PRAWDA WAS WYZWOLI...
: 31 gru 2008 17:58
Witajcie,
Jestem nową osobą na forum. Chciałam podzielić się moją historią bycia dzieckiem adoptowanym.
Pewnego marcowego dnia, tego roku, pod drzwiami mojego domu stanęła młoda kobieta z parą starszych ludzi. Nie zastała mnie, więc u najbliższych sąsiadów zostawiła do mnie list i swoje zdjęcie. Po przeczytaniu listu dowiedziałam się, że jest moją bliżniaczą siostrą. Do momentu przeczytania listu nie wiedziałam, że jestem adopcyjnym dzieckiem moich Rodziców pomimo, że jestem po trzydziestce. Może to się wydać dziwne, ale nikt przez tyle lat nie powiedział mi o tym fakcie. Nie było ani "życzliwych" kolegów z klasy ani sąsiadów, którzy powiedzieliby mi o moim prawdziwym pochodzeniu.
Chowałam się w szczęśliwej kochającej Rodzinie, otoczona wielką miłością Rodziców i najbliższych.
Moją pierwszą reakcją na list była negacja - "nie, to niemożliwe, abym nie była biologicznym dzieckiem moich Rodziców...jestem do nich tak fizycznie i psychicznie podobna i tyle nas łączy"
Kolejnym szokiem był dla mnie fakt, że moi Rodzice biorąc mnie z Domu Dziecka, kiedy miałam około trzech lat, nic nie wiedzieli o istnieniu mojej bliźniaczej siostry. Dom Dziecka zataił fakt, że poszła ona do Rodziny Zastępczej półtora roku przede mną.
Noc, po dniu, kiedy się o wszystkim dowiedziałam w wyżej opisanych okolicznościach, była dla mnie najgorsza w życiu. Uczucia złości, żalu, niesprawiedliwości, bezradności, lęku i niepewności kłębiły się w moim sercu i głowie. Prosiłam Boga o to, aby dał mi siłę do dalszego życia. Czułam się tak jak ptak, któremu ktoś utrącił skrzydła. Bałam się również o zdrowie mojej Mamy, która ma ponad siedemdziesiąt lat i jest wątłego zdrowia. Widziałam jak martwi się o mnie i przeżywa fakt, że tak na prawdę mogła z Tatą mnie i siostrę adoptować. Rodzice mieli dużo miłości i starczyłoby jej dla nas obu.
W liście siostra napisała, że jest jeszcze kilka dni w Polsce( na stałe mieszka za granicą) i jak chcę się z nią skontaktować to podaje numer telefonu brata i bratowej w Polsce. Po przeczytaniu tych słów zamarłam. Czyżby był jeszcze jakiś brat?
W trakcie rozmowy telefonicznej okazało się, że ów brat to o kilka lat starszy mężczyzna od mojej siostry, adoptowany przez tą samą rodzinę, która ją przysposobiła. Jasnym, więc okazał się fakt, że nie jest on spokrewniony biologicznie z nami.
Rozmowa moja z siostrą trwała krótko. Byłam w zbyt wielkim szoku, aby dłużej z nią rozmawiać. Poprosiłam ją jednak, aby nie spodziewała się po mnie, że będę szukać biologicznej rodziny. Jestem tak emocjonalnie zżyta z moją Rodziną i wrośnięta w nią, że nie wyobrażam sobie innej. Na koniec rozmowy siostra poprosiła o mój numer telefonu. Niezbyt chętnie, ale go podałam.
Od tamtej pory zaczęły się psychologiczne manipulacje ze strony mojej siostry. Zaczęła wydzwaniać do mnie i godzinami rozprawiać, nie wiadomo Bóg wie, o czym, tylko po to, aby emocjonalnie podpiąć się pode mnie. Nie było rozmów o naszych emocjach tylko nawijanie o jej znajomych za granicą i wyciąganie ze mnie jak najwięcej informacji. Poczułam się, osaczona nachalnością siostry. Czarę goryczy przelał telefon, w którym zaczęła mnie informować o biologicznej matce, pomimo iż wcześnie wyraziłam stanowisko w tej sprawie. Chciała pisać do nie list, aby ta wyspowiadała jej się z "występku, jaki uczyniła względem nas." Moja odpowiedz brzmiała krótko-"rób, co zgodne z Twoim sumieniem, ja do tego ręki nie przyłożę, nie będę rozgrzeszać biologicznej matki z przeszłości".
