wera6 pisze: witam,dzis telefon z osrodka ze jednak zaczynamy sie szkolic po wakacjach choc obiecali nam teraz po swietach.a ja studiujaca zaocznie 2 razy w miesiacu poprzestawialam juz zajecia tak abym mogla chodzic w soboty i nie zawalic obu spraw.kiedy po otrzasnieciu sie z szoku,oddzwonilam zeby powiedziec ze po wakacjach moge miec problem.pani poinformowala mnie ze jestem zla kandydatka bo studiuje!ze najpierw mam skonczyc sie uczyc a dopiero potem!zal mi sie jej zrobilo bo co ona o mnie wie?rozmaiawiala ze mna po raz pierwszy i nie wie ze jestem juz mama 1,5 roczniaka i studiuje 2 razy w miesiacu wlasnie poo to zeby przez caly tydzien siedziec z synem!a w te wekkendy to moj maz i moi rodzice maja swieto bo maja go tylko dla siebie.i chyba o to chodzi zeby dziecko mialo milosc i rodzine.poryczalam sie bo babka zachowala sie fatalnie!a ja musialam zamknac dziub bo ona ma sile sprawcza!jak bog wiecej nie dal to ona nam da...i to jest osrodek katolicki...?
Wera6, myślę, że tu mamy odpowiedź. Odbycie przez Was wcześniej kursów nie zmieni czasu oczekiwania (zobacz na liście Doruni ile czekają Wrocławianki), a do momentu rozpoczęcia kursu zrobicie wszystkie formalności (rozmowy, wywiady). Obawiam się, ze było to nieporozumienie - "może" wejdziecie teraz na kurs potraktowaliście jako obietnicę i teraz takie rozczarowanie. Trudno mi też uwierzyć, ze ktoś z Ośrodka ( nie ważne czy z katolickiego, choć tak to podkreślasz) powiedział Ci, że ze jesteś zlą kandydatką bo studiujesz...wera6 pisze:w koncu skonczylismy w katlickim,termin po wakacjach.rozmowa z psychologiem 5 lipca.to zawsze blizej niz styczen 2005 na technikow:)
wera6 pisze:u nas moze byc 7 malzenstw i ani jednego wiecej!kurcze!a moze tam moja dzidzia gdzies lezy sama....a ja nic nie moge...tylko zamknac buzie i usmiechac sie jak mi szanowne panie pluja miedzy oczy!teraz juz z problemami nie bede do nich dzwonic,sama sobie poradze a one wezma pieniazki za frajer!
Chyba przesadzasz troszkę.... Jesli masz takie nastawienie to może lepiej zmień Ośrodek póki czas.
Mogę napisać, jak jest w Łodzi i może to wyjaśni paradoks...feli pisze:Ja tu widzę pewien paradoks. Ostatnio w telewizji we wiadomościach słyszałam, że liczba adopcji spada. A jednocześnie zdumiewa mnie łatwość, z jaką potencjalni rodzice są odprawiani z kwitkiem. Czasem trudno uwierzyć, że personelowi ośrodków zależy na dobru dzieci. Na którymś wątku na Bocianie przeczytałam historię, że parę odprawiono, bo mąż ma wykształcenie zawodowe (sic!) A zatem nie studiujesz - źle, studiujesz - jeszcze gorzej.
Jeszcze a propos szkoleń - mam wrażenie, że trenerów do szkoleń jest bardzo niewielu, bo na szkolenie można czekać i pół roku. Gdybyśmy z mężem nie zapisali się na listę oczekujących w dwóch ośrodkach, to nas również czekałoby półroczne czekanie (i to w Warszawie!!!). Udało nam się zacząć od kwietnia, grupa jest przeładowana, ale to żaden w sumie problem, bo wszyscy rozumieją, że chcą szybko dostać dzidziusia...
Liczba adopcji spada, ale nie z powodu braku kandydatów tylko dzieci z uregulowaną sytuacją prawną. Więcej jest dzieci do opieki zastępczej.
Procent rodzin "odprawionych z kwitkiem" z ważnych powodów jest niewielki.
U nas adoptują ludzie z różnym wykształceniem ( obecnie w grupie są i prawnicy i szwaczki po przyuczeniu do zawodu). Niestety musimy "podziękować" ludziom, którzy ukończyli szkoły specjalne i chyba to jest zrozumiałe dla wszystkich.
U nas czas oczekiwania ( od złożenia dokumentów do propozycji) wynosi ok. roku. W tym czasie odbywają się szkolenia i nie ma to znaczenia czy ktoś zacznie w 3 miesiącu czy w 7 oczekiwania. Nie jest to tez kwestia braku trenerów (mamy 5 na 7 pracowników) - jest bardzo dużo kandydatów. Równolegle prowadzimy 2-3 grupy, każda trwa 2 miesiące. W każdej grupie po 6-7 par. Oprócz tego jest jeszcze inna praca do wykonania - sądy , domy dziecka, wywiady, opnie, rozmowy z rodzicami naturalnymi i wiele, wiele innych.