emocje rodziny

Archiwum forum "Adopcyjne dylematy"

Moderatorzy: Moderatorzy, Moderatorzy grupa wdrożeniowa

Awatar użytkownika
Hasik
Posty: 677
Rejestracja: 23 mar 2002 01:00

emocje rodziny

Post autor: Hasik »

Hej!

Ciekawa jestem jak wasze rodziny i najblizsi przyjely/przyjmuja wiadomosc, ze rozwazacie adopcje? Dla mnie to byl problem - jak im powiedziec, jak to przyjma i wreszcie co zrobic z ich opiniami i uprzedzeniami na temat adopcji.
:D

Halszka
Awatar użytkownika
majka3
Posty: 345
Rejestracja: 19 sty 2002 01:00

Post autor: majka3 »

Moja mama ucieszyła sie tak bardzo jakbym jej powiedziała że jestem w ciąży. Widziała jak bardzo cierpimy nie mogąc mieć dziecka, i sprawiło jej radość to że teraz jesteśmy szczęśliwi oczekując na dziecko.
Co do innych osób, to tą informację przekazujemy im z radością i entuzjazmem i oni przyjmują to tak samo ( spróbowaliby inaczej :twisted: ).
Reakcje ludzi głównie zależą od was jak wy do tego podchodzicie. Jeśli będzie to dla was powód do dumy i radości tak to będzie odbierane przez innych. ( "wymusicie" swoim zachowaniem akceptację lub zawstydzicie tych uprzedzonych).
Nam pomaga też to , że adopcji nie traktujemy jako porażki i ostatniej deski ratunku po nieudanym leczeniu, jest to nasz świadomy wybór który byłby tak samo aktualny nawet gdyby urodziło nam się dziecko.
Awatar użytkownika
malgosik
Posty: 5259
Rejestracja: 13 sty 2002 01:00

Post autor: malgosik »

majka podpisuje sie pod tym wszystkimi moimi konczynami. wiele osob traktuje adopcje jako ostatnia deske ratunku i to glownie dla swoich zalow wylewanych przez wiele lat. i mozna sobie takim msleniem zrobic krzywde, nie mowiac juz o dziecku...
dziwne mi sie to dzis wydaje, ale o adopcji myslalam, zanim jeszcze poznalam swojego misia, po prostu uwazam, ze to najwspanailsza rzecz, jaka mozna zrobic dla dziecka, ktore ma przed soba sierociniec.
Awatar użytkownika
violka
Posty: 38
Rejestracja: 20 maja 2002 00:00

Post autor: violka »

To wcale nie jest takie proste :(
My ciągle czekamy na nasze dziecko, a rodzinę poinformowaliśmy przy okazji Świąt Wielkanocnych, no i JAJO - bynajmniej nie wielkanocne...
Byliśmy bardzo radośni opowiadając o tym, daliśmy im czas na przemyślenia, rozmawialiśmy przy kolejnych spotkaniach, ale nic to nie dało:
boją się, zamartwiają, mają wiele obaw czy to dobra decyzja, radzą żeby jeszcze "próbować" i nie "poddawać się", przyjęli naszą decyzję prawie jako nieszczęście w rodzinie.
Gdy próbowaliśmy argumentować, że to dla nas żadna porażka, że takie dziecko też można kochać to np. moja mama przyjęła bardzo do siebie, że się niby wtrąca i zamilkła! Teraz nic z niej nie mogę wydusić, mówi tylko: ja się nie wtrącam, zrobicie i tak co uważacie...
A mnie to bynajmniej nie pomaga, choć dużo trzeba było siły by nie poddać się i nadal trzymać się obranej drogi nie mając jej poparcia i zrozumienia - tego drugiego chyba najbardziej mi potrzeba.
Rodzice męża z kolei widzą w takim dziecku skumulowane problemy wychowawcze z całego świata wraz z wszelkimi nałogami, chorobami itd.
Co mi pomaga? Nadzieja, że jak wezmą to dziecko na ręce, jak usłuszą "babcia" to coś w nich pęknie, mimo, że dziś twierdzą, że będą "sztucznymi babkami".
Awatar użytkownika
Dora
Posty: 431
Rejestracja: 25 kwie 2002 00:00

Post autor: Dora »

