"Trochę" za dużo zwaliło Ci się na głowę w krótkim okresie czasu. Dwójka małych dzieci + niedawna adopcja + diagnoza synka to dużo za dużo jak na jedną osobę. Jak już wcześniej megi71 radzi musicie zwolnić. Wrzucić chociaż chwilowo na luz. W przeciwnym razie będzie to pochylnia, po której stoczy się cała Wasza rodzinka. Nim do tego dojdzie warto zacząć działać, warto pozwolić sobie pomóc, ale przede wszystkim warto zdać sobie sprawę, że to, co czujesz i w jakim stanie jesteś jest zupełnie naturalne! Kropką nad "i" jest diagnoza synka, żałoba w którą niepostrzeżenie i zupełnie niespodziewanie weszłaś ścięła Cię po prostu z nóg. Żałoba po zdrowym dziecku, którym dotychczas było Wasze dziecko, jest tym, na czym powinnaś się skupić i co warto przerobić, żebyś mogła wygrzebać się z dołka i zaczęła walczyć o zdrowie i szczęście swoich dzieci.aggita pisze:Ja mam na tą chwilę w domu dwójkę małych adoptowanych niepełnosprawnych dzieci w wieku rok po roku (u synka niedawno zdiagnozowano FAS) i tak naprawdę jestem załamana w chwili obecnej.
Nie wiem jak u Was, ale u nas na terapiach i rehabilitacji terapeuci zawsze powtarzają: rodzic nie jest terapeutą! Nie powinien być, dziecko musi mieć przestrzeń, gdzie jest dzieckiem, gdzie może się bawić, być beztroskie, gdzie nie ma, często bolesnej i nieprzyjemnej rehabilitacji, gdzie mama jest od kochania, nie od leczenia i tego bardzo się trzymam! Zamykając drzwi gabinetu zapominam o niepełnosprawności moich dzieci i traktuję je, na miarę ich możliwości, jak zupełnie zdrowe dzieci. Bawimy się, szalejemy, wyjeżdżamy, pieczemy ciasteczka, rysujemy i robimy wiele innych rzeczy, które składają się na zwykłą codzienność. Równie ważną, jak ćwiczenia! Dziecko to nie tylko niepełnosprawność, ale też istota społeczna, rodzinna, która potrzebuje oddechu i relaksu. Co więcej - im więcej się ćwiczy, tym efekt gorszy. Dziecko przemęczone i zniechęcone odmawia współpracy.aggita pisze:U mnie Mała nie chce współpracować, na rehabilitacji drze się, jakby ją żywcem krojono, mimo, że jest w stanie sama wstać, a nawet przejść kilka kroków - nie robi tego.
Wracając do meritum - dopóki dziecko nie widzi celu i nie ma potrzeby wykonywania określonych czynności protestuje. Być może Waszej córeczce, na tym etapie, po prostu brak chodzenia jeszcze nie przeszkadza, więc jest opór, chociaż stawiam na zupełnie coś innego i o tym napiszę dalej
Rehabilitacja metodą Vojty jest dla dziecka, zwłaszcza w wieku poniemowlęcym, bardzo nieprzyjemne. Nie dziwi mnie, że mała tak bardzo protestuje. Poza dłuższym "urlopem" od ćwiczeń polecam spróbowanie innych metod rehabilitacji. U nas doskonale sprawdza się NDT Bobath.aggita pisze:I to nie jest taki tam sobie płacz - to jest mega histeria, rzucanie się, aż do potu, aż się sina robi na twarzy. Rehabilitant od Vojty ostatnio powiedział, że pierwszy raz widzi coś takiego..
Wiesz, ona ma dopiero 2 latka, zdecydowaną większość życia spędziła w miejscu, gdzie nie były zaspakajane jej najbardziej podstawowe potrzeby - bezpieczeństwa i czułej opieki osoby dorosłej. Być może ma wielką potrzebę powrotu do tego najwcześniejszego etapu, przerobienia go, bycia "dzidzią" rodziców i stąd jej zachowanie. Może warto na razie odpuścić wszelką rehę, za to dać noszenie, tulenie, smoczek, itp. Za jakiś czas to przejdzie, włączy się naturalna potrzeba eksplorowania świata i wtedy ćwiczenia będą łatwiejsze i o wiele bardziej skuteczne.aggita pisze:Mała woli sobie leżeć, a najlepiej, żeby ją ktoś nosił i wszystko robił za nią (a ma ponad dwa lata).
Wiesz, dziecko, które od wczesnego dzieciństwa zalicza ciągle lekarzy, rehabilitację i leczenie nie poleci do lekarza z pieśnią na ustach Każda wizyta jest traumą. Do tego pół roku temu zmieniło się wszystko w jej życiu - pojawili się rodzice, brat, nowy dom i otoczenie i byłoby ok, gdyby w tym punkcie nastąpiła kropka. Ale tak nie jest. Zanim Wam zaufała, przyzwyczaiła się, poczuła jak u siebie doszły bolesne ćwiczenia i wymagania trudne do ogarnięcia przez sporo starsze dziecko, a co dopiero takiego maluszka. Odłożenie w czasie ćwiczeń na rzecz nawiązania więzi powinno być priorytetem. Być może nikt Wam tego po prostu nie powiedział. Mała, nawet jeżeli będzie ciut niezgrabnie chodzić, ale będzie miała prawidłowo nawiązaną więź zazna szczęśliwego życia. Najlepsza reha tego nie da.aggita pisze:Wyjście do jakiegokolwiek lekarza, nawet na głupie warzenie to jest jeden wielki wrzask. Dzień jest ustawiony pod nią, pod jej bycie w łuskach, zajęcia, rehabilitację. I ciągły ryk, wrzask, szarpanie się. Teraz jeszcze doszło pionizowanie jej bez łusek - wrzask jest taki, że na cały blok słychać - musiałam powiedzieć sąsiadom, że jej nie katujemy, tylko musi ćwiczyć.
