rafaello89 pisze:OK, jedyne, co pozostaje, to uznać, że się nie rozumiemy i nie zgadzamy.
ależ rozumiemy się świetnie. Z Twoich odpowiedzi widać po prostu, że zrozumienie jest dla Ciebie tożsame z osiągnięciem consensu, w tym przypadku byłoby nim zapewne napisanie "Tak, Rafaello, Twoje życie jest do bani a Ty sam nie jesteś nikim więcej niż "produktem laboratoryjnym", będziemy to w Tobie wspierać i utrwalać, ponieważ jest to jedyna możliwa optyka, w dodatku niezwykle dla Ciebie konstruktywna i zgodna ze stanem faktycznym".
Takiej ilości samoupodlenia i samoponiżenia, jakie wygenerowałeś w tym wątku, nie widziałam już dawno. Przyjmuję, że masochizm jest Twoim wyborem, ale nie oczekuj od nas sadyzmu, dobrze?
Co nie oznacza w żadnej mierze, że Cię nie rozumiemy. Po prostu mówimy: krzywdzisz sam siebie i idziesz drogą autodestrukcji.
Wypunktuję się i ja:
1) Nie zgadzam się, że dopóki brak jest procedur dających szansę poznania dawców przez ich potomstwo to sytuacja usprawiedliwia działanie "jak popadnie" i wszyscy mogą mieć to w ... względnie tłumaczyć - no tak już jest, dorośnij chłopie i znajdź sobie inne problemy niż budowanie tożsamości. Za to odpowiedzialność powinni wziąć RODZICE.
wskaż mi, proszę, choć jedną wypowiedź mojego autorstwa, Rysieczki, Omilki, Klarysy, Miniuli, która stanowiłaby, że:
a) uważamy, że sytuacja usprawiedliwia działanie jak popadnie;
b) wszyscy mogą mieć to gdzieś.
Nie znajdziesz takiej wypowiedzi.
To, czego nie umiesz rozróżnić w naszej dyskusji to rozdziału między postawą młodego gniewnego mówiącego "wszystko jest złe, więc niech nie będzie niczego" od postawy "problem jest złożony, nie spłaszczajmy go, ale pracujmy nad nim od strony prawnej, społecznej i edukacyjnej".
Tak naprawdę stykają się w tym wątku romantyzm i pozytywizm, i zupełnie nie rozumiem dlaczego postawa romantycznego idealisty miałaby górować nad pragmatycznym pozytywizmem?
Tak, my wiemy, że jest źle, nie akceptujemy tego stanu, ale HINT! próbujemy robić z nim coś konstruktywnego zamiast strzelać kolokwializmami, oskarżać kolejne strony i pławić się w poczuciu nierozwiązywalnego konfliktu.
Pomiędzy TAK i NIE jest całe pole postrzegania różnych zjawisk. Jest miejsce dla krytycznej analizy, rozmowy o zagrożeniach i ryzykach, ale też szansach oraz możliwościach. Jest wreszcie wiara w rozwiązania systemowe, w pomoc dla rodzin. Jest poczucie, że problem powinien wywoływać chęć zmierzenia się z nim i znalezienie rozwiązań, a nie chęć umycia rąk i poprzestania na zapchajdziurze "a więc skasujmy adopcję i zacznijmy wierzyć, że niechcianych dzieci nie będzie" bądź "a więc skasujmy dawstwo i wierzmy w to, że ludzie nie wyjadą za granicę, nie podejdą do NI i nie obejdą prawa".
Ludzie obchodzą to prawo notorycznie w krajach, w ktorych dawstwo oocytu jest zakazane, tak samo jak obchodzą zakaz surogacji i jeżdżą do Indii i na Ukrainę. Tym samym problem wcale nie został rozwiązany, po prostu przerzucono go na kraje mniej rozwinięte, ciesząc się złudnym i hipokrytycznym poczuciem "co złego to nie my".
Niespecjalnie rozumiem, jaka moralna wyższość płynie z faktu, że wykorzystywane są Hinduski, a nie Europejki? Żadna.
Dawstwo nigdy nie zostanie skasowane. To, co można i należy uczynić, to sprawić, aby zaczęło być procesem bezpiecznym dla wszystkich stron. Ponieważ jeśli tego nie zrobimy to nadal będziemy przykładać rękę do nieszczęścia dzieci i rodzin.
Przykład adopcji społecznej pokazuje, że tak, to jest do osiągnięcia.
