Poszukiwania biol.ojca-dawcy

Miejsce do wymiany doświadczeń dorosłych osób, które w dzieciństwie adoptowano.

Moderator: Moderatorzy dorośli adoptowani

ODPOWIEDZ
MadlenaGemini
Posty: 744
Rejestracja: 29 kwie 2009 00:00

Re: Poszukiwania biol.ojca-dawcy

Post autor: MadlenaGemini »

zastanawialam sie nad takim rozwiazaniem aby kazdy dawca mogl zostawic w depozycie informacje dla biologicznego dziecka dlaczego zdecydowal sie na oddanie do adopcji zarodka, podarowal komorke czy oddal nasienie. Mozna by wiele wyjasnic, byloby to bardzo indywidualne, skierowane do konkretnych osob. Do tego wg mnie dawca powinien zostawic obowiazkowo informacje na swoj temat (m.in zdrowotne) ale tak aby jesli tego nie chce identyfikacja nie byla mozliwa. Pewnie czesc osob nie mialaby problemu z pozostawieniem szczegolowych danych lacznie z adresem. Uwazam ze do spotkania powinno dochodzic wylacznie wtedy gdy istnieje chec po obu stronach. Mozna by taka zgode lub jej brak pozostawic w rejestrze. Fajnie by tez wg mnie bylo gdyby mozna bylo decyzje zmienic czyli np ktos dojrzal do spotkania i pozostawia taka informacje drugiej stronie.
adopcja prenatalna to nie jest to samo co zwykla adpocja, wg mnie oddanie do adopcji narodzonego juz dziecka jest czyms zupelnie innym niz dawstwo gamet, i mozna by to inaczej zorganizowac.

moze pomysl jest kulawy ale mozna by go dopracowac bo chyba nie jest nierealny?
czerwiec 2011 IVF-ICSI (Invimed)
12.02.2012 Synek
"Nienarodzone dzieci nie odchodza. One tylko zmieniaja datę swojego przyjścia!"
MadlenaGemini
Posty: 744
Rejestracja: 29 kwie 2009 00:00

Re: Poszukiwania biol.ojca-dawcy

Post autor: MadlenaGemini »

yasuko pisze:
MadlenaGemini pisze: Mozna by taka zgode lub jej brak pozostawic w rejestrze. Fajnie by tez wg mnie bylo gdyby mozna bylo decyzje zmienic czyli np ktos dojrzal do spotkania i pozostawia taka informacje drugiej stronie.
Tylko problemem by było, gdyby ktoś zmienił zdanie w odwrotną stronę.
Bo dla wielu rodziców jest to ważne, by przyjąć gamety od dawcy jawnego (w sensie godzącego się na to, by dziecko mogło go odszukać po skończeniu 18 lat) i byłoby dla nich bardzo trudne, gdyby w czasie życia ich dziecka dawca zmienił zdanie.
mysle ze z tym mozna by sobie poradzic, np uprzedzajac dawcow o tym wymogu

-- 16.08.2012, 21:10 --

w konkretnych przypadkach
czerwiec 2011 IVF-ICSI (Invimed)
12.02.2012 Synek
"Nienarodzone dzieci nie odchodza. One tylko zmieniaja datę swojego przyjścia!"
Rysieczka
Posty: 970
Rejestracja: 03 kwie 2010 00:00

Re: Poszukiwania biol.ojca-dawcy

Post autor: Rysieczka »

bloo pisze:
Dawstwo gamet to inne zagadnienie jednak, bo tutaj dzielimy się komórkami, ktore same w sobie nie przedstawiają żadnej wartości egzystencjalnej powiedzmy, jak długo nie są zapłodnione.
...aczkolwiek też stanowią element determinujący nowe życie (które nie miałoby szansy powstać, gdyby nie owa komórka jajowa czy plemnik). I determinujący to życie przez cały czas, jako nośnik połowy genów 8)

Czy faktycznie moment zapłodnienia jest czymś mistycznym, granicznym i kluczowym? Przecież nie mamy wtedy gwarancji że: a: dojdzie do implantacji komórki, b: pojawi się akcja serca zarodka, o od tego dopiero momentu lekarze stwierdzają żywą ciążę.

MadlenaGemini, bloo, nie byłam w takiej sytuacji jak Wy, i postrzegam te dylematy stojąc nieco z boku, lub też po drugiej stronie barykady (jesteśmy rodziną biorców).

