(Treść wystąpienia Stowarzyszenia „Nasz
Bocian” na Kongresie Kobiet, 2011, autor Anna Krawczak)
Cztery poniższe historie są autentyczne i zostały opisane
przez bohaterki
na stronie www.proinvitro.pl
stworzonej w 2009 z inicjatywy niepłodnych pacjentów, jako odpowiedź na
prace nad ustawą bioetyczną posła Jarosława Gowina.
Każda z przedstawionych historii ma trzy zakończenia- jedno wydarzyło
się
naprawdę, pozostałe stanowią futurystyczną próbę ukazania, co realnie
zmieniłoby się w życiu konkretnych ludzi, gdyby w życie weszła każda z
trzech poniższych ustaw:
1. o ochronie genomu
ludzkiego i embrionu
ludzkiego oraz Polskiej Radzie Bioetycznej i zmianie innych ustaw.
Wniesiona przez Platformę
Obywatelską reprezentowaną przez posła Jarosława Gowina;
2. o ochronie genomu
ludzkiego i embrionu
ludzkiego.
Wniesiona przez Prawo
i
Sprawiedliwość reprezentowane przez posła Bolesława
Grzegorza
Piechę;
3. o zmianie ustawy o
pobieraniu,
przechowywaniu i przeszczepianiu komórek, tkanek i narządów.
Zwana „ustawą tkankową” lub „ustawą ekspercką”- projekt społeczny
współtworzony między innymi przez Stowarzyszenie na Rzecz Leczenia
Niepłodności i Wspierania Adopcji „Nasz Bocian”, który został wybrany
jako
ustawa bazowa do prac Podkomisji ds. in vitro, a wniesiony został przez
Sojusz Lewicy
Demokratycznej
reprezentowany przez posła Marka Balickiego. Wszystkie uwagi dotyczące
niniejszej ustawy odnoszą się również do ustawy wniesionej w
listopadzie
2011 przez Ruch
Palikota,
która powstała w oparciu o projekt społeczny i zawiera zasadniczą
większość jego ustaleń.
style="font-weight: bold;">Historia
Kasi: początek
Nazywam się Kasia, mam 25 lat. Kiedy miałam osiemnaście lat
zachorowałam
na autoimmunologiczną chorobę tarczycy, która znacząco wpłynęła na moją
płodność. Do tego mam zespół policystycznych jajników (PCO) powodujący
brak samoistnej owulacji oraz macicę jednorożną – defekt w budowie,
brak
jej lewej części. Mąż ma zaniżone parametry nasienia.
Mamy za sobą setki badań, starania naturalne, próby wywoływania
owulacji,
6 zabiegów inseminacji, w tym jeden udany. Niestety tylko do 11
tygodnia
ciąży. Zabieg łyżeczkowania, po którym pozostał zrost na macicy i
wielka
rana w sercu. Gdzie był wtedy Bóg – nie wiem, wolę o tym nie myśleć. Po
tych 6 inseminacjach podjęliśmy decyzję o in vitro. Wybraliśmy jedną z
najlepszych klinik leczenia niepłodności w Polsce. To nic, że
musieliśmy
pokonywać ponad 400 km w jedną stronę.
Mam wielką nadzieję, że dzięki procedurze in vitro będę mogła zostać
matką.
style="font-weight: bold;">Ciąg dalszy
historii Kasi po wejściu w życie Ustawy bioetycznej Jarosława Gowina,
PO
style="font-style: italic;">- o ochronie genomu ludzkiego i embrionu ludzkiego oraz Polskiej Radzie Bioetycznej i zmianie innych ustaw. Rozdział I Przepisy ogólne Art.2 Ustawa chroni godność i życie człowieka, dobro dziecka, małżeństwo i rodzinę Rozdział II Procedura medycznie wspomaganej prokreacji Art.16 Do procedury medycznie wspomaganej prokreacji może być dopuszczona para małżeńska, w stosunku do której stwierdzono brak skuteczności w leczeniu bezpłodności. |
Po wielomiesięcznym uzyskiwaniu zgody na przeprowadzenie zabiegu in
vitro
zostaliśmy zakwalifikowani do zabiegu. Z uwagi na Zespół
Policystycznych
Jajników stymulacja była bardzo trudna i lekarze uzyskali dziesięć
komórek
jajowych. Niestety otrzymaliśmy zgodę na zapłodnienie tylko dwóch
komórek,
więc pozostałych osiem komórek jajowych zostało zniszczonych.
style="font-style: italic;">Rozdział II Procedura Medycznie Wspomaganej Prokreacji Art.21 W procedurze medycznie wspomaganej prokreacji można tworzyć tylko jeden embrion w celu transferu do organizmu kobiety; tworzenie dwóch embrionów jest dopuszczalne wyłącznie pod warunkiem ich jednoczesnego transferu do organizmu kobiety. |
Po pobraniu komórek jajowych zaczęłam odczuwać liczne
dolegliwości- bolał
mnie brzuch, chciało mi się wymiotować. Wiedziałam, że w moim przypadku
wystąpienie OHSS, zespołu hiperstymulacji jajników jest wysoce
prawdopodobne: zaliczałam się do grupy ryzyka ze względu na młody wiek
i
swoją chorobę. Zawsze źle reagowałam na stymulację hormonalną i lekarz
mnie uprzedzał, że powinnam być przygotowana na wystąpienie trudności
podczas stymulacji do in vitro. Mimo, iż stymulacja była prowadzona
ostrożnie i z zastosowaniem najniższych dawek hormonów, wiedziałam, co
oznaczają moje objawy.
