Tylko dla oczekujących na adopcję!!:D
Moderatorzy: Moderatorzy, Moderatorzy grupa wdrożeniowa
- Masi
- Posty: 468
- Rejestracja: 21 lut 2002 01:00
Oj dziewczyny jakie wy macie szczęscie, że to tesciowe sa takie "złe"... Niestety moja teściowa wczoraj zapytała mnie uwaga "Czy ona może swojemu bratu powiedziec o adopcji czy nie mówic wogóle nic, bo nie chciałaby nam pokrzyżowac planów, więc sie pyta" Dla wyjasnieniam dodam, ze wuj męza mieszka baaaardzo daleko i widujemy sie raz na rok albo i rzadziej...więc pytanie było jak bardziej na miejscu... Do tego zostalismy zasypami toną ubranek ( slicznych) i peluszek flanelowych ( co to maja byc pod głowkę,bo przeciez i tak napewno kupicie pampersy) tez sliczne .. i takie tam... przyjemnie, pozytywne zakrecenie ma... Za to moja mama jest z gatunku tych co to sie nie uda... Aktualnie jest wersja, że będe miała starszne problemy z moim m , bo jak ja bylam mała to tato wszystko robil, znaczy remontował mieszkanie, malował, łóżeczko mi zrobił i takie tam ... a moj M nie remontuje i maluje i nie zbija łozeczka z desek tylko zatrudnia fachowców do remontów a łozeczko kupił... i obiady gotuje...Normalnie tragedia taki facet... Najlepsze jest to , że moja mama nie ma nic przeciwko adopcji jako takiej tylko dlaczego teraz, dlaczego my i co my zrobimy skoro nie jestesmy przyzwyczajeni do roboty... a ja nie latam całe dnie po domu ze sciera coby było strylnie czysto... Normalnie ręce opadją i rajstopy... wrrrrr.... nawet nie mam na to argumentów.
Nataku, ja na to o ciązy postadopcyjnej odpowiadm, że nie che bo bym sobie figure popsuła... jakby cokolwiek mogło mi figurę moją wątpliwą popsuc, ale zamyka usta na czas wystarczjący do zmiany tematu Ostatnio tak mnie naszło po rozmowie z kolezanką... Chyba nie wyrabiam już...
Nataku, ja na to o ciązy postadopcyjnej odpowiadm, że nie che bo bym sobie figure popsuła... jakby cokolwiek mogło mi figurę moją wątpliwą popsuc, ale zamyka usta na czas wystarczjący do zmiany tematu Ostatnio tak mnie naszło po rozmowie z kolezanką... Chyba nie wyrabiam już...
- kasiavirag
- Posty: 4121
- Rejestracja: 24 lip 2002 00:00
Masi, cudownie! Jestem podobna!!!Masi pisze:. a ja nie latam całe dnie po domu ze sciera coby było strylnie czysto... Normalnie ręce opadją i rajstopy... wrrrrr.... nawet nie mam na to argumentów.
a parę lat temu usłyszałam od swojej mamusi: "Czy ty się nie boisz, że O N A (dziewczyna, która u nas sprzątała, bo jakoś talentu ani ochoty nie mam do tyhc rzeczy) cię ZASTĄPI w ogóle w tym domu???!!!!???????"
Wiecie co?, normalnie przykro mi było że mamusia taka głupiutka.. jakby nie mogła zastąpić dowolnie inna też nie-sprzątająca.....
Ale najlepszą jazdę miałam kiedy moi rodziciele zapytali CO wiadomo na temat rodziny biologicznej Kacperka. I dostali odpowiedź, że to nie jest informacja niezbędna im do istnienia i owszem wiadomo ale nam-rodzicom Kacpra i reszta świata nie musi być informowana.
Byli zdziwieni, że nie mogą publicznie podebatować na tymi informacjami...
Kasia, mama (z)mieszana, ale się porobiło...