TO faktycznie smutne, co piszesz o swojej rodzinie. W takich chwilach tak bardzo potrzebne jest wsparcie najblizszych, a oni czesto wydaja sie urazeni tym, ze chcemy byc szczesliwi, ale nie tak jak oni to dla nas wymyslili. Czasem wydaje mi sie, ze moi rodzice chca miec moje dziecko. Zaproponowali zwrot pieniedzy za in vitro, choc wiedza, ze jestesmy treaz w stanie pokryc te koszty. Mysle, ze chcieli miec w tym swój udzial. Teraz ciagle pytaja jak sie czuje, albo takie westchnienia¨Boze, tak bardzo bysmy chcieli, zeby sie udalo!¨ Rozumiem to w pewnym sensie, jednak ta presja nie pomaga mi w wcale. Albo sie uda albo nie. My tez chcemy miec dziecko, ale tez z radoscia adoptujemy maluszka. Rodzina wie o naszej decyzji i choc bez entuzjazmu, ale chyba sie pogodzili z ta mysla. Wiesz, violko, my róbmy swoje. Adoptujmy dzieci dla nich samych i dla nas, a reszta rodziny albo sie z tym pogodzi, albo nie, nie nasza to wina. W koncu w kazdej rodzinie sa osoby blizsze i dalsze naszemu sercu. My tutaj tez tworzymy cos na ksztalt rodziny...i chyba nizle sie rozumiemy! :lol:
Awatar użytkownika
Aska
Posty: 1853
Rejestracja: 24 mar 2002 01:00

Post autor: Aska »

Wiem, co przeżywasz Violu, bo mama mojego męża też przyjęła naszą decyzję o adopcji jak tragedię życiową. Było nam bardzo przykro i jednocześnie zaskoczyło nas to, bo mama należy do osób otwartych i akceptowała niejeden nasz wybryk (np. ślub w tajemnicy :wink: ). Jednak nie zawiodła nas. Jeszcze tego samego dnia zadzwoniła, że chce z nami porozmawiać. Gdy przyjechała, oznajmiła, że możemy na nią liczyć i będzie nas wspierać :lol:
Dzisiaj jedziemy do chrzestnej i siostry mojego męża. Wiemy, że tam nasza nowina zostanie przyjęta z wielką radością (mają bardzo entuzjastyczne podejście do adopcji).
Generalnie mamy dużo szczęścia, bo najczęściej spotykamy się z bardzo pozytywną reakcją na naszą decyzję.

PS. A tak na marginesie zauważyłam że im wyższe wykształcenie ktoś posiada tym bardziej powściągliwie przyjmuje wiadomość o adopcji. Czy też macie takie spostrzeżenia? :wink:
Awatar użytkownika
Gosiek
Posty: 699
Rejestracja: 11 maja 2002 00:00

Och ... te nasze mamy ...

Post autor: Gosiek »

ale za "parę" lat będziemy takie same .... :-) Będziemy się zamartwiać ...tak na wszelki wypadek ...:-) Violu ... podobnie było z moją mamą .... Wszyscy bardzo się cieszyli , tylko ona straszliwie spoważniała i zapytała się: Czy spróbowaliście juz wszystkiego ? Nie , mamusiu -odpowiedziałam i nie zamierzamy .... podjęlismy decyzję ... i zaczęła się "straszna" troska o nas ...a raczej reakcja lękowa, która trwała do... pierwszego spojrzenia :-)
Okazało się,że dziecko ma dwie rece, nogi i głowę ....Celowo sobie żartuję,ale do dziś pamiętam jej minę i łomot upadającego kamienia z serca
Nigdy nie była przeciwna, straszliwie się bała ... a dziś ? Cieszymy sie ,że dzieli nas odległość 40 km ....strasznie by rozpusciła nasze maleństwo ...
Do dziś pamiętam ,jak potrafiła kilka godzin dziennie spacerować z wózeczkiem pomimo deszczu, wiatru czy sniegu... jak bardzo cierpiała, gdy Piotrus miała kolki itp. A odmówić mu cokolwiek ? Jest dla niej wręcz niemożliwe... Zresztą miłość jest obopólna ... Piotrus bardzo przezywa każde rozstanie z babcią .... jest ona jedyną osobą z którą zostaje bez nas... tak więc głowa do góry ... takie maleństwo potrafi "podbić" każde,najbardziej zatwardziałe serca, a co dopiero nasze mamy ...
Pozdrawiam ...
Awatar użytkownika
jedrek
Posty: 442
Rejestracja: 13 maja 2002 00:00

Post autor: jedrek »

