Historia bez happy-endu :-( :-(
Moderatorzy: Moderatorzy, Moderatorzy grupa wdrożeniowa
- Ona_i_On
- Posty: 5
- Rejestracja: 26 cze 2003 00:00
Historia bez happy-endu :-( :-(
Ta historia wydarzyła się naprawdę - może nie zgadzają się wszystkie szczegóły, ale nie szczegóły są tu najważniejsze. Starałam się zapisać ją na świeżo, zanim jeszcze układ obronny organizmu nie zafałszuje pamięci, zanim to co najbardziej boli zawieruszy się gdzieś w dalekiej świadomości.
----------------------------------------------------
Ona i On poznali się naście lat temu. Już na studiach zostali parą, przez kilka lat poznawali się, a potem wzięli ślub. Byli szczęśliwym małżeństwem, które co jakiś czas się kłóciło i co jakiś czas godziło. Uwielbiali ze sobą przebywać, podróżować i spędzać czas. Oboje ciężko pracowali, aby urządzić swój dom. Po kilku latach zapragnęli mieć dziecko. I choć starali się jak mogli dziecka nie było. Zaczęły się długie badania, potem leczenie, coraz bardziej skomplikowane i coraz bardziej wyczerpujące procedury, coraz większe załamania i gasnące nadzieje. Na swojej drodze spotkali wielu lekarzy, którzy im nie pomogli, a także kilku, którzy ich zwyczajnie oszukali.
Utracili nadzieję.
Życie zmieniło się w mijające dni. Dzień za dniem był szary. Większość znajomych nie mogła się Im nadziwić. Przecież nie mają żadnych problemów, jeżdżą na wspaniałe wakacje, mają własny dom ... Nie rozmawiali o swoich problemach prawie z nikim. On, czasem przy drinku pogadał ze swoim serdecznym przyjacielem, Ona też znalazła osobę, której można było się zwierzyć.
Dni mijały, czas płynął ....
Któregoś dnia padło słowo adopcja. Najpierw oswajali się z nim. Potem je polubili, a na koniec pokochali. Wróciła nadzieja, wrócił świat kolorów, wrócił uśmiech. Przez kilka miesięcy szkolili się, aby zostać rodzicami, aby dać Dziecku z siebie wszystko co najlepsze. Na szkoleniach spotkali ludzi takich jak Oni, ludzi po przejściach, oczekujących że ich świat się zmieni, że życie nabierze nowego sensu.
Wiedzieli, że to nie będzie proste, wiedzieli że Dziecko może być chore, że mogą pojawić się trudne sytuacje, że są zagrożenia. Znali wiele historii innych rodzin, przeczytali (czasem płacząc długo w nocy) dziesiątki jeśli nie setki wspomnień publikowanych przez szczęśliwych rodziców w Internecie.
Nie mieli wielkich wymagań. Nie chcieli decydować o płci, nie stawiali żadnych warunków dotyczących rodziców biologicznych, chcieli tylko, aby dziecko było małe.
Wydawało się Im, że są na wszystko przygotowani.
Dzień w którym zadzwonił ten telefon był jednym z najważniejszych dni w ich życiu. Od tej pory nic nie miało być już takie jak dawniej. On, będący typowym ekstrawertykiem, o mało nie oszalał z radości, Ona - cicha introwertyczka, jak zwykle podchodziła do tego z dystansem.
Pojechali zobaczyć swoje długo oczekiwane, upragnione Dziecko.
Było śliczne. On poczuł to od razu - tak samo ja wtedy kiedy po raz pierwszy zobaczył Ją. Ona potrzebowała więcej czasu; nie była tak pewna, ale ufała Jemu. Wiedziała że rozpozna Ich Dziecko.
Ich życie się zmieniło - czas zaczął biec szybciej - lista zakupów liczyła cztery strony, dobre rady od Przyjaciół i Znajomych pewnie z tysiąc. Codziennie jeździli do Dziecka, uczyli się karmić i przewijać, przytulać i pielęgnować.
On był ślepo zakochany, uwielbiał brać Dziecko na ręce, chociaż Przyjaciele i Znajomi ostrzegali, aby nie przyzwyczajać, bo potem będzie trudno odzwyczaić. Ale właśnie na rękach Dziecko było najspokojniejsze, uśmiechało się i łagodniało.
