Autor:

Tykrokylek

Data publikacji:

26.02.2014

zaloguj się, żeby móc oceniać artykuły

Pierwsze ferie

Gdy Tygrysek był w przedszkolu, to zabieraliśmy go na wyjazdy jak tylko był w miarę zdrowy i w pracy mieliśmy luz albo w pobliżu, gdzie mieliśmy zlecenie był fajny teren do wypoczynku. Teraz już musimy wyjeżdżać wtedy, kiedy są ferie w szkole. Szkoda. Ale cóż, lata lecą i Madzia musi się przede wszystkim uczyć, lub przynajmniej chodzić do szkoły jak tylko jest zdrowa… Na pierwsze ferie wybraliśmy sprawdzonego „Gołębia” w Karpaczu. Zima w tym roku jest wciąż łagodna, więc śniegu nie ma ani na lekarstwo! Postanowiliśmy, że będziemy spędzać sporo czasu na spacerach w górach i w Aquaparku. Baseny odpadły… Ledwo Tygrysek poszedł na basen w szkole a już kolejnego dnia mieliśmy ostre zapalenie ucha środkowego. Tym razem prawego. Buuu… Co jest z Tygrysem, że tak choruje! Dlaczego, panna wyglądająca jak pożądany przez wielu okaz zdrowia, co i rusz jest na antybiotyku??? Sobota… W sobotę naszą „Bladą buźkę” wpakowaliśmy wraz całym ekwipunkiem do auta i wyruszyliśmy w góry. Teraz jesteśmy fanami Pana Samochodzika i w podróży słuchamy powieści „Księga strachów”. Tym razem uważając na drogę rozwiązujemy zagadki szachownic. Na miejsce dojechaliśmy bez przygód i otrzymaliśmy pokój z cudownym widokiem – kosmicznymi talerzami na Śnieżce. Pogoda – prawie 10 stopni Celsjusza – a to połowa lutego jest! Po obiedzie tato z Tygrysem udają się na spacer do zapory, a ja wypoczywam po podróży. Siedzenie w aucie nie służy mi. Po zmroku idę z Tygryskiem na zabawę dla dzieci. Najpierw Tygrys zamiast przyłączyć się do zabawy poszukiwał towarzystwa. Nie wyłonił odpowiedniej koleżanki i już miał strzelać fochy, ale w porę zorientowałam się, złapałam Tygrysa za rękę i powiadam: - No dobrze Madziu… Pomogę ci w poszukiwaniu koleżanki. Chodź, pójdziemy szukać po całym hotelu. Zwiedzimy wszystkie zakamarki a dzieci niech się bawią. Ty stracisz czas na poszukiwaniach… Tym razem to podziałało! Tygrys szybko zrozumiał, zorientował się w sytuacji i powiedział, że che się bawić i tańczyć, że już nikogo nie będzie szukał. I dobrze, dołączył do dzieci na parkiecie, porzucił poszukiwania i doskonale się bawił! Wieczorem w tężni siedziałyśmy i Madzia czytała Plastusiowy pamiętnik – na ferie pani zadała dzieciom lekturę do przeczytania! Tato zrzucał brzuszek na basenie. Kolację chcieliśmy zjeść w zielonej restauracji- o zgrozo, jedliśmy chyba ze dwie godziny – bo nie mogliśmy dopaść kelnera, aby podał nam karty a potem, aby złożyć zamówienie! Niedziela… Wstaliśmy późno! Za oknem wieje! Jest szaro i buro. Zanosi się na deszcz! Jemy długo śniadanie. Nie ma mowy o wyjeździe na Kopę. Idziemy do Karpacza na spacer. Tygrysek lubi robić zdjęcia. Ma swój aparacik i pstryka. Najchętniej fotografuje przyrodę. Zbiega do kaczek na zaporze i nie ma mowy, aby po kilku zdjęciach do nas wrócił. Prawie włazi do wody! Ponieważ dzisiejsza aura nas nie rozpieszcza, postanawiamy pojeździć na Kolorowej na sankach. Tygrys uwielbia takie szaleństwo! Tato zalicza z nim dwa przejazdy, na trzeci załapuje się mama. Mama, kobieta ostrożna, jedzie według Tygrysa zbyt wolno! - Nie hamuj! Szybciej! Szybciej! No, co ty