Poszukiwania biol.ojca-dawcy

Miejsce do wymiany doświadczeń dorosłych osób, które w dzieciństwie adoptowano.

Moderator: Moderatorzy dorośli adoptowani

bloo
Członek Stowarzyszenia
Posty: 10041
Rejestracja: 13 kwie 2008 00:00

Re: Poszukiwania biol.ojca-dawcy

Post autor: bloo »

masz rację Kiran, dlatego ja się cieszę z tej dyskusji, bo dostarcza tak czy inaczej materiału do przemyśleń.
A to ważne, aby o tym rozmawiać.
Awatar użytkownika
klaryssa1983
Posty: 5834
Rejestracja: 23 sty 2011 18:01

Re: Poszukiwania biol.ojca-dawcy

Post autor: klaryssa1983 »

czytam wątek i nie moge wyjść z szoku..
kilka lat temu równiez byłam dawczynią, myslałam ze pomoge komus, innej kobiecie. Tak jak napisała Kiran dotychczas myslałam o tym na "luzie". Owszem gdzies w rozmowach z eMkiem przewijał sie ten temat (głownie w momencie jak bylismy "zieloni" jeszcze w tych sprawach i sie zastanawialismy jak to własnie jest z genami wtedy). Pozniej był to raczej temat tabu chociazby ze wzgledu ze wtedy nam sie nie udało i myslenie o tym, czy pomogłam tamtej kobiecie w pewnym sensie był bolesny (mi sie nie udało a jej tak, i wcale nie chodzi o agresywna zazdrosc ale gdzies tam przejawiał sie smutek )
Jesli o mnie chodzi od razu nadmienie,ze nie było by problemem, gdyby dziecko otrzymało moje dane. Pewnie było by to bardzo trudne ale starałabym sie wytłumaczyc dlaczego podjełam decyzje o dawstwu. Zastanawia mnie tylko, czy uszczesliwiając tamtą kobiete,mogłam skrzywdzic dziecko.. czy Ono tez tak mysli jak załozyciel tego wątku??
rafaello89 moim zdaniem jest w Tobie tyle agresji,ze az przykro sie robi,chociazby takim osobom jak ja,ktore były dawczyniami.
Moze sie mysle i tylko ja tak to odczuwam na dzien dzisiejszy.
Niestety mamy takie prawo jakie mamy, moze kiedys sie zmieni na lepsze ale patrząc z perpektywy czasu nie wiem czy nie skrzywdziłam kogos...
Wiem jak bardzo wazne jest poznanie swoich genow, kurcze no wiem, sama jestem adoptowana, moja biologiczna matka miała mnie z jakims innym facetem za czasow panienskich i w momencie starania sie o dziecko,ciągle myslałam czy niepłodnosci nie odziedziczyłam po "ojcu".
Ale nie rozumiem tak agresywnego wyzywania sie na matce tylko dlatego,ze tak bardzo pragneła miec dziecko..
rafaello89 pisze: Moja matka ma mnie z innym gościem
mam tylko nadzieje,ze Twoj tata nigdy w ten sposob nie robił pretensji mamie.. bo niestety ale czytajac to ma sie wrazenie,ze masz o matce jak najgorsze zdanie. W tym wszystkich sie jej obrywa ze kochała Twojego ojca i chciała z nim wychowywac dziecko.
i znowu sie nasuwa mi pytanie, czy ja rowniez przyczyniłam sie do takiej sytuacji w rodzinie,ktorej oddałam komorke??

-- 27 Mar 2012 12:46 --

z perpektywy bycia dawczynią, nasuwa mi sie jeszcze jedno pytanie. Czy dopoki nie bedzie ustawowo zmienione sposob dawstwa, nie bedzie to jawne to co lepiej zrezygnowac z tego chociazby po to aby uniknac takich sytuacji??
Probuje sobie wyobrazic co na dzien dzisiejszy dałoby załozycielowi tego wątku poznanie danych dawcy spermy?
Czy rowniez były by wyrzuty? typu oddałes sperme za kilka stowek abys mial za co pic? sprzedałes wlasne dziecko dla kasy??
Jaki sens na dzien dzisiejszy by to miało??
czy tylko sprawdzenie czy nosy sa podobne??
2006-Córeczka
7tc(*) 2008
6tc(*)2009
Maks 16tc(*) 2010
5tc(*)2012
03.09.2012-Synus
:bdent:
Awatar użytkownika
Gość