Po tym telefonie posypałam się psychicznie. Rezultatem była depresja, z której jeszcze teraz do końca nie wyszłam pomimo zażywania leków od pół roku. Mam gorsze i lepsze dni, ale nie jestem już tym człowiekiem, co przed pamiętnym marcem. Pomimo ogromnego wsparcia najbliższych nie czuję się bezpieczna. Straciłam poczucie bezpieczeństwa, które jest tak dzieciom adopcyjnym potrzebne do "względnego szczęścia"
Pomimo natarczywych telefonów siostry, postanowiłam spotkać się z nią w maju. Była to dla mnie bardzo trudna decyzja. Postrzegałam siostrę przez pryzmat jej nachalności w stosunku do mojej osoby. Z drugiej zaś strony rozumiałam jej tęsknotę za siostrą, o której ponoć wiedziała od wczesnego dzieciństwa.
Spotkanie nasze było bardzo dziwne. Nie było łez. Wyczuwało się w powietrzu ogromne napięcie. Wszystko przebiegało w spokojnej, przychylnej atmosferze. Dziwnym dla mnie był fakt, że patrzyłam na moja siostrę jak na "koleżankę" a nie kogoś z najbliższej Rodziny. Nie czułam jakiegoś "pociągu" w sensie rodzinnym:-). Pomimo, że jesteśmy bliźniaczkami różnimy się fizycznie w dość znaczący sposób. Inny kolor i kształt oczu, dłonie, wysokość. Podobną mamy mimikę i ruchy.
Na dzień dzisiejszy nasze kontakty są "zawieszone". Napisałam list do siostry, w którym poprosiłam ją, aby nie dzwoniła do mnie i tym samym dała mi czas na nasze ewentualne poznawanie się. Uszanowała moją decyzje i nie dzwoni.
Ja........nie wiem jak potoczą się nasze drogi...czy się zejdą czy nie?..
Czas pokaże...............................
"PRAWDA WAS WYZWOLI"
Trzeba jednak pamiętać, że prawda przekazana w nieodpowiedni sposób może spowodować wiele ran w sercach....
Jestem nową osobą na forum. Chciałam podzielić się moją historią bycia dzieckiem adoptowanym.
Pewnego marcowego dnia, tego roku, pod drzwiami mojego domu stanęła młoda kobieta z parą starszych ludzi. Nie zastała mnie, więc u najbliższych sąsiadów zostawiła do mnie list i swoje zdjęcie. Po przeczytaniu listu dowiedziałam się, że jest moją bliżniaczą siostrą. Do momentu przeczytania listu nie wiedziałam, że jestem adopcyjnym dzieckiem moich Rodziców pomimo, że jestem po trzydziestce. Może to się wydać dziwne, ale nikt przez tyle lat nie powiedział mi o tym fakcie. Nie było ani "życzliwych" kolegów z klasy ani sąsiadów, którzy powiedzieliby mi o moim prawdziwym pochodzeniu.
Chowałam się w szczęśliwej kochającej Rodzinie, otoczona wielką miłością Rodziców i najbliższych.
Moją pierwszą reakcją na list była negacja - "nie, to niemożliwe, abym nie była biologicznym dzieckiem moich Rodziców...jestem do nich tak fizycznie i psychicznie podobna i tyle nas łączy"
Kolejnym szokiem był dla mnie fakt, że moi Rodzice biorąc mnie z Domu Dziecka, kiedy miałam około trzech lat, nic nie wiedzieli o istnieniu mojej bliźniaczej siostry. Dom Dziecka zataił fakt, że poszła ona do Rodziny Zastępczej półtora roku przede mną.
Noc, po dniu, kiedy się o wszystkim dowiedziałam w wyżej opisanych okolicznościach, była dla mnie najgorsza w życiu. Uczucia złości, żalu, niesprawiedliwości, bezradności, lęku i niepewności kłębiły się w moim sercu i głowie. Prosiłam Boga o to, aby dał mi siłę do dalszego życia. Czułam się tak jak ptak, któremu ktoś utrącił skrzydła. Bałam się również o zdrowie mojej Mamy, która ma ponad siedemdziesiąt lat i jest wątłego zdrowia. Widziałam jak martwi się o mnie i przeżywa fakt, że tak na prawdę mogła z Tatą mnie i siostrę adoptować. Rodzice mieli dużo miłości i starczyłoby jej dla nas obu.
