Mój mąż nie chce słyszeć o adopcji.

Archiwum forów "muszę o tym porozmawiać"

Moderatorzy: Moderatorzy, Moderatorzy grupa wdrożeniowa

Awatar użytkownika
anika1
Posty: 109
Rejestracja: 08 gru 2002 01:00

Mój mąż nie chce słyszeć o adopcji.

Post autor: anika1 »

Cześć dziewczyny,
właśnie jesteśmy z mężem w trakcie "cichych dni". Powód? Ostatnio kilka razy próbowałam zasugerować temat adopcji, ale on nawet nie chce o tym rozmawiać a co dopiero wprowadzić w czyn. Wiem, że nie mogę go do tego zmusić, ale przecież muszę spróbować. Tylko jak? Mam do niego pisać listy? A może potajemnie umówić z psychologiem?
Staramy się o dziecko d 6 lat, jesteśmy po dwóch ICSI a latka lecą. Pomyślałam więc, że możemy się zorientować w temacie adopcji. Ale mój mąż stawia sprawę bardzo kategorycznie - NIE I KONIEC. Bez jakiejkolwiek rozmowy. Co mam zrobić. Myślę, że on nie do końca zdaję sobie sprawę z tego, że ja nie wyobrażam sobie życia bez dziecka. Chyba zwarjuję.

Co o tym sądziecie?
Awatar użytkownika
KROPEK
Posty: 2692
Rejestracja: 11 gru 2002 01:00

Post autor: KROPEK »

Przede wszystkim - rozmowa. Ma prawo się sprzeciwiać, bo to trudna decyzja, nie możesz go do adopcji zmusić. Jednak uważam, że rozmowa jest konieczna. Skoro mówi "nie i koniec" to musi mieć powód, niech go wyjawi, da Ci szansę zrozumieć.
My nie leczymy się długo - od stycznia br. Jednka w wakacje pytałam dwurkotnie męża o adopcję. Powiedziałą że na razie się leczymy i nie wie co będzie, ale obawia się że nie będzie potrafił pokochać adoptowanego dziecka. Postanowiliśmy odłożyć tę rozmowę na "potem". Jak już wyczerpiemy możliwości leczenia...
Wy leczycie się już długo, więc rozumiem Twoją chęć przydyskutowania możliwości adopcji... I jak najbardziej powinnaś przekonać męża o potrzbeie rozmowy na ten temat, jakakolwiek jest jego postawa...
Kropek z Joaneczką - Maciejką :) ur. 14.09.2004r. oraz Majeczką :) ur. 30.12.2005r.
[url=http://kropkowo.blox.pl/html]kropkowo[/url]
Awatar użytkownika
Jarecki
Posty: 209
Rejestracja: 21 paź 2003 00:00

Post autor: Jarecki »

Cześć Anika,
Mój mąż też mówił na poczatku "nie i koniec" ale ja nie dawałam za wygraną. Tez były ciche dni i kłótnie aż w końcu siłą zaciagnęłam go do Osrodka obiecujac że idziemy tylko pogadać. Na pierwszej wizycie wcale tego nie ukrywalismy ze on jest raczej przeciwny a ja go staram sie przekonać. Ku mojemu zdumieniu zadawał bardzo sensowne i konkretne pytania. Zrozumiałam, że on poprostu mało wiedział na ten temat. Wyszlismy z osrodka mówiac że jak podejmiemy decyzje na tak to przyjdziemy.Potem przekonywałam go ok. pół roku i przekonałam go.
Teraz jestesmy rodzicami adoptowanej 10 miesiecznej Zosi a on poprostu oszalał na jej punkcie.
Zmierzam do tego, ze może to "nie i koniec" to wcale nie tak naprawde "nie i koniec". Może musi sie facet oswoić, pogadac z kimś kto jest bardziej zorientowany w temacie, z kims kto podchodzi do tematu nie tak emocjonalnie jak jego własna małżonka.
Nie poddawaj się.
Kaśka (druga połowa Jareckiego) mama Zosi
Awatar użytkownika
anika1
Posty: 109
Rejestracja: 08 gru 2002 01:00

Post autor: anika1 »

Kropku,
jakiś czas temu mój mąż też tak powiedział, że jeszcze nie wykorzystaliśmy każdej możliwości i że porozmawiamy jak się nie uda.
Ale ja już mam 32 lata mąż 37 i moim zdaniem ostatni dzwonek zadzwoni już niedługo. Obawiam się, że im później tym trudniej będzie go przekonać.

Kasiu,
dałaś mi nadzieję, ale nie wiem czy to u mnie zadziała. Dobrze go znam i wiem że to będzie trudna walka. Też proponowałam, że najpierw pójdziemy tylko się zorientować, porozmawiać. Myślałam też o warsztatach psychologcznych. Ale na razie jesteśmy w punkcie wyjścia.

