego nawet spięcia. Oboje bardzo się staramy bo wiemy, że oboje mamy nad czym pracować. Jeszcze długa droga przed nami, ale stoimy na niej i to jest najważniejsze. Kontynuacja po szpitalu.
Po szpitalu..... teraz najważniejsza jest diagnoza - ciocie....... trzymajcie kciuki i módlcie się - prosi mama i Leoś.
1. Mamy ostateczne wyniki Lenki - wszystkie są prawidłowe - mamy zdrowe, drobne dziecko, które powinniśmy trochę podtuczyć i będzie ok. Ostatnio nawet nie źle je więc temat uważamy za zamknięty.
2. W poniedziałek idę z Leosiem do szpitala - ma podejrzenie padaczki. Od ok. 2 miesiecy ma drgawki przy zasypianiu. Na początku nie odbierałąm tego, jako patologię - raczej jako urodę... niedojrzały układ nerwowy...... ale powiedziałam o tym pediatrze, ta skierowała do neurologa, a neurolog wysłał do szpitala w kierunku padaczki. Prawda jest taka, że istanieje wiele form napadów drgawkowych niepadaczkowych i na taką diagnozę liczymy - bardzo liczymy!!!!!
Nie czytam, nie szukam, nie pytam..... co ma być - to będzie. Kochamy Leosia nad życie - jak będzie miał padaczkę też go będziemy kochać i leczyć.
3. Przy okazji tej wizyty wyszło, ze Leoś ma niedorozwój lewej strony - wrrrrr...... wściekłam się bo kilka dni wcześniej zaciagnęłam zdrowe dzieci do pediatry, żeby poogladała bo dawno nie byliśmy, a wybierałą się na urlop. Potem okazało się, ze u nas w Polsce jest nadrozpoznawalność i wiele dzieci jest rehabilitowanych bez sensu - bo same te nierówności niwelują z czasem. Tyle, ze gdy w grę wchodzi wiecej objawów neurologicznych to nie ma he-he.... trzeba rehabilitować.
wnioski z punktu 2 i 3: idziemy do szpitala na tydzień - potem zobaczymy. Jedyny pozytyw jaki widze w pobycie w szpitalu to nadzieja, ze się wyśpię.... bez prania, prasowania, gotowania.
4. Zaczęliśmy wreszcie spotykać się z ludźmi, wychodzić na imprezy, zapraszać znajomych..... jestem zmeczona bo odbywa się to kosztem snu, ale wracam do życia i to mnie cieszy.
5. Ostatnio więcej czasu spędzam z Lenką. Ciesze się bo odbudowuję nasze relacje i nadrabiam stracony czas.
6. Mam wielką dupę, która wymknęła mi się spod kontroli. Zamiast tracić przybieram na wadze - masakra!!!! Nie potrafię się opanować przed żarciem i słodyczami. W sumie nie jem jakoś masakrycznie dużo, ale mało się ruszam. Jak wrócę ze szpitala to biorę się za siebie. Kupiłam sobie ostatnio kilka ciuszków ciut za ciasnych \\"bo schudnę przecież\\"..... a ja już sie w nie nie mieszczę - fuuuuuuuujjjjjjjjj......
7. Byliśmy z mężem u psychologa na terapii rodzinnej - stwierdziliśmy, ze mamy poważne kłopoty z komunikacją. Siedzieliśmy u psychologa 3h, ale dużo dowiedzieliśmy się o sobie. Zeszły tydzień był pierwszym od wielu tygodni, który był miły i bez jednego nawet spięcia. Oboje bardzo się staramy bo wiemy, że oboje mamy nad czym pracować. Jeszcze długa droga przed nami, ale stoimy na niej i to jest najważniejsze. Kontynuacja po szpitalu.
Po szpitalu..... teraz najważniejsza jest diagnoza - ciocie....... trzymajcie kciuki i módlcie się - prosi mama i Leoś.