Dobrą –i jednocześnie złą- wiadomością była ta, że obie komórki się
zapłodniły.
To mnie cieszyło, bo podnosiło szansę na ciążę.
Ale jednocześnie mnie martwiło, bo wiedziałam, że nie jestem w stanie
donosić ciąży bliźniaczej z uwagi na moją wadę macicy. Nie chciałam być
w
ciąży tylko po to, aby za chwilę ją poronić.
Na szczęście OHSS nie było na tyle poważne, abym musiała być
hospitalizowana. Jednak lekarz ocenił, że w tej sytuacji transfer obu
zarodków nie wchodzi w grę, byłoby to niebezpieczne dla mojego zdrowia
i
obniżałoby szansę zarodków na urodzenie się.
Musieliśmy odczekać dwa miesiące, aby mój organizm się uspokoił.
Otrzymaliśmy urzędową zgodę na zamrożenie obu zarodków.
|
Dwa miesiące później wróciłam do kliniki. Podano mi jeden
zarodek, mojego
mrozaczka.
Ku mojemu szczęściu zaszłam w ciążę. Dziewięć miesięcy później
urodziłam
zdrowego synka. Planowaliśmy z mężem powrót po drugi zarodek, jak tylko
będzie to możliwe i bezpieczne dla mojego zdrowia.
|
Karmiłam synka piersią osiemnaście miesięcy. Cieszyłam się tym
okresem,
wspominam go jako czas wyjątkowej bliskości. Przez całą laktację miałam
czerwone światło na kolejną ciążę- moje hormony nie były uregulowane i
lekarz powiedział, że podchodzenie w tej sytuacji do transferu
zamrożonego
zarodka byłoby równoznaczne z wydaniem wyroku na tę ciążę. Czekałam
więc,
aż będziemy gotowi do rozstania z piersią.
Po odstawieniu synka od piersi pojechaliśmy na wakacje, planowaliśmy
wrócić po zarodek we wrześniu, byłam już umówiona na wizytę w klinice.
Na
początku września zaczęły mnie męczyć ataki duszności i nagłe spadki
kondycji, męczyło mnie nawet wchodzenie do naszego parterowego
mieszkania.
Znałam dobrze te objawy z przeszłości: wskazywały na to, że moja
tarczyca
znów zaczęła sprawiać problemy.
Wizyta u endokrynologa dała całkowitą jasność: miałam poporodowe
zapalenie
tarczycy i hormony rozchwiane jak karuzela w starym cyrku.
Kategorycznie
zakazano mi myślenia o ciąży w najbliższych miesiącach i poddano ostrej
terapii hormonalnej oraz skierowano na zabieg usunięcia tarczycy.
Kiedy doszłam do siebie po zabiegu był już kwiecień. Poszliśmy z mężem
do
kliniki porozmawiać o kriotransferze, ale poinformowano nas, że nasz
zarodek, nasze dziecko, został oddany innej parze wbrew naszej wiedzy i
woli!
Nie wiem, do kogo trafiło moje drugie dziecko, nie wiem, jak można mi
było
to zrobić?! Podobno zrobiono to w pełni prawa, ci obcy ludzie
przechodzili
wywiad środowiskowy, orzekał sąd opiekuńczy… Nic mnie to nie obchodzi!
Chciałam przyjąć drugi zarodek, chcieliśmy mieć z mężem zawsze dwoje
dzieci, byliśmy na to gotowi, tymczasem odebrano nam nasze dziecko i
oddano je obcym ludziom!
Nie wiem, jak będziemy żyć z tym dalej, jak mamy pogodzić się z tym, że
być może żyje gdzieś nasze kolejne dziecko, brat lub siostra naszego
synka
i nigdy się nie poznamy.
style="font-weight: bold;">Historia Kasi
po wejściu w życie Ustawy posła Bolesława Piechy, PiS
style="font-style: italic;"> - O ochronie genomu ludzkiego i embrionu ludzkiego. Preambuła Uznając, że nienaruszalna godność człowieka przynależy mu w każdej fazie jego życia, a kultura zakorzeniona w chrześcijańskim dziedzictwie Narodu i ogólnoludzkich wartościach znajduje wyraz w normach Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej stanowi się, co następuje: Rozdział III Ochrona embrionu ludzkiego Art.15 Zakazane jest tworzenie embrionu poza organizmem kobiety. |
Z uwagi na moją nienaruszalną godność i ogólnoludzkie
wartości, odebrano
mnie i mojemu mężowi możliwość zostania rodzicami. Nie wiem, jak wpływa
to
na prawa i godność mojego syna, który nigdy się nie urodzi.
