Tego, że jestem w ciąży ukryć już się nie da…
Ani pod luźną sukienką, ani workowatym sweterkiem… Z resztą nie widzę powodu dla którego miałabym chodzić w rzeczach, w których czułabym się jak słoń…Nie wymagam też od nikogo żeby mnie specjalnie traktował dlatego, że mam kilka kilogramów więcej zlokalizowanych głównie w okolicy brzucha. W końcu jak mówią „ciąża nie choroba” (chociaż czasem znacznie ogranicza wykonanie wielu czynności).
Scenka pierwsza: tramwajowa
Jeszcze w miarę ciepły, jesienny dzień, środek dnia, jadę po Zosię do p-la (4 przystanki). Siadam na ostatnim siedzeniu przy drzwiach (zwykłe miejsce bez żadnych „naklejek”) i tramwaj rusza. Powoli zapełnia się uczniami wracającymi ze szkół, ludźmi którzy o 14 skończyli pracę. Przystanek 3- wsiada pan (ok. 50-60 lat) ze straszą panią… Stają za mną, pani opowiada, że zaraz wysiada, bo musi się przesiąść, a on zaczyna komentować, że młodzi wracają pewnie ze szkoły albo z pracy, wypoczęci i siedzą, no ale na starość to ma nadzieję, że Bóg ich pokarze i nogi im poobcina w wypadkach, albo zachorują i będą wtedy wiedzieli jak to jest być starszym (uwagi niby ogólne ale w moją stronę). Wstaję do wyjścia i słyszę jeszcze uwagę „no i jeszcze w ciąży czasem”… Nie odezwałam się, bo stwierdziłam, że nie ma sensu… Też mi ciężko stać w szarpiącym tramwaju, a stałam często i to z Zosią za rękę więcej niż 1 przystanek.
Z pozytywów - 2 razy panowie ustąpili mi miejsca widząc jak wracam z Zosią.
Teraz ze względów odpoczynkowych i właśnie stania w tramwajach, z braku auta po Zosię jak muszę to jadę z teściem albo ewentulanie taksówką...
Scenka druga: apteczna
Niedziela, apteka przy markecie, a w niej 2 osoby przede mną. Za mną ustawia się dalej kolejka - w tym chłopak z dziewczyną (w wieku „studenckim”). Zosia stoi w miarę grzecznie ale przez okno widzę A. który czeka na nas z zakupami. Opuszczam na chwilę „swoje miejsce” i wyprowadzam do niego Zosię (może 5-6 kroków). Wracam i słyszę od chłopaka za mną, że tutaj obowiązuję kolejka i WSZYSCY muszą stać i czekać… Mówię więc, że stałam przed nim tylko dziecko wyprowadziłam i wiem, że wszyscy czekają… Dziewczyna mnie poparła, ale słowa przepraszam nie usłyszałam…
Scena trzecia: przychodnia - wizyta u endokrynologa
Pełna poczekalnia ludzi (przyjmuje i lekarz rodzinny i reumatolog i endokrynolog). Zgłaszam się do rejestracji, odbieram swoją kartotekę i pytam „zgromadzonych” kto i na którą do dr B (jestem 10 min przed 9 i zapisałam się tak specjalnie, żeby nie czekać długo w razie „przesunięcia”). Pani oddzywa się opryskliwie, że one tu wszystkie (czyli 4 na kolejnych krzesłach) czekają. Więc wiedząc z doświadczenia poprzednich wizyt, że niektórzy w pewnym wieku uważają za okoliczność towarzyską przesiadywanie godzinę przed swoim terminem na twardym krzesełku w poczekalni, pytam, na którą są zapisane godzinę. Pani wtedy podniesionym głosem „Że jak przyszły tak czekają, bo opóźnienie jest”, ja już też lekko zirytowana pytam, na którą godzinę czekają, bo chcę wiedzieć za kim jestem. ”A Pani to na którą jest??”. „No na 9”. „To ja na 8 jestem - widzi pani, że spóźnienie- ostatnia jest Pani”. Mało bojowo ale w 34 tygodniu ciąży jakoś się już człowiekowi nie chce denerwować, pytam tylko po której z pan w takim razie jestem i czekam. Wyszłam na chwilę do A, który czeka na mnie w aucie i mówię, że z 8 chyba nie weszły czyli dr B jeszcze pewnie nie przyszedł (bo niby 8 to pierwszy „numerek” i potem co 15 min zapisują). Wracam, miejsce do siedzenia już mi ktoś zajął więc stoję- pytam panią w rejestracji czy dr B jest- oczywiście, że jest. Spóźnił się ale już dawno przyjmuje, więc opryskliwa pani z „8” na pewno na 8 zapisana nie była… Po godzinie prawie stania/siedzenia i po innych pacjentach po mnie stwierdzam, że co najmniej dwie z pozostałych też nie, bo po mojej „9” następna pani po mnie ma dopiero 9.40.
