Autor:

natii2002

Data publikacji:

22.09.2011

zaloguj się, żeby móc oceniać artykuły

trochę o porodzie

Kochane ciocie znalazłam chwilkę aby podzielić się z wami moimi wspomnieniami i radością jaka ze mnie emanuje, ponieważ wreszcie jestem mamą. Po ciężkich staraniach i miesiącach walki mój szkrab śpi koło mnie. Pamiętajcie nie możemy się nigdy poddawać, bo nie wiadomo co dla nas los szykuje. A teraz parę wspomnień z przyjemnego wyjścia Karola :-) A wiec nic nie zapowiadało, że 11.09.2011 dostanę jakiś bóli, wstałam w niedzielę jak zawsze gdzieś o 10 M. pojechał do pracy na 12 godzin a ja na obiad do rodziców, M. po zakończonej pracy po mnie przyjechał, o godz. 19 miałam ostatnią w ciąży zachciankę, zachciało mi się wędzonego łososia. A więc z M. poszliśmy do Tesko na spacer, M. zapytał mnie jak się czuję, bo miał ochotę na piwko, a ja do niego mówię, że nic się nie dzieje. A jeszcze jak odjeżdżałam od rodziców to umawiałam się, że w poniedziałek przychodzę na noc, bo M. miał iść na nockę. ( no i nie pojechałam do rodziców oni przyjechali obejrzeć wnuka). Wróciliśmy do domu, zjadłam łososia i się umyłam. Oglądaliśmy tv i M. zmęczony po służbie układał się do snu, a mnie zaczął boleć brzuch jak na okres, ale już tak miałam więc myślałam, że znowu to przepowiadające bóle. M. zasnął a ja patrzyłam w tv i się zastanawiałam się czy te bóle się rozwiną. Ok 23.30 poszłam do wc i zaczęły się skurcze. M. się obudził, bo zauważył, że się kręcę po domu więc ja do niego mówię, że nie ma się tak rozsypać, bo coś się zaczyna dziać i chyba będziemy jechać. wytrzymałam do 2 i poszłam pod prysznic ( pamiętałam słowa położnej ze szkoły rodzenia która kazała czekać w domu 3 godziny jak wody nie odeszły) Obudziłam M. wypiliśmy kawę i zapakowaliśmy się do końca. Jak wychodziłam z domu miałam skurcze co 10 min. jadąc do szpitala już co 8 min. Jak dojechaliśmy doszłam do wniosku, że jak nie będę miała rozwarcia to wracam do domu, M. się jeszcze prześpi a ja poskaczę na piłce i może coś więcej się zacznie dziać i wrócę do szpitala po 3 godzinach. Ale po badaniu położnej okazało się że miałam rozwarcie na 3 cm. zostałam zbadana przez lekarza i pojechaliśmy na salę porodową. M.mnie we wszystkim wspierał, chodził ze mną 2 godziny na korytarzu i wtedy skurcze były co 3 minuty, położna, która się mną zajmowała dała mi jakieś czopki na skrócenie szyjki i wtedy zatrzymała mi się akcja porodowa i skurcze były co 6 minut. Byłam strasznie zła, bo musiałam czekać do obchodu aby był mój lekarz. M. w tym czasie zdrzemnął się 2 godzinki, bo nic się nie działo a ja skakałam na piłce tzw. "fasolce", kurcze ktoś kto ją wymyślił powinien dostać nagrodę nobla. Dla mnie była w czasie skurczów zbawienna. Bóle nie były, aż takie mocne więc dawałam radę ( zawsze miałam bolesne miesiączki więc nie robiły na nie większego wrażenia). Po wizycie przyszła położna i wymasowała mi szyjkę miałam wtedy rozwarcie na 4 cm. i zaczęło wszystko postępować o godzinie 11 miałam już 7 cm. i wtedy przebito mi pęcherz płodowy no i się zaczęło. Dostała bóli krzyżowych ( tych, których się bardzo bałam) M. był bardzo kochany bez niego chyba bym nie dała rady, w czasie skurczy masował mi plecy a ja nie schodziłam z piłki. Przez 2 godziny skurcze były do wytrzymania, ale potem zaczęły mnie wkurzać, M. zaczął się denerwować, że nic mi nie robią. Zawołał Panią doktor, która mnie pocieszyła, że pierworódka rodzi najczęściej 18 godzin a ja miałam za sobą już 12, jak pomyślałam, że jeszcze 6 to się załamałam. Powiedziałam M., że ma zadzwonić do mojego lekarza i że mają mi dać kroplówkę. Ale doktor powiedział, że jak dadzą to M. nie będzie mógł być przy porodzie, bo będzie to już poród inwazyjny, ale M.powiedział, że i tak był przy mnie i może zrezygnować z dalszej części aby tylko mi pomogli. Doktor powiedział, że zadzwoni na porodówkę i powie, że mają mi pomóc. W tym czasie zaczęły się skurcze parte, przyszła położna i powiedziała, że mam rozwarcie na 8 cm i nie mogę przeć, bo rozwalę sobie szyjkę macicy. Latwo jej mówić. W tym przyszła położna do której zadzwonił Pan Doktor, położyła mi lewą nogę na piersi i powiedziała, że będziemy rodzić, bo rozwarcie jest. M. trzymał mnie za rękę a ja parłam po kilku parciach położna powiedziała, że widać główkę a M. zajrzał sobie i mówi, że widać czarny berecik. Jeszcze raz parłam i mały był na świecie. O 14.35. dostał 10 punktów jest zdrowiutki, ma śliczne czarne włoski,ciemne chabrowe oczki mój nosek i bardzo długie rzęsy po tatusi. Powiem wam, że jak sobie przypominam te chwile to ryczę jak bober, M. jak mały wyszedł popłakał się a ja z nim bo wiedziałam jak bardzo pragnęliśmy tego dziecka i jak długo czekaliśmy i jaką długą drogę musieliśmy przejść. Ja czuję się dobrze, malutki dużo śpi i je zgubiłam już 10 kg ciążowych. W nocy co prawda śpię po 5,6 godzin ale daję radę, jak popatrzę na naszego tygryska tak M. na niego mówi. Dziewczyny nie poddawajcie się zawsze jest jakieś wyjście ja też miałam chwile załamania a ciąża przebiegała książkowo i poród też, na każdą z nas przyjdzie czas. Każda zostanie mamą ja w to wierzę.:-)

Komentarze

  • avatar
    sina

    23/09/2011 - 10:09

    No to poryczałam się i ja! Uwielbiam takie wpisy! Jeszcze raz wszystkiego najlepszego i wielkie gratulacje Mamusiu :)

    Mama 5 Aniołków
    Mama Dziedzica urodzonego 19 stycznia 2010 ;)
    Mama Spadkobierczyni urodzonej 7 stycznia 2015 ;)
    https://dziedzicispolka.wordpress.com/

  • zwierzyna83

    25/09/2011 - 13:09

    Gratulacje dla szczęśliwej Rodzinki w komplecie!!!