Autor:

drinidrutahispothaphewunuclochicloshisehobeshithocluthibrudr

Data publikacji:

01.05.2012

zaloguj się, żeby móc oceniać artykuły

Dlaczego adopcji mówię: nie! ??

Dlaczego adopcji mówię: nie ? Mój mąż coraz częściej wspomina o adopcji, o rozpoczęciu chociażby procedury adopcyjnej, która przecież też wymaga czasu, a nie zobowiązuje do niczego konkretnego. Pamiętam jak kilka lat temu, jeszcze zanim zaczęliśmy starać się o dziecko, to ja byłam przychylnie nastawiona do adopcji. Naprawdę chciałam adoptować dziecko. Wydawało mi się egoizmem powoływanie na świat własnego dziecka, kiedy jest tyle dzieci, które potrzebują miłości i ciepła, które jestem gotowa dawać każdego dnia, bezwarunkowo…tak po prostu, z potrzeby serca… Jednak kilka lat temu, mój M nie był gotowy, myslę nie tyle do adopcji, co do rodzicielstwa w ogóle. Więc odpuściłam, zajęliśmy się budową domu, rozwijaniem ja swojej, a mąż swojej firmy… I tak to pewnego dnia, poczułam w sobie tak niesamowicie silny instynkt macierzyński, że czułam całą sobą, jak wreszcie, po tylu latach jestem gotowa, aby zostać Mamą. Myślę, że moje stosunkowo późne dojrzewanie, jako nastolatka, przesunęło w czasie również naturalne pobudzenie mojego instynktu macierzyńskiego i dojrzałości do macierzyństwa. Zauważałam, jak mój M, w miarę mijania kolejnych miesięcy naszego bezowocnego starania się, coraz bardziej i bardziej sam dojrzewał do roli taty. M przez długi czas nosił w sobie traumę z dzieciństwa, kiedy to będąc 10-cio letnim chłopcem, w jego i tak już licznej rodzinie, przyszły na świat jeszcze niespodziewanie bliźniaki, które były zaskoczeniem dla wszystkich, łącznie z jego mamą, która do dnia porodu, nie miała pojęcia, że urodzi dwie dziewczynki. Mój M do dzisiaj pamięta nieprzespane noce, karmienie butelką najpierw jednej małej, i zaraz potem drugiej. Koledzy grali w piłkę, ale on i starszy brat musieli prać ręcznie całe stosy pieluch, następnie składać je widealną kosteczkę. Mój M, mały chłopiec, który za szybko wszedł w rolę dorosłego, opiekującego się niemowlakami. Ile razy stał pod ścianą przemęczony, ledwo na nogach, mając na prawej ręce jedną, a na lewej ręce drugą siostrzyczkę, kołysząc je, aby wreszcie zasnęły…. Rozumiem jego późną decyzję o posiadaniu własnego dziecka…. Ruzumiem jego gotowość do roli prawdziwego taty. Że wie, że sobie poradzi, bo dał radę jeszcze jako mały chłopiec. Rozumiem, jego gotowość do adopcji… Nie rozumiem tylko mojej niechęci do adopcji. Do tej pory intuicja nigdy mnie nie zawiodła….Zawsze czułam co dla mnie dobre, szłam w tym kierunku i po czasie zawsze mogłam stwierdzić, że jednak intuicja mnie nie zawiodła, że podejmowałam właściwe decyzje….Nawet jeśli najbliżsi radzili mi inaczej. Czuję, i z całej siły wierzę, że jest mi dane zajście w ciążę i urodzenie dziecka. Że to tylko kwestia czasu, kiedy to się stanie. Zakończyliśmy już etap poszukiwania przyczyny mojej/naszej niepłodności. Nie ma jej. Na drodze poszukiwania czasem okazywało się, że następowały u mnie jakieś chwilowe zaburzenia hormonalne związane ze stresem, albo po podaniu leku stymulującego lub tak na wszelki wypadek dla podtrzymania ciąży, organizm zawsze się buntował i zamiast polepszać, to okazywało się, że szkodził. Problem z tarczycą, w porę zdiagnozowany, tak naprawdę, nie wyrządza już żadnej szkody….. Dzięki temu, że uzupełniam braki hormonu tarczycy, uspokoiłam się, wyciszyłam, czuję naprawdę dobrze. Problemy z