style="font-weight: bold;">Historia Kasi
po wejściu w życie ustawy tkankowej posła Marka Balickiego, SLD/
ustawy tkankowej Ruchu Palikota
Prawdziwe zakończenie tej historii:
Po tych 6 inseminacjach podjęliśmy decyzję o in vitro. Wybraliśmy jedną
z
najlepszych klinik leczenia niepłodności w Polsce. To nic, że
musieliśmy
pokonywać ponad 400 km w jedną stronę. Oni mają wspaniałych
specjalistów,
duży procent uzyskiwanych ciąż i najlepsze wyniki w mrożeniu zarodków.
Stymulacja ze względu na PCO nie była łatwa, do transferu nie doszło w
związku z wystąpieniem zespołu hiperstymulacji jajników. Wszystkie 10
uzyskanych zarodków zostało zamrożone.
Banki |
Oddaliśmy też 2 komórki jajowe parom, które same nie
mogą ich
uzyskać.
Mamy nadzieję, że ten dar serca zaowocował pojawieniem się na świecie
kochanych, wymarzonych dzieci.
Ustawa |
Podejście do kriotransferu nie było takie łatwe – mieliśmy
trudności z
wywołaniem owulacji, uzyskaniem odpowiedniej wielkości endometrium, w
którym zarodek mógłby się zagnieździć. Pierwsze dwie próby nieudane.
Potem
histeroskopia, wycięty zrost i zdiagnozowana macica jednorożna. Kolejny
trzeci kriotransfer i dwa tygodnie oczekiwania na wynik.
Byłam pewna, że się nie udało. Na pani w laboratorium wymusiłam, by
podała
mi wynik przez telefon. Nie chciałam iść zapłakana przez miasto.
Dzwoniłam
do laboratorium z drżącym sercem i po usłyszeniu wyniku byłam święcie
przekonana, że to pomyłka. To nie mogła być prawda, przecinek pewnie
znajduje się dwa miejsca bliżej. A jednak to nie była pomyłka.
Doczekaliśmy się naszych II kreseczek na teście.
Po pierwszej euforii przyszedł strach, czy beta będzie prawidłowo
przyrastać, czy znowu nie stracę ciąży. Przez pierwszy tydzień, zanim
poszliśmy na usg, spałam po 2 godziny w nocy, w dzień rozwolnienie i
próby
przekonania siebie, by za bardzo się nie przyzwyczajać, nie cieszyć
się. U
ginekologa na monitorze zobaczyliśmy maleńki pulsujący punkcik – to
serduszko naszego dziecka. Dzisiaj już wiemy, że pod moim sercem
harcuje
synek, nasz ukochany mrozaczek.
Gdy dzisiaj głaszczę swój podskakujący brzuszek, zdaję sobie sprawę, że
jeśli w życie weszłaby ustawa bioetyczna projektu posła Gowina wiele
niepłodnych par nie będzie miało szans na takie szczęście. Zostanie
zabronione mrożenie zarodków i procent powodzenia zabiegów drastycznie
spadnie.
Mamy jeszcze 4 zamrożone zarodki – nasze ukochane dzieci, które czekają
na
to byśmy mogli zabrać je do domu. I na pewno po nie wrócimy, to
przecież
rodzeństwo naszego maleńkiego synka – nasze kochane mrozaczki.
style="font-size: 14px;">
style="font-weight: bold;">Historia Ewy-
początek
Mam na imię Ewa. Czekamy z mężem na upragnione dziecko już 4
lata.
Małżeństwem jesteśmy 8 rok. Pierwsze lata małżeństwa nie mogliśmy się
starać o dziecko ze względu na walkę z chorobą.
Dzięki medycynie możemy z mężem czekać na dziecko, które będzie darem
serca od innej kobiety.
Chociaż jestem młoda mam menopauzę.
To był wyrok okrutny, kiedy po latach badań i starań usłyszałam to
słowo.
Jak to menopauza przed trzydziestką?! Myślałam, że lekarz się pomylił.
Kazał powtórzyć badania. Pokazały to samo. Byłam u innego lekarza
potwierdził - MENOPAUZA.
Mogę zostać matką, być w ciąży jedynie dzięki komórkom jajowym innej
kobiety. Przepłakałam wiele dni, żyłam jak w letargu, nadal nie wiem
jak
sobie poradziłam z depresją.(…)
Dylemat przyjęcia komórki od innej kobiety, aby być w ciąży i urodzić
dziecko - spróbujcie sobie to wyobrazić - boli, wydaje się niemożliwe
stanięcie przed takim problemem w wieku poniżej 30 lat. To się dzieje
teraz i nie jestem jedynym przykładem. Dlaczego mam być skazana na
niemożność podejścia do in vitro - bo ktoś to źle rozumie, nie wie, co
przechodzą pary starające się o dziecko?