robisz?! Nie hamuj! I… Kolejne zjazdy były tylko dla taty, bo mama „nie umie”. Po saneczkach pochodziliśmy to tu, to tam, to na czekoladę… Uuuu… Mamusia grzane winko na poprawę humoru, tatuś kawkę espresso, Tygrysek czekoladę, to znowu tatuś winko, mamusia kawkę i torcik orzechowy a Tygrysek wciął cukier w kostkach. Dosłodzeni do granic możliwości udaliśmy się na poszukiwanie kolejnej atrakcji. Zwiedziliśmy „Karkonoskie tajemnice”, ale tak po łepkach, bo spieszyliśmy się jak zwykle i żeby zdążyć na obiad musieliśmy wsiąść w taksówkę. Zawsze nam brakuje czasu! Obiad podziobaliśmy, no, bo jak można coś zmieścić do brzuszka, w którym pływa tyle słodkości??? Aby zrobić miejsce na kolację udajemy się do parku wodnego. Dziewczyny w tężni dalej czytają lekturę a tato walczy z brzuszkiem. Po jakimś czasie tato przejmuje pieczę nad córcią a mama udaje się relaks. W celu poprawy kondycji Tygryska tato siedzi z nim w grocie solnej i puszcza go w samopas. Madzia bawi się solą i nie wiem, jakim cudem cała bluza od dresu jest umazana czymś czarnym? No piękne! I co teraz?? Czy to się wypierze?? Nasze ulubione miejsce wypoczynku jak zwykle znowu nas pozytywnie zaskoczyło – jest pralnia, są pralki, pakujemy nasze pranie i bluza jest jak nowa! Hurra! W dniu dzisiejszym Tygrys strasznie się fochował, puszył i pyskował. Ostrzegałam go wiele razy, że w końcu dosięgnie go kara. Jakoś do samego wieczora udawało mu się, ale już przed samym zgaszeniem świateł znowu coś wymyślił, wyskoczył z łóżka, po czym wskoczył powtórnie tarabaniąc się po mnie jak słonica! Nie wytrzymałam. Dosięgła Tygrysa kara za całe dzisiejsze pyskowanie! Koniec! Tygrys wylądował na krześle, miał nic nie robić! Najgorszą karą dla naszego dziecka to nuda. I tak właśnie miało być! 5 pełnych minut siedzenia na krześle bez książki, bez rozmowy, bez niczego! Madzia próbowała wciągnąć mnie w pogawędkę, ale jakoś nie dałam się wkręcić i kara podziałała! Zobaczymy czy na długo??? Poniedziałek… Budzimy się wcześnie. Pogoda jak drut! Piękne słońce! Po śniadaniu udaliśmy się pod wyciąg na Kopę. Ledwo uszliśmy jakieś 500 m Tygrys zabrzęczał: - Siku! Wkurzyłam się! Prosiłam Madzię przed wyjściem, aby się wysikała, ale ta, co tam, zagrała mi w duchu na nosie i teraz musi być siku. I to jak przystało na Tygrysa, szybko tu i teraz, bo inaczej to „się zleję”. - Dobra, idźcie! Tato i Tygrys przeszli na drugą stronę drogi i… Tygrys, nim tato gapa się zorientował, po kolana wpadł do błota! Wkurzyłam się jeszcze mocniej! I co teraz mamy zrobić?? Wracać do hotelu?? Tygrys przyjął na klatę burę! Tacie też się oberwało i ruszyliśmy dalej. Tygrys ubłocony po kolana! Pod wyciągiem nie było zbyt długiej kolejki. Szybko rozpoczęliśmy nasz wjazd na górę. Pod nami narciarze… Ale mają fajnie! Żal nam się z pyska lał! My też tak chcemy! Ale cóż – nasz sprzęt narciarski i ocieplacze spokojnie starzeją się w szafie, bo cóż, nie ma zimy i śniegu jak na lekarstwo, a tu na naśnieżonym stoku takie wspaniałe warunki są! Na Kopie jak zwykle o tej porze jest biało i Śnieżka cała biała! Pogoda cudna! Idziemy na Śnieżkę! Tato i Tygrys zadowoleni. Mama ambitnie podejmuje wyzwanie! A co tam! Da radę wejść na szczyt! Ale w 1/4 lub może 1/3 mama