od moich ostatnich wpisów trochę czasu minęło... w międzyczasie dużo się wydarzyło! dużo pozytywnych rzeczy. Między innymi to, że przypadkiem nie wylogowałam się z bociana na komputerze u teściów i moje ostatnie wpisy (tylko dla przyjaciół!) przeczytała szwagierka i teściowa dowiedziała się \\"z pierwszej ręki\\" co się u mnie święci. Ku mojemu szczeremu zdziwieniu bardzo się mną przejęła, stanęła murem za mną i to, że mąż zrozumiał całą sytuację to w większości Jej zasługa. Zaliczyłam lekarza (do dzisiaj nawet dwukrotnie), biorę tabletki drugi miesiąc. Do końca lipca po jednej dziennie, potem po pół i w sierpniu koniec.
W dzień rozmowy z psycholożką dowiedziałam się o warsztatach dla rodziców i tegoż dnia zaliczyłam pierwsze swoje zajęcia w Szkole Dla Rodziców. Fantastyczna sprawa! Spóźniłam się o tydzień ale ponoć na pierwszym spotkaniu nie było nic nadzwyczajnego. Byłam na 9 spotkaniach i 1.lipca zakończyłam kurs. Wśród uczestników byłam mamą najmłodszych maluchów ale wszystko co było na warsztatach wykorzystałam wobec nich i wszystko działa. Nie mogę do dziś uwierzyć ze spotkała mnie taka przyjemność i na dodatek za darmo. Takie wydarzenie w nasze pipidówie! Warsztaty były prowadzone przez panią psycholog i pracownika socjalnego. Uczestników było malutko bo zaproszenie było kierowane przede wszystkim do rodzin patologicznych a te rzadko się interesują pomocą sobie czy swoim dzieciom, więc przyszli ci, którzy dowiedzieli się jakby przypadkiem. W kameralnym więc gronie uczyliśmy się jak stawiać dzieciom granice, jak nazywać ich uczucia, jak zachęcać, wspierać i chwalić, jak dawać dzieciom prawo do wyrażania uczuć i jak nimi kierować. Po każdym spotkaniu byłam coraz bardziej \\"wyluzowana\\" a moje maluchy coraz bardziej posłuszne i spokojne. Mogłabym napisać całą ksiażkę o jaskrawych przykładach jak jedno krótkie zdanie może zmienic niewłaściwe zachowanie dziecka! co spektakularniejsze przykłady spisałam, zrobię z tego osobny wpis.
Tabletki też zrobiły swoje. Nie usypiają, nie otępiają, raczej dystansują. Wręcz mam wrażenie że mam jakiś jaśniejszy umysł teraz bo nie zapominam co gdzie kładę i lepiej sobie wszystko organizuję .Boję się tylko żeby po odstawieniu nie wrócił stan z maja...
Wszystko się zebrało do kupy na to, że jest lepiej. I wsparcie, zrozumienie najbliższych (moim Rodzicom też się przyznałam co się ze mną dzieje), i warsztaty, i leki. Na pewno jeszcze i to, że w czerwcu (to miesiac cudów w moim życiu) spełniło się moje marzenie o podróży samolotem - całą rodziną bylismy w Turcji na tygodniowych wakacjach! To była szybka i spontaniczna decyzja bo wakacje \\"last minute\\", było pełno obaw co do tak dalekiej podróży z maluchami, stanu zdrowia Arturka na miejscu (mój synek ma tendencje do biegunek) i naszego \\"odpoczynku\\" z dzieciakami, ale wszystkie obawy był na nic. Zmęczyliśmy się podróżą w tamtą stronę, fakt. Ale na miejscu było bajecznie! Dzieciaki tryskały zdrowiem, jadły wszystko, nic nikomu nie szkodziło, nie wychodziły z basenu, \\"kąpały się\\" w piachu na plaży (bo morza się bały), bardziej pilnowały nas niż my ich! spały na leżakach a my pływaliśmy w morzu mając je cały czas na oku bo plaża prywatna tylko dla gosci hotelowych więc prawie pusta i cichutka. To, jak tam odpoczęliśmy, czego zażyliśmy mimo tego że były z nami takie małe dzieci, przeszło nasze najśmielsze oczekiwania! byliśmy nastawieni na trudności, ale chcieliśmy mieć miłe wspomnienia. Trudności były, owszem, nie dało się ich uniknąć, ale wspomnienia są takie przecudne że dzisiaj już żadne z nas nie pamięta jakichś tam drobnych problemów. Oczywiście przez cały pobyt tam brałam posłusznie moje tabletki choć byłam w takim stanie ze wydawało mi się że ich nie potrzebuję.