- Vill
- Posty: 1644
- Rejestracja: 20 paź 2003 00:00
W rodzinie mojego męza też bardzo chcą fakt adopcji zachowac..w tajemnicy ...eh..pokrzyżuję im plany..i niech tylko będzie już w naszej rodzinie maleństwo...kto nie zapyta jak pojadę ...odpowiem na pytanie zgodnie z prawdą;)
Zaczynam miec ochote powiedziec wszystkim z dziwnymi tekstami że są..ZACOFANI..ZABOBONNI..SCHEMATYCZNI..ale zaciskam zęby...samo sie przekonają jak zobaczą uśmiech mojego dziecka..na które tak czekam.... i czekam...
Vill w dyskusji
Zaczynam miec ochote powiedziec wszystkim z dziwnymi tekstami że są..ZACOFANI..ZABOBONNI..SCHEMATYCZNI..ale zaciskam zęby...samo sie przekonają jak zobaczą uśmiech mojego dziecka..na które tak czekam.... i czekam...
Vill w dyskusji
- Tama_
- Posty: 5034
- Rejestracja: 29 lis 2003 01:00
My tez tego nie chcemy...ale co ja poradze jak w oczach mojej tesciowej jestem godna politowania bo...przez lata staramy sie o dziecko i efektu nie ma,a jak był to straci łam ciaze...i teraz TA adopcja...no nic tylko sie nade mna uzalac a jak jej opowiadałam,jak sie wew. uspokoiłam po podjeciu decyzji,ze oboje rozpromienilismy sie jakos tak nagle... ze jestesmy szczesliwszi,ze mamy oboje wrazenie jakbysmy,znowu byli na własciwej drodze...to jakos to do niej nie dotarło.....ale to juz jest jej problemkorcia pisze: Wiesz Tama ja czasem też mam wrażenie jakby wszyscy się nademną litowali Tylko, że my nie tego chcemy
a co do zachwania tajemnicy to...moja tesciowa tez by tak chciala...ale jej powiedziałam,za jedna z dziewczyn z Bociana (nie pamietam,ktora to napisała,ale teraz jej za to serdecznie DZIEKUJE)
ze... nie bede budowała milosci na kłamstwie.... i koniec dyskusji. Dodałam jej,ze gdy cos sie ukrywa,nie mowi sie o czyms,to podswiadomie bierzemy to za cos zlego...wiec o adopcji bede mowiła Podobnie jest z niepłodnością...dlatego czujemy sie czasami jak kosmitki
[url=http://www.snugglepie.com/ezb/102020.png]Piotruś[/url] i [url=http://www.piotrulkowo.bobasy.pl]galeryjka[/url]
- Jewka
- Posty: 2079
- Rejestracja: 12 maja 2003 00:00
A ja już nie wiem...
Z jednej strony kręci mi się w głowie ze zdziwienia, ze zdumienia, z zachwycenia, gdy pomyślę o postadopcyjnych ciążach Buńka, błotniaków, Agny i... - kto jeszcze?
Z drugiej strony wolałabym tego nie wiedzieć. Nie wiedzieć, że adopcja czasem działa jak lek na niepłodność.
Bo kiedy to wiem, to myślę: może i mnie się to przytrafi?
I cały wewnętrzny spokój diabli biorą.
Bo znów życie wymyka się moim planom.
I bądź tu czegokolwiek pewną!
Nawet własnej niepłodności pewną być nie można!
Z jednej strony kręci mi się w głowie ze zdziwienia, ze zdumienia, z zachwycenia, gdy pomyślę o postadopcyjnych ciążach Buńka, błotniaków, Agny i... - kto jeszcze?
Z drugiej strony wolałabym tego nie wiedzieć. Nie wiedzieć, że adopcja czasem działa jak lek na niepłodność.
Bo kiedy to wiem, to myślę: może i mnie się to przytrafi?
I cały wewnętrzny spokój diabli biorą.
Bo znów życie wymyka się moim planom.
I bądź tu czegokolwiek pewną!
Nawet własnej niepłodności pewną być nie można!
- viki30
- Posty: 271
- Rejestracja: 04 mar 2004 01:00
ja mam dokładnie takie same odczucia jak Jewka........
chociaż powiem szczerze , że jesteśmy już tak daleko i nie wyobrażam sobie jak mogłabym nie adoptować , traktuję całą tę sytuację jak CIĄŻĘ i czekam z niecierpliwością na moment kiedy będę mogła przytulić moje maleństwo ....i..... tu potem znów budzi się ta myś:"...acha! skoro tylu parom się udaje , może i nam się przytrafi......", wiem , że musze to opanować by nie popaść w jakąś chorą sytuacje a zdrugiej strony znów myślę o tym jak te maluchy byłyby szczęśliwe razem przecież mamy tak dużo miłości w sobie , że może jednak Najwyższy dokona cudu....
och , no cóż to chyba hormony matczyne tak grają
chociaż powiem szczerze , że jesteśmy już tak daleko i nie wyobrażam sobie jak mogłabym nie adoptować , traktuję całą tę sytuację jak CIĄŻĘ i czekam z niecierpliwością na moment kiedy będę mogła przytulić moje maleństwo ....i..... tu potem znów budzi się ta myś:"...acha! skoro tylu parom się udaje , może i nam się przytrafi......", wiem , że musze to opanować by nie popaść w jakąś chorą sytuacje a zdrugiej strony znów myślę o tym jak te maluchy byłyby szczęśliwe razem przecież mamy tak dużo miłości w sobie , że może jednak Najwyższy dokona cudu....
och , no cóż to chyba hormony matczyne tak grają
szczęśliwa mama Julii
- kasiavirag
- Posty: 4121
- Rejestracja: 24 lip 2002 00:00
Jewka pisze:A ja już nie wiem...
Z jednej strony kręci mi się w głowie I cały wewnętrzny spokój diabli biorą.
Bo znów życie wymyka się moim planom.
I bądź tu czegokolwiek pewną!
Nawet własnej niepłodności pewną być nie można!
Jewka, wylecz się kochana z planowania zycia to będziesz zdrowsza!
psychicznie.
Mowi Ci to "wyleczona". Przedtem strasznie ciężko było...
Kasia, mama (z)mieszana, ale się porobiło...
- korcia
- Posty: 360
- Rejestracja: 07 gru 2003 01:00
I tak trzymać Ja również nie zamierzam opierać miłości na kłamstwie. Bo to może w przyszłości zniszczyć wszystko co zbudujemy. Choć łatwiej jest mnie mówić o adopcji niż o problemach z płodnością. To chyba trochę trudniejszeTama_ pisze: ... nie bede budowała milosci na kłamstwie.... i koniec dyskusji. Dodałam jej,ze gdy cos sie ukrywa,nie mowi sie o czyms,to podswiadomie bierzemy to za cos zlego...wiec o adopcji bede mowiła Podobnie jest z niepłodnością...dlatego czujemy sie czasami jak kosmitki
viki30 pisze: ... traktuję całą tę sytuację jak CIĄŻĘ i czekam z niecierpliwością na moment kiedy będę mogła przytulić moje maleństwo ...
Kiedyś moja koleżanka powiedziała, że jest tak jakby było się w ciąży. Wtedy też jest okres oczekiwania, zniecierpliwienia i człowiek chciałby aby ten moment już nastąpił.
I wiecie co - TO JEST PIĘKNE
[url=http://www.nasz-bocian.pl/modules.php?name=Forums&file=viewtopic&p=445903#445903]Nasze nowe pogaduchy[/url]
Mama wspaniałego synka :-)
Mama wspaniałego synka :-)
- Hatia
- Posty: 213
- Rejestracja: 23 maja 2003 00:00
Piszecie tu takie piękne rzeczy, a ja wczoraj usłyszałam straszną historię....I wybaczcie, ale musze ją napisać.
Opowiedział mi ją wczoraj w pociągu - zupełnie przypadkiem, bo nie wspominałam o adopcji - ktoś kto przez krótki czas mieszkał w bliskim sąsiedztwie rodziny z adoptowanym dzieckiem, a było tak:
Pani nie mogła urodzić dziecka - nikt nie wiedział dlaczego. Marzyła o adopcji i mówiła o tym otwarcie. Pan - jej mąż - był sceptyczny, ale też chciał mieć dziecko więc zgodził się na adoptowanie maleństwa. Dostali roczne dzieciątko - córeczkę Zosię. Dziecko było rozpieszczone do granic możliwości - miało po prostu wszystko, piękne ubranka, buciki, słodycze i zabawki. No i zdarzyło się że u nich właśnie adopcja podziałała jak odblokowywacz - kiedy Zosia miała 4 latka pojawił się na świecie Michał - "prawdziwy" syn państwa X. Świat Zosi runął wtedy w przepaść. Trzeba dodać, że państwo X mieszkali na granicy wsi i miasta, a Pan co rano roznosił mleko do kilku miejskich domów. Poza tym codziennie trzeba było wykonywać pewne czynności - doić krowy, sprzątać obory, wybierać jajka... I zgadnijcie kto zaczał to robić..... Od momentu kiedy w domu pojawił się Michałek, Zosia z dziecka opływającego w dostatek zamieniła się w robotnika. Wstawała o 4 rano - razem z pomocnikami gospodarczymi, doiła z nimi krowy, roznosiła mleko do klientów, sprzątała w chlewikach. Nie buntowała się ani przez chwilę, nikt nie widział żeby płakała czy narzekała niosąc zimą ciężkie dla niej kanki z mlekiem do miasta...pomimo, że nie była ubrana jak kiedyś w piękną ciepłą kurtkę i kozaczki - a w wiejską kamizelę i zbyt duże gumowce nałożone na krótkie skarpetki.
Ludzie, którzy to widzieli zgłaszali sę w różne miejsca chcąc pomóc dziecku - karmili Zosię, dawali ubrania, które znikały w Michałkowej szafie (pomijając sukienki oczywiście). Ostatecznie, rodzina X zmęczona chyba powstałą sytuacją przeprowadziła się do bardzo dalekiego miasta. Nie wiadomo co dalej działo się z Zosią, czy pozostała w tej rodzinie, czy może wróciła do domu dziecka.
To wszystko brzmi jak scenariusz koszmarnego filmu sprzed 50 lat - a wydarzyło się bardzo niedawno, zaledwie kilka lat temu.
I wiecie co? Jak słyszę takie historie, to żałuję że adopcja bywa czasem "lekarstwem" na niepłodność. Ile musiało nacierpieć się to dziecko i jak bardzo Zosia musiała wierzyć że to wszystko dla jej dobra i że tak musi być...
Ehhh szkoda gadać. Przepraszam że tak zasmęciłam, ale to mnie tak bardzo poruszyło...
Opowiedział mi ją wczoraj w pociągu - zupełnie przypadkiem, bo nie wspominałam o adopcji - ktoś kto przez krótki czas mieszkał w bliskim sąsiedztwie rodziny z adoptowanym dzieckiem, a było tak:
Pani nie mogła urodzić dziecka - nikt nie wiedział dlaczego. Marzyła o adopcji i mówiła o tym otwarcie. Pan - jej mąż - był sceptyczny, ale też chciał mieć dziecko więc zgodził się na adoptowanie maleństwa. Dostali roczne dzieciątko - córeczkę Zosię. Dziecko było rozpieszczone do granic możliwości - miało po prostu wszystko, piękne ubranka, buciki, słodycze i zabawki. No i zdarzyło się że u nich właśnie adopcja podziałała jak odblokowywacz - kiedy Zosia miała 4 latka pojawił się na świecie Michał - "prawdziwy" syn państwa X. Świat Zosi runął wtedy w przepaść. Trzeba dodać, że państwo X mieszkali na granicy wsi i miasta, a Pan co rano roznosił mleko do kilku miejskich domów. Poza tym codziennie trzeba było wykonywać pewne czynności - doić krowy, sprzątać obory, wybierać jajka... I zgadnijcie kto zaczał to robić..... Od momentu kiedy w domu pojawił się Michałek, Zosia z dziecka opływającego w dostatek zamieniła się w robotnika. Wstawała o 4 rano - razem z pomocnikami gospodarczymi, doiła z nimi krowy, roznosiła mleko do klientów, sprzątała w chlewikach. Nie buntowała się ani przez chwilę, nikt nie widział żeby płakała czy narzekała niosąc zimą ciężkie dla niej kanki z mlekiem do miasta...pomimo, że nie była ubrana jak kiedyś w piękną ciepłą kurtkę i kozaczki - a w wiejską kamizelę i zbyt duże gumowce nałożone na krótkie skarpetki.