Przetrwanie próby starania się o potomka pokazuje jak bardzo dwie osoby
się kochają. Aby przejść cierniową drogę do macierzyństwa i ojcostwa
trzeba się załamać wiele razy, ale i wstać i w tym wstawaniu wspiera
nas
właśnie Bóg. Bez Boga nie wstałabym i nie mielibyśmy z mężem sił
walczyć o
nasze malutkie, ogromne szczęście. Adopcja też jest możliwa, ale nikt
nie
ma prawa odbierać nam możliwości poczęcia naszego dziecka dzięki pomocy
medycyny, skoro Bóg zadecydował, że nie możemy go począć zgodnie z
wyobrażeniem kościoła.
style="font-weight: bold;">
Historia Ewy po wejściu w życie ustawy bioetycznej Jarosława Gowina,
PO
|
Uzbieraliśmy z trudem pieniądze po rodzinie. Poszliśmy do
znanej kliniki
leczenia niepłodności, chcieliśmy podejść do zabiegu in vitro z użyciem
komórki dawczyni. Powiedziano nam, że jest to nielegalne.
Błagaliśmy lekarza, aby „coś się dało zrobić”. Nie chciał nawet o tym
słyszeć, powiedział, że gdyby miał słuchać takich próśb już dawno byłby
w
więzieniu.
|
Lekarz zasugerował nam trzy wyjścia: wyjazd za granicę i tam
przystąpienie do in vitro z komórką dawczyni. Nie mamy na to pieniędzy,
to
ponad nasze możliwości finansowe. Poza tym to przerażające: gdzie, u
kogo,
za co, w jaki sposób? A jeśli coś pójdzie nie tak, do kogo mieć wtedy
pretensje, gdzie się upomnieć o swoje prawa i zdrowie? Mój Boże, nawet
nie
znamy obcych języków.
Odrzuciliśmy myśl o wyjeździe z kraju w celu leczenia.
Drugim wyjściem była adopcja embrionu.
|
Pomyślałam, że to jakiś żart: mój mąż jest płodny! Może być
ojcem! Chcę
wychowywać nasze wspólne dziecko nawet jeśli nie będę jego genetyczną
matką! Chcę, żeby moje dzieci były ze sobą spokrewnione, były
rodzeństwem!
Lekarz powiedział mi, że będziemy musieli złożyć wniosek do Centralnego
Rejestru Medycznego, a potem kurator i sąd sprawdzą, czy będziemy
dobrymi
rodzicami i przeprowadzą wywiad środowiskowy.
Nie wiedzieliśmy czy śmiać się czy płakać- od pięciu lat mieszkamy w
mieszkaniu komunalnym, mój mąż pracuje na czarno, nie mamy zdolności
kredytowej, do tego mąż co dwa miesiące wyjeżdża na kolejne dwa
miesiące.
Jaki wywiad środowiskowy i jaki kurator… I w imię czego? Bycia w ciąży?
Równie dobrze moglibyśmy podejść do normalnej adopcji.
Ale ja nie chcę adoptować. Po prostu nie. To nie jest droga dla nas,
wiele
o tym rozmawialiśmy.
Na końcu lekarz powiedział, że zawsze możemy kupić sobie psa.
style="font-weight: bold;">Historia Ewy
po wejściu w życie ustawy posła Bolesława Piechy, PiS
|
Udało się, zdobyliśmy pieniądze i podeszliśmy do programu in
vitro z
komórką dawczyni zanim ustawa Piechy weszła w życie. Jeszcze trzy
miesiące
i in vitro zostałoby całkowicie zakazane w Polsce, moglibyśmy jedynie
adoptować cudzy zamrożony zarodek.
Nie wiem, czy podjęliśmy właściwą decyzję, czujemy się jak na roller
coasterze. Musimy zdążyć przed ustawą, a wejdzie w życie już na dniach.
Obyśmy zdążyli. Nie wiem, nic nie wiem. To będzie dziecko mojego męża,
wiem, że będę je kochać, ale po prostu nie miałam czasu zastanowić się,
co
czuję ja sama. Nie było czasu na rozważania, albo teraz, albo już nigdy.
Dziś podpisaliśmy umowę o biorstwie komórek jajowych, dawczyni
przekazała
nam aż cztery piękne jajeczka. Teraz czekamy, czy się zapłodnią.
Cztery dni później.
|
Nie wierzę, to nie może się dziać naprawdę! Otrzymaliśmy dziś
z kliniki
telefon z wiadomością, która mogła być wspaniała, a okazała się być
ciosem
w serce. Wszystkie cztery komórki się zapłodniły, mamy cztery zarodki,
ale
co z tego? Podobno nowe prawo stwierdza, że procedura in vitro trwająca
w
dniu wejścia nowego prawa musi się odbywać już na nowych zasadach!