Ona bacznie obserwowała, niepokoiło Ją, że Dziecko płacze chociaż nie jest głodne, ma sucho i powinno czuć się bezpieczne, ale Przyjaciele i Znajomi uspokajali, że dzieci tak mają i najlepiej jest to polubić.
Minął pewien czas i uznano, że Oni mogą się już sami zaopiekować Dzieckiem - zabrali je do domu.
Ich życie znowu się zmieniło - czas zaczął biec dużo szybciej - liczne obowiązki wypełniły szczelnie dzień. Wydawało się Im, że nie wariują, że zachowują się normalnie - wszak pierwszą noc przespali bez problemu, nie nasłuchiwali nerwowo, nie patrzyli czy Dziecko śpi - bo dlaczego miałoby nie spać.
To był wspaniały okres w Ich życiu - Dziecko dodało im nowych sił. Kiedy się uśmiechało - uśmiechał się cały świat, kiedy gaworzyło - słyszeli najpiękniejszą muzykę. Powoli, krok za krokiem poznawali się. Nauczyli się co oznaczają poszczególne miny - kiedy jest czas na zabawę, a kiedy maleństwo jest śpiące, kiedy ma ochotę na mały spacer i poznawanie świata, a kiedy jest już ostatni dzwonek na przygotowanie jedzenia. Dowiedzieli się jak nosić Dziecko aby skorygować drobne nieprawidłowości i sprowadzili specjalne gniazdko aby usprawnić rehabilitację.
Po raz pierwszy od kilku lat zjedli wspólne śniadanie w ogrodzie - patrzyli na siebie, uśmiechali się i nie mogli uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Cieszyli się, że im się tak dobrze razem układa. Tak minęły cztery wspólne dni.
Ale była rzecz, która nie dawała im spokoju - od czasu do czasu Ich Dziecko bardzo płakało. Widzieli co prawda dziesiątki innych płaczących dzieci, ale żadne nie płakało aż tak. Nie wiedzieli dlaczego tak się dzieje. Postanowili spytać lekarza.
Pani doktor która przyjechała zobaczyć Dziecko powiedziała, że jest śliczne, że wygląda bardzo fajnie, że wszystko jest w porządku. Bardzo się ucieszyli, ale opowiedzieli jej o Problemie. Z początku Pani doktor mówiła jak Przyjaciele i Znajomi, ale kiedy On opowiedział szczegółowo jak ten płacz wygląda twarz Pani doktor stwardniała i powiedziała:
- To nie wygląda dobrze. Ale nie chcę Was straszyć - to może być coś mało istotnego, ale może być też coś bardzo złego - proszę to koniecznie jak najszybciej skonsultować z neurologiem.
Jeszcze się nie bali. Jeszcze nie przeczuwali. Byli tylko trochę zaskoczeni.
Na szczęście w mieście, w którym mieszkają jest kilku neurologów dziecięcych. Szybko udało się znaleźć namiary jednego z najlepszych. Pomimo późnej pory udało się uprosić, aby Pani doktor przyjechała jeszcze tego samego dnia.
Pani doktor przyjechała późnym wieczorem - kiedy weszła uśmiechała się i luźno rozmawiała. Razem przeszli do dużego pokoju. Kiedy zobaczyła Dziecko jej oczy przestały się uśmiechać, ale Oni tego nie zauważyli. Zrobiła rutynowe badanie, na którego widok Ona musiała wyjść z pokoju, a On z całej siły zacisnąć zęby, aby nie powiedzieć jakiegoś głupstwa. Dziecko płakało ..., płakało rozpaczliwie i Oni musieli je bardzo długo uspokajać.
A pani doktor siadła naprzeciwko Nich i zapytała:
- Kiedy będziecie mieć rozprawę adopcyjną
- Za niecałe cztery tygodnie - odpowiedzieli
- Konieczne są dalsze badania - trzeba zrobić USG mózgu - najlepiej jak najszybciej.
Potem powiedziała, że najlepiej je zrobią tu i tu, i kto jest najlepszym specjalistą. I już się nie uśmiechała – ona już wtedy wiedziała.
Bali się. Patrzyli na siebie nic nie rozumiejącymi oczami. Nie wierzyli.
