Wczorajszy dzień mógł zostać zapisany do najmilszych, najlepszych od dawna, bo o ile w domu wszystko jest super, to w pracy zaczyna być coś nie tak... A wczoraj koledzy pokazali, że i na nich można polegać, no i to takie miłe się zrobiło! Wychodziłam z pracy w naprawdę super humorze, uśmiechałam się do siebie, do ludzi, szczęśliwa, że za pół godzinki będę tulić moje trzy skarby !
Po drodze spotkałam Kasię, bardziej koleżanka T - brata mojego męża, ale zostałyśmy sobie przedstawione, więc czasem jakieś zdawkowe zdanie wymieniałyśmy, głównie jednak o T, co u niego i takie tam.... Tym razem Kasia gratulowała nam takich super dzieci, Lolek taki słodki, widziała nas kiedyś w autobusie, on taki rezolutny, ciekawy, buzia mu się nie zamykała, fajny chłopak. Rozmowa na luzie, spokojna...
- T mówił, że się leczyliście, ale Ty poroniłaś?
:
- Nie.
- To czemu nie próbowaliście dalej? Dziś jest tyle metod... - pyta matka 13latka
- Tak, in vitro, inseminacja... - zaczęłam i przerwałam, skąd ona miała znać nazwy tego leczenia, in vitro-slogan z tv, tak, ale reszta... - ale czemu uważasz, że należy poronić? - Nie chciałam już drążyć tematu, marzyłam o autobusie, a ona nadal... co za człowiek?
- Mężczyzna musi spłodzić syna, posadzić drzewo, zbudować dom, no a kobieta urodzić dziecko - ona kontynuuje temat, a ja zamurowana - chociaż żebyś zaciążyła, to tak chyba łatwiej żyć z myślą, że jestem prawdziwą kobietą, a poronienie... No wiadomo taki świat, ta cywilizacja dziś... Wiesz jak to jest?
- Tak? Nie, nigdy nie chciałabym poronić, chyba nie potrafiłabym żyć ze świadomością śmierci swojego dziecka, nie to odpada... - odpadłam, mało nie zemdlałam...
Nie jestem prawdziwą kobietą?!
Kiedyś przeczytałam coś podobnego na blogu, dziewczyna marzyła, żeby choć poronić. Rany to takich kobiet jest naprawdę więcej ?! Śmierć człowieka może świadczyć o mojej kobiecości? Wiem, że nie, ja to wiem, ale dlaczego jestem oceniana przez ten pryzmat? Jakie ona ma do tego prawo, jakie prawo ma ktokolwiek?
Jestem szczęśliwa w swoim nieszczęściu, nieszczęśliwa w swoim szczęściu?
Jestem szczęśliwa, mam dwoje super dzieciaczków i czuję się prawdziwie kochaną mamą, żoną, kobietą i to nie podlega żadnej dyskusji, a już tym bardziej ocenie!!
Po drodze spotkałam Kasię, bardziej koleżanka T - brata mojego męża, ale zostałyśmy sobie przedstawione, więc czasem jakieś zdawkowe zdanie wymieniałyśmy, głównie jednak o T, co u niego i takie tam.... Tym razem Kasia gratulowała nam takich super dzieci, Lolek taki słodki, widziała nas kiedyś w autobusie, on taki rezolutny, ciekawy, buzia mu się nie zamykała, fajny chłopak. Rozmowa na luzie, spokojna...
- T mówił, że się leczyliście, ale Ty poroniłaś?
:
- Nie.
- To czemu nie próbowaliście dalej? Dziś jest tyle metod... - pyta matka 13latka
- Tak, in vitro, inseminacja... - zaczęłam i przerwałam, skąd ona miała znać nazwy tego leczenia, in vitro-slogan z tv, tak, ale reszta... - ale czemu uważasz, że należy poronić? - Nie chciałam już drążyć tematu, marzyłam o autobusie, a ona nadal... co za człowiek?
- Mężczyzna musi spłodzić syna, posadzić drzewo, zbudować dom, no a kobieta urodzić dziecko - ona kontynuuje temat, a ja zamurowana - chociaż żebyś zaciążyła, to tak chyba łatwiej żyć z myślą, że jestem prawdziwą kobietą, a poronienie... No wiadomo taki świat, ta cywilizacja dziś... Wiesz jak to jest?
- Tak? Nie, nigdy nie chciałabym poronić, chyba nie potrafiłabym żyć ze świadomością śmierci swojego dziecka, nie to odpada... - odpadłam, mało nie zemdlałam...
Nie jestem prawdziwą kobietą?!
Kiedyś przeczytałam coś podobnego na blogu, dziewczyna marzyła, żeby choć poronić. Rany to takich kobiet jest naprawdę więcej ?! Śmierć człowieka może świadczyć o mojej kobiecości? Wiem, że nie, ja to wiem, ale dlaczego jestem oceniana przez ten pryzmat? Jakie ona ma do tego prawo, jakie prawo ma ktokolwiek?
Jestem szczęśliwa w swoim nieszczęściu, nieszczęśliwa w swoim szczęściu?
Jestem szczęśliwa, mam dwoje super dzieciaczków i czuję się prawdziwie kochaną mamą, żoną, kobietą i to nie podlega żadnej dyskusji, a już tym bardziej ocenie!!