Lekarz
powiedział, że nie może nam transferować naszych zarodków! Nie jestem
matką genetyczną i nie ma znaczenia, że mój mąż jest ojcem genetycznym-
prawo mówi podobno, że to nie są nasze zarodki i nie możemy ich teraz
przyjąć, dostanie je inna para, która zgodzi się je zaadoptować.
Mam wrażenie, że to jakiś koszmarny sen- nieznana dawczyni ma większe
prawa do naszych zarodków niż mój mąż, który jest ich ojcem, niż ja,
dla
której są to już własne dzieci!
|
Lekarz mówi, że istnieje niewielka szansa, że jeśli przez dwa
lata nikt
się nie zgłosi po nasze dzieci, to dostaniemy zgodę na ich adopcję.
Równie
dobrze jednak może tę zgodę dostać każda inna para. Nie mam sił patrzeć
na
mojego męża i na jego cierpienie- byliśmy tak blisko od upragnionego
celu,
a teraz potraktowano nas jakby mój mąż był jakimś obcym facetem dla
swoich
biologicznych dzieci. Odebrano mu wszelkie prawa i to w imię czego-
godności i dobra naszych zarodków, które trafią za dwa lata do
kompletnie
obcych ludzi? I będzie się nam wmawiać, że to dla naszego dobra.
Nie mam sił myśleć, co dalej, co teraz. Nie wiem, co zrobić z mężem,
który
rozpadł się dziś na kawałki.
style="font-weight: bold;">Historia Ewy
po wejściu w życie ustawy posła Marka Balickiego, SLD/ ustawy
tkankowej Ruchu Palikota
- o zmianie ustawy o pobieraniu, przechowywaniu i przeszczepianiu komórek, tkanek i narządów. Art.19a Komórki rozrodcze mogą być pobierane od żywego dawcy w celu dawstwa niepartnerskiego, przy zachowaniu następujących warunków: Pobranie następuje na rzecz anonimowej biorczyni; jeżeli uzasadniają to szczególne względy osobiste, pobranie może nastąpić na rzecz określonej biorczyni; |
Prawdziwe zakończenie tej historii dopisane przez autorkę dwa
miesiące
później:
Jestem w upragnionej, wymarzonej ciąży podarowanej mi przez
Boga dzięki
życzliwej kobiecie i klinice zajmującej się z troską pacjentkami, które
z
różnych powodów nie mogą mieć dzieci drogą naturalną.
Niektórzy z Was sądzą, że w ciążę zachodzi się łatwo jak po
pstryknięciu
palcami, niektórzy mają przed sobą tak trudną drogę i decyzję, jak
budowa
największej piramidy w pojedynkę. Dzięki ivf jestem w ciąży
przepełniona
wdzięcznością za ten cud. Czekamy na nasze dziecko z miłością. Dziękuję
politycy, że nie zdążyliście odebrać nam tej szansy.
style="font-weight: bold;">
style="font-weight: bold;">Historia
Magdy- początek
Nazywam się Magda. Zawsze chciałam mieć dzieci. Co najmniej
dwoje.
Pamiętam, jak kiedyś mąż powiedział: „E tam, wiadomo, że jesteśmy
płodni,
jesteśmy młodzi i zdrowi”. Ciąża jakoś nie przychodziła. Mimo że
staraliśmy się o dziecko regularnie, a ja znałam swój cykl na wylot.
Z cyklu na cykl byłam smutniejsza, co miesiąc przeżywałam żałobę.
Modliłam
się, płakałam, zazdrościłam innym. Pisałam w swej tęsknocie listy do
przyszłego dziecka. Unikałam koleżanek, które miały dzieci, bo nie
byłam w
stanie się uśmiechać. Za bardzo bolało. Wysłuchiwałam słów typu: „A wy
co?
Dzieci mieć nie będziecie?”, „Latka lecą!”, „Nie wiecie jak to się
robi?”.
Do tej pory z niesmakiem myślę o życzeniach świątecznych w moim
zakładzie
pracy. Zawsze były okazją do dowcipnych uwag – „No i dziecka w końcu
życzę, bo już czas najwyższy. Jakby co, to mogę pomóc”.
Po sześciu latach małżeństwa mąż zbadał nasienie. Wpatrywałam się w
wynik
badania i nie mogłam pojąć, tego co czytam. Na kartce napisano: „nie
znaleziono żadnego plemnika”, dalej stały trzy wykrzykniki.
Niedowierzanie
(„to pomyłka w laboratorium, przecież to niemożliwe, nigdy o tym nie
słyszałam”), rozpacz, złość – to bardzo oklepane słowa i nie oddają
tego,
co przeżyłam. Pominę tu to, co wtedy czułam, bo nie jesteście w stanie
tego zrozumieć, nigdy. Świat się zawalił. Naprawdę.
Pomyłki laboratorium nie było. Chciałam cudu.