oczami też zniknęły. Nie wiem, czy to rzeczywiście bioenergoterapeuta mi pomógł, czy może na starość organizm przestawił się na jakiś inny zdrowszy tryb. W zeszłym tygodniu odebrałam wyniki badań krwi (pełna morfologia) i moczu. Zrobiłam sobie badania, jak co roku. Profilaktycznie. Jeszcze nigdy w życiu nie miałam tak rewelacyjnych wyników! Wszystko w normie! Dokładnie wszystko prawidłowe! Nawet nie mam anemii, która od dziecka była częścią mnie! Jestem okazem zdrowia. Mój M również. Owulację mam prawidłową. Nikt nie potrafi mi odpowiedzieć na pytanie, dlaczego nie zachodzę w ciążę. Przestałam więc pytać i drążyć temat. Wcześniej mogłam winić za to stres, jakąś blokadę psychiczną. Od roku stres jest poza mną. Ale od kilku miesięcy wraca ciągle słowo „adopcja”. Im bardziej mąż jest za adopcją, tym częściej śni mi się pozytywny test ciążowy, jak coraz bardziej swobodnie biorę na ręce swoje dopiero co narodzone dziecko. Już nie boję się tej małej istotki wziąć na ręce. Już wiem, że dam radę, bo czuję, że jestem gotowa. Nigdy nie miałam takich snów. Może to moja podświadomość robi porządek wyrzucając moje własne lęki z przeszłości i zastępuje je pozytywnymi wzorcami? Nie wiem. Ale wiem, że źle reaguję na zestawienie pt.: ja i adopcja. Próbuję przeglądać fora internetowe na ten temat, ale po chwili ten temat zaczyna mnie drażnić, czuję się nieswojo, więc przestaję. Kilka miesięcy temu skontaktowałam się z wybranym ośrodkiem, w celu umówienia się na spotkanie. Akurat nie było na miejscu osoby, z którą mogłam porozmawiać, poproszono mnie o tel. później lub następnego dnia…. Od tamtego dnia minęło już kilka miesięcy. Ostatnio pojechaliśmy z M na spotkanie z rodzicami adopcyjnymi. Są rodzicami adopcyjnymi od 9-ciu lat. Mają wspaniałą córkę. Spodobało mi się, kiedy mama dziewczynki powiedziała, jak czasem sobie myśli, że może gdyby ich córeczka nie była adoptowana, nie byłaby taka fajna. Pomagają przyszłym rodzicom adopcyjnym. Miałam nadzieję, że rozmowa z nimi może jakoś pozwoli mi zmienić moje negatywne nastawienie do adopcji. Przecież mój M jest za, moja mama jest za, moja przyjaciółka jest za, kilka innych osób namawia mnie do tego. Tylko że mnie nigdy nikt nie był w stanie namówić do czegokolwiek, jeśli najpierw ja sama nie czułam, że to właściwa droga. Ja po prostu gdzieś głęboko w środku czuję, że mam zaczekać jeszcze trochę na swoje biologiczne dziecko. I że warto jeszcze trochę na nie poczekać… A może po prostu mój instynkt macierzyński, pragnienie ciąży i urodzenie dziecka jest na razie na tym etapie nie do zagłuszenia? Myślę, że gdybym wiedziała, że nie mogę mieć dzieci, to może adopcja byłaby dla mnie przyjazna? Znajomi adoptowali trójkę. Inni znajomi 9 miesięcy temu zakończyli wszystkie procedury, ukończyli kurs i czekają teraz na swoje szczęście. Ja czekana swoje. Tylko czasem, kiedy się spotykamy, mówię im, że zazdroszczę im tego, że przeskoczyli do przodu coś, czego ja nie potrafię. Ja póki co , stoję w miejscu. Jak ruszyć do przodu? Jak przekonać samą siebie?? Czy ktoś mi może coś doradzić?? Jak nie czuć się gorszą, ponieważ nie chcę adoptować?? Przeczytałam „Wieżę z klocków” K. Kotowskiej. Dlaczego ja nie potrafię? Nie brakuje mi kontaktu z dziećmi, ponieważ pracuję z nimi codziennie. Uwielbiam niektóre dzieciaki jak swoje. Jednak tak bardzo tęsknię za tą małą istotką, częścią mojego M i mnie samej…. Tak bardzo chciałabym wiedzieć, jaką rolę mam do spełnienia….

