jak mężczyźni dojrzewają do adopcji a jak kobiety...?
Moderatorzy: Moderatorzy, Moderatorzy grupa wdrożeniowa
-
- Posty: 9255
- Rejestracja: 04 kwie 2002 00:00
Rozterki adopcyjne
Dziś spotkaliśmy się z mężem ze wspaniałymi ludźmi, walczą o dzidzię juz ładnych kilka lat i nic.
Zawsze gdy mieliśmy kłopoty z naszym potomkiem myśl o Nich podtrzymywała nas na duchu, wiedzieliśmy że nie jesteśmy z tym wszystkim sami.
Zaciekawiła ich nasza decyzja o adopcji i my chcieliśmy z nimi o tym porozmawiać. Ona jest w 100% przekonana że również by chiała adoptować maluszka, zaś On się wacha, bardzo by chciał mieć dziecko, ale jednak własne - bilogiczne.
Powiedzcie mi, czy faktycznie to facetowi trudniej jest podjąć tego typu decyzję :
Bo u nas rzeczywiście to ja szybciej dojrzałam do tego, mąż o prawie rok później.
Jak to było u Was :
Zawsze gdy mieliśmy kłopoty z naszym potomkiem myśl o Nich podtrzymywała nas na duchu, wiedzieliśmy że nie jesteśmy z tym wszystkim sami.
Zaciekawiła ich nasza decyzja o adopcji i my chcieliśmy z nimi o tym porozmawiać. Ona jest w 100% przekonana że również by chiała adoptować maluszka, zaś On się wacha, bardzo by chciał mieć dziecko, ale jednak własne - bilogiczne.
Powiedzcie mi, czy faktycznie to facetowi trudniej jest podjąć tego typu decyzję :
Bo u nas rzeczywiście to ja szybciej dojrzałam do tego, mąż o prawie rok później.
Jak to było u Was :
Daniel, Adaś i Lena - pełnia szczęścia!
-
- Posty: 568
- Rejestracja: 05 mar 2002 01:00
absolutnie nie jest to prawdą, że to facetowi jest trudniej. u nas jest właśnie odwrtonie, michal był gotowy już dawno temu, ja wtedy nawet nie chciałam rozmawiać o adopcji, ani nawet myśleć o takim rozwiązaniu. nie było mi łatwo podjąć taką decyzję i do tej pory mam wiele wątpliwości, czasami jest mi z tym ciężko. ja uważam, że również nie jest prawdą że po podjęciu tej decyzji życie staje się łatwiejsze i bardziej kolorowe, ja jakoś ostatnio łatwo łapię doły...
- Martyna
- Posty: 388
- Rejestracja: 04 sie 2002 00:00
Jak wynika z wypowiedzi Groszka nie wszystko podlega regułom.
Ja jednak byłabym skłonna zgodzić się z Dorunią. Tylko przez krótki czas zastanawiałam się nad tym czy biologia nie będzie wciąż krzyczała gdy sama nie urodzę dziecka.
Decyzję o adopcji podjęliśmy właściwie jednocześnie i bardzo szybko. Potem jednak mi było znacznie łatwiej rozmawiać i przyjmować, rozważać wszystkie wątpliwości i rozterki. Mąż częściej miał momenty zwątpienia.
Może do gosu dochodzi trochę "męska ambicja". A może poprostu tak ma być...
Rozmawialiśmy z panią pedagog, chociaż o zachowaniu wobec siebie gdy dzidzia już przyjdzie do domu, ale ja to też przełożyłam na czas oczekiwania. Każdy musi sam dojrzeć do decyzji, do kolejnego kroku, do miłości... Tutaj niewiele pomogą rozmowy, namowy i argumenty.
Pozdrawiam
Martyna
Ja jednak byłabym skłonna zgodzić się z Dorunią. Tylko przez krótki czas zastanawiałam się nad tym czy biologia nie będzie wciąż krzyczała gdy sama nie urodzę dziecka.
Decyzję o adopcji podjęliśmy właściwie jednocześnie i bardzo szybko. Potem jednak mi było znacznie łatwiej rozmawiać i przyjmować, rozważać wszystkie wątpliwości i rozterki. Mąż częściej miał momenty zwątpienia.
Może do gosu dochodzi trochę "męska ambicja". A może poprostu tak ma być...