Z portalu
href="http://www.nasz-bocian.pl/">www.nasz-bocian.pl
dowiedziałam się, że istnieje szansa na znalezienie plemników w jądrach
i
najądrzach - można je wtedy pobrać i wykorzystać do in vitro. To było
moje
marzenie, ale po biopsji jąder okazało się, że plemniki wcale się nie
produkują. I nie będą. Nigdy.
Cudu nie było. I wiedziałam, że nie będzie.
Mąż nie chciał adopcji.
style="font-weight: bold;">Historia
Magdy po wejściu w życie ustawy bioetycznej Jarosława Gowina, PO
UWAGA: Te |
Rozważyliśmy dostępne opcje: nie mieliśmy szans na in vitro,
bo z czego
je robić? Z zera plemników? Jedyna możliwość to skorzystać z nasienia
dawcy. Ale to zabronione i grozi za to więzienie.
Łatwiejszą i tańszą opcją byłaby inseminacja z nasieniem dawcy. Zabrano
nam jednak i tę możliwość.
Po roku trwania w rozpaczy i zawieszeniu poszliśmy do ośrodka
adopcyjnego.
Zaczęliśmy kurs, widziałam po mężu, że walczy ze sobą.
Kiedy na końcu okazało się, że jednak nie dostaliśmy kwalifikacji na
rodziców adopcyjnych poczułam ogromny żal, ale i… ulgę. Panie z ośrodka
były bardzo miłe i powiedziały to, co wiedziałam sama w głębi serca,
choć
miałam nadzieję, że okaże się nieprawdą: że mąż wciąż nie przeżył
żałoby
po naszym wspólnym dziecku, o które nie pozwolono nam walczyć.
I że w tej sytuacji nie możemy zostać rodzicami adopcyjnymi, byłoby to
bardzo nie fair wobec adoptowanego syna lub córki.
Rodzina nie ułatwia sprawy, osobista teściowa wzięła mnie niedawno na
bok
i powiedziała „to ty nie wiesz, co zrobić? Jeden skok w bok, wychowacie
jak swoje własne”. Zrobiło mi się niedobrze, choć czasem w przypływie
rozpaczy mój mąż wspomina o czarnym rynku inseminatorów.
Jest tajemnicą Poliszynela, że Internet pęka w szwach od ogłoszeń
chętnych
panów, którzy umawiają się w hotelach na, jak to nazywają, „naturalne
inseminacje”.
Płacisz, kładziesz się i szybko jest po wszystkim.
Nie sądzę, żebym się na to zdecydowała. Tłumaczę mężowi, że ci
mężczyźni
nie mają żadnych badań, że to w ogóle jakieś szaleństwo. Ale lata
płyną, a
pokój, który przeznaczyliśmy dla dziecka wciąż stoi pusty.
Nie wiem, co dalej. Nie chce mi się żyć.
style="font-weight: bold;">Historia
Magdy po wejściu w życie ustawy posła Bolesława Piechy, PiS
UWAGA: |
Lekarze nie pozostawili nam złudzeń: takich jak my nie można w
Polsce
leczyć. Chyba, że chce się iść do więzienia.
Pytaliśmy „co teraz?”- usłyszeliśmy, że możemy zastanowić się nad
adopcją
lub świadomą bezdzietnością. Ale nasza bezdzietność wcale nie jest
świadoma, jest wymuszona. My jej nie chcemy i nie wybraliśmy. Po prostu
zabrano nam wybór.
Niedawno wpadł mi w ręce stary wywiad z biskupem Kiernikowskim, w
którym
powiedział, że niepłodność jest powołaniem. Swoje powołanie można
zrealizować na przykład poprzez duchową adopcję.
Dawno nie czytałam czegoś tak głupiego i bezwzględnego: nie chcę
duchowo
adoptować afrykańskich dzieci, płodów zagrożonych aborcją ani kociąt.
Nie
chcę być bezdzietna. Chcemy być rodzicami, chcemy przynajmniej
spróbować
nimi być.
Ostatnio usłyszałam od koleżanki, że na Słowacji moglibyśmy podejść do
inseminacji nasieniem dawcy, być może to rozważymy.
style="font-weight: bold;">Historia
Magdy po wejściu w życie ustawy posła Marka Balickiego, SLD/ustawy
tkankowej Ruchu Palikota
Prawdziwe zakończenie historii Magdy
UWAGA: |
Mąż nie chciał adopcji.
I cieszę się, że się na nią nie zdecydowaliśmy - ja byłam gotowa
pokochać
„obce” (to nieładne słowo) dziecko, ale on nie. A w takim wypadku,
adopcja
nie była dla nas. Bo adopcja powinna być świadoma i odpowiedzialna.
Zdecydowaliśmy się na zapłodnienie nasieniem dawcy. Krótko sprostuję,
że
takie zapłodnienie to nie spotkanie z dawcą. Nasienie lekarz podaje do
macicy za pomocą specjalnej „strzykawki”. Dawca jest anonimowy, nigdy
go
nie poznałam i nie poznam. Wiem jednak, że dzięki niemu mogło narodzić
się
życie.