Komentarze

  • _lena

    01/05/2012 - 20:05

    Najwazniejsze, to nie robic nic przeciwko sobie. Pozdrawiam!
    _lena
    Starania od styczeń 2010
    HSG ok
    Laparoskopowa resekcja jajników
    7 IUI: nieudane:(
    ***
    Nasz CUD jest już z nami:)
  • nela81

    01/05/2012 - 21:05

    po pierwsze dlatego, że u nas również nie znaleziono pryzczyny braku ciąży, oboje jesteśmy zdrowi, wszystko z nami w porządku ale efektu brak od 5 lat. Zawsze byłam za adopcją to mąż musiał dorastać do tej decyzji, kiedy w końcu on stwierdził, że to Nasza droga, złożyliśmy dokumenty do oa (czekamy na kurs) to ja mam wątpliwości. Coraz częściej mam takie myśli, że może zbyt szybko odpuściłam starania o biologiczne dziecko. Boje się iść dalej ale boje się też cofnąć... Myślę jednak, że nie powinnaś robić nic na siłę.. Musisz to sobie wszystko poukładać w głowie na chłodno, nie pod wpływem emocji, presji czy bez przekonania. Jakbyś chciała pogadać służę pomocą. Pozdrawiam
  • izabelach1

    02/05/2012 - 14:05

    wiem ze to nie jest latwa decyzja moj maz zdecydowal sie na adopcje po 10 latach ja bylam przekonana po 2 latach wczoraj ogladalam uwage i pokazali 2 rodziny co adoptowaly i nie byly przygotowane dobrze do tego , odali te dzieci do domu dziecka jedna z dziewczynek prosila wszystkich ze jezeli nie jestescie gotwi na adopcje nie robcie tego bo krzywdzicie dzieci natomiast pewien pan co przygotowuje ludzi do adopcji organizuje kursy twierdzi ze jezeli pary przechodza przez ten kurs i sa dobrze przygotowani daja rade wiadomo ze sa problemy ale nie oddaja dzieci przy pierwszej napotkanej przeszkodzie na bocianie jest wiele dziewczyn co adoptowaly ale nigdy by tych dzieci nie oddaly sa szczesliwe ale to ty musisz sama zdecydowac czy jestes gotowa czy naprawde tego chcesz powodzenia
    dlugie staranie -13 lat
    Novum 2007-2008
    2009-blizniaki Kevin i Chris
  • suerto

    02/05/2012 - 23:05

    wiem, że bywa też i tak, że rodzice adopcyjni mają do końca wątpliwości... mnóstwo pytań do samych siebie w ciągu całego etapu przygotowania, a nawet oczekiwania na dziecko..to chyba dobrze... im więcej pytań, tym więcej przemyśleń. bywa też i tak, że miłość do dziecka przychodzi potem, po kilku miesiącach..bywa tak zarówno u matki adopcyjnej, jak i u biologicznej, której dziecko było tak samo chciane i wyczekiwane...wtedy nie sposób już wyobrazić sobie, że tego dziecka miałoby nie być... myślę, że to pytanie, które sobie zadajesz, że "może za szybko odpuściłaś starania o biologiczne dziecko" jest pytaniem, które jeszcze wiele razy będzie powracało. czas pokaże, czy za szybko, czy też może w samą porę. bo wszystko ma swój czas... życzę Ci odwagi, by iść dalej... ja póki co stoję na rozdrożu. zwyczajnie nie wiem, którą drogę wybrać... poprosiłam mojego M, żebyśmy na jakiś czas nie poruszali tematu adopcji.. jestem mu wdzięczna, że powiedział, podobnie jak Ty, że nie powinnam robić niczego na siłę...
  • suerto