Za kilka tygodni na szczęście nie będę wzbudzać żadnych podejrzeń, że może zechcę coś poza kolejnością kupić, ani że siedzę w tramwaju i nie wstanę jak stanie nade mną Pan, chociaż ma 2 kroki dalej dwie nastolatki rozłożone na siedzeniach…
Za kilka tygodni będę mogła na równi z innymi „walczyć o przetrwanie” w miejskiej dżungli
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
P.S. W ubiegłym tygodniu w którejś z gazet przeczytałam,że ogłoszony jest konkurs na \\"miejsca publiczne przyjazne kobietom w ciąży\\" i proszą o zgłaszanie takich miejsc - myślałam długo i przez dwie ciąże takowych nie spotkałam (bo nie liczę restauracji czy miejsc gdzie czy jestem w ciąży czy nie, traktowana jestem równie miło)
Ani pod luźną sukienką, ani workowatym sweterkiem… Z resztą nie widzę powodu dla którego miałabym chodzić w rzeczach, w których czułabym się jak słoń…Nie wymagam też od nikogo żeby mnie specjalnie traktował dlatego, że mam kilka kilogramów więcej zlokalizowanych głównie w okolicy brzucha. W końcu jak mówią „ciąża nie choroba” (chociaż czasem znacznie ogranicza wykonanie wielu czynności).
Scenka pierwsza: tramwajowa
Jeszcze w miarę ciepły, jesienny dzień, środek dnia, jadę po Zosię do p-la (4 przystanki). Siadam na ostatnim siedzeniu przy drzwiach (zwykłe miejsce bez żadnych „naklejek”) i tramwaj rusza. Powoli zapełnia się uczniami wracającymi ze szkół, ludźmi którzy o 14 skończyli pracę. Przystanek 3- wsiada pan (ok. 50-60 lat) ze straszą panią… Stają za mną, pani opowiada, że zaraz wysiada, bo musi się przesiąść, a on zaczyna komentować, że młodzi wracają pewnie ze szkoły albo z pracy, wypoczęci i siedzą, no ale na starość to ma nadzieję, że Bóg ich pokarze i nogi im poobcina w wypadkach, albo zachorują i będą wtedy wiedzieli jak to jest być starszym (uwagi niby ogólne ale w moją stronę). Wstaję do wyjścia i słyszę jeszcze uwagę „no i jeszcze w ciąży czasem”… Nie odezwałam się, bo stwierdziłam, że nie ma sensu… Też mi ciężko stać w szarpiącym tramwaju, a stałam często i to z Zosią za rękę więcej niż 1 przystanek.
Z pozytywów - 2 razy panowie ustąpili mi miejsca widząc jak wracam z Zosią.
Teraz ze względów odpoczynkowych i właśnie stania w tramwajach, z braku auta po Zosię jak muszę to jadę z teściem albo ewentulanie taksówką...
