taka dzisiaj właśnie była. Jeśli można nazwać sobotę spędzoną z dwójką maluchów leniwą.... ale dzisiaj naprawdę wszystko robiliśmy dwa razy wolniej. Pobudka jak zawsze ale wstaliśmy pół godziny później. Śniadanie o 9 prawie. Artur nie dostał swojej kaszki, jak siostra wcina kanapki a ja mam czas by posiedzieć przy nim i go karmić, to czemu on ma nie zjeść chlebka na pierwsze śniadanie zamiast na drugie. Dłuuugo jedliśmy. Gabi, bo się paprała przy jedzeniu jak zawsze ale powiedziałam że nie będę jej karmić, koniec z tym; Arturek, bo mu smakowała niebywale bułka z pasztetem bałam się troche o jego brzuszek gdy na koniec spostrzegłam się ile tego pasztetu mu dałam ale było ok.
Sobie zrobiłam wolne. Od makijażu, eleganckiego ubioru i ułożonej fryzurki. Zamiast tego był dres i chustka na głowie i zaszyłam sie z dziećmi w ogrodzie. Sąsiadkę-koleżankę mam wspaniałą, wyczaiłam ją jak biegła do sklepu i poprosiłam o drobne zakupki. Do tego pan który co sobotę wozi po osiedlu jajka, owoce i warzywa i tym sposobem absolutnie wszystkie potrzebne zakupy przyszły do mnie same. Na obiad szybkie pulpeciki mielone z sosem i ziemniaczki i już uciekamy na podwórko. Jakoś tak wlókł się dzisiaj czas ale cieszyłam się z tego. Jakby ktoś puścił moje życie w zwolnionym tempie. Rewelacja! tak chcę. Dopiero popołudnie nabrało szybkości gdy pojechałam do miasta do Mamy i poszłyśmy na spacer do parku. Ani się nie obejrzałam a już była szósta. Wrrrrrr! Kto włączył PLAY??
Dzień był dzisiaj cudowny. Wieczorem (no, koło 19) gdy zamykałam okno w pokoju Gabrysi, zapatrzyłam się. Dla mnie wieczory krótko przed przestawieniem czasu na zimowy i tuż po przestawieniu czasu na letni wyglądają i pachną tak samo. Gdy tak patrzyłam przez okno i zamyśliłam się to przez chwilę nie wiedziałam czy to wrzesień czy... kwiecień... wiosna.....
pora od której dzieliły mnie wieki rok temu. Rok temu marzyłam o wiośnie. Mój maleńki synek tylko płakał i płakał a ja szukałam przyczyny i nie marzyłam o niczym innym jak tylko o tym żeby już była wiosna, żeby już wyrósł z tego płakania i żebym choć trochę mogła się wyspać.
Dzisiaj nie jest mi tak śpieszno do wiosny. Wiosną Gabrysia będzie miała 3,5 roku i pewnie przestanie już całkiem mówić w dziecinny sposób. Arturek będzie śmigał jak mały samochodzik i nie będzie się przewracał na ulicy co dwa metry. Będzie ładnie umiał wejść na schody i krawężniki. Będzie jeździł na trzykołowym rowerku. Może do wiosny się rozgada?? I na pewno wreszcie odczepi się od szafek w kuchni i moich biednych garnków. Wiosną Gabi będzie po prawie roku swojej przedszkolnej edukacji i jak patrzę na efekty teraz, to nie śmiem zgadywać ile będzie umiała na wiosnę !
Cudny okres będzie ta wiosna. Ale niech nie nadchodzi zbyt szybko. Niech nie mijają tak szybko te chwile spędzane z moją trzylatką i roczniakiem. Choć czasem są takie trudne...... Arturek nadal kocha najbardziej na świecie moje szafki kuchenne i garnki oraz schody i jest wprost nie do ogarnięcia; Gabi nie śpi w dzień i ma kryzys po powrocie z przedszkola, trochę się buntuje, jest płaczliwa.... chwilami modlę się żeby mnie cierpliwość nie opuściła.