Mam jednak znajomą, która od czterech lat ma zdeponowane w klinice mrozaki i naprawdę nie wie co z nimi zrobić. W międzyczasie urodziła już dwoje dzieci, w tym młodszego synka z naturalnej ciąży niespodzianki. Skłania się ku zniszczeniu zarodków argumentując, mniej więcej tak:
"zadręczałabym się tym, że gdzieś urodziło się moje dziecko, które być może jest źle traktowane, być może nie spełniło oczekiwań rodziców, może samo czuje się 'inne', nie pasujące do rodziny, albo jest traktowane jak podrzutek"
-ogólnie, nie potrafiłaby żyć ze świadomością, że gdzieś tam żyje jej dziecko, którego nigdy nie pozna. Ale jednocześnie nie jest fizycznie w stanie podjąć decyzji o zniszczeniu zarodków. I taki impas trwa sobie... i trwa. Można chwilami odnieść wrażenie, że niewiasta ma nadzieję, że nieszczęsna klinika wyleci w powietrze i problem sam się rozwiąże. W każdym razie wizja wzięcia spraw w swoje ręce i na swoje sumienie w chwili obecnej ją przytłacza. Trzeciego dziecka nie planują. Mrozaki pozostały chyba trzy, wykorzystano cztery. Szczerze mówiąc, współczuję im.

Ale z drugiej strony, czy faktycznie zapłodniona komórka jest już 'egzystencjalnym bytem', czy może po prostu szansą na życie i bardziej dylematem moralnym niż świadomym bytem, jest potencjałem życia, jeszcze nie bytem?

Może ona jednak być Kimś Bardzo Ważnym dla rodziców. Tak jak Kimś Bardzo Ważnym jest i zawsze będzie dla mnie moje dziecko, które odeszło w 9tc. I stąd te dylematy.

Jednak moim zdaniem w tej całej układance na pierwszym planie powinno pozostawać dobro ludzi, tych co są na świecie: rodzin dawców, rodzin biorców i tych dzieci już narodzonych.

Czasem nie ma rozwiązania idealnego, w którym nikt nie ucierpi.
Są takie sytuacje, w których pozostaje wybór mniejszego zła.
I sytuacje, kiedy to nie ma jedynej słusznej drogi.
bloo
Członek Stowarzyszenia
Posty: 10041
Rejestracja: 13 kwie 2008 00:00

Re: Poszukiwania biol.ojca-dawcy

Post autor: bloo »