Następnego dnia rano On zadzwonił do renomowanego ośrodka. Załatwił badanie w samo południe, ściągnął najlepszego specjalistę.
Był piękny, słoneczny dzień kiedy wsiadali do samochodu. Nie wiedzieli, że to były ostatnie piękne i słoneczne godziny w Ich życiu. Nie wiedzieli że zaczął się najgorszy dzień Ich życia.
Przychodnia mieściła się w starej kamienicy na I piętrze. Byli nieco spóźnieni i dlatego Ona została na dole z wózkiem, a On zabrał Dziecko i poszedł do gabinetu. Położył Dziecko na kozetce i stanął z boku. Kiedy pani doktor przyłożyła głowicę do główki maleństwa miał jeszcze nadzieję. Ale kiedy usłyszał jak pani doktor wyrwało się "O rety" - już wiedział że jest źle. Ciężko usiadł i czekał.
Badanie nie trwało długo - diagnoza była okrutna: Potężna torbiel od czoła do potylicy, brak niektórych części mózgu. Rokowania fatalne.
Płakał. Płakał tak jak nigdy wcześniej. Serce to stawało, to biło jak oszalałe.
Nie wiedział jak o tym powiedzieć Jej. Ale nie musiał nic mówić - kiedy zobaczyła Go schodzącego ze schodów wiedziała już wszystko.
Ich nowe, dopiero co rozpoczęte życie runęło. Płakali w bramie oboje. Nie chcieli uwierzyć w to co się stało. Wyszli na ulicę i szli przed siebie.
On zadzwonił do pani neurolog. Przeczytał jej przez telefon diagnozę i usłyszał: - Bardzo mi przykro, ale to najgorsza diagnoza jaka mogła być - nie ma praktycznie żadnych szans na jakiekolwiek leczenie. Później jeszcze wielokrotnie z nią rozmawiał, powiedziała Mu wtedy, że wychodząc od Nich z domu miała _nadzieję_, że USG wykaże _tylko_ ogromnego krwiaka.
Kiedy wrócili do domu wszystko było już inne. Nie wiedzieli co robić, nie wiedzieli co myśleć, nic nie wiedzieli. Zadzwonili do Ośrodka i umówili się na wizytę. Powoli do nich docierało, choć ani słowem o tym nie wspominali, że stracili swoje Dziecko.
Wizyta w Ośrodku była długa, choć prawie nic nie mówili. Płakali przez cały czas, wylewali z siebie swój żal, rozpacz i bezradność, a Panie starały się Im pomóc.
Potrzebowali czasu aby o tym wszystkim pomyśleć.
Czas stał w miejscu. Decyzja przed którą stali była wielokroć trudniejsza niż ta sprzed kilku miesięcy i musiała być podjęta bardzo szybko. Zdecydowali że nie są zdolni aby ponieść ten ciężar, że nie potrafią być tacy jak matka Teresa, że nie podołają psychicznie. Zdecydowali, że zrezygnują z adopcji.
To była ostatnia noc Dziecka w Ich domu. Jak zwykle wykąpali, nakarmili i położyli Je spać. Przygotowali rzeczy "na jutro". A potem Ona zaczęła pakować wszystkie rzeczy Dziecka - ubranka, pościel, zabawki. On nie chciał i nie mógł jej pomóc - snuł się z kąta w kąt, i wybuchał płaczem. Ona jak zawsze dusiła emocje w środku, ale On doskonale wiedział, że To przyjdzie i wtedy będzie potrzebowała wsparcia.
Rano zapakowali kilka pękatych worków z rzeczami, On rozkręcił łóżeczko i zaniósł wózek do piwnicy. A potem wsiedli do auta i odwieźli już NieIch Dziecko.
----------------------------------------------------
Ból nie chce minąć.
Smutek jest czasem tak ogromny, że płacz nie pomaga.
Ale podobno czas leczy rany.
Oni wierzą że to nie koniec Ich historii, że jeszcze kiedyś słońce wyjrzy zza burzowych chmur i że dane Im będzie się cieszyć.
----------------------------------------------------
Bardzo chcieliby wierzyć, że nie mieli innego wyjścia.
Bardzo chcieliby wierzyć, że to co zrobili nie przekreśla Ich jako rodziców.
Bardzo chcieliby aby ktoś powiedział Im, że nie oblali swojego egzaminu z człowieczeństwa.