zawraca. Chce zabrać w dół Tygryska, ale Madzia ani myśli wrócić z mamą do schroniska. Szlak jest oblodzony i mama oczami wyobraźni widzi swoje dziecko jak spada w dół ze skał… Wystarczy chwila nieuwagi! Nie ma mowy! Tato i Tygrys postanawiają zdobyć szczyt! No cóż…Wróciłam do schroniska. Schodziłam ostrożnie. Mam do operacji kręgosłup i niepozorny upadek może dla mnie być tragiczny. Obok mnie schodził młody chłopak i za mną też! Trzymaliśmy się łańcuchów i zaliczyłam tylko jednego zająca. Ze dwa razy młody człowiek uratował mnie przed upadkiem i szczęśliwie dobrnęłam do schroniska. Aby odpędzić czarne myśli wypiłam herbatkę z rumem i czekałam… Czekałam i tęskniłam. W końcu za oknem pojawili się! Tato prowadził Tygrysa za rękę! Wrócili cali! Hurra! - Całą drogę z góry zjechała na pupie! - Kurtka cała? - Cała!- To dobrze! Madzia z przejęciem, szczęśliwa opowiadała jak było, jak na górze zjadła dwie bułki, ciastko, popiła... I w końcu padło „siku”. Tato poszedł do toalety z córcią, wrócili jednak z nietęgimi minami, tato niósł spodnie w ręku… - Mamo! Dupsko mam całe czerwone… I mokre… Dotknęłam Tygrysa… Uuuuu… Wszystko mokre! Łącznie z podkoszulką! Cholera! Dupsko zimne i czerwone! Co teraz??? - Myślałem, że się posikała, ale Madzia już jest w wieku, że nie sika! – Rzekł tato. - Pójdę posuszyć spodnie! Ja próbowałam jakimś cudem ogrzać i wysuszyć Madzię. Taki człowiek stary jest i wciąż głupi! Ocieplacze parcieją w szafie a dziecko nie ma, w czym biegać po śniegu! Mama gapą jest! Ale tato też! Postanowiliśmy kupić chustę w schronisku. Owinęliśmy nią pupę Tygryska, założyliśmy podsuszone ubrania i wyruszyliśmy w drogę powrotną, bez żadnych dodatkowych atrakcji, byleby jak najszybciej Tygryska przebrać. Po obiedzie tato pobiegł do sklepów kupić ocieplacze, bo rodzina „Adamsów” postanowiła, że ma ochotę pojeździć na nartach, skoro jest gdzie! Wieczorem, dzień pełen przygód zakończyliśmy pizzą w pokoju. Kucharz zbyt cienko rozwałkował ciasto i wszystko nam spadało! Niemniej szczęśliwi udaliśmy się do łóżek! W końcu przeżyliśmy kolejny ciekawy dzień i mamy widoki na kolejne takie dni! Sprzęt narciarski dla Tygrysa i taty czeka gotowy. Jutro zaczynają zjazdy na Kopie od 10… Wtorek… Bez problemu nasze piękne oczy rano się obudziły. Sprawnie się ubrały. Dosyć sprawnie zjadły śniadanie i już przed dziewiątą Madzia zakładała swoje spodnie narciarskie. Wyszła w nich na taras, spojrzała z dołu na Śnieżkę i rzekła z radością: - I pomyśleć, że wczoraj tak wysoko weszłam! Ale fajnie! Poszłam z nimi do przechowalni sprzętu narciarskiego… Patrzyłam z lekką zazdrością jak się ubierali w buty narciarskie, jak z ich oczu kipiała radość! Szkoda, że ja nie mogę już pojeździć… Szkoda! Jeden upadek na łyżwach i tyle furtek się zamknęło! Ale dobrze, że chociaż tato i Tygrys mają pełen wypas – ocieplacze, sprzęt, instruktorów, busik pod skok i busik z powrotem. Mnie znowu pozostaje czekanie… Czekając notuję nasze przygody. Po kilku dniach o nich zapomnimy, ale jeżeli zanotuję, to po paru latach będzie to dla nas niesamowita lektura. Przecież dzisiejszej pogody, dzisiejszego dnia nie zapamiętamy, jeżeli go nie zapiszę! W pewnym momencie dzwoni telefon! Uciekł im busik, ale