terrina pisze:
A tak już zupełnie poważnie, fundujesz jakimś dzieciom jakąś przyszłość...........takiemu kolejnemu pokoleniu Rafaello..........a pomyślałaś o tym, by ktoś te dzieci później wspomógł profesjonalnie, gdy (być może "agresywnie" jak Rafaello, będą chciały sobie z tym, co im teraz fundujesz, poradziły............... Sama napisałaś, że w Polsce, jak na razie" wszystko dozwolone, bo nie zabronione. MOże jednak warto najpierw o "prawo" zawalczyć i pomyśleć o tym, że oprócz "teraz zadowolonych rodziców" te dzieci kiedyś dorosną i też będą pytać "skąd się wziąłem" (nie tylko o technikę poczęcia będą pytać...........ale przede wszystkim o to kim w związku z tym jestem.............
wiesz, to zabrzmialo, jakbyś czyniła mnie współodpowiedzialną za sytuację w Polsce. Rozumiem, że to nie była Twoja intencja, ale ja mimo to zaoponuję głośno. Uważam, że to niebezpieczne zbliżać się do granicy poczucia omnipotencji- ani ja tej omnipotencji nie mam, ani Ty i w ogóle nikt.
Nie jestem osobą "załatwiającą sprawy dawstwa w Polsce", więc pytanie o to, czy pomyślałam o tym, aby dzieciom ktoś pomagał profesjonalnie, brzmi tak, jakby był to mój obowiązek i moja odpowiedzialność.
Tymczasem ja nie jestem ani lekarką, ani psycholożką, ani matką dzieci urodzonych dzięki dawstwu. Jestem pacjentką taką jak Ty, forumowiczką i działaczką społeczną, co oznacza, że nie tworzę prawodawstwa.
Obie możemy równie dużo i równie mało, zalezy jak popatrzeć.
Możemy na przykład mówić głośno i to jest całkiem sporo.
Tak więc ja nikomu nic nie funduję, poza osobistymi dziećmi i teraźniejszością, jaką im tworzę. Ale też to one mnie rozliczą, nikt inny.
Natomiast pytanie o to, czy nie warto "najpierw" brzmi tak, jakby w ogóle było jakieś najpierw. Tymczasem nie ma zadnego "najpierw". Dawstwo się dzieje i dziać będzie niezaleznie od tego, czy prawo powstanie i w jakim kierunku to nowe prawo pójdzie- jawności, anonimowości, centralnych rejestrów, samowolki itd.
To nie jest proces, który można zatrzymać, bo taką mamy koncepcję, a następnie pozałatwiać przepisy i uruchomić go od nowa.
Trudność polega na tym (jak w każdej innej dziedzinie życia społecznego), że jednocześnie trzeba edukować, walczyć o prawo, rozumieć rodziny, rozumieć dzieci, rozumieć dawców, wspierać leczenie, pokazywać zakresy odpowiedzialności, upominać się o zapomniane interesy, zachowywać racjonalny ogląd sytuacji, patrzeć na skutki długofalowe negocjując je z działaniami bieżącymi- i jeszcze dobrze byloby przy tym pozostać przy zdrowych zmysłach.
To są dzialania wielokierunkowe, które muszą się dziać w tym samym czasie. Bo mówimy o życiu, a nie o modelu teoretycznym.
Ja oczywiście zdaję sobie sprawę, że nie piszę w tym momencie o atrakcyjnej wizji, tylko niestety alternatywa nie istnieje.
Nie da się wstrzymać narodzin dzieci z zespołem Downa do czasu, w którym uznamy, że stworzyliśmy już właściwe zaplecze psychologiczno- medyczno- socjalne dla rodzin dzieci z zespołem Downa. Z dawstwem jest dokładnie tak samo.
Natomiast imputowanie mi, że nie myślę o dzieciach, a poprzestaję w swoim myśleniu na "zadowolonych rodzinach" w zasadzie powinno mnie obrazić, ale ponieważ niełatwo się obrażam, to jedynie mnie zasmuca.
Gdybyśmy ja i inni o tym nie myśleli to jak sądzisz, powstałaby kampania Powiedzieć i Rozmawiać?
a.