Narodziło się. Całą ciążę drżałam o dziecko. Leżałam. Rozmawiałam z
brzuchem. Śpiewałam kołysanki. Pisałam pamiętnik ciąży. Nie mogłam
doczekać się porodu.
Każdego wieczoru o 19.00 Skreślałam miniony dzień. Ten który dzielił
mnie
od wielkiego spotkania. Urodziłam zdrową córeczkę.
Nie pokażę Wam jej zdjęcia.
Z prostego powodu – wiem jak bardzo głupota ludzka może krzywdzić.
Czasem
nie wierzę własnym oczom, gdy czytam komentarze ludzi pod artykułami
np.
dotyczącymi in vitro. Przeraża mnie bezmyślność, łatwość wydawania
krzywdzących opinii bez znajomości tematu, okrucieństwo, posługiwanie
się
obiegowymi sloganami, które w dodatku są nieprawdziwe.
Nie pokażę Wam jej zdjęcia.
Ale opowiem Wam o niej.
Jest połączeniem delikatności i twardego charakteru. Ma duże jasne oczy
i
główkę usianą loczkami.
Jej skóra pachnie słońcem. Zawsze. Nie wiem jak to się dzieje, bo teraz
–
zimą – też. Ma ponad rok.
Kocha zwierzęta, parówki, makaron i pomidorową z lanymi kluskami.
Nie pamiętam już, jak to było, gdy nie było jej. I nie chcę tego
pamiętać.
Bo ona rozjaśniła mi życie.
Patrzę w projekt ustawy, który przygotowuje p. Gowin i wiem, że gdyby
przeszedł w takiej formie, moje dziecko nie miałoby prawa istnieć. Nie
powinno go być. Jest poczęte niemoralnie, niewłaściwie i niegodnie.
Mimo tego, że nikogo nie skrzywdziłam, nie zabiłam. Ona także.
Nie narodziła się niczyim kosztem.
Urodziła się z miłości.
style="font-weight: bold;">Historia
Karoliny podsumowująca panel:
Znaliśmy się przed ślubem 9 długich lat, wiele razem
przeszliśmy.
W dniu ślubu myślałam o dziecku. O tym, jak ładnie będę wyglądać w
ciąży,
o kupowaniu mu wyprawki, o wybieraniu wózka. O tym, na jakiego
człowieka
będę chciała go wychować. Przyrzekając podczas przysięgi małżeńskiej "i
w
zdrowiu, i w chorobie", nie pomyślałam o bezpłodności, właściwie nie
wiem
o czym myślałam. O zapaleniu oskrzeli czy o anginie.
Po ślubie chcieliśmy powiększyć rodzinę, miało to być pierwsze dziecko
wśród dorosłych, wyczekane przez dziadków, oczekiwane przez rodziców.
Ale
ciąża nie następowała, a ciągle powtarzane testy były "jednokreskowe".
Gdy
szłam do apteki, znajoma aptekarka, nie pytając po co przyszłam,
wyciągała
test ciążowy.
Zaczęłam chodzić do lekarza, skierowany został również mąż. Przyjechał
z
wynikami zapłakany. Mówił, że to wyrok - że nie będziemy mieć dziecka,
bo
zbyt mało plemników.
Pojechaliśmy do specjalistycznej kliniki, tam po serii badań okazało
się,
że tylko in vitro daje nam szanse na dziecko.
Podeszliśmy do tej próby, podano mi dwa zarodki. Nie było ich więcej,
niczego nie zamrożono.
Jakaż była nasza radość, gdy po dwóch tygodniach oczekiwań okazało się,
że
jestem w ciąży. Ciąża przebiegała prawidłowo. Będąc w 6 miesiącu
obudziłam
się z okropnym bólem głowy. Gdy ból był nie do zniesienia pojechaliśmy
do
szpitala. Tam odesłano mnie bez badania i kazano wziąć lek
przeciwbólowy.
Następnego dnia zaczął boleć mnie brzuch. Znowu pojechaliśmy do
szpitala.
Okazało się, że pęcherz płodowy jest już w pochwie i właściwie, jak to
określił lekarz, "jest po ciąży"...
Leżałam dwa tygodnie bez ruchu. Po dwóch tygodniach urodziłam syna.
Zmarł.
Nie muszę pisać, co czułam. Każdy, kto ma dziecko, umie chyba sobie to
wyobrazić - jak mogłam się czuć, gdy po wielu latach starań traci się
kogoś, o kogo się bardzo walczyło. Kogo się bardzo kochało. Traci się
dlatego, bo lekarz w porę nie założył szwu.
Po sekcji dziecka okazało się, że było całkowicie zdrowe.
Gdy doszłam do siebie, podeszłam do kolejnej próby. Podano mi dwa
zarodki,
nie było innych, znowu niczego nie mrożono.