Ale tak łatwo się nie poddam.
Awatar użytkownika
Patrycja13
Posty: 2114
Rejestracja: 18 paź 2002 00:00

Post autor: Patrycja13 »

Witaj Anika.
Z facetami to juz chyba tak jest :wink:
Najpierw nie i koniec a później nawet tego nie pamiętają.
U nas to też była trudna decyzja. I wiem, ze mój maz idąc do ośrodka zrobił to tylko dla mnie.
Ale cała procedura, rozmowy, testy a teraz spotkania na PRIDZIe w naszym przypadku bardzo wiele zmieniły. Teraz po prostu czekamy na NASZE dziecko.
A na pocieszenie powiem Ci, ze w naszej 20 osobowej grupie (10 par) większośc facetów ( i to zdecydowana większość!!!) reagowała bardzo podobnie.
Najpierw nie i koniec, później , co ja tutaj robię, a teraz wsszyscy z niecierpliwością czekamy na Maluchy.

Nie wiem.... A może tak małymi kroczkami.... A czego On właściwie się boi? No i - przede wszystkim - czy chce mieć dzieci?

Pozdrawiam.
Awatar użytkownika
maniaq
Posty: 1119
Rejestracja: 14 wrz 2003 00:00

Post autor: maniaq »

Mój mąż też wyklucza adopcję, niestety. Twierdzi, że boi się że nie będzie potrafił kochać tego dziecka.
Znam go dobrze i wiem, że on to dziecko pokochałby. To jednak nie przekonuje go. No i ta moja pewność nie wystarcza aby "zaryzykować".
A innych argumentów nie mam.
Awatar użytkownika
jedrek
Posty: 442
Rejestracja: 13 maja 2002 00:00

Post autor: jedrek »

Ze mną wprawdzie było inaczej, bo na decyzję żony: "jedziemy zarejestrować się w ośrodku adopcyjnym" powiedziałem OK,ale wiedziałem, że będę miał dużo czasu na przygotowanie się do adopcji
( okazało się że 3 lata). Myślenie o tym, co mam do zrobienia by przygotować się do roli opiekuna i ojca było przed myśleniem czy pokocham( a jak nie to co z tego). Zresztą te wątpliwości, jak sądzę wynikają z trującego dusze mitu miłości romantycznej, można się tym kierować gdy startuje się w konkury, a nie wtedy gdy myśli się o dziecku. Rozmawiajcie, a jak nie chcą to piszcie listy; o Waszych potrzebach spełnienia się, o waszych do nich uczuciach, ale przypominajcie też o tym co przysięgali przed ołtarzem. Postawa typu "nie bo nie", przynależy dzieciom w piaskownicy, gdy wymieniają się zabawkami. Z tego "nie" muszą się wytłumaczyć. Z tego tłumaczenia mogą wyniknąć różnice w rozumieniu tego czym jest związek, trzeba być na to gotowym, być może trzeba od tego zycząć, zanim zaczniecie przyciskać ich w kwestii adopcji.
Jest też może tak, że lata leczenia kierowały strumień Waszych macieżyńskich instynktów na mężów właśnie. Domyślają się, że dziecko profity z tego wynikające im odbierze - trudno się z tym rozstać.
jędrek
Isia
Posty: 194
Rejestracja: 01 mar 2002 01:00

Post autor: Isia »

O to, to właśnie :lol: Dużo racji w tym ostatnim o czym piszesz Jędrek :lol:

Anika - ja się też długo męczyłam z moim mężem, przeżywałam identyczne rozterki... Teraz jak jesteśmy już prawie na końcu ciąży adopcyjnej i wymknie mi się przy nim, że czekałam ponad 2 lata na jego decyzję to się zapiera, że on przecież był chętny... :wink: itp.

Ja używałam takich argumentów:
- wiek, że nie mogę czekać aż mi się skończy owulacja,
- że nie mogę się wystawiać na comiesięczną traumę z powodu nieuchronnej miesiączki, po prostu psychika nawala
- że jestem kobietą, a z natury będąc nią jestem stworzona do opieki nad dzieckiem, że mi się serce kraje jak widzę inne mamy, że nie zmienię natury...
- że wszyscy znajomi będą się niedługo spotykać w piaskownicach a my zostaniemy na uboczu - nie ma wtedy mowy o wspólnych wyjazdach w gronie przyjaciół

zadziałał właśnie przykład kolegów, którzy cieszą się już z pociech:)

Pozdrawiam, życzę wytrwałości!!!

