4 lipca dzien swoadomosci
Moderatorzy: Moderatorzy, Moderatorzy grupa wdrożeniowa
- malgosik
- Posty: 5259
- Rejestracja: 13 sty 2002 01:00
4 lipca dzien swoadomosci
kocjani, trzymajcie kciuki, w sobote robimy imprezke integracyjna na wsi (tam gdzie bedzie sabat) i uswiadomie moich rodzicow co do adopcji. bedziemy mieli wsparcie w postaci tesciowej, tesc mam nadzieje, nie chce mi juz wtykac poduszeczki pod bluzke. dam zanac, jak wrocimy z janowka. tylko jak ja wytrzymam bez was tyle czaaaaaaasu?
- malgosik
- Posty: 5259
- Rejestracja: 13 sty 2002 01:00
niestety tym razem skucha. poniewaz spotkanie bylo polaczone z moimi urodzinami, niespodziewanie zjechala sie dalsza rodzin, ktora nic nie wiedziala o naszym wczesniejszym leczeniu. stwierdzilismy, ze nie bedziemy teraz wszystkich wtajemniczac, z rodzicami poczekamy do nastepnej okazji. trudno, czlowiek uczy sie pokory przez cale zycie.
- jedrek
- Posty: 442
- Rejestracja: 13 maja 2002 00:00
Małgosiu,
my też kombinowaliśmy jak koń pod górę, najpierw w czasie leczenia Joli mieliśmy pomysły na jakąś zastępczą matkę(była nawet propozycja od przyjaciółki domu, że urodzi nam dziecko-ale robił się z tego podejrzany trójkąt), a ponieważ żyliśmy w tym czasie 200 km od bliższej i dalszej rodziny, pomysł był z szansą na sukces.Potem w czasie oczekiwania na Kazika ciągle wsłuchiwaliśmy się w nastroje naszych bliskich: zaakceptują czy nie- to był stracony czas, zamiast cieszyć się naszym "tu i teraz" i mobilizować się na przyjście dziecka traciliśmy energię na myślenie o tym , co ludzie powiedzą (czasem ludzie , których nie znaliśmy), a tymczasem ci ludzie( z rodziną włącznie) tracili energię na myślenie co ludzie powiedzą i tak w koło Macieju. Rozumiem Waszą, bo rozumiem tamtą naszą potrzebę stworzenia krągu życzliwości wokół tej decyzji-ale teraz uważam, że szkoda było na to siły. Przyszedł Kazik, skupiał całą naszą uwagę i nie mieliśmy już miejsca na to by martwić się co na to inni, a on jak udzielny książę bez wysiłku zdobywał ich miłość.
Mnie teraz serce otwiera się na każdego spotkanego brzdąca, czy jakiegokolwiek człowieka potrzebującego wsparcia-wszystko dzięki mojemu synowi.
Byliśmy trzy dni nad jeziorem - z dziadkiem jako towarzystwem dla Kazika- trzeba było widzieć tego ponad 70-cio letniego jeszcze pełnego energii mężczyznę patrzącego z błyskiem w oku na wnuka, rozmawiających jak dwaj kumple. Mój ojciec dzięki Kazikowi zaakceptował nawet psy i koty w swoim domu-kiedyś słyszeć o tym nie chciał.
Róbcie więc co chcecie, ale nie przywiązujcie się do takich, czy innych reakcji waszych bliskich, nie wybiegając w przyszłość "dajcie czas czasowi"
jędrek
my też kombinowaliśmy jak koń pod górę, najpierw w czasie leczenia Joli mieliśmy pomysły na jakąś zastępczą matkę(była nawet propozycja od przyjaciółki domu, że urodzi nam dziecko-ale robił się z tego podejrzany trójkąt), a ponieważ żyliśmy w tym czasie 200 km od bliższej i dalszej rodziny, pomysł był z szansą na sukces.Potem w czasie oczekiwania na Kazika ciągle wsłuchiwaliśmy się w nastroje naszych bliskich: zaakceptują czy nie- to był stracony czas, zamiast cieszyć się naszym "tu i teraz" i mobilizować się na przyjście dziecka traciliśmy energię na myślenie o tym , co ludzie powiedzą (czasem ludzie , których nie znaliśmy), a tymczasem ci ludzie( z rodziną włącznie) tracili energię na myślenie co ludzie powiedzą i tak w koło Macieju. Rozumiem Waszą, bo rozumiem tamtą naszą potrzebę stworzenia krągu życzliwości wokół tej decyzji-ale teraz uważam, że szkoda było na to siły. Przyszedł Kazik, skupiał całą naszą uwagę i nie mieliśmy już miejsca na to by martwić się co na to inni, a on jak udzielny książę bez wysiłku zdobywał ich miłość.