Po dwóch tygodniach wynik bety: 0
Pamiętam, że mąż tego dnia jedząc zupę płakał, a łzy kapały mu do
talerza
i zupy było coraz więcej i więcej.
Wiedziałam, że już nigdy nie podejdę do in vitro, między innymi ze
względów finansowych.
Po jakimś czasie dojrzeliśmy do rozmów o adopcji... Do decyzji o
kochaniu
dziecka, które gdzieś się zagubiło, tylko po prostu musimy je odnaleźć.
I zaczęliśmy szukać... I tęsknić... I cierpieć ze świadomością, że jest
gdzieś tam, bez nas, i że też tęskni i płacze za nami...
Przeszliśmy trudne procedury adopcji. I w końcu nastał dzień, gdy
wzięłam
Go w ramiona... Spojrzałam na niego i powiedziałam: "Tak długo Ciebie
szukałam, synku mój jedyny".
Jest z nami... Kochamy go bardzo, nie wyobrażam sobie życia bez niego,
jest całym moim życiem i szczęściem.
Mój mąż powiedział kiedyś, że jego przekleństwo stało sie naszym
błogosławieństwem.
I może ktoś pomyśli, że moja historia to dowód na to, że niepotrzebne
jest
in vitro, że trzeba od razu podejść do adopcji.
Jest wręcz przeciwnie.
Moja historia to dowód na to, że każdy ma swoją drogę, jedni podchodzą
do
in vitro, inni do inseminacji, jeszcze inni do zapłodnienia nasieniem
dawcy, a jeszcze inni do adopcji. I pozwólmy im dokonywać wyboru, bo
nigdy
nie będą szczęśliwi.
Aby kochać dobrze dziecko, potrzebna jest mądrość, decyzja, dojrzałość.
Nie czyńmy niczego na siłę. Adopcja nie może być lekiem na bezpłodność,
adopcja to takie samo rodzicielstwo jak inne. Jak czułoby się dziecko,
gdyby jego rodzice żyli w przeświadczeniu, że jest tylko zastępcze, że
to
lek?
Więc błagam tych, którzy namawiają do adopcji - niech tego nie czynią.
To
musi być świadomy wybór.
Ja kocham moje dziecko, miłością szaloną, czasami usprawiedliwiającą ,
miłością wymodloną, wyczekaną... Tak samo kochałabym dziecko – to,
które
zmarło... To z in vitro...
"I w zdrowiu, i w chorobie, dopóki śmierć nas nie rozłączy".
Powiem kiedyś mojemu synowi, aby wtedy, gdy on będzie składał taką
przysięgę nie myślał o zapaleniu oskrzeli...
Karolina (mama adopcyjna)
***
Poseł Jarosław Gowin mimo ogromu zainteresowania godnością zarodka, ani
razu nie pojawił się na posiedzeniach Podkomisji Nadzwyczajnej do
rozpatrzenia poselskich projektów ustaw.
Poseł Bolesław Piecha wziął udział w posiedzeniach Komisji dwa razy na
dziesięć posiedzeń: na samym początku i potem na posiedzeniu Prezydium
Komisji, gdy głosowano przyjęcie sprawozdań z prac Komisji. Wszelkie
jego
działania miały na celu proceduralne opóźnienie postępu prac nad
ustawą.
Przestał pojawiać się gdy ostatecznie Podkomisja uznała, ze prace będą
toczyły się w oparciu o ustawę o in vitro Marka Balickiego (SLD) i
ustawę
bioetyczną Małgorzaty Kidawy – Błońskiej (PO) oraz uzyskano
jednoznaczną
opinię, ze prawidłowe legislacyjnie są prace, w ramach których ustawę
Balickiego uzupełnia się przepisami z ustawy Kidawy- Błońskiej.
29 października 2010 roku odbyło się w Sejmie głosowanie nad
odrzuceniem
projektu ustawy Bolesława Piechy. Za tym, aby ustawy nie odrzucać i aby
rozpocząć nad nią prace, było:
72 posłów PO, w tym minister do spraw równego statusu Elżbieta
Radziszewska i poseł PO Jarosław Gowin
141 posłów PiS
Za nieodrzucaniem tzw. „ustawy Wargockiej” zakazującej zabiegu
in vitro,
zakazującej adopcji zarodków i nakładającej kary pozbawienia wolności
dla
praktykujących lekarzy i pacjentów poddających się procedurze,
głosowało:
145 posłów PiS
18 posłów PO
13 posłów PSL
Ustawa o
penalizacji in vitro przepadła
zaledwie dwudziestoma sześcioma głosami w 460 osobowym
Sejmie
10.2010 start
10.2011 azoo
09.2013 ICSI, 3xET
11.2014 II ICSI - cb
01.2015 crio Blastka 4AA: 6dpt :testI: ; 7dpt - 122,99; 8dpt - 194,5; 10dpt - 458,5; 12dpt - 1042,66; 14dpt - 1950,13; 22dpt - :love: