dylematy męża - szukam porady

Archiwum forum "Adopcyjne dylematy"

Moderatorzy: Moderatorzy, Moderatorzy grupa wdrożeniowa

Zablokowany
Awatar użytkownika
Mauricia
Posty: 3
Rejestracja: 19 mar 2004 01:00

dylematy męża - szukam porady

Post autor: Mauricia »

Kochani,

to mój pierwszy list, choć od jakiegoś czasu bywam "podglądaczem" waszych rozmów.
Jestem w trudnej sytuacji i szukam wsparcia, może ktoś z Was ma podobne doświadczenia lub jakieś mądre przemyślenia.
W zeszłym roku zdecydowaliśmy się z mężem na adopcję, pod koniec roku dostaliśmy kwalifikację i teraz, wydawało mi się, że czekamy z niecierpliwością na nasze szczęście. Myślałam, że po tylu latach leczenia i niepowodzeń w końcu ułoży nam się życie rodzinne.
Oczywiście to co piszę jest dużym skrótem myślowym, sami wiecie jaką drogę trzeba przejść, aby znaleźć się w OA, ile emocji kosztuje kilkuletnie leczenie, niepowodzenia, nadzieje i porażki. Wydawało mi się, że wyszliśmy z zakrętu i teraz wszystko się ułoży.
Niestety, okazało się, że mąż ma dylematy i wątpliwości. Trochę rozmawialiśmy, myślę, że szczerze i otwarcie, ale mnie to niewiele pomogło, nadal nie wiem co z tym wszystkim zrobić.
On nie ma pewności, czy dziecko adoptowane spełni jego ojcowskie uczucia. W samej idei adopcji nie podoba mu się to, że dziecko adoptowane jest "produktem zastępczym", że ma wypełnić pustkę jakiej nie może wypełnić dziecko biologiczne.

Uważam, że on ma prawo mieć takie odczucia, każdy człowiek przeżywa ważne sprawy na swój, indywidualny sposób. Nie chcę go namawiać, ani wywierać na nim presji. Równie dobrze mogłoby być tak, że to ja mam wątpliwości a on nie; w takim wypadku też nie chciałabym być do niczego zmuszana.

Te jego uczucia sa dość świeże, nie miał tych dylematów na początku procesu adopcyjnego ani w chwili, gdy się decydowaliśmy na ten ruch.
Czyżby to był jakiś strach, panika przed trudnym momentem, gdy przedstawiane jest nam dziecko i trzeba podjąć decyzję?
Nie chcę bagatelizować tych jego wątpliwości, choć marzę o dziecku i nie mam takich rozsterek wobec adopcji. Ale nie chcę budować swojego szczęścia na siłę. Chcę, by to dziecko miało rodziców, którzy go pokochają na 100%. Czy jestem idealistką?

Może ktoś z Was był w podobnej sytuacji? Ja wiem, że nie każdy ma z góry gotową, właściwą odpowiedź i nie każdemu decyzja o adopcji przychodzi łatwo, czasami jest to proces, czasami trzeba poczekać. Przecież miłość i więź z dzieckiem trzeba czasami zbudować, nie dostaje się jej od razu jak dar boży. Nie zawsze jest to takie proste. A może się mylę?

Biję się z myślami, czy wstrzymać adopcję, czy czekać i zobaczyć co los przyniesie? Może jak mąż zobaczy to dziecko to uczucia się pojawią? On sam nie chce wstrzymywać adopcji.
Nie wiem zupełnie co robić...
Mauricia.
Awatar użytkownika
joki
Posty: 772
Rejestracja: 14 sie 2003 00:00

Post autor: joki »