są tak zadowoleni, że co tam! Tygrys chce jeszcze! Jutro dwie godziny z panią! Słucham najwspanialszego szczebiotu! Serce mi rośnie! Tygrys zjechał z jednej trasy na Kopie! Pokonał trasę, która wczoraj wydawała się dla mnie nie do pokonania dla mojego dziecka! Brawo! Brawo Tygrysku! W nagrodę Tygrysek jeszcze raz zaliczył „Karkonoskie tajemnice”. Ta wystawa się dziecku mocno podoba. Tym razem poszedł sam! - Ile mam? - Godzinę, potem wracamy! Po godzinie Tygryska nie ma! Mijają kolejne minuty, my czekamy, a nasze dziecko bawi się w podziemiach w najlepsze! W końcu prosimy panią z obsługi, aby przyprowadziła naszego „Broja”. Szczęśliwy Brój prosi o jeszcze raz… W nagrodę dostaje książeczkę „Legendy o Duchu Gór” Środa… Rano śniadanie, potem narty… Dziś robię moim kochanym niespodziankę. W przerwie między lekcjami Tygryska zjawiam się na stoku z termosem ciepłej herbatki. Wdrapuję się do góry obok trasy… Tygrys tak szybko koło mnie przejechał, że go nie zauważyłam. Nagle słyszę: - Mama! To moja mama! Z tysiąca głosików rozpoznałabym ten dźwięk! Poniżej Tygrysek się zatrzymał, pokazał pani instruktorce mamę, podeszłam do nich i umówiłam się pod kolejką do wyciągu, że tam wezmę dziecko na przerwę i nakarmię. Na dole wyjęłam termos, tato rozdzielił bułki i moi narciarze spożyli posiłek. W oczekiwaniu na kolejną lekcję z Madzią spotkałyśmy jej rehabilitanta z przedszkola, pana filipa. Też jest instruktorem, był zadowolony, że Madzia tak ładnie się trzyma na nartach. Chwilę pogadaliśmy… No tak pomyślałam… Cztery lata rehabilitacji w końcu przyniosły owoce. Mamy jeszcze odstające łopatki i niemowlęcy brzuszek, ale powoli, nogi już mamy prościusieńkie, tamto też wyćwiczymy. Nie ma zmiłuj się! Mama nie odpuści. Zrobi wszystko, aby dziewczyna była zdrowa i prosta. Po obiedzie rozpoczynamy warsztaty radiowe. Tak się akurat złożyło, że w te ferie są warsztaty radiowe. I fajnie! Może Madzia zdobędzie kolejne umiejętności! Wieczorem kończymy czytać Plastusiowy pamiętnik! Pierwsza zadana lektura szkolna za nami. Zrobiliśmy test czytania Tygryskowi – osiągnął wynik 57 słów na minutę! Tato nie wierzył, ale był dumny ze swojej córci! Na początku roku szkolnego Madzia czytała około 20 23 słów na minutę, teraz podwoiła ten wynik! Moja praca nie poszła na marne! Czwartek... Po śniadaniu spieszymy na warsztaty radiowe. Dzieci poznają tajniki pracy z mikrofonem. Po południa będą robiły wywiady z gośćmi hotelowymi. Potem dostaną swoje wywiady na CD. Myślę, że taka zabawa jest przednia. Przed nartami robimy z Tygryskiem na warsztatach torbę ekologiczną. Przyklejamy do niej papierowe serduszka i wstążeczki. - Patrz, jaką mamy świetną torbę ekologiczną! – Pokazuję tacie z dumą nasze dzieło! Tato się przygląda, podziwia i mówi: - Ale te wstążeczki to chyba nie są ekologiczne…. Na nartach mają kolejną ciekawą lekcję! - Ale było fajnie mamo! Tato już jeździ z kijkami! A ja nie! – Relacjonuje Tygrysek! – Ale i tak lepiej śmigam od niego! Patrzę na te roziskrzone oczy! Tą radość! Po obiedzie staram się uchwycić na filmiku w telefonie jak Tygrysek zaczepia panią trzymając mikrofon w dłoni i pyta o obiad, czy jej smakował… W dniu dzisiejszym mieliśmy również niemiłą przygodę! Po