Acha, jeszcze jedno - jak nie działały w/w argumenty wytoczyłam ciężkie działo typu: po co się pobieraliśmy... przecież żeby być we dwoje nie trzeba sankcjonować tego ślubem :wink: oboje przez małżeństwo rozumieliśmy - rodzinę - więc jeśli nie ma dzieci naturalnie, przecież jest jeszcze inna forma macierzyństwa i ojcostwa. Jeśli się pobieraliśmy tzn. że byliśmy gotowi na dzieci! A dla mnie wszystkie dzieci są jednakie!
Mam synka i dwie córeczki!!!:)))
Denatka
Posty: 317
Rejestracja: 11 maja 2003 00:00

Post autor: Denatka »

Dla odmiany wezmę w obronę męża Aniki i postaram się jego wytłumaczyć.
Każdy z nas ma bariery. Bariery różnego typu: jedni nie skoczą na bungee, inni nigdy nie ściągali w szkole, ktoś nie chodzi po domu w negliżu, a ktoś inny nie jest w stanie podjąć się wychowania dziecka, które nie ma jego genów. Tak po prostu jest. Ja nie spełniam ani pierwszego ani ostatniego kryterium. Raczej moja postawa nie ma żadnego racjonalnego wytłumaczenia, nie wiem czy rozmowa, o której wspomina Jędrek coś by dała, ale wiem na pewno, że adopcja dziecka to nie jest rozwiązanie dla mnie. Nigdy przez nas nie była rozważana. I nawet gdybym misiała ulec, to bariery pozostaną.
Nie wiem czy mąż Aniki czuje to samo, ale ja go rozumiem, bo wiem, że takie postawy wśród ludzi istnieją. Sama jestem przykładem. To nie ma nic wspólnego z brakiem uczuć macierzyńskich (ojcowskich), z brakiem "rodzinności" czy niekochaniem małżonka.
Jeżeli macie jakieś pytania - mogę spróbować wytłumaczyć Wam moje zdanie, ale domyślam się, że ani ja Was, ani Wy mnie nie przekonacie.
Pozdrawiam, Denatka
bodi
Posty: 461
Rejestracja: 23 sty 2003 01:00

Post autor: bodi »

Denatka,

ja chętnie poznam Twoje zdanie 8)
sama nie znajduję się na razie po żadnej ze stron :wink: , na razie się leczymy i być może nie będziemy musieli podejmować takiej decyzji, ale ja od jakiegoś czasu noszę w głowie taką myśl, i zastanawiam się nad wszystkimi za i przeciw.
Napisz, co myślisz bo na pewno nie ja jedna jestem tego ciekawa

pozdrawiam
:D :D
bodi
Isia
Posty: 194
Rejestracja: 01 mar 2002 01:00

Post autor: Isia »

Pozdrawiam również :lol:
Fajny masz nick :lol:
Może uda ci się jednak odżyć bo fajna z ciebie dziewczyna :wink: :lol:
3maj się.
Mam synka i dwie córeczki!!!:)))
Awatar użytkownika
anika1
Posty: 109
Rejestracja: 08 gru 2002 01:00

Post autor: anika1 »

Isia,

to jest plan doskonały :DDD: :DDD: :DDD: :DDD: :DDD:
Jeśli twoje argumenty nie zadziałają to nic mi nie pomoże. Niby to wszystko co napisałaś jest oczywiste, ale świetnie zebrałaś to wszystko do kupy.

Wielkie dzięki.

Droga Denatko,
co to za nick 8O, doskonale rozumiem, że możesz mieć obawy i moższesz mieć inne zdanie. I nie posądzam ani Ciebie ani mojego męza o brak uczuć ojcowsko-macierzyńskich. Ale czasami ludzie się mylą albo boją czegoś nowego. Dlatego będę próbować.

Cieszę się, że Bocian istnieje.
morri
Posty: 98
Rejestracja: 22 maja 2003 00:00

Post autor: morri »

Droga Aniko
Myślę, ze w żadnym wypadku nie powinnaś rezygnować. Może to po prostu jest tak że człowiek boi się nieznanego i tu tkwi problem twojego męża. Ja użyłam kilku wybiegów. Na początku bardzo często mówiłam o adopcji niezobowiązująco i nie zmuszając go do podjęcia decyzji. Ale dostarczyło mu to wiele informacji. Opowiadałam mu dużo historii z Bociana. Czasami łatwiej trafia coś na czyimś przykładzie. No i miałam szczęście bo zaprzyjaźniliśmy się z parą z adoptowanymi dziećmi i to właściwie ten kolega załatwił sprawę. Jak sobie porozmawiali jak Polak z Polakiem o swoich problemach to wszystkie obawy prysły.
A i jeszcze jedno – jeżeli jesteście oboje pewni że chcecie mieć dziecko to przedstaw mu jakie są możliwości aby je mieć i sam wybierze. Jeżeli leczenie nie pomogło to w końcu jak możliwość wam została? Musi zdać sobie z tego sprawę.
I jednak troszke czasu musisz mu dać aby wszystko "Przetrawił"
Pozdrawiam
Morri
Denatka
Posty: 317
Rejestracja: 11 maja 2003 00:00

Post autor: Denatka »

No to spróbuję odpowiedzieć, ale trochę "pokrótce", bo wiecie, koniec pracy = koniec bociana. Czas do domu.