Rozmawialiśmy z panią pedagog, chociaż o zachowaniu wobec siebie gdy dzidzia już przyjdzie do domu, ale ja to też przełożyłam na czas oczekiwania. Każdy musi sam dojrzeć do decyzji, do kolejnego kroku, do miłości... Tutaj niewiele pomogą rozmowy, namowy i argumenty.
Pozdrawiam
Martyna
- Dora
- Posty: 431
- Rejestracja: 25 kwie 2002 00:00
Mysle, ze czesto jest tak, ze jedna osoba szybciej dojrzewa do adopcji. U nas to tez bylam ja. Ale moze bardziej zalezy to od tego kto pierwszy przestawi sie z myslenia ¨dziecko czyli kopia nas¨na ¨dziecko czyli indywidualnosc¨. Moze tez sa zwolennicy podobienstwa i zwolennicy róznicy....? Ja zawsze uwazalam, ze róznica jest o wiele ciekawsza. To ciekawy temat i warto sie zastanowic...
- jedrek
- Posty: 442
- Rejestracja: 13 maja 2002 00:00
-
- Posty: 103
- Rejestracja: 13 kwie 2002 00:00
jak mężczyźni dojrzewają do adopcji a jak kobiety...?
Witajcie kochani :P ,
chciałabym poprosić tu o to byście się podzielili swoimi spostrzeżeniami co do różnic w dojrzewaniu do adopcji - kobiety i mężczyzny.
Po ponad 3 letnim leczeniu naprawdę poważnie zaczęliśmy myśleć o adopcji. Nieśmiało myśleliśmy już wiele wcześniej - rok temu nawet poszliśmy do ośrodka, na taki rekonesans.
Mój mąż jest naprawdę cudownym człowiekiem i ileż szczęścia dało mi to, że on właściwie pierwszy zaczął wspominać o adopcji. Dla niego to taka naturalna, normalna rzecz - nie możemy urodzić dziecka, więc go adoptujemy. :!:
I pewnie dziwicie się - w czym więc widzę problem... : Już tłumaczę. Ja czytam wiele o adopcji, siedzę w Bocianie codziennie, rozmyślam nad ewentualnymi problemami itp itd. Zdaję sobie sprawę z tego, że to trudna decyzja i że to będzie naprawdę trudne rodzicielstwo - szczęśliwe zapewne, ale trudne. Natomiast mój mąż - od momentu podjęcia decyzji o rozpoczęciu całej procedury adopcyjnej w czerwcu - niewiele się interesuje tematem adopcji. Do Bociana nie mogę go zapędzić .... Nie czytał ani Jeża, ani Wieży z klocków (uważam te książki za podstawowe pozycje adoptujących rodziców) . Jak rozpoczynam dyskusje o adopcji - często obraca w żart moje obawy... Właściwie to jego jego pozytywne myśli, optymistyczne spojrzenie na adopcję ja odczytuje jako - niedojrzałość. I taki strach we mnie się rodzi - że nawet jeśli w Ośrodku uda nam się jakoś i dadzą dzidziusia takiemu niedojrzałemu rodzicowi, to co potem?
Takie moje obawy - a może po prostu wszyscy mężczyźni są takimi optymistami. Może to takie normalne?
Może jestem jakąś panikarą... Ale uwierzcie - ja tak bardzo chcę żebyśmy wkroczyli w ten etap adopcyjny przygotowani . Zebyśmy byli świadomi wyzwania - bo wtedy ono nas nie zaskoczy, bo wtedy będziemy potrafili sobie z nim radzić...
Co Wy na to?
Napiszcie jak to wyglądało / wygląda w Waszym przypadku. Na pewno Wasze opinie bardzo mi pomogą.
Misia
chciałabym poprosić tu o to byście się podzielili swoimi spostrzeżeniami co do różnic w dojrzewaniu do adopcji - kobiety i mężczyzny.
Po ponad 3 letnim leczeniu naprawdę poważnie zaczęliśmy myśleć o adopcji. Nieśmiało myśleliśmy już wiele wcześniej - rok temu nawet poszliśmy do ośrodka, na taki rekonesans.