Re: Poszukiwania biol.ojca-dawcy

Post autor: Gość »

Gdzies czytalam, ze dziecko zawsze za cos obwinia matke. R pisze, ze ma problem z akceptacja samej metody. Ma prawo..przeciez nie kazdy z nas ja akceptuje. Jest kontrowersyjna i sa ludzie, dla ktorych jest nie do przyjecia. Z drugiej strony.. no wlasnie, my to znamy tylko z tej drugiej strony: walki o dziecko za wszelka cene. Nasze dzieci ocenia to przeciez z kompletnie innej perspektywy. Co je tak naprawde interesuje nasza nieplodnosc, dopoki same jej nie doswiadcza (oby nie)? Musza zbudowac wlasna tozsamosc, to jest dla nich kluczowe przeciez.
Mysle tez, ze troche sami sie probujemy zwodzic - geny to nie tylko nos, chyba kazdy z nas tutaj (przynajmniej na poczatku "wielkiego boju") chce miec wlasne dziecko, kogos, kto bedzie podobny, moze do nas, moze do babci, a moze do ciotki Zofii ze strony ojca.. To naturalne i stoi za tym jakas dluga historia rodziny, inaczej te mityczne "wiezy krwi" nie bylyby tak istotne. No i dlaczego wybierane jest dawstwo gamet - bo probujemy miec przynajmniej 50% tego "wlasnego", chcemy przezyc cos na tyle podobnie, na ile sie da..A jednoczesnie probujemy wmawiac dzieciom (i sobie..), ze jego geny sa niewazne, bo powinna mu wystarczyc nasza milosc?
bloo
Członek Stowarzyszenia
Posty: 10041
Rejestracja: 13 kwie 2008 00:00

Re: Poszukiwania biol.ojca-dawcy

Post autor: bloo »

jeśli idzie o dawstwo to mówimy przede wszystkim o inseminacji nasieniem dawcy, dopiero w drugiej kolejności o in vitro (dawstwo komórek) i transferze (dawstwo zarodków). Tyle gwoli uporządkowania tego, o jakich metodach mowa.

Jeśli zaś idzie o to, czy etyczne jest zatajać przed dzieckiem fakt jego pochodzenia to to pytanie ma dwie składowe:
1. zatajanie przed dzieckiem okoliczności poczęcia- czyli to, co mówią dziecku rodzice. Tutaj odpowiedź jest jasna i podobna do sytuacji adopcji społecznej: każdy człowiek ma prawo do wiedzy o tym, jaka jest jego biologiczna tożsamość. Zatem rodzice nie mają prawa ukrywać przed dzieckiem, że nie jest ono spokrewnione z jednym z nich lub z dwojgiem. I tutaj mówimy o obowiązku otwartości rodziców wobec dziecka

2. zatajanie przed dzieckiem danych o jego dawcach lub rodzicach biologicznych.
W przypadku adopcji społecznej ta kwestia jest rozstrzygnięta poprawką do kodeksu rodzinnego, dziecko po ukończeniu 18 rż ma prawo wglądu do dokumentacji.
W przypadku dzieci z dawstwa- są one zawieszone w próżni prawnej, ponieważ w Polsce nie ma przepisów zadedykowanych dawstwu.
Tutaj więc mówimy o (nie)respektowaniu przez Państwo prawa obywateli.