Patrzę teraz na siebie i zastanawiam się jak to możliwe żeby człowiek tak bardzo się zmienił w tak krótkim czasie. Bo minął tylko miesiąc przecież a ja z czarnego przeszłam w białe. I boję się że to za szybko i znów jakaś pułapka złego. Bo teraz znów jest tak dobrze. Znów dawna radość z przebywania z dziećmi. Znów wystarcza tylko ich słodkie towarzystwo (mąż już w pracy po urlopie). Znów szczęście rano, wspólne śniadanie, spacerki, zabawy. Żadnych krzyków, klapsów, awantur. Kłótni między nimi nie brakuje, histerycznych reakcji na brak czegoś tam też nie, ale ja, zdystansowana, dająca im prawo do wrzasków (szczególnie Artusiowi który mówi malutko, ale rozumie wszystko i wiele chce przekazać ale mu nie wychodzi), \\"wyedukowana\\" na warsztatach, o wiele łatwiej daję sobie z tym radę i takie sytuacje rozmywają się po krótkim czasie i wraca spokój. Spokój który wpływa nie tylko na mnie ale też na dzieciaki. Arturek zawsze był przylepką ale to, że Gabi się do mnie tuli w różych momentach dnia, to niezwykłe i takie dla mnie miłe! Takbym chciała żeby ten stan nie minął nigdy........
zapomniałabym - listę zmian na lepsze uzupełnia wykończony pokój dla Arturka gdzie sam śpi i to, ze Gabi wreszcie skończyła z pieluchami w nocy!! na dodatek oboje samodzielnie zjadają wszystkie posiłki a Arturek który do niedawna pił tylko z kubka-niekapka, pije teraz z \\"dorosłej\\" szklanki i nie wyleje ani kropli herbatki. na dodatek wszyscy jesteśmy zdrowi i wreszcie przyszło lato. jest fajnie........ naprawdę fajnie.
dziękuję że jesteście ze mną w złych i dobrych chwilach. Byłam z Wami cały czas, czytałam, choć nie odzywałam się.
W dzień rozmowy z psycholożką dowiedziałam się o warsztatach dla rodziców i tegoż dnia zaliczyłam pierwsze swoje zajęcia w Szkole Dla Rodziców. Fantastyczna sprawa! Spóźniłam się o tydzień ale ponoć na pierwszym spotkaniu nie było nic nadzwyczajnego. Byłam na 9 spotkaniach i 1.lipca zakończyłam kurs. Wśród uczestników byłam mamą najmłodszych maluchów ale wszystko co było na warsztatach wykorzystałam wobec nich i wszystko działa. Nie mogę do dziś uwierzyć ze spotkała mnie taka przyjemność i na dodatek za darmo. Takie wydarzenie w nasze pipidówie! Warsztaty były prowadzone przez panią psycholog i pracownika socjalnego. Uczestników było malutko bo zaproszenie było kierowane przede wszystkim do rodzin patologicznych a te rzadko się interesują pomocą sobie czy swoim dzieciom, więc przyszli ci, którzy dowiedzieli się jakby przypadkiem. W kameralnym więc gronie uczyliśmy się jak stawiać dzieciom granice, jak nazywać ich uczucia, jak zachęcać, wspierać i chwalić, jak dawać dzieciom prawo do wyrażania uczuć i jak nimi kierować. Po każdym spotkaniu byłam coraz bardziej \\"wyluzowana\\" a moje maluchy coraz bardziej posłuszne i spokojne. Mogłabym napisać całą ksiażkę o jaskrawych przykładach jak jedno krótkie zdanie może zmienic niewłaściwe zachowanie dziecka! co spektakularniejsze przykłady spisałam, zrobię z tego osobny wpis.