-----------------------------------------------------
-----------------------------------------------------
-----------------------------------------------------
Ta historia ma swoj koniec.
Dziecko zmarlo niecale pol roku pozniej. We snie.
Ona_i_On zostali rodzicami. Ale nie zapomnieli. Zapomniec sie nie da.
----------------------------------------------------
Ona i On poznali się naście lat temu. Już na studiach zostali parą, przez kilka lat poznawali się, a potem wzięli ślub. Byli szczęśliwym małżeństwem, które co jakiś czas się kłóciło i co jakiś czas godziło. Uwielbiali ze sobą przebywać, podróżować i spędzać czas. Oboje ciężko pracowali, aby urządzić swój dom. Po kilku latach zapragnęli mieć dziecko. I choć starali się jak mogli dziecka nie było. Zaczęły się długie badania, potem leczenie, coraz bardziej skomplikowane i coraz bardziej wyczerpujące procedury, coraz większe załamania i gasnące nadzieje. Na swojej drodze spotkali wielu lekarzy, którzy im nie pomogli, a także kilku, którzy ich zwyczajnie oszukali.
Utracili nadzieję.
Życie zmieniło się w mijające dni. Dzień za dniem był szary. Większość znajomych nie mogła się Im nadziwić. Przecież nie mają żadnych problemów, jeżdżą na wspaniałe wakacje, mają własny dom ... Nie rozmawiali o swoich problemach prawie z nikim. On, czasem przy drinku pogadał ze swoim serdecznym przyjacielem, Ona też znalazła osobę, której można było się zwierzyć.
Dni mijały, czas płynął ....
Któregoś dnia padło słowo adopcja. Najpierw oswajali się z nim. Potem je polubili, a na koniec pokochali. Wróciła nadzieja, wrócił świat kolorów, wrócił uśmiech. Przez kilka miesięcy szkolili się, aby zostać rodzicami, aby dać Dziecku z siebie wszystko co najlepsze. Na szkoleniach spotkali ludzi takich jak Oni, ludzi po przejściach, oczekujących że ich świat się zmieni, że życie nabierze nowego sensu.
Wiedzieli, że to nie będzie proste, wiedzieli że Dziecko może być chore, że mogą pojawić się trudne sytuacje, że są zagrożenia. Znali wiele historii innych rodzin, przeczytali (czasem płacząc długo w nocy) dziesiątki jeśli nie setki wspomnień publikowanych przez szczęśliwych rodziców w Internecie.
Nie mieli wielkich wymagań. Nie chcieli decydować o płci, nie stawiali żadnych warunków dotyczących rodziców biologicznych, chcieli tylko, aby dziecko było małe.
Wydawało się Im, że są na wszystko przygotowani.
Dzień w którym zadzwonił ten telefon był jednym z najważniejszych dni w ich życiu. Od tej pory nic nie miało być już takie jak dawniej. On, będący typowym ekstrawertykiem, o mało nie oszalał z radości, Ona - cicha introwertyczka, jak zwykle podchodziła do tego z dystansem.
Pojechali zobaczyć swoje długo oczekiwane, upragnione Dziecko.
Było śliczne. On poczuł to od razu - tak samo ja wtedy kiedy po raz pierwszy zobaczył Ją. Ona potrzebowała więcej czasu; nie była tak pewna, ale ufała Jemu. Wiedziała że rozpozna Ich Dziecko.
Ich życie się zmieniło - czas zaczął biec szybciej - lista zakupów liczyła cztery strony, dobre rady od Przyjaciół i Znajomych pewnie z tysiąc. Codziennie jeździli do Dziecka, uczyli się karmić i przewijać, przytulać i pielęgnować.
On był ślepo zakochany, uwielbiał brać Dziecko na ręce, chociaż Przyjaciele i Znajomi ostrzegali, aby nie przyzwyczajać, bo potem będzie trudno odzwyczaić. Ale właśnie na rękach Dziecko było najspokojniejsze, uśmiechało się i łagodniało.
Ona bacznie obserwowała, niepokoiło Ją, że Dziecko płacze chociaż nie jest głodne, ma sucho i powinno czuć się bezpieczne, ale Przyjaciele i Znajomi uspokajali, że dzieci tak mają i najlepiej jest to polubić.