W liście siostra napisała, że jest jeszcze kilka dni w Polsce( na stałe mieszka za granicą) i jak chcę się z nią skontaktować to podaje numer telefonu brata i bratowej w Polsce. Po przeczytaniu tych słów zamarłam. Czyżby był jeszcze jakiś brat?
W trakcie rozmowy telefonicznej okazało się, że ów brat to o kilka lat starszy mężczyzna od mojej siostry, adoptowany przez tą samą rodzinę, która ją przysposobiła. Jasnym, więc okazał się fakt, że nie jest on spokrewniony biologicznie z nami.
Rozmowa moja z siostrą trwała krótko. Byłam w zbyt wielkim szoku, aby dłużej z nią rozmawiać. Poprosiłam ją jednak, aby nie spodziewała się po mnie, że będę szukać biologicznej rodziny. Jestem tak emocjonalnie zżyta z moją Rodziną i wrośnięta w nią, że nie wyobrażam sobie innej. Na koniec rozmowy siostra poprosiła o mój numer telefonu. Niezbyt chętnie, ale go podałam.
Od tamtej pory zaczęły się psychologiczne manipulacje ze strony mojej siostry. Zaczęła wydzwaniać do mnie i godzinami rozprawiać, nie wiadomo Bóg wie, o czym, tylko po to, aby emocjonalnie podpiąć się pode mnie. Nie było rozmów o naszych emocjach tylko nawijanie o jej znajomych za granicą i wyciąganie ze mnie jak najwięcej informacji. Poczułam się, osaczona nachalnością siostry. Czarę goryczy przelał telefon, w którym zaczęła mnie informować o biologicznej matce, pomimo iż wcześnie wyraziłam stanowisko w tej sprawie. Chciała pisać do nie list, aby ta wyspowiadała jej się z "występku, jaki uczyniła względem nas." Moja odpowiedz brzmiała krótko-"rób, co zgodne z Twoim sumieniem, ja do tego ręki nie przyłożę, nie będę rozgrzeszać biologicznej matki z przeszłości".
Po tym telefonie posypałam się psychicznie. Rezultatem była depresja, z której jeszcze teraz do końca nie wyszłam pomimo zażywania leków od pół roku. Mam gorsze i lepsze dni, ale nie jestem już tym człowiekiem, co przed pamiętnym marcem. Pomimo ogromnego wsparcia najbliższych nie czuję się bezpieczna. Straciłam poczucie bezpieczeństwa, które jest tak dzieciom adopcyjnym potrzebne do "względnego szczęścia"
Pomimo natarczywych telefonów siostry, postanowiłam spotkać się z nią w maju. Była to dla mnie bardzo trudna decyzja. Postrzegałam siostrę przez pryzmat jej nachalności w stosunku do mojej osoby. Z drugiej zaś strony rozumiałam jej tęsknotę za siostrą, o której ponoć wiedziała od wczesnego dzieciństwa.
Spotkanie nasze było bardzo dziwne. Nie było łez. Wyczuwało się w powietrzu ogromne napięcie. Wszystko przebiegało w spokojnej, przychylnej atmosferze. Dziwnym dla mnie był fakt, że patrzyłam na moja siostrę jak na "koleżankę" a nie kogoś z najbliższej Rodziny. Nie czułam jakiegoś "pociągu" w sensie rodzinnym:-). Pomimo, że jesteśmy bliźniaczkami różnimy się fizycznie w dość znaczący sposób. Inny kolor i kształt oczu, dłonie, wysokość. Podobną mamy mimikę i ruchy.
Na dzień dzisiejszy nasze kontakty są "zawieszone". Napisałam list do siostry, w którym poprosiłam ją, aby nie dzwoniła do mnie i tym samym dała mi czas na nasze ewentualne poznawanie się. Uszanowała moją decyzje i nie dzwoni.
Ja........nie wiem jak potoczą się nasze drogi...czy się zejdą czy nie?..
Czas pokaże...............................
"PRAWDA WAS WYZWOLI"
Trzeba jednak pamiętać, że prawda przekazana w nieodpowiedni sposób może spowodować wiele ran w sercach....