Patrzyłam dzisiaj w to okno, schowana za firanką. Nagle Gabi podbiegła i mówi:
- tu jesteś mamusia! co robisz?
- patrzę w przyszłość.
- a gdzie jest? pokaż mi też, chcę zobaczyć.
przyszłość, kochanie, jest...... prawie tutaj.........
Sobie zrobiłam wolne. Od makijażu, eleganckiego ubioru i ułożonej fryzurki. Zamiast tego był dres i chustka na głowie i zaszyłam sie z dziećmi w ogrodzie. Sąsiadkę-koleżankę mam wspaniałą, wyczaiłam ją jak biegła do sklepu i poprosiłam o drobne zakupki. Do tego pan który co sobotę wozi po osiedlu jajka, owoce i warzywa i tym sposobem absolutnie wszystkie potrzebne zakupy przyszły do mnie same. Na obiad szybkie pulpeciki mielone z sosem i ziemniaczki i już uciekamy na podwórko. Jakoś tak wlókł się dzisiaj czas ale cieszyłam się z tego. Jakby ktoś puścił moje życie w zwolnionym tempie. Rewelacja! tak chcę. Dopiero popołudnie nabrało szybkości gdy pojechałam do miasta do Mamy i poszłyśmy na spacer do parku. Ani się nie obejrzałam a już była szósta. Wrrrrrr! Kto włączył PLAY??
Dzień był dzisiaj cudowny. Wieczorem (no, koło 19) gdy zamykałam okno w pokoju Gabrysi, zapatrzyłam się. Dla mnie wieczory krótko przed przestawieniem czasu na zimowy i tuż po przestawieniu czasu na letni wyglądają i pachną tak samo. Gdy tak patrzyłam przez okno i zamyśliłam się to przez chwilę nie wiedziałam czy to wrzesień czy... kwiecień... wiosna.....
pora od której dzieliły mnie wieki rok temu. Rok temu marzyłam o wiośnie. Mój maleńki synek tylko płakał i płakał a ja szukałam przyczyny i nie marzyłam o niczym innym jak tylko o tym żeby już była wiosna, żeby już wyrósł z tego płakania i żebym choć trochę mogła się wyspać.
Dzisiaj nie jest mi tak śpieszno do wiosny. Wiosną Gabrysia będzie miała 3,5 roku i pewnie przestanie już całkiem mówić w dziecinny sposób. Arturek będzie śmigał jak mały samochodzik i nie będzie się przewracał na ulicy co dwa metry. Będzie ładnie umiał wejść na schody i krawężniki. Będzie jeździł na trzykołowym rowerku. Może do wiosny się rozgada?? I na pewno wreszcie odczepi się od szafek w kuchni i moich biednych garnków. Wiosną Gabi będzie po prawie roku swojej przedszkolnej edukacji i jak patrzę na efekty teraz, to nie śmiem zgadywać ile będzie umiała na wiosnę !
Cudny okres będzie ta wiosna. Ale niech nie nadchodzi zbyt szybko. Niech nie mijają tak szybko te chwile spędzane z moją trzylatką i roczniakiem. Choć czasem są takie trudne...... Arturek nadal kocha najbardziej na świecie moje szafki kuchenne i garnki oraz schody i jest wprost nie do ogarnięcia; Gabi nie śpi w dzień i ma kryzys po powrocie z przedszkola, trochę się buntuje, jest płaczliwa.... chwilami modlę się żeby mnie cierpliwość nie opuściła.
Patrzyłam dzisiaj w to okno, schowana za firanką. Nagle Gabi podbiegła i mówi:
- tu jesteś mamusia! co robisz?
- patrzę w przyszłość.
- a gdzie jest? pokaż mi też, chcę zobaczyć.
przyszłość, kochanie, jest...... prawie tutaj.........