Żeby sprawę zagmatwać to zdarza się tak (bardzo często w bankach zagranicznych), że dawcy są zobowiązani do wypełnienia kwestionariusza danych, i są to dane o wiele bogatsze niż te, które potem lekarz przedstawia rodzicom.
Np. dawca podaje wykształcenie, wzrost, datę urodzin, zainteresowania i cały wywiad rodzinny. Najczęściej jest tam też klauzula o jawności- niektórzy dawcy/dawczynie deklarują możliwość kontaktu z nimi po osiągnięciu dorosłości przez dziecko lub w sytuacjach szczególnych (choroba).
Bywa na ogół tak, że polscy biorcy z tego całego kwestionariusza dostają jedynie informację o grupie krwi, kolorze oczu, czasem wykształceniu. Ale pozostałych danych nie dostają, nie wszystkie kliniki przekazują również informację najważniejszą czyli numer dawcy.
Tutaj więc zgrzyt komunikacyjny jest po stronie personelu kliniki, który może podawać niepełne dane, choć dysponuje danymi bardziej szerokimi niż te, które przekazuje rodzicom.

Z relacji dorosłych dzieci wynika, że dawcy są szukani nie po to, aby paść im w ramiona względnie wykrzyczeć "ty szujo!", a po to, aby dziecko uzupełniło sobie tożsamościowy puzel: jestem biologicznym dzieckiem X i Y, moja historia genetyczna jest taka i taka. Na tym najczęściej "dochodzenie" się kończy, często jednak szukane jest rodzeństwo przyrodnie i są to na ogół historie ciepłe i pozytywne.
Nie spotkałam się z podważaniem roli rodziców.
Sądzę, że tutaj mogliby się wypowiedzieć rodzice adopcyjni: jeżeli dziecko wychowuje się w rodzinie i jest to rodzina prawidłowa, bez trupów w szafie, kłamstw i zaburzeń, to informacja o danych matki biologicznej/dawców jest własnie puzzlem.
Jeśli rodzina jest dysfunkcyjna lub przed dzieckiem adopcja trzymana jest w tajemnicy, to informacja o dawstwie/adopcji może być potraktowana nadmiarowo, a więc nieadekwatnie- wtedy w dawcy/rodzicu biologicznym widzi się rodzinę, a nie dawców materiału bądź rodziców biologicznych.
To są najtrudniejsze sytuacje, ale "winnymi" w nich nie są ani dzieci, ani, ani rodzice biologiczni, a rodzice społeczni, których ta sytuacja przerosła i nie udźwignęli jej ciężaru.
Sądzę, że rodzice adopcyjni mają łatwiej o tyle, że są jednak przygotowywani do swojego rodzicielstwa przez cały system kwalifikacji i rozmów z psychologiem.
Rodzice dzięki dawstwu nie mają tej pomocy, często im się wmawia, że dawstwo jest decyzją techniczną, od której nic się w ich życiu i życiu dziecka nie zmieni.
Co oczywiście nei jest prawdą.
Awatar użytkownika
Gość

Re: Poszukiwania biol.ojca-dawcy

Post autor: Gość »

Rodzice dzięki dawstwu nie mają tej pomocy, często im się wmawia, że dawstwo jest decyzją techniczną, od której nic się w ich życiu i życiu dziecka nie zmieni.
Co oczywiście nei jest prawdą
Dokladnie. Uslyszalam, ze powinnismy pomyslec o KD, bo to "da lepszy efekt" niz stymulacje, ktore przynosza 2-3 komorki. Na tym poradnictwo sie konczy :evil:
Ale mysle tez, Bloo, ze troche jednak upraszczasz - jak rodzina ok, to fakt dawstwa/adopcji nie ma dla dzieci wiekszego znaczenia, jak rodzina nie jest calkiem ok - to frustracje i problemy z dziecmi. To tak prosto nie dziala, widac nawet po bocianowych rodzinach ado, ktore robia co w ich mocy a i tak czasem jest ciezko. No i idealnych rodzin nie ma, po prostu. Reakcja dziecka zalezy od wielu indywidualnych czynnikow, np. odpornosci psychicznej (w duzej mierze jednak dziedzicznej), czy chocby tego, jak ono samo podchodzi do tematu i jak to sobie pouklada z biegiem lat. Nie manipulujmy faktami - to jednak nie jest cos az tak bardzo zwyczajnego, skoro wiekszosc nie chce o tym mowic nawet najblizszej rodzinie i wola udawac, ze "wloski to po ojcu", to z czegos to wynika.
Nie wiem, ciezko mi to sobie nawet wyobrazic, ze mam "skleic" ze moj ojciec to wprawdzie moj ojciec, ale biologicznie pochodze od dawcy.. :roll:
Awatar użytkownika
klaryssa1983
Posty: 5834
Rejestracja: 23 sty 2011 18:01