Mój mąż jest naprawdę cudownym człowiekiem i ileż szczęścia dało mi to, że on właściwie pierwszy zaczął wspominać o adopcji. Dla niego to taka naturalna, normalna rzecz - nie możemy urodzić dziecka, więc go adoptujemy. :!:
I pewnie dziwicie się - w czym więc widzę problem... : Już tłumaczę. Ja czytam wiele o adopcji, siedzę w Bocianie codziennie, rozmyślam nad ewentualnymi problemami itp itd. Zdaję sobie sprawę z tego, że to trudna decyzja i że to będzie naprawdę trudne rodzicielstwo - szczęśliwe zapewne, ale trudne. Natomiast mój mąż - od momentu podjęcia decyzji o rozpoczęciu całej procedury adopcyjnej w czerwcu - niewiele się interesuje tematem adopcji. Do Bociana nie mogę go zapędzić .... Nie czytał ani Jeża, ani Wieży z klocków (uważam te książki za podstawowe pozycje adoptujących rodziców) . Jak rozpoczynam dyskusje o adopcji - często obraca w żart moje obawy... Właściwie to jego jego pozytywne myśli, optymistyczne spojrzenie na adopcję ja odczytuje jako - niedojrzałość. I taki strach we mnie się rodzi - że nawet jeśli w Ośrodku uda nam się jakoś i dadzą dzidziusia takiemu niedojrzałemu rodzicowi, to co potem?
Takie moje obawy - a może po prostu wszyscy mężczyźni są takimi optymistami. Może to takie normalne?
Może jestem jakąś panikarą... Ale uwierzcie - ja tak bardzo chcę żebyśmy wkroczyli w ten etap adopcyjny przygotowani . Zebyśmy byli świadomi wyzwania - bo wtedy ono nas nie zaskoczy, bo wtedy będziemy potrafili sobie z nim radzić...
Co Wy na to?
Napiszcie jak to wyglądało / wygląda w Waszym przypadku. Na pewno Wasze opinie bardzo mi pomogą.
Misia
- Agusia
- Posty: 1315
- Rejestracja: 30 lis 2002 01:00
Misiu!
Nie martw się! Faceci już tacy są. Mój Tomek też długo dojrzewał do decyzji o adopcji, ale teraz nie chce słyszeć o innej formie rodzicielstwa. Jednak trzeba było 3 okropnych nieszczęść, tj, utraty pięciorga naszych nienarodzonych dzieci, żeby wreszcie zrozumiał, że głową muru nie przebije i nie zmieni woli bożej. W Ośrodku przyznał się, że podejmuje tę decyzję przede wszystkim z miłości do mnie, a dopiero potem dlatego, że chciałby wreszcie być ojcem! I myślę, że to jest wspaniałe i kocham go za to okropnie! I wyobraź sobie, Panie z OAO przyjęły to chyba jako rzecz pozytywną, bo twierdzą , że jak najbardziej nadajemy sie na rodziców! Tylko czemu tyle czekamy, kurde, no?! Ale wiesz co, on też nie czyta książek o adopcji, nawet tych "kultowych" Kotowskiej. Widocznie nie potrzebuje tego! Do Bociana też nie zagląda, a szkoda. Ale obiecał, że jak już będzie z nami nasza Kruszynka, to pojedziemy na Klekozlot we troje i to jest super! Myślę, że z Twoim mężem jest podobnie! Najważniejsze, że adopcja jest dla niego czymś oczywistym! To dlatego, że on Cię kocha! A jak facet kocha kobietę, to chce mieć z nią dzieci, wszystko jedno jak! Pozdrawiam Cię serdecznie i....do zobaczenia w Lublinie!
Nie martw się! Faceci już tacy są. Mój Tomek też długo dojrzewał do decyzji o adopcji, ale teraz nie chce słyszeć o innej formie rodzicielstwa. Jednak trzeba było 3 okropnych nieszczęść, tj, utraty pięciorga naszych nienarodzonych dzieci, żeby wreszcie zrozumiał, że głową muru nie przebije i nie zmieni woli bożej. W Ośrodku przyznał się, że podejmuje tę decyzję przede wszystkim z miłości do mnie, a dopiero potem dlatego, że chciałby wreszcie być ojcem! I myślę, że to jest wspaniałe i kocham go za to okropnie! I wyobraź sobie, Panie z OAO przyjęły to chyba jako rzecz pozytywną, bo twierdzą , że jak najbardziej nadajemy sie na rodziców! Tylko czemu tyle czekamy, kurde, no?! Ale wiesz co, on też nie czyta książek o adopcji, nawet tych "kultowych" Kotowskiej. Widocznie nie potrzebuje tego! Do Bociana też nie zagląda, a szkoda. Ale obiecał, że jak już będzie z nami nasza Kruszynka, to pojedziemy na Klekozlot we troje i to jest super! Myślę, że z Twoim mężem jest podobnie! Najważniejsze, że adopcja jest dla niego czymś oczywistym! To dlatego, że on Cię kocha! A jak facet kocha kobietę, to chce mieć z nią dzieci, wszystko jedno jak! Pozdrawiam Cię serdecznie i....do zobaczenia w Lublinie!