Mauricia pisze:On nie ma pewności, czy dziecko adoptowane spełni jego ojcowskie uczucia. W samej idei adopcji nie podoba mu się to, że dziecko adoptowane jest "produktem zastępczym", że ma wypełnić pustkę jakiej nie może wypełnić dziecko biologiczne.
Droga Mauricio to chyba nie do końca tak. Nie wiem czy dobrze Cię zrozumiałam, ale dziecko które przyjmiecie nie ma "spełniać uczuć ojcowskich", ale to Wy macie go wspierać, dbać o jego dobro. Dziecko adoptowane nie ma zastapić Wam biologicznego dziecka, więc nie jest "produktem zastępczym" tylko dzieckiem innych ludzi, którym Wy macie zastąpić rodziców. To wspaniale jeśli przy tym wywiązują się mocne i szczere więzi, ale na pewno zdarza się , że adopcyjna matka lub ojciec nie pokochają dziecka, i co wtedy? Znam przypadek takiej rodziny. Matka nigdy tak naprawdę nie pokochała dziewczynki, ojciec z kolei -bardzo. Ona jest już dorosła, kocha swoich rodziców adopcyjnych, ma poprawne stosunki z matką (która notabene była dobrą matką tylko nie bardzo potrafiła okazywać jej uczuć matczynych).
Myślę, że to dobrze, że dyskutujecie o tym szczerze i mąż dzieli się z Tobą obawami. Myślę też, że każdy z potencjalnych adopcyjnych rodziców powinien zadać sobie pytanie - a co będzie jeśli nie pokocham mojego adoptowanego dziecka?
pozdrawiam,
JOKI
Awatar użytkownika
kasiavirag
Posty: 4121
Rejestracja: 24 lip 2002 00:00

Post autor: kasiavirag »

Ja na pozór nie na temat , ale...

Droga M.

to, co napisała Joki to sama prawda. Jestem biologiczną mamą sześciolatka i z pełną odpowiedzialnościa twierdzę, że mój syn NIE MOŻE spełniać moich uczuć jako matki! Nie dlatego mam dziecko żeby miało ono spełniać jakąkolwiek rolę! To osobny człowiek, jednostka niezalezna sama w sobie. Jest na świecie, bo kocham jego tatę i chceliśmy dać "upust" tej miłosci. To prawda, że kocha się bardzo mocno biologiczne dziecko - choć nie zawsze jest to regułą. Ale tej miłości też musieliśmy się nauczyć. Musieliśmy się też nauczyć kochać go bezwarunkowo, bez względu na to czy spełnia nasze "oczekiwania" czy nie.

Ważne w rodzicielstwie są marzenia związane z dzieckiem, ale absolutnie nie można ich na siłę wcielać w życie - nieszczęśliwe jest wtedy dziecko, nieszczęśliwi rodzice. No i dziecko nie jest środkiem do realizacji rodzicielskich niepełnionych pragnień - czy to biologiczne, czy adopcyjne. To dziecko nas bardziej potrzebuje niż my jego. Chociażby też z tej przyczyny, że to my jestesmy dorośli.

Może twój mąż powinien zastanowić się czego oczekuje od dziecka. Czego oczekiwałby też od dziecka biologicznego? i wtedy może łatwiej Wam będzie poukładać uczucia. :)
Mam nadzieję, że decyzja, którą podejmiecie, ulży waszym sercom :bigok:

Pozdrawiam serdecznie!
Kasia, mama (z)mieszana, ale się porobiło...
Awatar użytkownika
kasiavirag
Posty: 4121
Rejestracja: 24 lip 2002 00:00

Post autor: kasiavirag »

Zapomniałam napisać, że czekam na dziecko adopcyjne!
Kasia, mama (z)mieszana, ale się porobiło...
Awatar użytkownika
Mauricia
Posty: 3
Rejestracja: 19 mar 2004 01:00

Post autor: Mauricia »

