jhoan, dnia 06.05.2010 pisze: Chciałabym po latach odniesc sie do problemu stazu malzenskiego w adopcji.
Ciekawe swoją drogą, czy problem sie zmienil.
Uwazam, ze problem jest duzy, bo wiele par obecnie zyje razem przed slubem po kilka lat. Czy nadal trzeba miec tzw staz malzenski czy bierze sie pod uwage nowoczesny styl zycia?
Nie jest tez dla mnie argumentem, ze musza byc jakies stale obiektywne, ktorymi osrodki musza sie kierowac. Przeciez potencjalna rodzine ocenia psycholog, jest wywiad spoleczny. Jesli w rodzinie nie ma patologii, sa warunki zyciowe (minimalne), sa dobre oceny otoczenia, to dlaczego stawia sie takie sztuczne bariery?
Chyba ze po to, aby przerzedzic kandydatow, ktorych jest za duzo?
OAO Rzeszów, dnia 07.06.2010 pisze:Szanowna Pani,nie ma sztucznych barier podobnie jak nie ma przepisów dotyczących 5 lat stażu. Owszem, niektóre z ośrodków wymagają takiego stażu, maja prawo. W naszym oao nie ma takiej bariery, ale staż np. pół roku czy roku to jest zdecydowanie za mało. Jasne, jasne, "nowoczesny styl życia" - jest i tak, ale często tez i tak, że po wspólnym zyciu przez np. 3 lata razem, po ślubie wszystko się rozpada. Ten czas spędzony w związku małżeńskim musi mieć jakiś logiczny wymiar, małzonkowie musza okrzepnąć, dojrzeć, urządzić się. Poza tym po kilku miesiącach małżeństwa nawet nie można stwierdzić, czy para może mieć dzieci czy nie - tym bardziej, że w okresie bycia razem bez ślubu wiele par raczej zabezpiecza się przed ciążą a nie na odwrót. Niestety, doświadczenie i praktyka adopcji pokazują, że nie wolno się spieszyć. Nikomu. Ani nam, ani małzonkom.Trudno w to uwierzyć, ale tak jest. Proszę poza tym sprawdzić, jak jest za granicą. Tam też wymaga się stabilności związku.
Pozdrawiam serdecznie, D.Dominik
Załóżmy jednak sytuację, że para się pobiera po pol roku znajomosci i po 4 latach otrzymuje dziecko z adopcji. A po roku malzenstwo sie rozpada. I drugą sytuację, gdy para zyje ze sobą bez slubu kilka lat, powiedzmy 5, 10 , pobiera sie i nie ma szans na adopcję. Istotny jest staz malzenski, czyli jestesmy nieco zacofani. Nie zgadzam sie ze stwierdzeniem, ze musi byc jakis punkt odniesienia - od tego zatrudnieni sa psychologowie, ktorzy powinni wlasciwie ocenic sytuacje. Jest to w ogromnym stopniu uproszczenie stosowane przez osrodki i niestety pary sa bezradne, bo sa na stanowisku petenta. Niestety.