Re: Poszukiwania biol.ojca-dawcy

Post autor: klaryssa1983 »

Ja w zaden sposob nie zaprzeczam,ze "cos" trzeba by zrobic jesli chodzi o dawstwo jawne. Geny mimo tego ze staramy sie zaprzeczac bardzo czesto, są jak najbardziej wazne.
Pytanie co dalej teraz w takiej sytuacji? Nie podchodzic do inseminacji z dawcą nasienia poki nie jest to rozwiązane w nalezyty sposob?
Nie brac komorki dawczyni dopoki w przyszłosci jesli dziecko bedzie chcialo poznac dawczynie nie bedzie to mozliwe?
Bo z wypowiedzi załozyciela wątku wychodzi,ze tak. Osoby borykające sie z niepłodnoscia,nie powinny tego robic aby uniknac takich pretensji jak ma raffaelo.

Dopoki nie bedzie wywalczone respektowanie prawa obywateli przez Panstwo co dalej?
tylko o to mi chodzi...
Jasno wynika ze ten problem jest bardzo złozony i decydując sie na biorstwo ciezko przewidzeic pozniejsza reakcje dziecka

-- 27 Mar 2012 16:03 --
bloo pisze:Bywa na ogół tak, że polscy biorcy z tego całego kwestionariusza dostają jedynie informację o grupie krwi, kolorze oczu,
nie wiem jaka jest roznica w przypadku dawcy nasienia ale w przypadku dawczyni to nikt mnie nie pytal o kolor oczu.. a watpie zeby lekarz tak głeboko mi zaglądał w oczy aby sam sobie mogł wpisac to w karte. Chyba ze to jest az taka roznica w dawstwie, nie wiem, nie znam sie az tak na tym.
2006-Córeczka
7tc(*) 2008
6tc(*)2009
Maks 16tc(*) 2010
5tc(*)2012
03.09.2012-Synus
:bdent:
Awatar użytkownika
Gość

Re: Poszukiwania biol.ojca-dawcy

Post autor: Gość »

Przeczytałem dość uważnie wątek i mam takie pytanie do rafaello89. Rozumiem, że podstawowym problemem twojej obecnej egzystencji jest brak jakichkolwiek informacji o połowie twojego biologicznego pochodzenia. Nie bardzo rozumiem jednak do kogo i o co masz pretensję. Czy do rodziców (tak będę nazywał parę, która Ciebie wychowała), czy do lekarza, czy do systemu, boga etc. Czy twoja chęć poszukiwania dawcy wynika z potrzeby określenia jakie genetyczne obciążenia "wiszą" nad tobą.
rafaello89 pisze:Nie wiem co to jest cierpienie bezplodnosci, wiem za to, co to jest cierpienie luki w tozsamosci i swiadomosci, ze moj biol. ojciec - pewnie jakis pryszczaty studencina (jak ja) przepil potem te pare stowek od kliniki gdzies z kumplami w barze i nie mysli o tym kompletnie. A ja musze, cholera, myslec - u lekarza, na randce (moze to jakas pół-siostra albo kuzynka??). I o tym, co powiem ewentualnym dzieciom - wasz dziadzius byl dawcą, dlatego macie takie spier...ne drzewo genealogiczne.
Ja natomiast wiem co znaczy cierpienie bezpłodności (jeśli będziesz potrzebować mogę ci opowiedzieć co w głowach takich osób siedzi) a jedynie staram się wyobrazić sobie co możesz czuć Ty (nigdy nie będzie mi dane posiąść takiej wiedzy, więc jest to czyste teoretyzowanie).

Czy w związku z twoją historią biologiczną nie akceptujesz swoich rodziców a w szczególności ojca? Jeśli tak to czy ten stosunek do niego zmienił się po tym jak dowiedziałeś się, że nie jesteś z jego krwi i twojej matki a jesteś "owocem" tylko ich miłości i pragnienia realizacji się jako rodzina?