Mnie teraz serce otwiera się na każdego spotkanego brzdąca, czy jakiegokolwiek człowieka potrzebującego wsparcia-wszystko dzięki mojemu synowi.
Byliśmy trzy dni nad jeziorem - z dziadkiem jako towarzystwem dla Kazika- trzeba było widzieć tego ponad 70-cio letniego jeszcze pełnego energii mężczyznę patrzącego z błyskiem w oku na wnuka, rozmawiających jak dwaj kumple. Mój ojciec dzięki Kazikowi zaakceptował nawet psy i koty w swoim domu-kiedyś słyszeć o tym nie chciał.
Róbcie więc co chcecie, ale nie przywiązujcie się do takich, czy innych reakcji waszych bliskich, nie wybiegając w przyszłość "dajcie czas czasowi"
jędrek
- malgosik
- Posty: 5259
- Rejestracja: 13 sty 2002 01:00
dzieki jedrku, naprawde jestescie skarbnica wiedzy. u nas sprawa nie dotyczy wstydu czy jakiejs tajemnicy wokol adopcji. po prostu na impreze przyjechali prawie obcy nam ludzie. chcemy zeby nasi rodzice dowiedzieli sie pierwsi, beda dziadkami, wiec nalezy im sie to. a w sytuacji gdybysmy zaczeli weyjasnaic sprawe przy obcych ludzuiach, naszym rodziciom bylo przykro, ze nie wiedzieli wczesniej. pozniej mozemy obwieszczac calemu swiatu nasza nowine, na rsazie chccemy wtajemniczyc najblizsza rodzine. pozdrawiam.
- Dora
- Posty: 431
- Rejestracja: 25 kwie 2002 00:00
Malgosik, ja tez mysle, ze dobrze, zeby rodzice wiedzieli jako pierwsi. Ale czasami trudno zebrac ich razem, wiec my powiedzielismy ¨na raty¨, najpierw mojej mamie, potem tacie, a potem tesciowej. Kiedy chcialam powiedziec bratu, okazalo sie, ze juz wie. Troche mi bylo glupio, bo chcialam mu sama powiedziec, ale jego reakcja byla tak wspaniala, ze bylam w szoku ( nie mamy zbyt bliskiego kontaktu). Wie juz prawie cala rodzina, ale nie jest to temat dyzurny naszych spotkan. Kazdy pewnie troche po swojemu do tego podchodzi. Kiedy pokazemy im dziecko, jestem pewna, ze bedzie to wielka radosc. Nie moge sie doczekac!
- Aska
- Posty: 1853
- Rejestracja: 24 mar 2002 01:00
My też zrobiliśmy tak jak Dora (tj. na raty). Chociaż myśleliśmy, że jak powiemy kuzynom (świeżo upieczonym maturzystom a więc trzeba było ich już poważnie potraktować), to oni przekażą rodzicom. Okazało się, że póżniej ciocie i wujki robili jak im mówiliśmy o naszej decyzji. U nas też już prawie wszyscy wiedzą.
I JA TEŻ SIĘ JUŻ NIE MOGĘ DOCZEKAĆ!!!!
I JA TEŻ SIĘ JUŻ NIE MOGĘ DOCZEKAĆ!!!!
- mzbyt
- Posty: 41
- Rejestracja: 22 maja 2002 00:00