Rysieczka pisze:
bloo pisze:
Dawstwo gamet to inne zagadnienie jednak, bo tutaj dzielimy się komórkami, ktore same w sobie nie przedstawiają żadnej wartości egzystencjalnej powiedzmy, jak długo nie są zapłodnione.
...aczkolwiek też stanowią element determinujący nowe życie (które nie miałoby szansy powstać, gdyby nie owa komórka jajowa czy plemnik). I determinujący to życie przez cały czas, jako nośnik połowy genów 8)
nie no, jasne, mnie chodziło po prostu o to, że zarodek to zaczątek potencjalnego człowieka z unikalnym pakietem DNA, gamety są jednak dopiero półproduktami, więc od strony emocjonalnej łatwiejsze jest chyba dawstwo komórki czy nasienia, niż zarodka. Myślę, że dawcom łatwiej jest się emocjonalnie "odciąć" od plemnika niż od zarodka, który dodatkowo powstawał z myślą o wykorzystaniu przez rodziców genetycznych.
Mam jednak znajomą, która od czterech lat ma zdeponowane w klinice mrozaki i naprawdę nie wie co z nimi zrobić. W międzyczasie urodziła już dwoje dzieci, w tym młodszego synka z naturalnej ciąży niespodzianki. Skłania się ku zniszczeniu zarodków argumentując, mniej więcej tak:
"zadręczałabym się tym, że gdzieś urodziło się moje dziecko, które być może jest źle traktowane, być może nie spełniło oczekiwań rodziców, może samo czuje się 'inne', nie pasujące do rodziny, albo jest traktowane jak podrzutek"
-ogólnie, nie potrafiłaby żyć ze świadomością, że gdzieś tam żyje jej dziecko, którego nigdy nie pozna. Ale jednocześnie nie jest fizycznie w stanie podjąć decyzji o zniszczeniu zarodków. I taki impas trwa sobie... i trwa. Można chwilami odnieść wrażenie, że niewiasta ma nadzieję, że nieszczęsna klinika wyleci w powietrze i problem sam się rozwiąże. W każdym razie wizja wzięcia spraw w swoje ręce i na swoje sumienie w chwili obecnej ją przytłacza. Trzeciego dziecka nie planują. Mrozaki pozostały chyba trzy, wykorzystano cztery. Szczerze mówiąc, współczuję im.
dzieki za podzielenie się tą historią. Uważam, że przydarza się wcale nierzadko, ludzie po prostu nie myślą perspektywicznie w momencie podchodzenia do ivf, ale nie czynię im z tego zarzutu: kieruje nimi biologia i walczą o dziecko. I własnie dlatego powinniśmy uparcie rozmawiać o tym, "co dalej?", aby otwierać sobie oczy na złożoność i leczenia, i adopcji prenatalnej. To jest również rola Stowarzyszenia.
W innym wątku podchodząca do ivf forumka właśnie zdecydowała się zapłodnić 24 komórki. To znów jest zrozumiałe z perspektywy osoby walczącej o dziecko, ale jednocześnie może wygenerować tak potężny balast na przyszłość, że nie muszę objaśniać.
Jeśli ktoś dopuszcza niszczenie zarodków to oczywiście problemu nie ma. Jeśli go nie dopuszcza, a zostały mu zarodki nadliczbowe, furtki są dwie- adopcja prenatalna (a nie jest to proste, jak nam wyszło w tej dyskusji) lub (i to jest moja koncepcja, ktorą lansuję) zabezpieczać się przed kolejną ciążą i korzystać z zamrożonych zarodków.
Pisałam już o tym w innym miejscu, że dla mnie niestosowanie zabezpieczeń w sytuacji, w ktorej jedno dziecko już jest, a zarodki czekają w zamrażarce (a para nie godzi się na niszczenie) jest nieodpowiedzialne i prowadzi nieodmiennie do bardzo dużego guza u takiej pary. Uważam, że antykoncepcję trzeba stosować bezdyskusyjnie i we własnym dobrze pojmowanym interesie, jeśli wiemy z góry, że zarodków nie zniszczymy, a już jakieś mamy zamrożone.


Czasem nie ma rozwiązania idealnego, w którym nikt nie ucierpi.
Są takie sytuacje, w których pozostaje wybór mniejszego zła.
I sytuacje, kiedy to nie ma jedynej słusznej drogi.
sama prawda

a.
Awatar użytkownika
anaiz
Posty: 1740
Rejestracja: 11 cze 2008 00:00

Re: Poszukiwania biol.ojca-dawcy

Post autor: anaiz »

Czasem nie ma rozwiązania idealnego, w którym nikt nie ucierpi.
Są takie sytuacje, w których pozostaje wybór mniejszego zła.
I sytuacje, kiedy to nie ma jedynej słusznej drogi.
Ostatnio zmieniony 31 sie 2012 22:15 przez anaiz, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
Gość

Re: Poszukiwania biol.ojca-dawcy

Post autor: Gość »

Aglaia pisze:niestety dziecko z AZ czy poczęte w wyniku dawstwa gamet nic z tą wiedzą nie może zrobić - to w psychice może powodować spore spustoszenie - właśnie ten brakujący puzzel, o którym tyle się pisze.
powiem z perspektywy osoby, która chce i jest zdecydowana na jawnego dawcę nasienia - jak na razie nie udało mi się znaleźć kliniki, która miała by takich dawców w bazie, mogę sobie kupić ewentualnie nasienie na własną rękę i przyjechać z nim do kliniki albo olać uczucia swojego ewentualnego dziecka i zrobić to nasieniem dawcy anonimowego :mur:
rafaello89
Posty: 22
Rejestracja: 25 mar 2012 13:46

Re: Poszukiwania biol.ojca-dawcy

Post autor: rafaello89 »

Zajrzalem z ciekawosci. Nie mam wiele do napisania - nie dzialalem dalej w temacie, bo moj ojciec umarł.Przezylem to cieżko, zwłaszcza ze z matka nadal mi nie bylo i nie jest po drodze. I nie wiem czy będzie, bo chodzi naburmuszona i non stop wzbudza we mnie poczucie winy - "tak na ciebie czekałam" Na mnie? A kim ja jestem??
Tym mocniej po tym czasie wracają natretne myśli kim jest ojciec- biol. Jego (moi???) krewni.Moze mam rodzeństwo, kurde ile moze ich byc i gdzie?? Moze zabujam się we własnej siostrze? nasze dziecko moze byc obciążone czymś o czym ani ja ani ona nie będziemy wiedzieć tylko zgadzać bo skąd mamy się dowiedzieć.