Ja przed ostatecznym podjęciem decyzji o adopcji jako mojej (naszej) drodze do stworzenia "normalnej" rodziny musiałem sobie w pierwszej kolejności odpowiedzieć na pytanie co będzie i jak się zachowam gdy usłyszę z ust dziecka w wieku nastu lat człowieku goń ty nie jesteś moim rodzicem, czego ode mnie chcesz. Od samego początku zakładaliśmy, że nie będziemy tego ukrywać przed światem, że biologiczne korzenie naszego dziecka są gdzie indziej (może dziś ta jawność jest łatwiejsze społecznie). Doszedłem do wniosku, że to jest chyba najmniejszy problem a zerwanie więzi miewa też miejsce w biologicznych rodzinach. Ja pomimo tego dalej będę darzył szczerym rodzicielskim uczuciem nasze dziecko, dzieci.

Wydaje mi się, że powinieneś sobie zadać pytanie czy do momentu dowiedzenia się, że jest inaczej niż u większości twoich znajomych byłeś szczęśliwy. Nasza tożsamość jako element duchowy, światopoglądowy nie wynika z biologii przecież lecz ze środowiska, w którym wzrastaliśmy, żyliśmy.

Co poza wiedzą da dla ciebie sytuacja znajomości twojego biologicznego pochodzenia (nie chodzi mi tu o kwestie prawne). Piszesz, że może był pryszczatym studentem jak ty, a ja powiem Ci że może był zupełnie kimś innym. Czy gdybyś wiedział, że był to np. niewykształcony menel to łatwiej byś mógł usprawiedliwić swoje porażki w szkole i uważałbyś że nie masz genetycznych predyspozycji do nauki, czy doszedłbyś do obecnego poziomu edukacyjnego i odwrotnie wiedząc, że był to światły człowiek a ty nie jesteś zbyt bystry to obwinałbyś np. matkę o to że to właśnie zarodek trafił do jej łona.
Twoje 50% pochodzenia biologicznego od samego początku miało w nosie ciebie i to czy się pojawisz czy nie - taka jest prawda czy się to Tobie podoba czy nie. Natomiast drugie 50% twojej krwi to osoba, która podejrzewam że gdyby musiała oddała by za ciebie siebie. Z twoim niebiologicznym ojcem podejrzewam, że jest podobnie i podejrzewam, że ty też to czujesz skoro piszesz że nie chcesz burzyć spokoju rodziców szczególnie w trudnej sytuacji choroby nowotworowej ojca.

Masz obawy co do swojej genetycznej "przyszłości", boisz się że jakaś choroba może Ciebie dopaść. To może spotkać każdego: mnie, twojego sąsiada lub każdą inną osobę, która zna swoje korzenie biologiczne w 100% a nigdy tego nie wykorzysta do sprawdzenia swoich obciążeń.

Odnoszę wrażenie, że problem nieznania 50% pochodzenia twojej krwi teraz jest bardziej dla ciebie emocjonalnym wyjaśnieniem twoich obecnych problemów życiowych niż realnym problemem - to jest tylko moje subiektywne odczucie.
Czy dla ludzi ma jakieś znaczenie (gdy oceniają twoją osobę) czy masz w 100% biologicznych rodziców - nie. Ma znaczenie czy jesteś dobrym czy złym człowiekiem, czującym czy chłodnym z kamienia. Przez taki sam pryzmat będą patrzyły Twoje dzieci. Ja mając biologicznych rodziców czasem zastanawiałem się jakby potoczyło się moje życie gdybym urodził się w innym miejscu ale za każdym razem dochodziłem do stwierdzenia, że rodzice pomimo różnych ułomności dali mi najwięcej com mogli i teraz dzięki ich miłości i obdarowaniu mnie niesamowitym uczuciem radze sobie w życiu z wieloma problemami, w których moja (nasza) bezpłodność to przysłowiowy pikuś.