Przede wszystkim bałabym tego, że nigdy o fakcie adopcji nie zapomnę. Że zawsze będzie on w mojej podświadomości. Że nie pokocham dziecka całym sercem i z całym oddaniem, bo to nie moje. Że nie będę stawiała czoła problemom wychowawczym, tak jak robię to teraz, tylko machnę ręką, "bo ma to w genach". I w efekcie, syndrom "adopcji" gdzieś w moich relacjach z dzieckiem zawsze by istniał. A to powinna być ostatnia rzecz w ralacjach matka (ojciec) - dziecko adopcyjne. W zasadzie nie. Ja nie bałabym się. Ja wiem, że tak by się stało. No, po prostu, nie nadaję się na mamę adopcyjną, choć muszę przyznać, że bardzo lubię opiekować się dziećmi sąsiadów. Tylko, że tam nie ma elementu wychowawczego, a jedynie opiekuńczy.

Aha. W sprawie nicka jestem niewinna :wink: . Ktoś wymyślił mężowi taki zwariowany nick, a ja - "żona męża" zostałam Denatką.

No i mam jedno doświadczenie "adopcyjne". W rodzinie pewna ciocia adoptowała dziecko po kolejnej nie donoszonej ciąży. Gdy starszy syn miał 10 lat urodził się "donoszony" braciszek. Nie znałam ich z tamtych czasów, ale podejrzewam, że relacje były prawidłowe. Dom pełen miłości i sprawiedliwości. Teraz obydwaj się usamodzielnili, jeden ma, bodajże, 26 lat, drugi 36. Ale gdy są już dorośli mama całymi dniami opowiada o Radku - młodszym. W moim odczuciu jednak miłość do drugiego syna przeważyła. O ile trzymała się w ryzach, gdy dzieci wymagały jej opieki i była wtedy sprawiedliwą mamą, o tyle gdy już są samodzielni i potrzebują jej pomocy i rady w dużo mniejszym stopniu, nie potafiła zachować się już "neutralnie".

Nie wiem czy pomogłam komukolwiek. Życzę owocnych dyskusji. Z powodu długiego weekendu znikam z forum do środy. Wyjeżdżam z rodziną do teściów. Zorganizowałam mojemu dziecku towarzystwo w postaci kuzyna na noc. Wszyscy pukają się w czoło, że sprowadzam sobie jeszcze jedno dziecko na głowę, ale ja to lubię.

Denatka

ps. Bardzo proszę nie oceniać mnie zbyt surowo :wink: . To chyba dobrze, jeżeli stawiam sprawę przed sobą jasno - adopcja nie dla mnie. Gorzej jeśli ktoś chce mieć dziecko, a po paru latach przychodzi rozczarowanie, że nie takie sobie wymarzyliśmy. Ból dla rodziców i jeszcze większy dla maleństwa.
Awatar użytkownika
Fiona
Posty: 73
Rejestracja: 18 wrz 2003 00:00

Post autor: Fiona »

Witam Wszystkich

Denatko przeczytalam przypatkiem Twoja wypowiedz.
Chcialabym tylko dodac mala refleksje.
Spojrzmy na relacje w rodzinach z rodzonymi dziecmi, tam tez matki kochaja swoje dzieci odmiennie, to zalezy od natury, usposobienia dziecka, jedne dziecko jest tzw. duma dla rodziwow bo jest moze ladniejsze,zdolniejsze. Nieraz matka "przenosi" znowu wiecej milosci na dziecko slabsze, chorowite, ktore je bardziej rozczula, ktroremu byla zmuszona poswiecic wiecej czasu i uwagi itp.
Nawet gdy w rodzinie jest wiecej rodzenstwa czesto tworza sie swoiste zwiazki siostrzane czy braterskie.
Tak, ze wszystko jest bardziej skaplikowane niz sie komus moze wydaje.
Ze kobieta ma moze " wiecej serca" do dziecka rodzonego niz adoptowanego moze wynika nie z jej "zlej woli" lecz z czulosci, ze jednak otrzymala dar od Opatrznosci.

Nie chce nikogo moimi wywodami oceniac czy obrazac.

Zycze Wszystkich "trafnych" i z serca podjetych decyzji

Pozdrawiam
Fiona
Zablokowany

Wróć do „Archiwum - Muszę o tym porozmawiać”