Autor:

netka

Data publikacji:

26.12.2004

zaloguj się, żeby móc oceniać artykuły

poświąteczne refleksje

Święta minęły...Nikt w Wigilię nie życzył nam "powiększenia Rodziny", może to dobrze, ale ja odczułam to jako porażkę- zostaliśmy spisani na straty :-((. A temat jeszcze niedawno był tematem nr 1 na spotkaniach moich Rodziców z Teściami...I nie wiem czy nie mówią, bo myślą,że to temat "drażliwy" skoro na coś "kobiecego" sie leczę...Ale o leczenie też nie pytają- czasem moja mama spyta o coś... A komentarze jak haniaa, o odpowiedzialności słyszeliśmy już przed kupnem króliczka, wiec przy dziecku to dopiero by było... I chyba zazdroszczę kuli i innym dziewczętom, które piszą,że są wspierane przez Rodziców w tej swojej walce...Ja chyba nie umiem z Nimi otwarcie porozmawiać i to jest mój problem, a oni też nam tego w żaden sposób nie ułatwiają. Dobrze,że czasem można sie wyżalić przyjaciołom i dobrze,że jest bocian, gdzie zawsze można liczyć na pocieszenie i zrozumienie...

Komentarze

  • avatar
    Eternity

    26/12/2004 - 00:12

    U mnie jest raczej podobnie. Moi rodzice akurat wiedzą, że diagnoza sterilitas primaria, oznacza duuuże kłopoty, ale bagatelizują tą sprawę mówiąc, że jeszcze się okaże to nieprawdą ;-/ albo też uważają, że mamy ważniejsze sprawy na głowie teraz aniżeli dzieci. Jest mi niesłychanie przykro z tego powodu, bowiem najbliższym osobom nie mogę się wyżalić. Teściowie natomiast celują w niestosownych życzeniach, co okazja, na temat posiadania dzieci. Jestem bliska, aby wykrzyczeć im w twarz tą ich niestosowność i to w taki sposób aby im opadły przysłowiowe szczęki raz na zawsze.
    Tak rosnę
    lipcowy cud - będzie synek
    http://www.suwaczki.com/tickers/w4sq3e3k42boy6gc.png
  • avatar
    kula

    27/12/2004 - 00:12

    Netko, rozmowa z najbliższymi jest najtrudniejsza. Ja przez wiele lat uczylam sie dialogu z rodzicami i nie zawsze bylo tak kolorowo. Wiele razy trzeba było zacisnąć zęby, policzyć do 10 ;) Pewnego dnia powiedziałam, ze robimy z mężem przerwe w leczeniu (trwala prawie 4 lata) i nie chce,aby rozmawiali ze mna na temat leczenia. Nie byli z tego powodu zadowoleni, oj, nie byli. Teraz jednak ja dorosłam do dialogu i szczerze, i otwarcie mowie na jakim etapie leczenia jesteśmy. Nie była to łatwa nauka. Na szczęscie od roku w rodzicach i teściach mam sojuszników, a nie obserwatorów i komentatorów. Życze, byś wstąpila na drogę dialogu z rodziną jak najszybciej. I mam nadzieje,że wkrotce razem z Eternity spotkacie sie na spacerku ze swoimi bobaskami.
  • netka

    27/12/2004 - 00:12

    Kula ja mam nadzieję,że i Ty do nas dołączysz(ze swoim wozeczkiem oczywiscie), bo w Poznaniu bywasz chyba dość często ;-) A co do rozmowy to może łatwiej by było jakby ktoś chcial słuchać, a nie wolał myśleć, że "mamy czas"...i nie dopuszczał do siebie myśli, że może nie być tak różowo...
    Dwoje Rozrabiaków :-)