Omilka - szacun dla Twojej cory za nazwanie rzeczy po imieniu.ja tez czuje ze to chore.tez wolałbym być adoptowany po ludzku. albo byc dzieckiem sąsiada. Nawet pijaka. Wszystko lepsze niż pochodzić z mieszanki od niewiadomo kogo kto zgarnął kasę za masturbacje do obrazka z twarza MM.
Dzięki za rady w stylu ciesz się ze żyjesz, ze life's brutal and what you make it itp.Mam je w d.. szczerze mówiąc i tyle. Jeśli macie konstruktywne rady (ale darujcie sobie jakies odsylanki do UK czy nowej zelandii, wszystko dzialo sie w Polandii, naszym katolandzie gdzie niczego sie nie reguluje bo prymas mowi be) to chętnie, a jeśli nie, to taka rada ode mnie: zanim zrobicie sobie w laboratorium małego czlowieka pomyślcie co będzie czul jak dorośnie. Ja bym ani spermy ani zarodkow- to juz w ogole czad, o co tu biega??alien z archiwumx? - nikomu nie dał, bo anonimowość to bagno dla dzieciaka a z kolei zostawiać dane, kurde no ryzykowne - co, ze mam mu oddać nerkę jak mnie tamta rodzina będzie usilnie błagac? A nie oddać - to co, dreczyc się ze nie oddałem? Syf.
Rafał (zrobiony na zamówienie, za miliony.. Bo przed denominacja. Teraz pewnie 200 pln)
Awatar użytkownika
Gość

Re: Poszukiwania biol.ojca-dawcy

Post autor: Gość »

rafaello89 dlatego dawca powinien być jawny i świadomy tego z czym to się wiąże. Nie do końca rozumiem skąd u Ciebie taki brak szacunku dla własnej mamy i dla jej problemu ale Twoje wpisy dały mi bardzo wiele do myślenia.
rafaello89
Posty: 22
Rejestracja: 25 mar 2012 13:46

Re: Poszukiwania biol.ojca-dawcy

Post autor: rafaello89 »

Eire, to nie jest calkowity brak szacunku. Tylko w tym aspekcie. Trochę to pokrecone, sam wiem. bo jestem pokrecony przez to wszystko. A Moze dlatego ze jestem facetem, do tego innym niż moj s.p.ojciec (nie biol)
, ktoremu niby to nie stanowilo (watpie..ale nie przyznal sie, twardziel) jest to dla mnie ohyda ze dała sobie coś takiego zrobić. Zaplodnic nie wiadomo kim/czym. Wiedząc jak to wyglada i wiedząc, ze funduje mi schize tożsamościowa na bank. nie wierze ze komukolwiek jest obojętne skąd pochodzi. Moze mu to wmowiono, moze wypiera, nie wiem.
Awatar użytkownika
Gość

Re: Poszukiwania biol.ojca-dawcy

Post autor: Gość »