Takie odczucia są zupełnie naturalne Jesteś zniechęcona, zmęczona, przytłoczona tym, co się stało i nie masz możliwości "ucieczki". Zastanówcie się z mężem czy nie byłoby dobrze, gdyby przynajmniej 1 raz w tygodniu na kilka godzin przychodziła do małej niania, a Ty chwycisz trochę oddechu od codzienności. Być może macie w okolicy ośrodek wczesnej interwencji z oddziałami dziennymi, pozwoliłoby Ci to zawieźć małą np. na 3-4 godzinki dziennie na zajęcia terapeutami (nie tylko ruchowe), a samej odetchnąć.aggita pisze:Jak tylko mogę to wychodzę z domu, żeby zapomnieć o tym, co tam się dzieje i nie mam ochoty tam wcale wracać, chyba tylko ze względu na synka. Rano zanim wstane (a przez pół dnia musze sobie radzic z dwójką sama) czasem mysle, ze moze Mała wyparowala w nocy z łózeczka i że jej nie ma i moje życie wróci do normy.Synek pójdzie do przedszkola, a ja będę mogła normalnie wrócicd o pracy, zamiast iść na świadczenie pielęgnacyjne i się z córką męczyć w domu.
Tego typu motywacja jest bardzo zwodnicza, ale to już wiesz. Stało się, macie oprócz synka jeszcze córeczkę, więc trzeba będzie powoli układać rodzinne życie we 4aggita pisze:A myślałam sobie - dam rady, pomożemy jeszcze jednemu biednemu dziecku, zapewnimy mu zajęcia, rehabilitację, otoczymy opieką.
Ona będzie tego chciała za jakiś czas, na razie ma 2 latka i nie widzi różnicy miedzy sobą, a rówieśnikami Jak zapragnie to motywacja do ćwiczeń się znajdzie Nie wiem u jakich specjalistów byliście, ale twierdzenie, że dziecko z MPD nie ma sprawnych rąk czy nie kontroluje potrzeb fizjologicznych jest wierutną bzdurą! Porażenia mają różne postacie. Może warto udać się do dobrego neurologa? Może do genetyka? Nie wiem czy wiesz, ale od kilku lat odchodzi się od stawiania diagnozy MPD małym dzieciom. Właśnie dlatego, że problemy neurologiczne mają różne pochodzenie i nie zawsze są one tak oczywiste. Moja mała ma 2,5 roku, neurolog skłania się ku MPD, a lekarz rehabilitacji nie potwierdza. Czy Wasza córeczka miała robione EEG lub MR?aggita pisze: A mała będzie potem chciała chodzić, biegać, być, jak inne dzieci. Każdy specjalista powtarza, że nie jest zle, że rokuje, ze moze normalnie chodzic, że to moze nawet nie byc porazenie mózgowe, tylko jakaś sprawa genetyczna (bo, poza tym mówi normalnie, ma sprawne rączki, a nawet kontroluje potrzeby fizjologiczne, co u dziecka z porażeniem jest czymś niespotykanym)
Oczekujesz motywacji do ciężkich, trudnych ćwiczeń od malutkiego dziecka? Co więcej - szantażujesz je, bo nie chce ćwiczyć? Wybacz, ale dla mnie to niewyobrażalne.aggita pisze:ale co z tego, skoro nie ma żadnej motywacji i ani grozby, ani prosby jej do chodzenia nie sa w stanie nakłonić, bo nie.
Nie, nie jesteś egoistką. Za dużo się dzieje, zbyt intensywnie więc wypalasz się bardzo szybko.aggita pisze:Napiszecie pewnie, że jestem egoistką, że jej nie kocham (fakt, że trudno ją niestety kochać, jak się ma z nią do czynienia codziennie w takich okolicznościach, bo postronni ludzie widzą w niej śliczną, milutką, uśmiechniętą dziewczynkę, pokrzywdzoną przez los) i inne takie
megi71 dobrze napisała - zróbcie sobie przerwę od ćwiczeń, terapii, zajęć, nawet przedszkola Daj sobie luz, przed Wami całe lata na terapie
Wstawajcie późno, jedzcie nieśpieszne śniadanie, chodźcie na spacery, karmić kaczki, dłubać patykiem w ziemi, rysujcie, czytajcie, bawcie się! Nic nie musicie - dzieci są malutkie, masz macierzyński, cieszcie się sobą, poznawajcie się, niech dzieci poczują, że jest brat/siostra. Jest tyle fajnych rzeczy, które można robić Jak nabierzesz siły i ochoty do pracy z dziećmi, to powoli włącz terapię. Pojedynczo, bez pośpiechu i nacisku. Zaprowadzaj na zajęcia, ale sama w domu odpuść. Zobaczysz w którym kierunku to pójdzie. Nim się obejrzycie będzie wiosna, plac zabaw, puszczaj małą choćby na kolankach.
Trzymam za Was mocno kciuki! Pisz co u Was i jak sobie radzicie Powodzenia!