Ja bym się nie zajmował tym co inni myślą sobie o adopcji, a w szczególności o nas, gdy już się na nią zdecydujemy: bo oni przecież nie myślą o nas, tylko o swoim wizerunku. Pomoc najbliższych jest nie do przecenienia, ale dopóki zbiorowa świadomość na ten temat jest jaka jest to trudno, trzeba się z tym pogodzić i robić swoje, resztę zostawiając dziecku; nawet sobie nie wyobrażacie jaką dzieci mają siłą we wzbudzaniu do siebie miłości. Dziadek mojego syna nadrabia właśnie teraz w dwójnasób kilkadzesiąt lat trzymania uczuć za maską.
jędrek
Awatar użytkownika
malgosik
Posty: 5259
Rejestracja: 13 sty 2002 01:00

Post autor: malgosik »

wiola zgadzam sie z jedrkiem, w zyciu trzeba byc egoista. oby tylko nikt mnie zle niz zrozumial :!:
przeciez to WASZA dezycja, a nie waszych rodzicow, nie ulatwia to sprawy, ale moze jak wezma dziecko w ramiona, to im przejdzie ten strach. my przyzwyczajamy sie do mysli do adopcji i oswajami sie ze strachem dosc dlugo, a na nich to przewaznie spada jak grom z jasnego nieba. zawsze uwazaja, ze jakos sie uda naturalnie, bo nie maja do konca swaidomosci przez ile przeszlismy i ile upokorzen przezylismy po lkolejnych nieudanych probach. moja mam tez bedzie przeciwna i niechetna, bo wiem, ze chodzi jej o wizerunek. " co ja powiem koklezance z pracy" :oops: znam ja i wiem,. ze tak mysli. niestety :twisted:
Awatar użytkownika
Hasik
Posty: 677
Rejestracja: 23 mar 2002 01:00

emocje rodziny

Post autor: Hasik »

My powiedzielismy na poczatek rodzicom i najblizszej rodzinie po czym czekalismy na dobra okazje aby spokojnie z kazdym po kolei o tym porozmawiac. Plan swoj konsekwentnie realizowalismy. Jednak oni w tzw. miedzyczasie rowniez sobie o tym rozmawiali i po jakims czasie zauwazylismy, ze ich poczatkowe dobre przyjecie przerodzilo sie w wiele obaw i uprzedzen, ktore zaczely sie w zastraszajacym tempie wylewac. Zastanawialismy sie dlaczego robilo sie coraz gorzej :o :?:. Bylismy przerazeni.
Ostatnio zdecydowalismy sie na otwarta konfrontacje :idea: . Zebralismy cala rodzine razem i staralismy sie spokojnie porozmawiac o ich odczuciach w zwiazku z naszymi planami. Bylo ciezko, nad rodzinnym stolem przetoczyla sie burza :twisted: :!:. Rodzinka jest bardzo zywiolowa i nikt nie owija w bawelne. Stawilismy temu czola i po kolei odpowiadalismy na wszelkie komentarze, uwagi, pytania i prosby.
Skonczylo sie bardzo dobrze bo na koniec wszyscy, jakby z ulga, zaczeli mowic juz o samym dziecku i o powiekszeniu rodziny. Obawy jeszcze sa, szczegolnie w starszym pokoleniu. Mysle jednak, ze im tez, tak jak nam, potrzebne jest dlugofalowe przygotowanie i takie rozmowy sa konieczne. :roll: Fajnie ze tyle osob chce o tym porozmawiac. Ja rowniez uwazam, ze to nie rodzina podejmuje decyzje o adopcji, tylko przyszli rodzice, ale tak jak piszecie powyzej psychiczne wsparcie jest nam bardzo potrzebne. Ze zdumieniem odkrylam, ze naszej rodzinie rowniez.
Pozdrawiam
:)
Awatar użytkownika
Aska
Posty: 1853
Rejestracja: 24 mar 2002 01:00

Post autor: Aska »

Halszko, moje wyrazy uznania! Stawić czoła całej rodzinie, to dopiero wyczyn. Naprawdę jestem pod wrażeniem.