rafaello89 pisze:Wiedząc jak to wyglada i wiedząc, ze funduje mi schize tożsamościowa na bank. nie wierze ze komukolwiek jest obojętne skąd pochodzi. Moze mu to wmowiono, moze wypiera, nie wiem.
nie wiem jakie są stosunki w Waszej rodzinie ale ja z moim mężem jesteśmy w podobnej sytuacji jak Twoi rodzice, mój mąż nie może mieć swoich biologicznie dzieci ale bardzo chce je mieć i to on od dawna namawia mnie na dawcę. Nie widzi w tym nic ohydnego bo to dziecko tak samo gdyby było jego genetycznie, będzie owocem naszej miłości. Nie sądzę aby Twoi rodzicie zdawali sobie sprawę z tego jaki to może mieć wpływ na Twoje życie, że będzie to dla Ciebie aż taką traumą. Ja sama dzięki kampanii społecznej tutaj na forum oraz dzięki Twoim wypowiedzią zrozumiałam, że dziecko to nie tylko maluszek, który nie potrafi mówić, to również dorosły człowiek, który będzie musiał sobie poradzić z naszym wyborem. Wcześniej sądziłam, że można to zrobić po cichutku tak aby nikt nie wiedział. Jednak nie podoba mi się styl i sposób w jakim piszesz o tym wszystkim, bo z Twoich wypowiedzi wynika, że skorzystanie z dawcy to jakaś perwersja lub zboczenie. Twoje wypowiedzi są dla mnie na tyle motywujące, że zrobię co w mojej mocy aby moje dziecko (o ile będę je miała) miało inne podejście do tego tematu. I pamiętaj, że jeśli chcesz być szanowany i zrozumiany to sam ten szacunek i zrozumienie musisz okazać innym. Wierzę, że jesteście razem z mamą w stanie naprawić swoje stosunki. W pogoni i żalu za biologicznym ojcem nie odrzucaj jej bo ona jest Twoją mamą, która bardzo Cię chciała i wierz mi nie zamieniłaby Cię na nikogo innego.
rafaello89
Posty: 22
Rejestracja: 25 mar 2012 13:46

Re: Poszukiwania biol.ojca-dawcy

Post autor: rafaello89 »

Owoc miłości mówisz.. Hmm.Wiesz co, to chyba tak ładnie wyglada w teorii przed cała akcja i ewentualnie do momentu kiedy dzieciak mały. Potem chcesz czy nie dzieją się rzeczy mniej fantazyjne - dziwne spojrzenia rodziny, mimo wszystko jakieś zamieszanie, ojciec jakby się wtedy zapadal w sobie, matka nadrabiala mina. A owoc jak owoc - moze się okazać robaczywy albo nawet zgnily.. Oczywiście po dawcy, a po kim. Tu jest plus - zawsze można zwalić na polowe nieznanych genów..
Dzięki, z matka dojde do ładu po swojemu.
Awatar użytkownika
Gość

Re: Poszukiwania biol.ojca-dawcy

Post autor: Gość »

rafaello89 pisze:Potem chcesz czy nie dzieją się rzeczy mniej fantazyjne - dziwne spojrzenia rodziny, mimo wszystko jakieś zamieszanie, ojciec jakby się wtedy zapadal w sobie, matka nadrabiala mina.
wiesz co wydaje mi się, że u Ciebie w rodzinie zostało to po prostu źle przeprowadzone, z tego co piszesz to wygląda na to, że zrobiono z tego jakiś temat tabu. Być może u Ciebie rodzice nie do końca podjęli tą decyzję świadomie. U mnie rodzice męża jak i moi wiedzą o naszej decyzji i w pełni ją popierają tym bardziej, że jedną podobną sytuację w rodzinie mamy
rafaello89 pisze:A owoc jak owoc - moze się okazać robaczywy albo nawet zgnily.. Oczywiście po dawcy, a po kim. Tu jest plus - zawsze można zwalić na polowe nieznanych genów..
może ale nie musi, dzieci za par biologicznych też mogą. Nie ma na to reguły. A zwalanie na geny to droga na skróty bo w sumie lepiej powiedzieć, że mam złe geny niż nad sobą popracować.
rafaello89
Posty: 22
Rejestracja: 25 mar 2012 13:46

Re: Poszukiwania biol.ojca-dawcy

Post autor: rafaello89 »

Droga Eire, pogadamy jak słowo ciałem się stanie, ok? Bo na razie jak widze to czysta teoria, zapewniam cię i wiele niespodzianek przed tobą. Świadoma decyzje i tak zycie weryfikuje, przykładow z życia na kopy - sytuacje u lekarza, pytanie o konkretna chorobę (podejrzenie) i kurna znowu konsternacja. Pytanie sasiadki a po kim on taki wysoki? a po kim tamto-sramto. jest tych sytuacji tyle, ze nie przewidizsz, nie tylko w rodzinie. Wiem ze i w normalnych rodzinach można nie wiedzieć, ale zapewniam ze wymowa jest inna.W moim przypadku zawsze był jakiś inny ciężar gatunkowy wokol chorob w rodzinie, wygladu, wokół genów (chcesz czy nie - geny to sprawa cholernej wagi i kwestia "popracowania nad sobą" jest często hura optymistyczna bajeczka dla grzecznych dzieci i bajdurzeniem psychologow).
Ok, kończę robotę więc siema. Mądrych wyborów życzę.ja muszę się uczyć żyć z dziura w głowie, ludzie ludziom zgotowali itd..