Podsumowując moją wypowiedź, ja z perspektywy rodzica bezpłodnego mogę powiedzieć, że twoja osoba pomimo tego że powstała przy udziale biologicznego "majstrowania" na komórkach jest w 100% owocem miłości twoich rodziców. Bez ich świadomej decyzji obojga nie doszło by do niczego. Na pewno nie była to decyzja typu kupmy nowy telewizor czy pralkę a przed powiedzeniem "tak" w głowach siedziała im świadomość że to ich "tak" jest na całe życie Twoje i ich w chwilach dobry i złych (jak te obecne).
Mówieniem o tym że jesteś "produktem" laboratoryjnym, pomimo przesłanek istniejących do takich stwierdzeń, obrażasz siebie oraz ludzi, którzy dla ciebie oddali cząstkę swoich serc.
JANINKA
Posty: 9
Rejestracja: 20 lut 2012 14:15

Re: Poszukiwania biol.ojca-dawcy

Post autor: JANINKA »

Wojteczek pisze: "Podsumowując moją wypowiedź, ja z perspektywy rodzica bezpłodnego mogę powiedzieć, że twoja osoba pomimo tego że powstała przy udziale biologicznego "majstrowania" na komórkach jest w 100% owocem miłości twoich rodziców. Bez ich świadomej decyzji obojga nie doszło by do niczego. Na pewno nie była to decyzja typu kupmy nowy telewizor czy pralkę a przed powiedzeniem "tak" w głowach siedziała im świadomość że to ich "tak" jest na całe życie Twoje i ich w chwilach dobry i złych (jak te obecne).
Mówieniem o tym że jesteś "produktem" laboratoryjnym, pomimo przesłanek istniejących do takich stwierdzeń, obrażasz siebie oraz ludzi, którzy dla ciebie oddali cząstkę swoich serc."

Zgadzam się. Szanuj to życie. Twoje życie to cud.
Malinka38
Posty: 69
Rejestracja: 24 sie 2011 17:26

Re: Poszukiwania biol.ojca-dawcy

Post autor: Malinka38 »

omilka pisze:Do zbudowania tożsamości to za mało, o czym napisał autor wątku. Nie czuje się bez tego szczęsliwy.
Omilko, zgadzam się z Tobą, ale jeśli rozmawiamy o dzieciach adoptowanych, odrzuconych, natomiast w przypadku rafaello nie zgodzę się z tym. Rafaello ma biologiczną matkę, był wyczekanym dzieckiem, bo nikt tak po prostu nie idzie do banku komórek (zwłaszcza, że działo się to 20 lat temu, trzeba było ogromnej desperacji, żeby to zrobić), a ojciec rafaello? Rafaello jest mężczyzną i nie umie zrozumieć ile ambicji jego ojciec musiał przełknąć żeby wziąć go na ręce, musiał marzyć o dziecku, a nie być tylko pod "pantoflem"?
A poza tym czasami trudniej jest zmierzyć się ze znaną już sobie tożsamością, niż brakiem wiedzy o niej. Np. dzieci alkoholików. Znam osobiście takie przypadki (np.mój dziadek-ojciec alkoholik, dwaj bracia też, a jemu udało się mieć wspaniałą rodzinę, dom i pracę bez tego obciążenia. Chrześniak mojego męża - ma do wyboru dwóch ojców biologicznych, bo matka nie wiedziała sama, który jest ojcem :firing: , matka oczywiście alkoholiczka, chłopiec opiekował się nią w jej upojeniu alkoholowym, zmarła z przepicia. Chłopak studiuje dwa fakultety, bo chce mieć inne życie!!!) to jest dla mnie walka, a nie biadolenie Rafaello, bo wymyślił sobie, że właśnie będzie nieszczęśliwy. Weź się chłopie w garść i dorośnij, bo płaczących "chłopców" po 20-tym roku życia nasze społeczeństwo ma już za dużo.
Awatar użytkownika
Gość

Re: Poszukiwania biol.ojca-dawcy

Post autor: Gość »

Bez wątpienia sytuacja, jest dla autora wątku dużym problemem. Jednak albo zaakceptuje on sytuację, a właściwie siebie i swoją najbliższą rodzinę, taką jaka jest albo jego problem będzie drążył go do końca jego dni.