Agusia
NAJSZCZĘŚLIWSZA NA ŚWIECIE MAMUSIA WERONIKI I MARTY
[url=http://foto.onet.pl/eakyg,488fsgw44gf0]moje skarby[/url]
NAJSZCZĘŚLIWSZA NA ŚWIECIE MAMUSIA WERONIKI I MARTY
[url=http://foto.onet.pl/eakyg,488fsgw44gf0]moje skarby[/url]
- Agusia
- Posty: 1315
- Rejestracja: 30 lis 2002 01:00
Aha, a o tę niedojrzałość to się nie martw! Ja myślę, że to optymizm! U nas na przykład jest odwrotnie: Tomek często wyraża obawy, ja myślę, że poradzimy sobie ze wszzystkim! Ale znowu ja zaczytuję się wszystkim, co mi wpadnie w ręce o wychowaniu i adopcji, a on nie! Cóż- różni różnie mają! Pozdrowionka i buziaczki!
Agusia
NAJSZCZĘŚLIWSZA NA ŚWIECIE MAMUSIA WERONIKI I MARTY
[url=http://foto.onet.pl/eakyg,488fsgw44gf0]moje skarby[/url]
NAJSZCZĘŚLIWSZA NA ŚWIECIE MAMUSIA WERONIKI I MARTY
[url=http://foto.onet.pl/eakyg,488fsgw44gf0]moje skarby[/url]
-
- Posty: 10956
- Rejestracja: 08 gru 2002 01:00
Misia u nas było odwrotnie to ja mniej się martwiłam (przynajmniej na zewnątrz), a WW cąły czas mysała jakie jeszcze kłopoty nas czekają. I też nie przeczytałam żadnej ksiązki o adopcji nie mówiąc o Jeżu czy Wieży z klocków - o których się dowiedziałm już z Bociana.
Może jestem mężczyzną :
Misia każdy ma swój sposób dorastania do decyzji i przeżywania. Może on po prostu boi się rozmawiać na pewne tematy : Daj mu trochę czasu :!:
Może jestem mężczyzną :
Misia każdy ma swój sposób dorastania do decyzji i przeżywania. Może on po prostu boi się rozmawiać na pewne tematy : Daj mu trochę czasu :!:
-
- Posty: 3728
- Rejestracja: 29 sty 2003 01:00
Misiu kochana, w nas też dojrzewa decyzja o adopcji. Przed nami ostatnia próba in vitro i gdyby się nie udało, to czas na poważne decyzje.
Widzę, że mój mąż podobnie myśli jak twój. On pierwszy zaczął rozmowy o adopcji :chatter: i przekonywał mnie na TAK. Powtarza mi często, że będziemy je kochać jak swoje. Z natury nie jest optymistą, ale w adopcji nie widzi żadnych problemów, twierdzi że sobie poradzimy. Nie czyta książek, bociana też nie. Chodzę za nim i mu opowiadam o bocianich dzieciaczkach adoptowanych :happy: i pokazuję zdjęcia w galerii. Ach ci nasi faceci. Są zdecydowanie inni od nas . Ale cieszę się , że tak myśli, że bardzo chce. Mam nadzieję, że poukłada nam się w życiu i będziemy wielką, szczęśliwą rodziną . Wam też tego życzę .
Widzę, że mój mąż podobnie myśli jak twój. On pierwszy zaczął rozmowy o adopcji :chatter: i przekonywał mnie na TAK. Powtarza mi często, że będziemy je kochać jak swoje. Z natury nie jest optymistą, ale w adopcji nie widzi żadnych problemów, twierdzi że sobie poradzimy. Nie czyta książek, bociana też nie. Chodzę za nim i mu opowiadam o bocianich dzieciaczkach adoptowanych :happy: i pokazuję zdjęcia w galerii. Ach ci nasi faceci. Są zdecydowanie inni od nas . Ale cieszę się , że tak myśli, że bardzo chce. Mam nadzieję, że poukłada nam się w życiu i będziemy wielką, szczęśliwą rodziną . Wam też tego życzę .