Ludzie, którzy to widzieli zgłaszali sę w różne miejsca chcąc pomóc dziecku - karmili Zosię, dawali ubrania, które znikały w Michałkowej szafie (pomijając sukienki oczywiście). Ostatecznie, rodzina X zmęczona chyba powstałą sytuacją przeprowadziła się do bardzo dalekiego miasta. Nie wiadomo co dalej działo się z Zosią, czy pozostała w tej rodzinie, czy może wróciła do domu dziecka.
To wszystko brzmi jak scenariusz koszmarnego filmu sprzed 50 lat - a wydarzyło się bardzo niedawno, zaledwie kilka lat temu.
I wiecie co? Jak słyszę takie historie, to żałuję że adopcja bywa czasem "lekarstwem" na niepłodność. Ile musiało nacierpieć się to dziecko i jak bardzo Zosia musiała wierzyć że to wszystko dla jej dobra i że tak musi być...
Ehhh szkoda gadać. Przepraszam że tak zasmęciłam, ale to mnie tak bardzo poruszyło...
Patryk...mały człowiek, który wypełnił mój świat po brzegi :)
-
- Posty: 1740
- Rejestracja: 30 kwie 2003 00:00
Wiecie co ? Jak ja słyszę takie historie "jedna pani drugiej pani " to mnie ciarki przechodzą . Nie wiem czy w życiu dostałam jakiegoś kopa czy coś innego co podziałało na mnie w taki a nie inny sposób ale bardzo sceptycznie podchodze do takich historii zwłaszcza jak ta z Zosia . Nie twierdzę , ze ona nie mogła się zdarzyć ale normalną rzeczą jest żedzieci , które wychowują sie na wsi pomagają rodzicom w pracy .
Poza tym Ci tzw. obserwatorzy wiedzą wszystko najlepiej , im to właśnie wychodzi wspaniale dostrajanie barwnych opowieści o tym jak ktoś zyje .
Nie możnaby np przyjąć , ze dziecko pomagało , bo w domu pojawiło się maleństwo ...
Ja tam zaraz bym jezyk obcieła takiej babie ... Same wiemy ile ludzie potrafią mówić na nasz temat jakie to jesteśmy niepełnowartosciowe
Też mam na wsi rodzinę i mają troje wspaniałych biologicznych dzieci , które również pomagały i pomagają w obowiązkach czy to jest coś złego ??
Jesoo jaka ja jestem okropna ale jak ja brzydzę się plotkami ...
Jedna sytuacja a opinii tyle ile obserwatorów i w sumie nie ma się co dziwić bo wiejskie towarzystwo czasami bywa bardzo uciążliwe
Poza tym Ci tzw. obserwatorzy wiedzą wszystko najlepiej , im to właśnie wychodzi wspaniale dostrajanie barwnych opowieści o tym jak ktoś zyje .
Nie możnaby np przyjąć , ze dziecko pomagało , bo w domu pojawiło się maleństwo ...
Ja tam zaraz bym jezyk obcieła takiej babie ... Same wiemy ile ludzie potrafią mówić na nasz temat jakie to jesteśmy niepełnowartosciowe
Też mam na wsi rodzinę i mają troje wspaniałych biologicznych dzieci , które również pomagały i pomagają w obowiązkach czy to jest coś złego ??
Jesoo jaka ja jestem okropna ale jak ja brzydzę się plotkami ...
Jedna sytuacja a opinii tyle ile obserwatorów i w sumie nie ma się co dziwić bo wiejskie towarzystwo czasami bywa bardzo uciążliwe
Dziękuję Bocianowi za ludzi których poznałam , za pomoc i wsparcie , trzymajcie się :)
-
- Posty: 10956
- Rejestracja: 08 gru 2002 01:00