Dziewczyny,

Zgadzam się z Wami w sprawie "spełniania" ( a raczej nie-spełniania) matczyno-ojcowskich wyobrażeń. Ja mam to chyba poukładane w głowie we właściwy sposób. Wiem, że zaakcpetuję dziecko takim jakie będzie pod każdym względem i będę je kochała niezależnie od jego zalet i wad i będę chciała jak najlepiej je wychować i dać mu jak najlepsze wsparcie na początku jego życia.
Zastanawiam się, czy, po pierwsze tłumaczyć (czyli poniekąd nakłaniać) męża jak to tak naprawdę powinno być (a więc to my dla dziecka a nie dziecko dla nas), czy zaakceptować jego odmienne myślenie.
Po drugie może mężczyźni mają nieco inne podejście do posiadania dzieci (czyli: przedłużania gatunku, przekazania własnych genów, itd.). Jakby nie było mężczyźni mają trochę bardziej egoistyczny stosunek do tych spraw, kobiety częściej chcą dawać niż otrzymywać.
Od razu zastrzegam, że nie jestem jedną z tych wojujących feministek, i gdyby któryś z panów się chciał oburzyć, to ja wcale nie mam zamiaru żadnego z panów obrazić. Po prostu jest pewna różnica płci, którą ja widzę.
Mogę oczywiście być w totalnym błędzie (pomijając fakt, że wszelkie uogólnienia, a w tym wypadku skorzystałam z wielu, są krzywdzące).
W każdym razie chętnie przyjmę jakąś radę od męskiej części Forum. Pamiętam jak swego czasu Asterix czekał na swoje dziecko. ile w tym było bezwarunkowej miłości.... ech...
Awatar użytkownika
Jarecki
Posty: 209
Rejestracja: 21 paź 2003 00:00

Re: dylematy męża - szukam porady

Post autor: Jarecki »

Mauricia pisze: Biję się z myślami, czy wstrzymać adopcję, czy czekać i zobaczyć co los przyniesie? Może jak mąż zobaczy to dziecko to uczucia się pojawią? On sam nie chce wstrzymywać adopcji.
Nie wiem zupełnie co robić...
Mauricia.
Mauricia jesli Twój mąż nie chce wstrzymywać procesu adopcji to znaczy że jednak jest za. A to, że ma watpliwosci to nic złego. Wiele osób podejmujacych taką decyzję, je ma. Mój mąż na początku w ogóle nie chciał o tym słyszeć, potem bardzo powoli do tego dojrzewał a teraz sam sie sobie dziwi bo naszą Zosię poprostu ubustwia i ma dla niej tyle cierpliwosci (nawet wiecej odemnie)że aż go podziwiam.
Co do tego spełniania ojcowskich/matczynych potrzeb to bądźmy szczerzy dziecko jakies tam nasze potrzeby (bardzo zresztą silne) jednak spełnia. Nie ma sie czego wstydzić. Ja czuje sie spełniona i mój mąż też - jestesmy poprostu innymi ludźmi i dzieki temu, ze mamy dziecko poczulismy sie szczęśliwi - zawdzięczamy to adopcji a wiec spełnia ona takze nasze potrzeby nie tylko dziecka.
Życzę powodzenia.
Kaśka Jarecka
Z ciekawosci zapytałam mojego męża co by Ci poradził a on powiedział mi dosłownie - "niech sie cieszy ze dostali kwalifikację bo nie wszyscy ją dostają"- tacy są faceci.
Awatar użytkownika
Mauricia
Posty: 3
Rejestracja: 19 mar 2004 01:00

Post autor: Mauricia »

Kaska,

Dobra z Ciebie kobieta, dzięki za wsparcie. Jakoś tak lżej się zrobiło, choćby przez chwilę.
Na pewno wpadłam w panikę, bo to są dla mnie bardzo ważne spray. Ja akurat też musiałam dojrzeć do adopcji i z chwilą gdy mi się wydawało, że już teraz możemy z otwartym sercem czekać na nasze dziecko, to tu nagle nowe dylematy.
Na wszystko trzeba czasu, tylko brakuje cierpliwości.
"Zazdroszczę" Wam Waszej Zosi i trzymam kciuki, by Wasze szczęście trawało.
Awatar użytkownika
jedrek
Posty: 442
Rejestracja: 13 maja 2002 00:00

Post autor: jedrek »