    02/05/2012 - 23:05

    bardzo dziękuję za odpowiedź...
  • avatar
    hagaa

    04/05/2012 - 19:05

    Hej Suerto! Podobno trzeba isc za glosem serca i jesli intuicja Cie nie zawodzi, to moze po prostu potrzebujesz troche czasu i Twe marzenie samo sie spelni. Zycze Ci szybkiego zajscia w ciaze! Podobno czas leczy rany ale tez pomaga dojrzec do pewnych decyzji, niekiedy po prostu sam rozwiazuje nurtujace nas pytania...Powodzenia!
  • Venona

    05/05/2012 - 21:05

    i nic wbrew sobie. Pozwól dojrzeć decyzji. Szczęśliwym można być na wiele sposobów, nawet bez dzieci. Przez cały okres oczekiwania na dziecko powtarzałam "jesteśmy i będziemy szczęśliwi również, jeśli nie pojawi się ono w naszym życiu". Mimo to złożyliśmy papiery w OA, mimo to podeszliśmy do in vitro. Po prostu czułam, że to właściwa droga.
  • avatar
    Agatka

    07/05/2012 - 09:05

    widocznie stanęłaś na STOPie i musisz zaczekać. Najgorzej to ruszyć pod prąd i zniszczyć życie swoje i dzieci, które już i tak nie miały łatwo... Posłuchaj swojej intuicji. Taki STOP ma poważny sens, nawet jeśli nam się teraz wydaje, że marnujemy czas, że trzeba szybko, bo tyle dzieci czeka i cierpi. Kiedy będzie czas ruszyć do przodu na pewno będziesz wiedziała w którą stronę włączyć kierunkowskaz. Wszelkie prowadzenie, którego potrzebujesz, jest w Tobie. Spokoju :-)

    http://www.suwaczki.com/tickers/zpdoxqpk5iifc0l8.png
    http://agatkaboj.blogspot.com/
  • suerto

    09/05/2012 - 22:05

    bardzo dziękuję za wszystkie odpowiedzi/spostrzeżenia/rady... powoli wraca mój wewnętrzny spokój zburzony poważnym rozważaniem adopcji... wiem, że teraz nie... jeszcze nie... STOP. ZACZEKAJ. ZOSTAW. te słowa działają jak balsam, uspokajają i powodują, że czuję, że na ten czas tak jest właściwie. Naprawdę bardzo dziękuję za wszystkie tak dla mnie ważne odpowiedzi. pozdrawiam serdecznie
  • avatar
    novika1911

    25/05/2012 - 22:05

    Kiedy parę dni temu powiedziałam sobie dość - dość starań, nerwów, łez, pomyślałam o adopcji. Poszperałam trochę na Bocianie, poczytałam opinie na temat ośrodków i myślę, że znalazłam taki, w którym moglibyśmy przejść kurs przygotowawczy. Ale nie wiem czy jestem na to gotowa. Nie wiem czy jest się kiedykolwiek gotowym w pełni na adopcję. Zawsze są chyba obawy, mnóstwo pytań i wątpliwości. Też wolałabym poczekać na swój cud. W głębi duszy czuję, że w końcu mi się uda. Ale dni, miesiące, lata uciekają, a cudu jak nie było tak nie ma. I chyba marne szanse, by się pojawił.. Jak długo jeszcze? Boję się, że kiedy się w końcu przebudzę, to na adopcję może być już za późno. www.czas-na-cud.blogspot.com -------- 8 lat starań.. 4 nieudane IUI 2 nieudane ICSI brak konkretnej przyczyny
    novika1911