7 grudnia 2008 zobaczyłam po raz czwarty dwie kreski.
Bałam się jak zwykle, a jednocześnie cieszyliśmy się bardzo.
Dwa tygodnie spokojne. Kolejne dwa z krwawieniem, krwiak jak zwykle...
codziennie clexane w brzuch, duphaston, acard...
Przez całe święta leżałam,nie byłam ani raz w kościele...
wigilia u nas w domu, przyjechała ciężarna siostra z olbrzymim brzuchem, rodzice...
Modliłam się do Boga o siłę.
Dzisiaj się przydała.
Dziś usłyszałam, że dziecko nie rośnie, muszę iść na zabieg.
.......................................................
Nic nie dzieje się bez przyczyny. Nie wiem po co był ten czwarty raz. Teraz, w takim trudnym czasie.
Nie wiem po co to wszystko...
2008 zaczą się dla mnie poronieniem i skończył poronieniem.
I nie wiem, skąd mam siły. Jestem jeszcze normalną kobietą, czy może nieczułym głazem...
Trochę popłakałam, a teraz siedzę sama w domu, mąż w pracy, ma mnie umówić do szpitala.
26 stycznia zaplanowana wizyta u specjalisty. Jedziemy.
Tylko po co to wszystko.
Morze cierpienia...
Odpływ. Boję się przypływu.
Nie wiem co powiedzieć...
Tulam mocno...
"...kochać trzeba od dziś
jutro późno może być... "