Tak jak w wielu sytuacjach nie jesteśmy w stanie być w 100% "panami" własnego losu i albo będziemy sobie stworzyć łańcuszek z tego problemu (nie znam biologicznego ojca - wnuki nie poznają "prawdziwego dziadka, mogę nie znać obciążeń - etc) i przepłaczesz, przewrzeszczysz resztę życia albo powiesz mój sam początek był inny od większości i to co się wydarzyło działo się całkowicie poza moją wolą ale teraz to jest moje życie, którego jakość i kształt w największym stopniu zależą ode mnie.

Pomijam kwestię etyczne bo różnie każdy z nas może do nich podchodzić i tyle ile będzie argumentów za jakąś tezą pojawi się równie wiele kontrargumentów. Choć dość ciekawą kwestią byłaby dyskusja o tym czy i w jaki sposób mówić dla dzieci o ich metodzie poczęcia.

Zanim będzie się postrzegał jako pewnego rodzaju wybryk swoich rodziców a nie jako owoc ich miłości będzie błądził jak we mgle.
Awatar użytkownika
Gość

Re: Poszukiwania biol.ojca-dawcy

Post autor: Gość »

Nie zrozumcie mnie źle ale wiedząc mniej nie "usprawiedliwiamy" się z różnych zachowań i nie przechodzimy tak do porządku dziennego.

Ja wyznaje zasadę, że każdy człowiek rodząc się jest taką czystą tablicą, która w trakcie życia zapełnia się tekstami. Jeśli rodzisz się mniejszą tablicą (tabliczką) a chcesz, pragniesz posiąść podobną treść do takiej większej piszesz mniejszymi literami.

Omilko napisałaś (napisałeś), że po latach dowiedzieliście się o "gwałtowności" ojca. Czy ta informacja wcześniej więcej wam by dała? Czy wiedząc o predyspozycjach dziecka postawilibyście przysłowiowy krzyżyk na "gwałtowności"? Myślę, że każdy rodzic intuicyjnie stara się "wyciszać" to co nie do końca dobre w dziecku a stymulować dobre strony.
Awatar użytkownika
Gość

Re: Poszukiwania biol.ojca-dawcy

Post autor: Gość »

Wiem, że to dwie różne kwestię.

Nie odrzucam i nie będę zabraniać np. dla mojej "dzidzi" chęci dojścia do biologicznych korzeni (jest to chyba naturalna ciekawość, choć bywa bolesna, liczę że nasze więzi będą na tyle silne że to przetrwamy).

Jednak sama sytuacja biologii autora wątku działa w moim odczuciu destrukcyjnie na zbudowane dotychczas relacje z rodziną oraz na dalsze życie. Co będzie jeśli nie odnajdzie dawcy, a są chyba dość małe szanse. Znienawidzi matkę? Przestanie siebie akceptować? Jest to rozwiązanie ale czy warto siebie tak skreślać i osoby dla których jest najważniejszy?

Twierdzę, że rozprawianie o przyczynach frustracji nie prowadzi do niczego dobrego (mleko się wylało), ważniejsze są skutki i sposoby zwalczenia ich negatywnego wpływu na autora i jego relacje z najbliższym otoczeniem.
Awatar użytkownika
anolis
Posty: 260
Rejestracja: 13 kwie 2011 17:55

Re: Poszukiwania biol.ojca-dawcy

Post autor: anolis »

hej, fajnie, ze takie dyskusje maja tu miejsce.
Ja sie zastanawialam, czy biorac pod uwage brak polskiego prawa dotyczacego dawstwa, istnieja w polsce kliniki w ktorych mozna, zanim przystapie sie do AID, zastrzec ze chcialoby sie skorzystac z nasienia dawcy ktory zgodzilby sie na ewentualny kontakt z dzieckiem po ukonczeniu 18go roku zycia?
albo czy da sie chociaz otrzymac dokladniejsze informacje niz kolor oczu i zawod?
Awatar użytkownika
mantra
Posty: 114
Rejestracja: 04 lut 2010 01:00