Scenka druga: apteczna
Niedziela, apteka przy markecie, a w niej 2 osoby przede mną. Za mną ustawia się dalej kolejka - w tym chłopak z dziewczyną (w wieku „studenckim”). Zosia stoi w miarę grzecznie ale przez okno widzę A. który czeka na nas z zakupami. Opuszczam na chwilę „swoje miejsce” i wyprowadzam do niego Zosię (może 5-6 kroków). Wracam i słyszę od chłopaka za mną, że tutaj obowiązuję kolejka i WSZYSCY muszą stać i czekać… Mówię więc, że stałam przed nim tylko dziecko wyprowadziłam i wiem, że wszyscy czekają… Dziewczyna mnie poparła, ale słowa przepraszam nie usłyszałam…
Scena trzecia: przychodnia - wizyta u endokrynologa
Pełna poczekalnia ludzi (przyjmuje i lekarz rodzinny i reumatolog i endokrynolog). Zgłaszam się do rejestracji, odbieram swoją kartotekę i pytam „zgromadzonych” kto i na którą do dr B (jestem 10 min przed 9 i zapisałam się tak specjalnie, żeby nie czekać długo w razie „przesunięcia”). Pani oddzywa się opryskliwie, że one tu wszystkie (czyli 4 na kolejnych krzesłach) czekają. Więc wiedząc z doświadczenia poprzednich wizyt, że niektórzy w pewnym wieku uważają za okoliczność towarzyską przesiadywanie godzinę przed swoim terminem na twardym krzesełku w poczekalni, pytam, na którą są zapisane godzinę. Pani wtedy podniesionym głosem „Że jak przyszły tak czekają, bo opóźnienie jest”, ja już też lekko zirytowana pytam, na którą godzinę czekają, bo chcę wiedzieć za kim jestem. ”A Pani to na którą jest??”. „No na 9”. „To ja na 8 jestem - widzi pani, że spóźnienie- ostatnia jest Pani”. Mało bojowo ale w 34 tygodniu ciąży jakoś się już człowiekowi nie chce denerwować, pytam tylko po której z pan w takim razie jestem i czekam. Wyszłam na chwilę do A, który czeka na mnie w aucie i mówię, że z 8 chyba nie weszły czyli dr B jeszcze pewnie nie przyszedł (bo niby 8 to pierwszy „numerek” i potem co 15 min zapisują). Wracam, miejsce do siedzenia już mi ktoś zajął więc stoję- pytam panią w rejestracji czy dr B jest- oczywiście, że jest. Spóźnił się ale już dawno przyjmuje, więc opryskliwa pani z „8” na pewno na 8 zapisana nie była… Po godzinie prawie stania/siedzenia i po innych pacjentach po mnie stwierdzam, że co najmniej dwie z pozostałych też nie, bo po mojej „9” następna pani po mnie ma dopiero 9.40.
Za kilka tygodni na szczęście nie będę wzbudzać żadnych podejrzeń, że może zechcę coś poza kolejnością kupić, ani że siedzę w tramwaju i nie wstanę jak stanie nade mną Pan, chociaż ma 2 kroki dalej dwie nastolatki rozłożone na siedzeniach…
Za kilka tygodni będę mogła na równi z innymi „walczyć o przetrwanie” w miejskiej dżungli
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
P.S. W ubiegłym tygodniu w którejś z gazet przeczytałam,że ogłoszony jest konkurs na \\"miejsca publiczne przyjazne kobietom w ciąży\\" i proszą o zgłaszanie takich miejsc - myślałam długo i przez dwie ciąże takowych nie spotkałam (bo nie liczę restauracji czy miejsc gdzie czy jestem w ciąży czy nie, traktowana jestem równie miło)
Ale faktycznie - miejska dżungla i nieczułość ludzka jest dookoła .
Mama 5 Aniołków
Mama Dziedzica urodzonego 19 stycznia 2010 ;)
Mama Spadkobierczyni urodzonej 7 stycznia 2015 ;)
https://dziedzicispolka.wordpress.com/