obiedzie wracamy długim korytarzem. Madzia szła z przodu. Nagle zaczęła iść bardzo ładnie. Prosto, sprężyście jak prawdziwa młoda dama! Nóżki stawiała niemalże idealnie. - Patrz jak ładnie idzie! – Szepnęłam tacie do ucha… - Tak! – Przyznał mi rację! I w tym momencie było wielkie i głośnie „bum”. Tygrys na naszych oczach zderzył się z filarem, tak mocno, że aż się odbił! Tato pochwycił w ramiona naszego szaleńca i tulił i szybko niósł do pokoju. W pokoju do rosnącego guza przykładaliśmy zimne butelki z wodą! - Madziu! Ty szaleńcu! Myślałam, że chodzenie z zamkniętymi oczami mamy już poza sobą! Niestety myliłam się! Tygrys wciąż ma różne pomysły! Już ćwiczył bieganie z zamkniętymi oczami! Już miał guzy ponabijane, ale nabija je sobie dalej… Wieczorem w Tężni uczę Tygryska grać w „państwa i miasta”. Tygrys jeszcze nie pisze wprawnie. Ja notuję jego wyrazy. Biedaczysko wiedzy nie ma tak rozległej jak mama, więc państw i miast często mu brakuje. Pytam się wówczas: - Poddajesz się czy idziesz zdobyć informację?? - Idę! I pytał się innych gości hotelowych o miasto czy państwo na daną literę. Potem się zrobiło tak fajnie, że jeszcze w jacuzzi bawiłam się z inną rodziną w zgadywanie państw, czy zwierząt na daną literę! Tygrys z tatą bawił się w soli. Piątek… Budzimy się… Spieszymy na śniadanie. O godzinie dziewiątej minut trzydzieści zaczynają się warsztaty radiowe. Tym razem dzieci robią instrumenty muzyczne. Ciekawość mnie zżarła i poszłam zobaczyć, jakie i jak? Dzieci robiły grzechotki i tamburyny. Tworzywem były kubeczki, bibułki, serwetki, kolorowe papiery, wstążeczki, jednorazowe talerze – groch i ryż. Pomysł wspaniały, zabawa przednia! Po warsztatach próbuję Tygryska zagonić do czytania. Czyta z ociąganiem „ Wróbelka Elemelka”. Sprawdzamy ilość przeczytanych słów na minutę – wynik 53. Myślę, że nie źle. Ręce mu się wyciągają do książki Klubu Tiary – Księżniczka Lauren i diamentowa kolia. W końcu odpuszczam i pozwalam się Madzi zagłębiać w przygody księżniczki Lauren. Tą książkę czyta sobie dziecko po cichu. Nie wiem czy wszystko, nie wiem czy dobrze?? Po powrocie do domu muszę ją poczytać i wówczas popytam Tygryska o przygody księżniczki. O dwunastej Tygrys z tatą pędzą na zajęcia plastyczne – wracają ze wspaniałymi bałwankami zrobionymi z papieru i waty. Po tym szybko na stok! Dziś ostatnia lekcja jazdy na nartach. Na obiad idę sama… Czekam na moich szaleńców; w końcu są. Tygrys szczęśliwy wbiega do restauracji trzymając dyplom ukończenia kursu narciarskiego. Duma i radość tryskają mu oczami i buzią. Od razu chwali mi się dyplomem! Rosnę kolejne kilka cm… - To Madzia już tak jeździ na nartach?? - Taak! – Odpowiada tato. - Śmigam! Śmigam szybciej od taty! - Naprawdę?? - Tak! Madzia jeździ dobrze! Ma mocne nogi i narty jej słuchają! Przytuliłam moje Szczęście! Ale super! Po obiedzie na kolejnych warsztatach radiowych dzieci robią maski. Gdy idę po Tygryska wita mnie wspaniała panda. Wieczorem myjemy włosy… Uuuu… Mamy kilka rodzajów zatyczek do uszu. Wybieram jedne. Trochę się boję, ale muszę umyć Madzi głowę przed obozem tanecznym. Wiem, że już trzy dni po antybiotyku znowu mamy „gile”. Nic takiego nie zrobiliśmy! Tygrys w wypaśnym Aquaparku tylko w