Re: Poszukiwania biol.ojca-dawcy

Post autor: mantra »

Szkoda że Rafaello zniknął, bardzo jestem ciekawa co powiedziałby na odpowiedzi, które pojawiły się po jego ostatnim poście...
daga03
Posty: 699
Rejestracja: 08 gru 2008 01:00

Re: Poszukiwania biol.ojca-dawcy

Post autor: daga03 »

Witam , poczytuję sobie ten ciekawy temat.ja wiem co to znaczy niepłodnośc bo ona osobiście mnie dotknęła, mam nadzieję , że kiedyś sen sie spełni i bede mamą ale ja nie o tym.rozumiem w pewnym sensie tego zagubionego chłopca w którym tak szaleją emocje , że posuwa sie nawet w pewnym stopniu do obrażania ludzi z forum. sflustrowany młody człowiek , który nic jeszcze w życiu nie przeżył , więc mało ma do powiedzenia oprócz przepychanki i wymyślanki słownej.Osobiście jestem ogromną przeciwniczką dastwa nasienia bądz komórejk jajowych , właśnie w sensie moralnym i psychologicznym.już kiedys to pisałam jednak zostało to przyjete jako atak na osoby , które korzystają z banków. człowiek , który rodzi się własnie taką drogą jest moim zdaniem odarty z tożsamości.zabiera mu sie prawo do podstawowej wiedzy jaką są geny , podobieństwo, korzenie, babcia , ciocia itp, itd.nie dziwię się , że targają nim tak negatywne uczucia mną również by targały.jakby nie było jest synem dawcy ( takie myślenie działa na niego destrukcyjnie i na pewno nie przyniesie niczego dobrego) , który dla paru stówek jak pisze oddał nasienie i może nawet żyje w nieświadości , że po ziemi chodzi jego potomek podobny wizualnie intektualnie itd. jednak może mieć to głeboko w nosie i taka opcje należałoby przyjąć jako dość prawdopodobną. .Z drugiej jednak strony rozumiem ludzi którzy obsesyjnie pragną dziecko i jedynym wyjściem jest komórka , plemnik bądź jedno i drugie jednak ta potrzeba jest ogromna tu i teraz bez moim zdaniem przemyślanych konsekwencji dla tego dziecka.przykład chłopaka , który zaczął ten teamt jest dobrym przykładem.ja podchodząc do in vitro, mam to szczęscie , że nie mam problemu z komórkami itd., jednak nie wyobrażam sobie oddać zarodka , komórki , lub plemnika mojego męża, bo jednak pewnie mnie za to zlinczujecie ale nie wyobrażam sobie żeby po świecie chodziło moje dziecko nie wiedząc o moim istnieniu a ja o jego.i nie chcę nawet wiedzieć co czuje takie dziecko wiedząc , że jest z jakiejś kliniki i nic więcej (smutne ale prawdziwe).Ono ma prawo znać swoja historię to jest jego zakichane prawo.Tak jak napisała jedna z Pań oddała komórkę nie zastanawiając się nad dalszymi konsekwencjami jakie to za soba niesie.I jak pójdziemy dalej to zaczynamy sie zastanawiać czy faktycznie moje dziecko gdzieś jest , żyje itd. ( oczywiście jest to kwestia indywidualnego podejścia)Rozumiem chęć niesienia pomocy osobom nie oszukujmy się cierpiących w temacie ale to powinno być bardzo przemyślane i nie podejmowane zbyt pochopnie. Powinno być to bezwzględnie uregulowane prawnie.
Inną sprawą jest adopcja, na którą z upragnieniem czekam
Ja mam świadomosć że moje dziecko będzie szczęśliwe bo jeśli zapyta o korzenie to otrzyma konkretną informację o mamie , tacie i jeśli będzie trzeba to zawiozę je do nich i wtedy samodzielnie podejmie decyzję czy chce być z nimi , czy z nami itd. jest to pewnie również problem dla rodzica ale jak sądzę w zupełnie innym wymiarze.
- 2 in vitro = 4 transfery :::(((

-wrzesień 2012r. spełnione marzenie-serduszkowy synek.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Dorośli adoptowani”