Więc witaj w życiu, tu nie ma różowych jednorożców jedzących tęczę, to rzeczywistość.
2)ciach/moderator połowa mojego DNA została przeszczepiona na inne drzewo. Bezpowrotnie, bo odszukać tamtej rodziny nie mogę. Też decyzją rodziców.
ciach/moderator a co do drugiej jego części- owszem, masz rację. Co planujesz z tym zrobić?
Kilka razy wyrażałam gotowość wspomożenia Cię w poszukiwaniach adresami i wiedzą. Mogę dać Ci namiar na kancelarię prawną, która być może byłaby zainteresowana wzięciem sprawy zaskarżenia kliniki o zniszczenie dokumentacji medycznej, a dalej- systemu opieki zdrowotnej za dopuszczenie do sytuacji odcięcia obywatela od możliwości poznania swojej tożsamości.
Taka sprawa została założona w Wielkiej Brytanii, oskarżonym było Ministerstwo Zdrowia.
Nie podałeś także nigdy nazwy kliniki, w której leczyli się Twoi rodzice, a jest to podstawowa informacja do ustalenia, czy klinika korzystała z banku lokalnego czy zagranicznego, o czym już pisałam.
Jednym słowem chociaż rozumiem, że rodzice są blisko i łatwiej kierować złość przeciwko nim, to pokazuję Ci również, że sytuacja nie musi być beznadziejna jesli idzie o możliwość uzyskania informacji i pchnięcia do przodu tych wszystkich kwestii, o które pytasz.
To jednak znów Twoja decyzja i pytanie, czego dokładnie potrzebujesz: informacji praktycznych i pomocy w ich uzyskaniu, czy po prostu chcesz wyrzucić z siebie trudne emocje.
3) Szukanie "głupiego" plemnika to mocne spłaszczenie problemu. Za tym plemnikiem idzie człowiek, jego rodzina wzdłuż i wszerz - nawet jesli lekarz wyprał tego plemnika z jakichkolwiek ludzkich wydzielin. Jesli to tak nieistotne, to czemu wiekszosc z Was jednak walczy, bo to WASZ plemnik i komorka byly "w uzyciu"? Po co? Co za różnica? Bierzcie jak leci, są ważniejsze problemy w zyciu niz glupi plemnik.
A skoro roznica wydaje się ze jednak jest, to czemu ten "moj" plemnik nagle robi się drugiej kategorii i totalnie do pominiecia? Czemu go bagatelizujecie? To przeciez moja zasadnicza część składowa. Jak widac "optyka" jest diametralnie rozna w zaleznosci od tego, jak na ten plemnik spojrzymy.
masz rację, ale wydaje mi się, że kontekst postu Miniuli był nieco inny- głupi plemnik pojawił się tam nie jako symbol nieważności Twojej sytuacji, a jako symbol pokazujący, że genetyka jest AŻ genetyką, ale równocześnie TYLKO genetyką.
Moja optyka nie jest diametralnie różna w zalezności od tego, jak na plemnik się patrzy, czemu daję wyraz od początku naszej dyskusji, mimo to i tak uznajesz moje wypowiedzi za, odpowiednio, lobbujące, bezkrytyczne, nierozumiejące etc.
Ktos tu napisał, że stoimy po dwóch stronach barykady. To cholernie mnie przygnębiło, wychodzi na to, że rodzice stoją po przeciwnej stronie barykady niż ich dzieci, że ignorują ważne kwestie ich przyszłości, zaślepieni dążeniem do tego, by to dziecko "mieć". A ono niech tam sobie juz dochodzi swoich praw nawet jesli bezskutecznie.
nie stoję po przeciwnej stronie barykady, ale proponuję Ci dialog, a nie oskarżanie. Zdecydowanie nie jestem za ignorowaniem praw dzieci i jest w zasadzie śmieszne, że muszę to podkreślać, skoro spora część moich postów nie tylko w tym wątku dotyczy właśnie tej sprawy.
Bloo, co mnie obchodzi reprezentatywnosc? Czy jesli Twoje dziecko urodziloby sie z zespolem downa to bralabys pod uwage statystyke i mowila sobie "ech, no niech tam, trafila mi sie mniejszość genetyczna, ale grunt, że spora wiekszosc ma jednak dzieci zdrowe".
Ciebie oczywiście nic nie obchodzi reprezentatywność, ale rozmawiam tutaj nie tylko z Tobą. Ten wątek został przez Ciebie założony, ale pojawiło się w nim wiele tematów, uwag i refleksji.
ciach/moderator
a.