Minął pewien czas i uznano, że Oni mogą się już sami zaopiekować Dzieckiem - zabrali je do domu.
Ich życie znowu się zmieniło - czas zaczął biec dużo szybciej - liczne obowiązki wypełniły szczelnie dzień. Wydawało się Im, że nie wariują, że zachowują się normalnie - wszak pierwszą noc przespali bez problemu, nie nasłuchiwali nerwowo, nie patrzyli czy Dziecko śpi - bo dlaczego miałoby nie spać.
To był wspaniały okres w Ich życiu - Dziecko dodało im nowych sił. Kiedy się uśmiechało - uśmiechał się cały świat, kiedy gaworzyło - słyszeli najpiękniejszą muzykę. Powoli, krok za krokiem poznawali się. Nauczyli się co oznaczają poszczególne miny - kiedy jest czas na zabawę, a kiedy maleństwo jest śpiące, kiedy ma ochotę na mały spacer i poznawanie świata, a kiedy jest już ostatni dzwonek na przygotowanie jedzenia. Dowiedzieli się jak nosić Dziecko aby skorygować drobne nieprawidłowości i sprowadzili specjalne gniazdko aby usprawnić rehabilitację.
Po raz pierwszy od kilku lat zjedli wspólne śniadanie w ogrodzie - patrzyli na siebie, uśmiechali się i nie mogli uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Cieszyli się, że im się tak dobrze razem układa. Tak minęły cztery wspólne dni.
Ale była rzecz, która nie dawała im spokoju - od czasu do czasu Ich Dziecko bardzo płakało. Widzieli co prawda dziesiątki innych płaczących dzieci, ale żadne nie płakało aż tak. Nie wiedzieli dlaczego tak się dzieje. Postanowili spytać lekarza.
Pani doktor która przyjechała zobaczyć Dziecko powiedziała, że jest śliczne, że wygląda bardzo fajnie, że wszystko jest w porządku. Bardzo się ucieszyli, ale opowiedzieli jej o Problemie. Z początku Pani doktor mówiła jak Przyjaciele i Znajomi, ale kiedy On opowiedział szczegółowo jak ten płacz wygląda twarz Pani doktor stwardniała i powiedziała:
- To nie wygląda dobrze. Ale nie chcę Was straszyć - to może być coś mało istotnego, ale może być też coś bardzo złego - proszę to koniecznie jak najszybciej skonsultować z neurologiem.
Jeszcze się nie bali. Jeszcze nie przeczuwali. Byli tylko trochę zaskoczeni.
Na szczęście w mieście, w którym mieszkają jest kilku neurologów dziecięcych. Szybko udało się znaleźć namiary jednego z najlepszych. Pomimo późnej pory udało się uprosić, aby Pani doktor przyjechała jeszcze tego samego dnia.
Pani doktor przyjechała późnym wieczorem - kiedy weszła uśmiechała się i luźno rozmawiała. Razem przeszli do dużego pokoju. Kiedy zobaczyła Dziecko jej oczy przestały się uśmiechać, ale Oni tego nie zauważyli. Zrobiła rutynowe badanie, na którego widok Ona musiała wyjść z pokoju, a On z całej siły zacisnąć zęby, aby nie powiedzieć jakiegoś głupstwa. Dziecko płakało ..., płakało rozpaczliwie i Oni musieli je bardzo długo uspokajać.
A pani doktor siadła naprzeciwko Nich i zapytała:
- Kiedy będziecie mieć rozprawę adopcyjną
- Za niecałe cztery tygodnie - odpowiedzieli
- Konieczne są dalsze badania - trzeba zrobić USG mózgu - najlepiej jak najszybciej.
Potem powiedziała, że najlepiej je zrobią tu i tu, i kto jest najlepszym specjalistą. I już się nie uśmiechała – ona już wtedy wiedziała.
Bali się. Patrzyli na siebie nic nie rozumiejącymi oczami. Nie wierzyli.
Następnego dnia rano On zadzwonił do renomowanego ośrodka. Załatwił badanie w samo południe, ściągnął najlepszego specjalistę.
Był piękny, słoneczny dzień kiedy wsiadali do samochodu. Nie wiedzieli, że to były ostatnie piękne i słoneczne godziny w Ich życiu. Nie wiedzieli że zaczął się najgorszy dzień Ich życia.