A ja doznaję zbawiennych skutków wyjawienia naszych planów adopcyjnych w pracy. Do tej pory zwierzałam się z problemów z zajściem w ciążę i chęci adoptowania dziecka tylko jednej koleżance. Zawsze trzeba było wyczekać moment, gdy nikogo innego nie było w pokoju, żeby sobie spokojnie pogadać :wink: A teraz zupełnie na luzie i kiedy tylko mnie najdzie ochota opowiadam jak wygląda procedura, jak reaguje rodzina, jak sobie wyobrażamy życie z dzieckiem :D
Awatar użytkownika
KA
Posty: 25
Rejestracja: 15 maja 2002 00:00

Post autor: KA »

Witam wszystkich. Czytam Wasze posty o adopcji, bo sama zaczynam o niej poważnie myśleć. Lata już nie najmłodsze a in vitro nie powiodło się. Ne wiem jak długo próbować jeszcze i łudzić się, że następnym razem na pewno uda się, a tym samym skracać sobie czas na radość macierzyństwem i z dziecka, które gdzieś czeka na czyjąś miłość. Rodzina powinna wiedzieć o planach adopcyjnych, ale interesuje mnie, czy informowaliście ją , czy może sama rodzina była ciekawa , które z małżonków nie może mieć dzieci? Uważam, że jest to intymną tajemnicą i nikogo to obchodzić nie powinno i małżeństwo nie musi się z tego tłumaczyć. Czy Wy też tak sądzicie?, jak wyglądało to u Was?, może praktyka jest inna i jednak padają tego typu pytania? Co wtedy?
Awatar użytkownika
AsiaW
Posty: 718
Rejestracja: 09 kwie 2002 00:00

Post autor: AsiaW »

:( Ka tak mi przykro jednak jedziemy na tym samym wozie. A tak mocno trzymałam kciuki;((.
A co do poinformowanie rodziny my powiedzielismy wszystkim przed icsi co i jak i dokładnie dlaczego musimy zrobić ten zabieg i jak on wygląda. Uniknęlismy dodatkowych pytań choć teraz i tak jak tylko rodzinka nas widzi pytaja i co dalej i jak zwykle nie martwcie się na pewno nastepnym razem........... Oni też do końca nie rozumieją bo dokładnie w tym samym czasie in vitro robiła dobra znajoma rodziny i oczywiście są w ciąży 3 mieś. i dlatego wszyscy myślą ,że mieliśmy wyjątkowego pecha i juz następnym razem na 100% się uda. Nie wiedzą,że to włąśnie oni mieli wyjątkowe szczęś ie albo raczej to do nich nie dociera..........
U nas wszyscy wiedzą i w pracy i w rodzinie i znajomi tak mi łatwiej nie dokopuja stwierdzeniami słabo się staracie.
A tak na markinesie KA i co dalej robisz transfer hibernusków? Kiedy? Czy na razie odpoczywasz?
Awatar użytkownika
Dora
Posty: 431
Rejestracja: 25 kwie 2002 00:00

Post autor: Dora »

Mysle, ze powinno sie mówic tylko to, co naprawde sie chce powiedziec. Ludzie sa czasem dociekliwi, zadaja mnóstwo pytan, które nic nie wnosza a sluza chyba tylko zaspokojeniu ciekawosci. Warto sie nauczyc ucinac takie dochodzenie, w sposób uprzejmy ale kategoryczny. Co to kogo obchodzi które z nas nie moze i dlaczego? To sprawa nas i lekarza, a nie cioci Kloci czy sasiadki. Wiem, ze nieplodnosc to temat ciekawy, budzacy zainteresowanie, czasem litosc, czasem pretensje. Adopcja to samo. Ale tak naprawde, to przeciez samo zycie, zadna choroba, zaden wstyd czy wina! Po prostu normalna sprawa! Jedni maja cukrzyce, inni sa lysi, jeszcze inni maja nerwice. Naprawde,nieplodnosc to nie jest NAJGORSZA RZECZ JAKA MOZE SIE TRAFIC. Znacznie gorsza jest glupota, bo chociaz nie boli, ale za to cuchnie. Na odleglosc. I wierzcie mi, wcale nie jest latwo z nia zyc.
Awatar użytkownika
KA
Posty: 25
Rejestracja: 15 maja 2002 00:00

Post autor: KA »

Dora, dziękuję bardzo za odpowiedź. Masz rację, jest tyle innych chorób gorszych, wręcz przerażających swym niebezpieczeństwem i nikt nie pyta, dlaczego Ty ją masz i że to twoja wina. Wręcz ludzie okazują zrozumienie i pomoc ale niestety w niepłodności mogą pojawić się pretensje i zarzuty. Ja jednak nikomu tłumaczyć się nie zamierzam z czyjej winy.
AsiuW przymierzam się do próby z rozmrożonych zarodków, ale dr Lewandowski nie daje mi 100% gwarancji, że w nowym cyklu po ICSI, mając PCO od razu wystąpi owulacja. Tak więc czekam.
Zablokowany

Wróć do „Archiwum - Adopcyjne dylematy”