- siwaczka
- Posty: 3267
- Rejestracja: 14 lis 2002 01:00
A nie pomyślałaś, że może On tych rozmów nie potrzebuje? Dla mojego męża, adopcja była tylko sposobem, drogą do zostania rodzicem Jest ojcem swoich dzieci, i to liczyło i liczy się najbardziej. Czy gdybyś miała urodzić naturalnie, to "Pierwszy rok dziecka" byłby lektura obowiązkową dla Twojego męża? Nie uważam, że przeczytanie "Jeża", czy innej książki związanej z tym tematem otwiera furkę do adopcji. Adopcja, to nie jest misja do spełnienia, ale chęć bycia rodzicem. Rodzicem, który kocha swoje dzieci, a literatura jest po to, żeby ją czytać w wolnych chwilach.
- Kasiulek
- Posty: 52
- Rejestracja: 20 sty 2003 01:00
Misiu,
Uważam, że to nie leży w problemie adopcji jako takiej, ale w charakterze męża, który nie jest wyjątkiem
Mój mąż też nie czyta nie analizuje, ale po prostu kocha.
wiadomo, że jakbyście się przygotowywali do adopcji dziecka z "przeszłością" to pewne książki bylyby wskazane ( niekoniecznie Jeż) i nie przygotowywanie się śqwiadczyłby o braku odpowiedzialności i dojrzałości, ale jełsi zamierzacie adopctować maleńkie dziecko to nie widzę tu potrzeby naukowego przygotowywania się na wszelkie ewentualności, bo życie i tak większość nas zaskoczy.
Zgadzam się z Siwaczką, że pewnie Twój mąż nie byłby zaintersowany ksiązką Pierwszy rok dziecka .
A moje zdanie jest takie:
Nie jestem za przesadnym uczestniczeniu w kursach, czytaniu książek i chorobie sierocej czy innych związanych z tematem problemów adopcyjnych, przecież kobiety w ciąży nie zaczytują się w książkach o dzieciach opóznionych w rozwoju czy z zespołem Downa.
Jak już coś się przeczyta to ciężko jest nie patrzeć na swoje dizecko przez pryzmat przeczytanego przypadku.A czasem jak dziecko sie kiwa to się kiwa bo ma ochotę, a niekoniecznie jest to przejaw jakieś choroby.
Trochę to chaotyczne co napisałam, ale podsumowując do adopcji dziecka malutkiego (ZAZNACZAM) powinno się przygotowywac jak do narodzin swojego-wystarczy.Także nie martw się tym , że Twoj mąż się interesuje,może po prostu chce żeby był to naturalny proces.
Uważam, że to nie leży w problemie adopcji jako takiej, ale w charakterze męża, który nie jest wyjątkiem
Mój mąż też nie czyta nie analizuje, ale po prostu kocha.
wiadomo, że jakbyście się przygotowywali do adopcji dziecka z "przeszłością" to pewne książki bylyby wskazane ( niekoniecznie Jeż) i nie przygotowywanie się śqwiadczyłby o braku odpowiedzialności i dojrzałości, ale jełsi zamierzacie adopctować maleńkie dziecko to nie widzę tu potrzeby naukowego przygotowywania się na wszelkie ewentualności, bo życie i tak większość nas zaskoczy.
Zgadzam się z Siwaczką, że pewnie Twój mąż nie byłby zaintersowany ksiązką Pierwszy rok dziecka .
A moje zdanie jest takie:
Nie jestem za przesadnym uczestniczeniu w kursach, czytaniu książek i chorobie sierocej czy innych związanych z tematem problemów adopcyjnych, przecież kobiety w ciąży nie zaczytują się w książkach o dzieciach opóznionych w rozwoju czy z zespołem Downa.
Jak już coś się przeczyta to ciężko jest nie patrzeć na swoje dizecko przez pryzmat przeczytanego przypadku.A czasem jak dziecko sie kiwa to się kiwa bo ma ochotę, a niekoniecznie jest to przejaw jakieś choroby.
Trochę to chaotyczne co napisałam, ale podsumowując do adopcji dziecka malutkiego (ZAZNACZAM) powinno się przygotowywac jak do narodzin swojego-wystarczy.Także nie martw się tym , że Twoj mąż się interesuje,może po prostu chce żeby był to naturalny proces.