-- 30 sie 2012 15:57 --

I na koniec bo mi daliscie do myślenia - to taki adoptowany zarodek co uslyszy?? Ze go ktoś uratował od bycia mrozonka?? Ale nie wiadomo skąd, spadł z księżyca??? Ale jaja!!! Czyli nie ma tak źle żeby nie mogło być gorzej.. ;) zaje...scie mnie to pociesza (<ironia>)
Awatar użytkownika
Gość

Re: Poszukiwania biol.ojca-dawcy

Post autor: Gość »

rafaello89 ja opcję dawcy traktuję normalnie a nie jak powód do wstydu czy zażenowania więc akurat sytuacje, które jak sądzę wydarzyły się w Twoim życiu, są i będą mi obce. Oczywiście w moim przypadku to tylko teoria jakie będzie moje dziecko ale nie rozumiem Twojej agresji.
Poza tym biorcy maja swoją prawa więc to nie jest tak jak piszesz, że ktoś nie wiadomo kto.
rafaello89 pisze:chcesz czy nie - geny to sprawa cholernej wagi i kwestia "popracowania nad sobą" jest często hura optymistyczna bajeczka dla grzecznych dzieci i bajdurzeniem psychologow).
akurat nie do końca masz rację mój drogi, widzę, że bardzo lubisz używać fajnych nic nie znaczących sloganów. Poczytaj sobie o takich chorobach jak np. schizofrenia to jest przykład choroby, która ma się w genach ale pracując nad sobą można jej uniknąć. Poza tym genetyka jest znana od jakiegoś czasu i spotykając kogoś na ulicy zakochując się w nim nikt przecież nie robi badań genetycznych wstecz o 10 pokoleń.
Chcesz żyć z dziurą w głowie to żyj jesteś dorosły więc sam o sobie decydujesz. Ja bardzo się cieszę, że trafiłam na Twoje wypowiedzi bo widzę jaki może być najgorszy scenariusz naszej decyzji.
Awatar użytkownika
Gość

Re: Poszukiwania biol.ojca-dawcy

Post autor: Gość »

ja opcję dawcy traktuję normalnie a nie jak powód do wstydu czy zażenowania więc akurat sytuacje, które jak sądzę wydarzyły się w Twoim życiu, są i będą mi obce. Oczywiście w moim przypadku to tylko teoria jakie będzie moje dziecko ale nie rozumiem Twojej agresji.
Eire, dla uscislenia - czyli jesli sąsiadka spyta po kim to czy tamto (jeśli ewdentnie nie po Was), to powiesz że po być może po dawcy lub jego krewnych? Jeśli tak, to szacunek za odwagę i chęć uświadamiania społeczenstwa. Twój mąż też tak do tego podchodzi?
Co do genów, chorob - ze schizofrenią to nie jest tak wprost. Ale już np.z pląsawica nie popracujesz nad sobą za cholerę..To jest życie na bombie zegarowej. Wiem, bo mam znajomych - z 3 dzieci, 2 to ma. Na razie młode, ale to ujawnia się ok. 40ki.
Dawca, nawet jawny, może też nie wiedzieć wszystkiego o swoim "koktailu genetycznym". Jest cos, na co zwrocila moja uwage psycholog - cudze geny jakoś zawsze jednak czlowieka zaskakują, nawet mimo przygotowania do adopcji. Nie wiem, my na razie trwamy w teorii..
Rafaello, trzymaj się chłopaku. Z dziurą w głowie też da się żyć - może nie idealnie, ale pewnie się da. I nawet jesli jestes , jak to Bloo ujeła - "niereprezentatywny", to dobrze, bo dajesz do myslenia. Cos co dla wielu tu jest teorią, dla Ciebie stało się prawdziwym życiem. Mam nadzieje ze z matką poukladacie sobie te sprawy, no i przykro z powodu smierci Twojego taty.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Dorośli adoptowani”