Wizyta
Moderatorzy: Moderatorzy, Moderatorzy grupa wdrożeniowa
- sowa
- Posty: 3295
- Rejestracja: 21 lut 2002 01:00
Wizyta
Już niedługo bo w poniedziałek mam wizytę u mnie w domu. I powiem wam, że się boję. Sama nie wiem czego. Zdaję sobie sprawę, że to tylko konieczna formalność, ale i tak jestem zdenerwowana. Latam cały dzień po domu ze szmatką i sprzątam. Na moje zachowanie Andy powiedział, że przecież nie mamy wizyty sanepidu. Prawie przez miesiąc nie mieliśmy żadnego kontaktu z ośrodkiem. I teraz boję się czego się dowiem. Może powiedzą nam że jeszcze musimy długo poczekać..... A może dowiemy się, że już niedługo kwalifikacja, a zaraz potem ....... Boję się, że będę zdenerwowana w czasie tego spotkania i będę się zachowywać dziwnie. O rany co mnie napadło?
Proszę trzymajcie kciuki.
Proszę trzymajcie kciuki.
- Aska
- Posty: 1853
- Rejestracja: 24 mar 2002 01:00
Sówko, to normalne, że człowiek się stresuje w takich momentach. Zapewniam Cię, że wizyta w domu jest dużo przyjemniejsza od rozmów w ośrodku. U nas to spotkanie przerodziło się wręcz w "przesłuchanie" pani z ośrodka
No wiesz na własnym terytorium i w towarzystwie drugiej bliskiej osoby człowiek ma więcej odwagi zadawać pytania.
Pomyśl sobie, że to kolejny krok naprzód.
No wiesz na własnym terytorium i w towarzystwie drugiej bliskiej osoby człowiek ma więcej odwagi zadawać pytania.
Pomyśl sobie, że to kolejny krok naprzód.
- Martyna
- Posty: 388
- Rejestracja: 04 sie 2002 00:00
Sówko, oczywiście trzymam kciuki ale myślę że nie musisz się tak martwić. Potwierdzam zdanie Aśki, nasze spotkanie w domu było również bardzo przyjemne i było dużym krokiem w naszych staraniach o Michałka. Rozmowa z panią pedagog była tak miłą że gdyby nie jej obowiązki trzymalibyśmy ją jeszcze długo. Mieliśmy ciągle to nowe p[ytania a sposób w jaki na nie odpowiadała zachęcał nas do zadawania następnych. I zapewniam cię, nie zaglądała pod szafki i dywany a wręcz śmiała się że widać że mieszkamy bez dzidzi bo za duży porządek.
Jeszcze raz - trzymam kciuki!
Martyna
Jeszcze raz - trzymam kciuki!
Martyna
- Andy
- Posty: 6
- Rejestracja: 06 mar 2002 01:00
Sowa jest zbyt rozemocjonowana, żeby spokojnie zasiąść do pisania, więc zleciła zrelacjonowanie wizyty mnie. No więc po pierwsze spodziewaliśmy się, że cała sprawa zajmie tak gdzieś około godziny, góra dwóch. A tu wizyta trwała 4,5 godziny!!!!!!
Najpierw było gadu gadu na tematy najprzeróżniejsze, raczej nie związane z naszymi staraniami o dzidziusia. Ale jednak dotyczące problematyki OAO. Pora na nas przyszła później. Były pytania o nas, nasze rodziny, to jak się poznaliśmy i sporo innych rzeczy, które teraz nie tak łatwo sobie nam przypomnieć. Chwilami czuliśmy się jak na mini-szkoleniu, bo słuchaliśmy na temat tego z jakimi rzeczami dzieci adopcyjne mogą mieć problemy, no i jak próbować sobie z nimi radzić. Głównie chodziło o to kiedy i w jaki sposób rozmawiać z maluchem o tym skąd wziął się na świecie. A teoria podparta była kilkoma przykładami „ z życia ośrodka” wziętymi. Pani z ośrodka robiła notatki, aby – jak mówiła – z nich przygotować notatki dla sądu. Aha, no i oczywiście był jeszcze czas na zwiedzenie mieszkania.
