Zeszły rok to była totalna katastrofa. W sylwestra obiecałam sobie, że 2020 odczaruje całe zło. Zrobiłam listę postanowień, czego normalnie nie robię i nastawiłam się mega pozytywnie. Od tego dnia odbieram cios za ciosem. Nie ma już chyba obszaru w moim życiu, który nie przeżywałby obecnie totalnego doła. Na koniec siedzę w domu i martwię się, że encorton obniżył moją odporność do 0 i umrę na koronawirusa. Co za durna smierć. Umrzeć dla ciąży, której nigdy nie było. Gdybym to wiedziała... ale nie wiedziałam, a moje życie legło w ruinie. Siedząc tak na dnie i spoglądając nieśmiało w górę, zaczynam się zastanawiać, czy to ma jakiekolwiek znaczenie? Może ważne jest to, że wstaję rano i są jeszcze w życiu małe rzeczy, które mnie cieszą. I tak sobie myślę, że może dzięki temu wreszcie pogodzę się z tym, że nobody is perfect. A jeśli jest perfect, to może powinnam mu współczuć, a nie zazdrościć, myśląc o tym pod jaką presją żyje. Wiem to najlepiej, bo sama wybierałam do ten pory na sobie taką presję.
Komentarze
- rybulenka
22/03/2020 - 14:03
2008-2009 wizyty w Novum
PCOS
nasienie m ok
listopad 2009 II kreski :)lipec 2010 Bartuś
kolejne starania od listopada 2011
marzec 2012 II krechy:)
7.11.2012 Adaś