Przychodnia mieściła się w starej kamienicy na I piętrze. Byli nieco spóźnieni i dlatego Ona została na dole z wózkiem, a On zabrał Dziecko i poszedł do gabinetu. Położył Dziecko na kozetce i stanął z boku. Kiedy pani doktor przyłożyła głowicę do główki maleństwa miał jeszcze nadzieję. Ale kiedy usłyszał jak pani doktor wyrwało się "O rety" - już wiedział że jest źle. Ciężko usiadł i czekał.
Badanie nie trwało długo - diagnoza była okrutna: Potężna torbiel od czoła do potylicy, brak niektórych części mózgu. Rokowania fatalne.
Płakał. Płakał tak jak nigdy wcześniej. Serce to stawało, to biło jak oszalałe.
Nie wiedział jak o tym powiedzieć Jej. Ale nie musiał nic mówić - kiedy zobaczyła Go schodzącego ze schodów wiedziała już wszystko.
Ich nowe, dopiero co rozpoczęte życie runęło. Płakali w bramie oboje. Nie chcieli uwierzyć w to co się stało. Wyszli na ulicę i szli przed siebie.
On zadzwonił do pani neurolog. Przeczytał jej przez telefon diagnozę i usłyszał: - Bardzo mi przykro, ale to najgorsza diagnoza jaka mogła być - nie ma praktycznie żadnych szans na jakiekolwiek leczenie. Później jeszcze wielokrotnie z nią rozmawiał, powiedziała Mu wtedy, że wychodząc od Nich z domu miała _nadzieję_, że USG wykaże _tylko_ ogromnego krwiaka.
Kiedy wrócili do domu wszystko było już inne. Nie wiedzieli co robić, nie wiedzieli co myśleć, nic nie wiedzieli. Zadzwonili do Ośrodka i umówili się na wizytę. Powoli do nich docierało, choć ani słowem o tym nie wspominali, że stracili swoje Dziecko.
Wizyta w Ośrodku była długa, choć prawie nic nie mówili. Płakali przez cały czas, wylewali z siebie swój żal, rozpacz i bezradność, a Panie starały się Im pomóc.
Potrzebowali czasu aby o tym wszystkim pomyśleć.
Czas stał w miejscu. Decyzja przed którą stali była wielokroć trudniejsza niż ta sprzed kilku miesięcy i musiała być podjęta bardzo szybko. Zdecydowali że nie są zdolni aby ponieść ten ciężar, że nie potrafią być tacy jak matka Teresa, że nie podołają psychicznie. Zdecydowali, że zrezygnują z adopcji.
To była ostatnia noc Dziecka w Ich domu. Jak zwykle wykąpali, nakarmili i położyli Je spać. Przygotowali rzeczy "na jutro". A potem Ona zaczęła pakować wszystkie rzeczy Dziecka - ubranka, pościel, zabawki. On nie chciał i nie mógł jej pomóc - snuł się z kąta w kąt, i wybuchał płaczem. Ona jak zawsze dusiła emocje w środku, ale On doskonale wiedział, że To przyjdzie i wtedy będzie potrzebowała wsparcia.
Rano zapakowali kilka pękatych worków z rzeczami, On rozkręcił łóżeczko i zaniósł wózek do piwnicy. A potem wsiedli do auta i odwieźli już NieIch Dziecko.
----------------------------------------------------
Ból nie chce minąć.
Smutek jest czasem tak ogromny, że płacz nie pomaga.
Ale podobno czas leczy rany.
Oni wierzą że to nie koniec Ich historii, że jeszcze kiedyś słońce wyjrzy zza burzowych chmur i że dane Im będzie się cieszyć.
----------------------------------------------------
Bardzo chcieliby wierzyć, że nie mieli innego wyjścia.
Bardzo chcieliby wierzyć, że to co zrobili nie przekreśla Ich jako rodziców.
Bardzo chcieliby aby ktoś powiedział Im, że nie oblali swojego egzaminu z człowieczeństwa.
-----------------------------------------------------
-----------------------------------------------------
-----------------------------------------------------
Ta historia ma swoj koniec.
Dziecko zmarlo niecale pol roku pozniej. We snie.
Ona_i_On zostali rodzicami. Ale nie zapomnieli. Zapomniec sie nie da.