Tężni czyta lub gra w „państwa miasta” z mamą lub buduje zamki z soli w grocie solnej z tatą. Sobota… Ostatni dzień! Szkoda! Tyle jeszcze chcieliśmy tu zrobić! Dzisiaj na warsztatach dzieci miksują utwory. Bawią się w DJ. Po warsztatach Tygrys i tato zwiewają na stok. Chcą pośmigać z górki na pazurki! Ile ja bym dała, aby z nimi tak pobrykać! Nie mogę, zostaję i siadam w pokoju do laptopa. Co jakiś czas moi kochani do mnie dzwonią i negocjują, że chcą jeszcze, jeszcze i jeszcze… Po obiedzie była zabawa i zakończenie warsztatów radiowych dla dzieci. Kupiłam Tygryskowi nową bluzeczkę, rozpuściłam mu włosy, uczesałam i idziemy… Chwilę przed wejściem do windy Tygrysek zaczął świrować: - Po co mi czesałaś te włosy! Nie mam takich ładnych loków! Zobacz, jakie mam loki! Brzydkie! Nie chcę takich loków. Co mi zrobiłaś! No, co! No… Uuuu… Tygrys rzucał się jak wesz na grzebieniu! I o co? O loki w wieku 7 lat??? Ciśnienie mi podskoczyło! - O nie! Tak to nie będzie! Dziecko! Nie będzie takiego zachowania! Nie podoba ci się to nie idziemy! Wracamy! Tygrys w te pędy zaczął przepraszać! Prosił, że chce iść, korzył się… Chwilę z tatą negocjowaliśmy: - Dobrze, idziesz na zabawę potem masz karę! Takiego zachowania nie można tolerować. Naburmuszona panna poszła na zabawę. Na zabawie zaliczyła kolejną pyskówkę. Czekałyśmy na płytkę z nagraniami po zabawie. Pytam Madzi: - Chcesz się napić?? - Tak! Przynieś mi! – Rzuciła panna i zajmowała się dalej sobą! Uuuu… Powtórka z rozrywki??? Nagadałam jej! W tym czasie kelner zwinął dystrybutor soków, tak, więc Tygrysek na picie się nie załapał. W pokoju najpierw nagadaliśmy małej pannie, potem posadziliśmy Tygrysa na karę! Siedział godzinę nic nie robiąc. Ja się wyciągnęłam na łóżku i czytałam książkę, tato poszedł do Aquaparku. Tygrysek siedział najpierw hardo, potem trochę miał łezki w oczach, potem przeprosił i obiecał, że się zmieni! Zobaczymy… Niedziela… Rano obudziło się nowe - lepsze dziecko! Szybko się ubrało, zjadło śniadanie i o dziewiątej panna była już w busiku gotowa do jazdy na nartach. Pogoda dzisiaj jest nadzwyczaj piękna! Po powrocie moi mili nie potrafili określić ile razy zjechali – raz było 8 raz 12 razy?? Nie potrafili też określić ile razy się wywalili. Jeden orzeł Tygryska tato przyuważył, zobaczył, że Madzia leży obok trasy: - Wywaliłaś się?? - Nie, ja tylko chciałam odpocząć! Specjalnie to zrobiłam… Tygrysowi też nie podobało się, że tato nie szaleje na nartach tak jak ona! - Szybciej tato jedź! Szybciej! Na szczęście tato dysponował karnetami do kolejki, więc nasz mały szaleniec czekał na tatę i bilet. Po nartach wrócili oboje bardzo zadowoleni. Ja spakowałam nasze bagaże i jak zwykle spieszyliśmy się, aby odwieźć Madzię niedaleko Karpacza na obóz taneczny. Tygrysek zadowolony wszedł na salę do koleżanek. Pan Jarek przejął jego bagaże. Daliśmy kieszonkowe dla Madzi opiekunowi grupy… I odeszliśmy. Tygrysek nawet nie podleciał do nas, aby się pożegnać. Był szczęśliwy, że już jest na obozie. A my… Wsiedliśmy do auta, pojechaliśmy na krótką wycieczkę, zjedliśmy dobry obiad w Pałacu Na Wodzie, wróciliśmy do pustego domu i… I zaczęliśmy tęsknić. Taki pusty dom… Nie ma szczebiotu, nie ma naszego Broja! Szkoda…