Tabletki też zrobiły swoje. Nie usypiają, nie otępiają, raczej dystansują. Wręcz mam wrażenie że mam jakiś jaśniejszy umysł teraz bo nie zapominam co gdzie kładę i lepiej sobie wszystko organizuję .Boję się tylko żeby po odstawieniu nie wrócił stan z maja...
Wszystko się zebrało do kupy na to, że jest lepiej. I wsparcie, zrozumienie najbliższych (moim Rodzicom też się przyznałam co się ze mną dzieje), i warsztaty, i leki. Na pewno jeszcze i to, że w czerwcu (to miesiac cudów w moim życiu) spełniło się moje marzenie o podróży samolotem - całą rodziną bylismy w Turcji na tygodniowych wakacjach! To była szybka i spontaniczna decyzja bo wakacje \\"last minute\\", było pełno obaw co do tak dalekiej podróży z maluchami, stanu zdrowia Arturka na miejscu (mój synek ma tendencje do biegunek) i naszego \\"odpoczynku\\" z dzieciakami, ale wszystkie obawy był na nic. Zmęczyliśmy się podróżą w tamtą stronę, fakt. Ale na miejscu było bajecznie! Dzieciaki tryskały zdrowiem, jadły wszystko, nic nikomu nie szkodziło, nie wychodziły z basenu, \\"kąpały się\\" w piachu na plaży (bo morza się bały), bardziej pilnowały nas niż my ich! spały na leżakach a my pływaliśmy w morzu mając je cały czas na oku bo plaża prywatna tylko dla gosci hotelowych więc prawie pusta i cichutka. To, jak tam odpoczęliśmy, czego zażyliśmy mimo tego że były z nami takie małe dzieci, przeszło nasze najśmielsze oczekiwania! byliśmy nastawieni na trudności, ale chcieliśmy mieć miłe wspomnienia. Trudności były, owszem, nie dało się ich uniknąć, ale wspomnienia są takie przecudne że dzisiaj już żadne z nas nie pamięta jakichś tam drobnych problemów. Oczywiście przez cały pobyt tam brałam posłusznie moje tabletki choć byłam w takim stanie ze wydawało mi się że ich nie potrzebuję.
Patrzę teraz na siebie i zastanawiam się jak to możliwe żeby człowiek tak bardzo się zmienił w tak krótkim czasie. Bo minął tylko miesiąc przecież a ja z czarnego przeszłam w białe. I boję się że to za szybko i znów jakaś pułapka złego. Bo teraz znów jest tak dobrze. Znów dawna radość z przebywania z dziećmi. Znów wystarcza tylko ich słodkie towarzystwo (mąż już w pracy po urlopie). Znów szczęście rano, wspólne śniadanie, spacerki, zabawy. Żadnych krzyków, klapsów, awantur. Kłótni między nimi nie brakuje, histerycznych reakcji na brak czegoś tam też nie, ale ja, zdystansowana, dająca im prawo do wrzasków (szczególnie Artusiowi który mówi malutko, ale rozumie wszystko i wiele chce przekazać ale mu nie wychodzi), \\"wyedukowana\\" na warsztatach, o wiele łatwiej daję sobie z tym radę i takie sytuacje rozmywają się po krótkim czasie i wraca spokój. Spokój który wpływa nie tylko na mnie ale też na dzieciaki. Arturek zawsze był przylepką ale to, że Gabi się do mnie tuli w różych momentach dnia, to niezwykłe i takie dla mnie miłe! Takbym chciała żeby ten stan nie minął nigdy........
zapomniałabym - listę zmian na lepsze uzupełnia wykończony pokój dla Arturka gdzie sam śpi i to, ze Gabi wreszcie skończyła z pieluchami w nocy!! na dodatek oboje samodzielnie zjadają wszystkie posiłki a Arturek który do niedawna pił tylko z kubka-niekapka, pije teraz z \\"dorosłej\\" szklanki i nie wyleje ani kropli herbatki. na dodatek wszyscy jesteśmy zdrowi i wreszcie przyszło lato. jest fajnie........ naprawdę fajnie.
dziękuję że jesteście ze mną w złych i dobrych chwilach. Byłam z Wami cały czas, czytałam, choć nie odzywałam się.
http://kobietaintymnie.pl/suwaczek/cache/c4f82e8a.gif