Ostatnio zmieniony 21 lip 2008 12:16 przez Ona_i_On, łącznie zmieniany 1 raz.
- gosiaj69
- Posty: 901
- Rejestracja: 04 kwie 2002 00:00
- Ziółki
- Posty: 917
- Rejestracja: 28 maja 2002 00:00
- Bear
- Posty: 769
- Rejestracja: 07 cze 2002 00:00
Wszytko co się ciśnie na usta, czy palce aby spłynąć na klawisze to nic, to tylko słowa, słowa, słowa. Wiedzcie więc po prostu że jesteśmy z Wami i myślami i sercem - przyjmijcie wieeeeele pozytywnej energiii Fuuuuuuuu....
"Zawsze przychodzi słońce po deszczu,
zawsze przychodzi śmiech po bólu,
więc dlaczego teraz jest tak źle?"
Mark Knopfler - "Dire Straits" - Why worry?
"Zawsze przychodzi słońce po deszczu,
zawsze przychodzi śmiech po bólu,
więc dlaczego teraz jest tak źle?"
Mark Knopfler - "Dire Straits" - Why worry?
Pozdrawiam Bear
- goska
- Posty: 661
- Rejestracja: 09 wrz 2002 00:00
Nikt nie ma prawa Was oceniać, powtórzę za kimś, kto tu pisał wcześniej- Gdyby Wasze przejścia były oblaniem egzaminu z człowieczeństwa - to Ludzi nie byłoby prawie wcale na świecie....
Nie wiem kiedy, ale wierzę, wiem (będę się modlić, by jak najprędzej) że, przyjdzie czas tęczy i słońca po burzowych chmurach. Przecież po czymś takim może być już tylko lepiej.
Trzymajcie się ciepło- wierzę, że przetrwacie to wszystko.
Nie wiem kiedy, ale wierzę, wiem (będę się modlić, by jak najprędzej) że, przyjdzie czas tęczy i słońca po burzowych chmurach. Przecież po czymś takim może być już tylko lepiej.
Trzymajcie się ciepło- wierzę, że przetrwacie to wszystko.
Goska
-
- Posty: 2258
- Rejestracja: 16 lis 2002 01:00
Kochani, jesteście bardzo silni i na pewno nie oblaliście egzaminu z człowieczeństwa. Nie poddawajcie się, bo teraz najważniejsza jest Wasza miłość, która pomoże Wam wytrwać w tych ciężkich chwilach. Wierzę, że Bóg zsyła na nas tylko takie doświadczenie, które jesteśmy stanie unieść. Może tej chwili trudno Wam w to uwierzyć, ale po takim doświadczeniu może być już tylko lepiej. Proszę Was, nie poddawajcie się! Jesteśmy z Wami!
Chica i Chic- szczęśliwi rodzice Oleńki:-) (ur. 16.10.03r, z nami od 24.10.03r.):-) http://foto.onet.pl/0,18279706,710070,user.html
- Kacperek
- Posty: 375
- Rejestracja: 04 maja 2003 00:00
Wszyscy jesteśmy tylko i aż ludźmi.
Po smutku musi przyjść radość. Ona Was znajdzie nawet wtedy, kiedy będziecie usilnie chcieli się przed nią schować.
Nasze doświadczenia czynią nas silniejszymi.
Jesteśmy z Wami całym sercem.
Trzymamy kciuki. Uda się Wam........
Po smutku musi przyjść radość. Ona Was znajdzie nawet wtedy, kiedy będziecie usilnie chcieli się przed nią schować.
Nasze doświadczenia czynią nas silniejszymi.
Jesteśmy z Wami całym sercem.
Trzymamy kciuki. Uda się Wam........
Kacperek - szczęśliwa i wykończona mamusia wesołego rozrabiaki Piotrusia
- grażka
- Posty: 141
- Rejestracja: 09 gru 2002 01:00
" cokolwiek los nam zgotuje, potrafimy unieść wszystko. Nie zostanie nam dane ani ziarenko, które by było ponad nasze siły. Udźwigniemy - no, może nie od razu; może będzie bolało, ale udźwigniemy wszystko i staniemy sie silniejsi" kiedys to przeczytalam, nie wiem, gdzie... ale zapamiętałam i jak nie mogę zrozumieć "dlaczego?" to stosuję tą odpowiedź...