Jak już mowa o różnicach emocjonlanych w wychowaniu i percepcji rodzicielstwa, to przypomnę to o czym już na forum parę razy pisano;
to fakt, my mężczyźni traktujemy planowane ojcostwo adopcyjne jak zadanie do wykonania i trudno w naszym przypadku mówić, że"nosimy dziecko w sercu" zanim je poznamy, więc im bardziej zbiża się termin "porodu" tym bardziej nas "nosi", boimy się tego czy podołamy obowiązkom, boimy się utraty wolności, boimy się utraty przywilejów. Wiele z Was przelewa swe macierzyńskie uczucia na mężów i trzeba sobie dać czas, by sią z tym pożegnać. Nie da się też zakontraktować miłości w naszym przypadku, bo jesteśmy inni, to dotyczy także dzieci biologicznych, miłość rodzi się przy pieluchach, karmieniu, zabawie i pokazywaniu świata. Nie rostrzygałbym tych różnic w kategoriach moralnych, altruizm czy egoizm to nie są postawy biorące się z biologiii, czy konstrukcji psychicznej, a o różnicach w tych obszarach myślę.
Trzeba dużo ze sobą rozmawiać, nie bać się tematów trudnych, nie obrażaś się gdy okaże się, że myślimy inaczej, bo Ja to nie Ty, jednością stajemy się od czasu do czasu w akcie miłości, ale w codziennym trudzie możemy tylko próbować się zbliżać, rezygnując ze swojego na rzecz wspólnego.
Wracając do dylematów męża, bojącego się tego czy zaakceptuje adoptowane dziecko; pomyślałem sobie, że taka postawa może być dużą przeszkodą. Jak tu już pisałyście, zapraszamy do rodziny dziecko(biologiczne,czy adoptowane) by razem budować nową rodzinną rzeczywistość, ale to my mamy służyć jemu, a nie ono nam. To co dostanie od nas ma oddać swoim dzieciom.
jędrek
Awatar użytkownika
kasiavirag
Posty: 4121
Rejestracja: 24 lip 2002 00:00

Post autor: kasiavirag »

Oj Jędrek,

jak zwykle ciepło, mądrze i pokrzepiająco.
Dziękuję.
Kasia, mama (z)mieszana, ale się porobiło...
Awatar użytkownika
Horacy
Posty: 58
Rejestracja: 22 wrz 2003 00:00

Post autor: Horacy »

Jest to niewątpliwie problem. Jednak każdy musi go rozwiązać w sobie. Ja tylko mogę dorzucić fragment naszej historii.

Zdecydowaliśmy się na adopcję również w zeszłym roku. To znaczy w zeszłym roku postanowienie to stało się wspólne. Poprzednie kilka lat upłynęło na moim dojrzewaniu do tego. Pytanie było jedno: czy mieć dziecko biologiczne i adoptowane to to samo? Wątpliwości długo nie chciały mnie opuścić. Dopiero same dzieci - licznie odwiedzające nasz dom przy różnych okazjach - pomogły mi podjąć decyzję. Żadne słowa nie były tu potrzebne. Nie wiem do dziś czy odpowiedziałem sobie na tamto pytanie, ale wiem, że chcę adoptować dziecko. Tym samym nasza decyzja stała się wspólna. Jesteśmy jeszcze pół kroku przed kwalifikacją. Od dwóch tygodni spotykamy się z dziećmi, którym damy naszą miłość. Gdy pierwszy raz zobaczyłem drobniutką 9-latkę jedzącą kolację razem z innymi dziećmi poczułem, że coś we mnie zaiskrzyło i wiedziałem od razu, że będzie naszą córka. Nie było też problemem zdecydowanie, że przyjmiemy ją razem z trochę starszym bratem, z którym jest mocno związana. Na następne spotkanie czekałem już jak na spotkanie z kimś bliskim. Nie zastanawiam się teraz czy jest to „produkt zastępczy”? W tej chwili czuję, że chcę być ojcem tych dzieci. Zaczynam mieć wrażenie, że to dwie osobne rzeczy: rozważanie nad różnicą pomiędzy adopcyjnym a biologicznym rodzicielstwem i pragnienie bycia ojcem. Sądzę, że tak jak Wy, kobiety, macie szereg przemyśleń na temat macierzyństwa i bycia matką, tak my, mężczyźni, mamy na temat ojcostwa i bycia ojcem.