A w międzyczasie furorę zrobił nasz psiak, który od początkowej nieufności przeszedł pod koniec w całkowitą zażyłość z gościem – drapiąc dopominał się natarczywie głaskania oraz poświęcania i jemu nieco uwagi.
Sowa bardzo się przejęła, że nie przewidzieliśmy tak długiej wizyty, no i nie pomyśleliśmy zawczasu o jakiejś przekąsce. W planie mieliśmy jedynie kawę, herbatę i specjalnie upieczone na tą okazję ciasto. Na razie więc muszę ją uspokajać, że dla kwalifikacji, a potem dla sądu brak kolacji naprawdę nie powinien mieć znaczenia. Taką przynajmniej mam nadzieję.
A co do kwalifikacji, to ma się odbyć za dwa tygodnie. A potem, to sami już wiecie – nerwowe oczekiwanie na jakąś informację o naszym maluszku.
W sumie mamy nadzieję, że wypadliśmy nie najgorzej, bo przecież spokojnie i długo się gaworzyło. Ale aż kusi, żeby można było zerknąć w notatki OAO, co też tam o nas sobie popisali.
Trzymajcie za nas kciuki.
Andy i Sowa
Najpierw było gadu gadu na tematy najprzeróżniejsze, raczej nie związane z naszymi staraniami o dzidziusia. Ale jednak dotyczące problematyki OAO. Pora na nas przyszła później. Były pytania o nas, nasze rodziny, to jak się poznaliśmy i sporo innych rzeczy, które teraz nie tak łatwo sobie nam przypomnieć. Chwilami czuliśmy się jak na mini-szkoleniu, bo słuchaliśmy na temat tego z jakimi rzeczami dzieci adopcyjne mogą mieć problemy, no i jak próbować sobie z nimi radzić. Głównie chodziło o to kiedy i w jaki sposób rozmawiać z maluchem o tym skąd wziął się na świecie. A teoria podparta była kilkoma przykładami „ z życia ośrodka” wziętymi. Pani z ośrodka robiła notatki, aby – jak mówiła – z nich przygotować notatki dla sądu. Aha, no i oczywiście był jeszcze czas na zwiedzenie mieszkania.
A w międzyczasie furorę zrobił nasz psiak, który od początkowej nieufności przeszedł pod koniec w całkowitą zażyłość z gościem – drapiąc dopominał się natarczywie głaskania oraz poświęcania i jemu nieco uwagi.
Sowa bardzo się przejęła, że nie przewidzieliśmy tak długiej wizyty, no i nie pomyśleliśmy zawczasu o jakiejś przekąsce. W planie mieliśmy jedynie kawę, herbatę i specjalnie upieczone na tą okazję ciasto. Na razie więc muszę ją uspokajać, że dla kwalifikacji, a potem dla sądu brak kolacji naprawdę nie powinien mieć znaczenia. Taką przynajmniej mam nadzieję.
A co do kwalifikacji, to ma się odbyć za dwa tygodnie. A potem, to sami już wiecie – nerwowe oczekiwanie na jakąś informację o naszym maluszku.
W sumie mamy nadzieję, że wypadliśmy nie najgorzej, bo przecież spokojnie i długo się gaworzyło. Ale aż kusi, żeby można było zerknąć w notatki OAO, co też tam o nas sobie popisali.
Trzymajcie za nas kciuki.
Andy i Sowa
- Hasik
- Posty: 677
- Rejestracja: 23 mar 2002 01:00
Sowa i Andy, bardzo się cieszę, że tak dobrze Wam poszło . Aśka, pytasz czy ktoś miał długą wizytę - nasza to chyba rekord: o ile pamiętam (to było w maju) trwała od 14 do 19, w tym dwa posiłki, całe szczęście mieliśmy je przygotowane. Było super, nie wiadomo kiedy czas zleciał, a i nasza Pani wizytująca najwyraźniej świetnie się u nas czuła.