Wiadomość z ostatniej chwili: dwa dni temu zabralismy dzieci na kilkugodzinny spacer i przy pożegnaniu Ewelinka objęła mnie za szyje i spytała:"czy nie moglibyście nas zabrać już teraz?" Dla mnie to, co wtedy poczułem było odpowiedzia na wcześniejsze wątpliwosci. Co nie znaczy, że wątpliwości i pytania znikają ale zasiane ziarenko juz pusciło korzonki. Przynajmniej wiem na pewno, że chcę być ojcem adopcyjnym.
Awatar użytkownika
myca77
Posty: 20
Rejestracja: 29 mar 2004 00:00

Post autor: myca77 »

jestem zdania ze obawy zawsze sa musicie ze soba rozmawiac,duzo.prawda jest,ze to wy powinniscie dac dziecku milosc .jestem pewna ze jezeli juz twoj maz zobaczy dziecko zmieni zdanie . jestesmy w trakcie kwalifikacji,tez mamy obawy roznego rodzaju ale chcemy dziecka ,mamy tyle milosci w sobie ,ze musimy sie z nia podzielic.,wy z pewnoscia tez.Trzymam kciuki.
Eurydyka
Posty: 8
Rejestracja: 28 paź 2010 21:48

Re: Czy do końca życia będę marzyć o...?

Post autor: Eurydyka »

No dobrze, skoro temat się powiela i chyba już nic więcej się nie dowiem, to może spróbuję z innej beczki. Inny mój problem (może też niezbyt oryginalny,ale a nuż ktoś napisze coś ciekawego): mąż.
Co mam na myśli-otóż ja mam tylko ten jeden dylemat, o którym pisałam wcześniej. Mój mąż jest sceptycznie nastawiony do adopcji, chociaż absolutnie jej nie wyklucza i zaczyna się zastanawiać. Jego największy kłopot (chociaż nie wiem czy największy, tylko tak przypuszczam, bo ślubny nie jest niestety wylewny w tych sprawach, jak zresztą większość facetów) to jak to będzie na początku, kiedy będzie musiał powiedzieć rodzinie i w pracy. Powiedzmy, że rodzinę ja wezmę na siebie, ale w pracy go nie wyręczę. A powiedzieć prędzej czy później będzie musiał. On jest z gatunku tych "wstydliwych i mało wylewnych", a tu taka ciężka przeprawa. Mam wrażenie, że będzie się ogromnie stresował. Żal mi go i nie chcę, żeby przez to przechodził, baba jest inna i sobie jakoś bardziej daje radę w takich sprawach, wygada się przyjaciółce (czego potem nieraz żałuje, ale to inna kwestia). Facet źle znosi takie sytuacje. Kocham go bardzo i chciałabym mu tego oszczędzić, ale przecież nie zrobię tego za niego, nie pójdę do niego do pracy lub do kolegów. Czy w tym wypadku mam być twarda i uznać, że trudno, on musi przez to przejść i koniec? Do tej pory wszystkiemu raczej dawaliśmy odpór razem, ciężko mi jest myśleć, jak jemu będzie ciężko.
Poza tym kiedy mam uznać, że on jest naprawdę gotowy na adopcję? Nawet jeśli tak powie, to ja będę myśleć, że robi to dla mnie. A nie chcę, żeby tak było. Z drugiej strony czekać na jakiś dowód jego gotowości mogę do końca życia. Mam wybierać między jego spokojem, a moim szczęściem? Żałuję, że nie jest on z tych, którzy tak naturalnie przyjęli możliwość adopcji, no ale taki nie jest i tego nie zmienię. Czy trzeba być egoistą w tych sprawach-ale nie chcę, bo go kocham.
Pewnie znowu nic oryginalnego nie napisałam, ale może jednak znajdzie się jakiś chętny do dyskusji, a najlepiej jak by to był pan- chciałabym się dowiedzieć, jak to wygląda z ich perspektywy.
Zablokowany

Wróć do „Archiwum - Adopcyjne dylematy”